Bieganie boso

Biegowe "citius, altius, fortius": miejsce dla tych którzy chca biegac dalej i szybciej.
hassy
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1219
Rejestracja: 09 paź 2012, 11:09
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

No to patent na zimowe miesiące, żeby się stopy nie zresetowały czy rozbestwiły: płaska skrzyneczka wypełniona ostrym tłuczniem pomieszanym z szyszkami. Poustawiać takich parę w chacie w newralgicznych punktach, w których często (przy)stajemy: zlewozmywak, gdzieś w łazience przed umywalką, naprzeciw TV... i w trakcie codziennych czynności włazić na to i ugniatać, ugniatać, międlić, przestępować ze stopy na stopę, w okolicach połowy lutego już podskakiwać.... :)
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Poola
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 10
Rejestracja: 26 paź 2013, 00:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ja kiedyś próbowałam biegania boso, jednak to chyba nie dla mnie. :( Może za jakiś czas. :)
Klanger
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1241
Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Teraz jest świetny moment na bieganie w lesie, lub po polnych drogach. Drobne kamyki są pochowane w miękkim gruncie, przez co znacznie mniej wbijają się w podbicie stopy :taktak:
W lecie, lub jak jest sucho jest superaśnie bo jest ciepło, ale teraz jest zdecydowanie bardziej komfortowo.
Awatar użytkownika
Lisciasty
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 978
Rejestracja: 13 lis 2011, 21:10
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Klanger pisze:Dziś symbolicznie zakończyłem bosy sezon,
Jak to zakończyłeś sezon? U mnie wczoraj +15, sezon bosakowy w pełni :P
Gdy na rzyci zgolę włoski, jestem piękny, jestem boski!
Klanger
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1241
Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Symbolicznie, tzn. były kwiaty, łzy szczęścia, chleb i sól, kapela ludowa te klimaty, co nie oznacza, że koniec działania na ten rok :bum:

Choć, przez tydzień po tej trasie unikałem biegania boso po lesie, drogach etc (na tartanie kilka kółek zrobiłem i stwierdziłem, że trzeba odpocząć od tych doznań troszkę :hej: ).
Awatar użytkownika
Lisciasty
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 978
Rejestracja: 13 lis 2011, 21:10
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Szyszki, klocki LEGO i psie klocki człowiek ma zakodowane coby unikać, ale wczoraj mało
nie poleciałem na ryj na banalnych mokrych liściach, zdradliwe cholerstwo :/

Jakie największe tempo miałeś na bosaka? Ja na razie biegam asekuracyjnie i niespiesznie,
choć kamieniste ścieżki na wałach koło rzeki atakuję coraz śmielej. Tylko boję się że jak
za szybko polecę po tych kamolach to skóra gdzieś zostanie :>
Gdy na rzyci zgolę włoski, jestem piękny, jestem boski!
Klanger
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1241
Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Lisciasty pisze:Jakie największe tempo miałeś na bosaka?
Na tartanie przeliczając 400 m okrążenia to ostatnio wychodziło coś poniżej 3:45/km (między 1:30 i 1:25 kółko), ale nie był to mój dzień :hej: bo dwa dni wcześniej zrobiłem te 25 km po górach, i nawet tartan wydawał się dość chropowaty :hahaha: to raczej szybko nie jest.

Jakiś czas wcześniej, też na tartanie biegałem nieco szybciej, ale zmazały mi się zapisy w zegarku. Tak ogólnie to żaden ze mnie sprinter, w terenie nie biegam szybko boso, raczej LSD.

Raczej mój organizm lubi długo, a mniej szybko (już od podstawówki tam gdzie była meta na 60 czy 100m tam ja się zaczynałem rozpędzać, a tu -niespodzianka- kazali się zatrzymać :hej:
A jak były dłuższe biegi 1.5/3k, to gdzieś tak w połowie dystansu dochodziłem do prędkości przelotowej, zaczynałem gonić tych którzy lepsi byli na 100m czy 400m, po czym zazwyczaj ich po jakimś czasie mijałem, i biegłem sobie swoim tempem do mety. Ale to było dawno temu :hahaha:
Klanger
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1241
Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Jak tam zimowe bieganie bose? Ktoś się odważył? Po tym lodzie.... :hej:
Awatar użytkownika
Lisciasty
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 978
Rejestracja: 13 lis 2011, 21:10
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

U mnie na razie +3, więc lodu nie widać choć śnieg gdzieś się wala resztkami.
Zrobiłem rundkę ale mimo że byłem niezbyt grubo ubrany (2 koszulki, polar, czapka, cienkie spodnie)
to jednak zagotowałem się, ze stopami żadnego problemu nie ma.
Myślę, że zejście poniżej zera nie będzie jakieś traumatyczne :>
Gdy na rzyci zgolę włoski, jestem piękny, jestem boski!
tapczan
Wyga
Wyga
Posty: 96
Rejestracja: 31 lip 2011, 16:30
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Może nie w temacie, ale jako ciekawostka.

Zapomniałem jakiś czas temu butów na siłownię. Nie chciało mi się po nie już wracać, myślę 'trudno' zrobię sobie zamiast treningu siłowego jakieś pół godziny boso na bieżni.

Już podczas biegu czułem że wszystko inaczej pracuje niż zwykle, ale prawdziwe zdziwienie przyszło dzień później. Przeciążyłem w takim stopniu mięśnie płaszczkowate w łydkach że 2 dni miałem problemy z chodzeniem, a do biegania wróciłem po tygodniu ;-). Rzeczywiście w zimie nie robie takiego kilometrażu jak latem ale żeby takie problemy przyszły po ledwie 6 km tylko że boso to w życiu bym nie pomyślał.
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

O, jaki fajny wątek :) Również podzielę się moimi skromnymi bosymi doświadczeniami.

Przygodę zacząłem na początku grudnia - dodałem bose odcinki na koniec każdego biegu, a przy chodzeniu zrezygnowałem z butów całkowicie.

Najpierw o bieganiu. Moje nawierzchnie to chodniki asfaltowe, z płyt betonowych lub betonowej kostki. Lekko chropowate, cudownie przyjemne pod stopami. Rozpocząłem od kończenia każdego biegu kilometrem boso i planowałem dodawać kilometr z każdym miesiącem, ale już po dwóch tygodniach biegałem 3km odcinki, a pod koniec grudnia zrobiłem 5km po lesie w cyklu Z Biegiem Natury.

Pierwsze dwa tygodnie moje achillesy i łydki cierpiały przeokrutnie i trwałoby to pewnie nadal, gdybym dalej upierał się przy zerowym lub minimalnym kontakcie pięty z podłożem. Od kiedy pozwalam, by pięta swobodnie wylądowała i poczuła nawierzchnię, wspomniane bóle zniknęły.

Co ciekawe, przez to samo przechodzi obecnie moja żona, która wprawdzie nie biega boso, ale - zainspirowana moim przykładem - kupiła minimalsy z zerowym spadkiem. Na razie ma za sobą jeden trening chodnikowy, trzy dni kuśtykania po domu i późną, ale cenną refleksję: "wiesz, jak chyba jednak wyłącznie na palcach to biegłam". Co ciekawe, w tych samych butach biega już trzeci tydzień na bieżni na wzniesieniu 6% i tam problemy nie występują - może to domena wyłącznie płaskich nawierzchni?

Drugim problemem okazały się bóle śródstopia (głowa drugiej kości śródstopia) połączone z wyczuwalną opuchlizną w tym miejscu, które zaczęły mnie męczyć po ok. miesiącu. Zrobiłem wówczas przez 4 kolejne dni 3km, 3km, 5km (wspomniane zawody) i znów 3km, po czym... nie mogłem dalej biegać. Mogłem chodzi boso i biegać w minimalsach (Inov-8 bare-x 180), ale bieganie boso nie wchodziło w grę - 20 metrów i chciałem krzyczeć z bólu. Nie wiem, czy nadmiernie przeciążyłem kości śródstopia, czy jest to naturalny proces ich adaptacji, a może w grę wchodzi choroba Mortona, ale musiałem odstawić bose bieganie i wracam do niego dopiero dziś, czyli po ok 4 tyg. przerwy. Przez luty będę wałkował odcinki kilometrowe, choć po przeczytaniu wątku znów mam ochotę zrobić co najmniej dyszkę ;)

Co do chodzenia - od kiedy zrzuciłem buty na początku grudnia, chodzę boso niemal wszędzie: do pracy, sklepu, kina, znajomych, do rodziców w święta, na spacery z dziećmi... Jedynym wyjątkiem są kluby - raz, że część nie wpuszcza, a dwa, że depczą.

Grudzień był bardzo łaskawy, bo temperatura oscylowała od +2 rano do +10 popołudniami. W styczniu przyszły mrozy, ale jeśli tylko jest sucho, -5 jest w miarę komfortowe, a i przy -10 nie miałem problemów z dotarciem do pracy (łącznie ok. godziny, z czego pół w pojazdach komunikacji miejskiej, a drugie pół spacerując na przystankach), choć o komforcie nie było już wtedy mowy. Muszę tylko pamiętać, by resztę ciała ubrać z lekkim zapasem (szczególnie korpus) i unikać stania w miejscu. Natomiast śnieg to dla mnie zabójca. Raz wybrałem się na zakupy po ubitym śniegu - fakt, że przy -16 (jedyny taki poranek w styczniu), ale myślę, że to śnieg był czynnikiem decydującym - i po powrocie (truchtem, bo iść nie dało rady) zszedł mi naskórek z opuszków palców, a nowy był wrażliwy przez kolejne dwie doby. Innym razem wybrałem się do pracy przy -8, nie biorąc poprawki na cienką warstwę świeżego puchu na chodnikach. Koszmar! Gdy po godzinie dotarłem na miejsce, potrzebowałem kolejnych czterech, by odzyskać czucie w stopach, a wtedy od razu pożałowałem, że je odzyskałem. Pulsująco-kłująco-piekący ból podeszw połączony z opuchlizną towarzyszył mi przez 3 dni. Czwartego postanowiłem go przełamać, zrobiłem 12km w Inovach i... wszystko wróciło do normy :) Jedno doświadczenie więcej, na szczęście nabyte stosunkowo niewielkim kosztem.

Reakcje obcych ludzi bywają przezabawne, ale póki co nikt nie wyraził wprost swojej dezaprobaty. Bywa, że ktoś podchodzi i pyta, w czym rzecz, jednak jak na razie były to wyłącznie osoby wykazujące życzliwe zainteresowanie. Niezadowoleni ograniczają się do spoglądania z daleka i potępiania w myślach ;) Jedynie w pracy pierwszego dnia po zmianie lokalizacji, gdy nikt w nowym budynku jeszcze nas nie znał, ochroniarz nieco wzbraniał się przed wpuszczeniem mnie do środka. Teraz już wie, że jestem wariatem, a z wariatami lepiej się zgadzać, więc problemu nie ma.

Co do skaleczeń, to zdarzyły mi się dwa: jedno, gdy biegłem już po zmroku po kiepsko oświetlonym chodniku obok monopolowego i złapałem okruch szkła (ciemnego, więc pewnie z butelki po piwie) wielkości okruszka bułki tartej (wyjąłem od razu), a drugie przy wspomnianym odmrożeniu - wbiłem szkło wielkości ok. pół główki zapałki w opuszek dużego palucha, ale ze względu na odrętwienie stóp w ogóle tego nie poczułem, a później nie byłem w stanie wyłapać tego bólu spośród ogólnej masakry stóp. Tak więc chodziłem z tym szkłem i wbijałem je coraz głębiej :( Gdy po 4ech dniach zorientowałem się co i jak, żona przez dobry kwadrans rozcinała mi stopę, zanim dała radę dogrzebać się do szkła, ale po kolejnych dwóch dniach nie było już praktycznie śladu. Cała przygoda jest dla mnie potwierdzeniem, że "numb feet are dumb feet".

Pozdrawiam wszystkim bosych!
Awatar użytkownika
Lisciasty
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 978
Rejestracja: 13 lis 2011, 21:10
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Nieźle poczynasz, ale co innego bieganie a co innego chodzenie,
według mnie chodzenie po śniegu i mrozie i odmrażanie stóp
nie jest raczej czynnością mądrą. Przy biegu jednak stopy są dużo cieplejsze...
Gdy na rzyci zgolę włoski, jestem piękny, jestem boski!
Klanger
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1241
Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Sezon bosy rozpoczęty :-)
Awatar użytkownika
jedz_budyn
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1881
Rejestracja: 28 sie 2013, 12:09
Życiówka na 10k: 46:45
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Bieruń

Nieprzeczytany post

Z chęci czy konieczności? Chodzi u nas w okolicy jeden kloszard, cały rok boso, rzadko kiedy widzę go w jakimś obuwiu. Nazywają go potocznie Cejrowski.
Klanger
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1241
Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Z konieczności - nie mam kasy na buty... drogo Panie, drogo.
ODPOWIEDZ