Wydaje mi się, że to naturalne podejście chcieć być świadomym swoich ograniczeń. W końcu trudno, żeby koń się obrażał o to, że jest koniem, nawet jeśli sam siebie wyobraża jako wróbla.
EnvyM pisze:Wydaje mi się, że to naturalne podejście chcieć być świadomym swoich ograniczeń. W końcu trudno, żeby koń się obrażał o to, że jest koniem, nawet jeśli sam siebie wyobraża jako wróbla.
Musimy tylko uważać aby nie dać się złapać w pułapkę ograniczeń narzuconych z zewnątrz. aktualnie obserwuje jak świat biegowy jest mocno przesiąknięty mitami na temat analizy biomechanicznej, mierzenia kątów itd. Rozumiem, że wielu zawodników Pro lub po prostu świetnych amatorów szuka dróg rozwoju jednak, że czasem dają się łapać w pułapki wynikające z błędów poznawczych
Mi chodzi jedynie o szukanie odpowiedzi w kontekście kontuzji i urazów, zapobiegania im, ale nie poprzez chamskie wzmacnianie wszystkiego, tylko ukierunkowanego działania, choćby ze względu na oszczędność czasu. Pomijam temat perfekcyjnego ruchu. I Yacool'owi też chyba głównie o to chodzi, żeby podejść do rzeczy z GŁOWĄ, a nie żeby zapie*dalać do celu bez względu na koszty (w zdrowiu) i popadać w manię stabilizowania wszystkiego, nawet elementów które u nas dobrze funkcjonują. Podchodzę do tematu tylko z punktu widzenia ambitnego amatora, a nie już półzawodowca marzącego o sub15.
Ja jako trener przygotowania motorycznego przerobiłem już temat stabilizacji przynajmniej 3-4 lata temu. A teraz obserwuję jak świat zatrzymał się w miejscu i nadal wałkuje ten sam temat. Ciekawe jest też to, że często padają argumenty ad persona opierające się na własnych doświadczeniach (obarczonych dużym błędem poznawczym). Obserwuje zmiany jakie zachodzą w świecie - i czasem mam wrażenie, że mimo dostępu do wiedzy, niektóre dyscypliny nadal opierają się na przekonaniach a nie na faktach.
burzatg pisze:A jakie są te fakty?
Zgłębiać tajniki stabilizacji, czy kompletnie olać?
Przede wszystkim jednym ćwiczeniem nie załatwimy całości tematu. Tutaj należy wziąć pod uwagę kilka obszarów takich jak: stopa i jej okolice (staw skokowy), staw kolanowy, biodrowy. Wiem, że stabilności (centralnej czyli magicznego core) często przypisuje się magiczne właściwości zwłaszcza w przypadku spojrzenia na temat przez pryzmat taśm anatomicznych.
Osobiście jestem zwolennikiem pracy wielopłaszczyznowej z wykorzystaniem treningu oporowego. Z aktualnego stanu wiedzy wynika, że daje on najlepsze rezultaty jeśli chodzi o chociażby powrót po urazie. W poprzednim poście wrzuciłem materiały z którymi wato się zapoznać jeśli chodzi o stabilizację centralną w kontekście bólu w okolicach krzyża (low back pain)
Core stability and low-back pain: a causal fallacy Nathan Augeard and Sean Paul Carroll
Published online 2019 Jun 30. doi: 10.12965/jer.1938198.099
Wąskie biodra dają lepszy transfer sił lokomocyjnych. Reakcja od podłoża trafia w środek masy bez konieczności nachodzenia tułowiem na nogę podporową lub nasilonego wyginania nogi podporowej (rotacje, przywiedzenia, pronacje). Nazywam to nabijaniem się na pal. Taka anatomia daje największą sztywność całemu układowi i rozprasza najmniej energii.
Nie ma jakichś badań robionych w tym kierunku. Przynajmniej nie znalazłem takich. Taką tezę podpieram obserwacją świata wyczynowego, gdzie nie ma szerokich bioder, również u kobiet.
Najwęższego zawodnika, którego spotkałem to był Kipsang (na zdjęciu po prawej). Przy nim nawet Sebastian wyglądałby jak matka Polka po ciąży bliźniaczej. Szacuję jego biodra na około 26cm przy wzroście ponad 180, ale to przypadek ekstremalny nawet jak na standard kenijski.
yacool pisze:Taka anatomia daje największą sztywność całemu układowi i rozprasza najmniej energii.
Nie ma jakichś badań robionych w tym kierunku. Przynajmniej nie znalazłem takich. Taką tezę podpieram obserwacją świata wyczynowego, gdzie nie ma szerokich bioder, również u kobiet.
Rozumiem, że obserwację prowadzisz już na zawodnikach z Topu. Mnie zastanawia jak wygląda to na etapie dzieciństwa zwłaszcza przed okresem dorastania (pokwitania) i czy w tym przypadku wieloletni reżim treningowy ma na to wpływ (czy to tylko wybrane jednostki).
Co do badań odnośnie szerokości bioder to takowe są ale nie prowadzone na grupie Topu. W większości przypadków odnoszą się one do kobiet u których miednica jest szersza.
Kobiety nie zawsze mają szersze biodra. Na dole link do zdj Chabowskiego z Klosterhafen. I tu nie chodzi o to ile ktoś ma BMI, a jaki ma szkielet. Można być chudym i nie mieć wąskich bioder. https://www.instagram.com/p/B2JgmsZI2Wk/
Mamy do czynienia z układem dynamicznym. Jeżeli sprzyjającej anatomii będzie wtórować funkcja, wtedy tworzą się warunki dla fenomenu. Anatomia Kipsanga wydaje się lepsza niż Kipchoge. Czy to właśnie wystarczyło mu do wygrania z nim maratonu w 2013 roku?
U Kipchoge zaszły zmiany w funkcji, doprowadzając go w konsekwencji po sześciu latach do złamania 2h w maratonie. Wydłużył mu się krok. Jak to osiągnął i czy tylko dzięki poprawie funkcji? Działające na szkielet siły przemodelowują również kości. Przede wszystkim zmianie podlega ich architektura wewnętrzna. Zmianie funkcji będzie więc towarzyszyć zmiana anatomii. Zapewne nie będą to ubywające centymetry w biodrach, ale z pewnością dochodzi do adaptacji w szkielecie poddawanym wyjątkowo powtarzalnym obciążeniom.
Pomysł, żeby rozpocząć specjalistyczny trening w fazie wzrostu, wydaje się kuszący. Być może bardzo młody organizm dałoby się tak przemodelować, żeby uzyskać maszynę do biegania wykorzystując tę fazę i ukierunkowując ją. Czy to jednak jest możliwe, gdy już na starcie korpulentny uczeń szkoły podstawowej wygląda jak hipopotam w zestawieniu z miniaturowymi kopiami Kipsanga?
Czasami można znaleźć wśród białych dzieci istne szkieletory, czyli z anatomią stworzoną do biegania. Jak sprawić, żeby pojęły swoją misję, swoje przeznaczenie i przez najbliższe 15 lat wykonywały tylko tę jedną aktywność, podczas której pojawiają się specyficzne dla biegu obciążenia poprawiające funkcję, a przez to również anatomię? Co z psychiką takiego dziecka? Co z czynnikami kulturowymi, socjalizacją, rodzącymi się własnymi pomysłami na życie?
Czarne dziecko ma dużo łatwiej. Nie ma tylu rozpraszaczy. Ma za to swoich biegających idoli. I to nie na plakacie, ale w postaci starszego brata, wujka, czy ojca, jak w przypadku małych Kipsangów. To jest jak samonakręcająca się fabryka maszyn do biegania. Takie dziecko nie jest do niczego zmuszane. Jego rodzice nie gorączkują się na stadionach lekkoatletycznych motywując pociechy do uprawiania sportu. Mały Kenijczyk sam z siebie chce biegać i od samego początku chce być mistrzem świata. Tych wszystkich czynników nie uwzględnia się, bo nie mają wpływu na anatomię. A jeśli jednak mają wpływ?