Na początek przywitam się (to dopiero mój drugi post, chociaż forum wydaje mi się znajome jak własna kieszeń – czytam Wasze wpisy od prawie roku).
Mężczyzna, 33 lata, waga 72 kg, wzrost 172 cm, BMI 24,3, HRmax około 189.
Biegam regularnie (4x w tygodniu) od 3 miesięcy, wcześniej podejmowałem też próby, ale poddawałem się po kilku treningach.
Bieganie wydawało mi się proste: biegaj, biegaj, biegaj, a z czasem przyjdą wyniki. I zapewne tak jest, ale im głębiej wchodzę w temat, tym wydaje mi się to bardziej zagmatwane, i niestety niezrozumiałe. Problem dotyczy tempa biegu.
Początkowo wykonywałem plan 6 tygodniowy dojścia do ciągłego biegu przez 30 minut. Po pewnych modyfikacjach udało się: przebiegłem 30 minut z tempem 5:11/km. No czad! Tylko co z tego, skoro nie udało mi się tego więcej powtórzyć. Przyszło załamanie, nie potrafiłem zmusić się do biegu nawet przez 10 minut, toczyłem ciągłą walkę ze sobą i ze zmęczeniem. Myślałem że znowu nic z tego.
Aż pewnego dnia doczytałem na forum porady dla innej osoby (biegacz od pół roku, lekka nadwaga) że jego tempo treningowe na dłuższe biegi powinno wynosić około 6:30/km. Wydawało mi się to bardzo powolne tempo, ale tak pomyślałem, że spróbuję. Troszkę szybciej, bo to 6:30 to pewnie przez jego nadwagę, ja spróbuję po mojemu. Z pulsometrem ruszyłem do boju i... przebiegłem 30 minut z pulsem średnim 157 w tempie 5:44/km. Ale przebiegłem. I nawet się nie zmęczyłem, byłem wypoczęty jak po żadnym wcześniejszym treningu.
I tak biegałem sobie kilka razy bez problemu po 30 minut w tempie 5:35 – 5:45 km/min. Nawet spróbowałem zrobić sobie dłuższą wycieczkę i przebiegłem dwie pętle w Parku Śląskim – 13 km w tempie około 5:50/minutę, ale tą już odchorowałem bólem nóg przez 4 dni.
I wszystko byłoby ok, zamierzałem znaleźć sobie kolejny plan treningowy, gdybym nie natknął się na innej stronie biegowej na plan treningowy „maraton w 3:59:59”. Był tam opis kobiety (załóżmy że istniejącej naprawdę), która przebiegła już wiele maratonów, próbowała też bezskutecznie złamać granicę 4 godzin, jej rekord to około 4:01:02. I dla takiej osoby, która jest o kilka galaktyk z wytrenowaniem przede mną, jako tempo treningowe ustalone było 6:17 – w takim tempie miała biegać długie dystanse (oczywiście do tego różne podbiegi, przyspieszenia i inne). Na koniec przebiegła maraton w 3h 52 min.



No właśnie, co jest grane?
Wytłumaczcie mi, dlaczego powinno się tak wolno biegać? Rozumiem że nie należy biegać na wyżygu bez przerwy, ale czy nie powinno się osiągnąć lepszych rezultatów przy bieganiu z większym tempem? Przecież dla wytrenowanej osoby tempo nawet 5:30/min nie jest zabójcze.
Zamiast pytać: Jak żyć?, pytam: Jak biegać? JAK BIEGAĆ?