Biegam juz dosc długo , jak siegne pamiecia - bedzie ok 1,5 roku ( poczatki to marszobiegi i szybkie spacerki). Do tej pory spontanicznie, jak mialam ochote i czas ,ale zaczeło sie robic regularnie. Od kupna butow do biegania , ok rok temu - juz nie moge bez biegania sie obejsc. Od miesiaca biegam dwa razy w tygodniu, a mysle o bieganiu - codziennie ( to jakos wciaga ) Widze ze biegam coraz dalej, coraz lzej.Trzy tygodnie temu- rekord- 8 km , poworka po tygoniu. Wczoraj zaplanowalam dodac dwa km.Wyspana, trzy godz.po sniadaniu ruszylam. Piekan pogoda, slonko, bojowe nastawienie.. i.... z rozpedu machnelam 6 km w jedna strone..i trzeba bylo wrocic- co sie udalo. i... wlasnie...- zamiast radosci , dumy i euforii - zle samopoczucie, przybicie, uczucie choroby,otepienie....Wieczor zamiast w triumfie - plackiem na kanapie.....
Domyslam sie ze za duzo...jestem pewna.
Moje pytanie do bardziej doswiadczonych na tym forum - O ile zwiekszac sobie dystans zeby nie popasc w zniechecenie, nie stracic radosci biegania i zeby robic postepy? Dla takiego amatora jak ja, bez tabelek ,ktorych nie mam cierpliwosci zglebiac .

Marzeniem...polmaraton...kiedys tam.....

Z gory dziekuje.
pozdrawiam
K.W.