Tak jak w temacie, zastanawiam się, jak względem siebie wypadają wymienione dyscypliny. Poczytałem trochę w internecie i szczerze mówiąc, im dalej, tym bardziej w las. Z jednej strony niekoniecznie współpracują, ponieważ pracują inne mięśnie, z drugiej strony łączą się, przykładem jest np. triathlon.
Przechodząc do sedna sprawy, można powiedzieć, że jestem kolarzem amatorem, dlatego chce skupiać się na pierwszym z wymienionych sportów. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że mam ograniczony dostęp do roweru: studia, akademik, w rowerowni boję się zostawiać sprzęt. Myślałem, o kupnie totalnie basic'owej szosy, której nie będę się bał zostawić, ale to plan przyszłościowy. O bieganiu myślałem już wcześniej, ponieważ z nogami nigdy nie było problemu, gorzej bywało z wydajnością tlenową.
Moim głównym celem jest jak najlepsze przygotowanie się do sezonu, aby jak najbardziej zmniejszyć wiosenne 'braki' w przygotowaniu kondycji, a przy okazji poprawienie ogólnej sylwetki. Obecnie, za mój jedyny stały dzień treningowy można uznać czwartek (uczelniany basen), reszta to kwestia ustalenia. W tym tygodniu biegałem wt-czw-sob, a gdy dojdzie basen, myślę, żeby przestawić się na wt-pt-nie. Dodatkowo robię zmodyfikowaną wersję brzuszków oraz pompki. W zasadzie wcześniej nigdy nie biegałem, więc biegowo startuje od 0. Jak narazie biegam (głównie bardziej trucht) odległość 8,37km, ostatnio zegarek pokazał czas 0:52:55 (+ powrót kilkaset metrów, razem wychodzi ~9km, nie doliczam do czasu), więc du.y nie urywa.

Jeśli chodzi o rower zależy mi bardziej na dłuższych dystansach, niż na sprintach. Pytanie teraz, co będzie lepsze. Czy bieganie dłuższych dystansów (8,37km, wraz ze wzrostem kondycji dorzucenie jeszcze jednego kółka czyli ~12/13km lub po prostu 'szlifowanie' czasu) czy lepiej pomyśleć o interwałach?

Dodatkowe informacje:
wiek: 19
wzrost: 182
waga: 75
pulsometr: brak (na obecną chwilę nie zamierzam kupować)
dodatkowe sporty: rower, basen