i jeszcze jedna rzecz:
bardzo dobry filmik pokazujący skupianie się jedynie na sposobie lądowania (fragment pomiędzy 2:40 i 4:00)
http://www.youtube.com/watch?v=b3Nt4WgQed8
Koleś raz ląduje na śródstopiu i podciąga podudzia pod pośladki, a potem wali z pięty i biegnie w dobrze znany sobie sposób, podczas którego jest nawet bardziej rozluźniony. Porównanie pokazane jest na dwóch różnych prędkościach. To jest bardzo dobry przykład zmiany z kalectwa na kalectwo. Tego typu materiały utrwalają błędne przekonanie, że jak tylko przejdzie się na śródstopie i wychyli do przodu, to jest już ok. Otóż nie jest ok. Krok staje się nienaturalnie krótki, spada prędkość, za to rośnie kadencja, którą można już pomierzyć i napawać się, książkowym wynikiem 180 na minutę. Tak jest na wszystkich tego typu filmach instruktażowych w necie, czy to pose czy chi, bez znaczenia.
Tymczasem problem tkwi o dwa ogniwa biomechaniczne wyżej - w biodrach. To stamtąd wyprowadzany jest ruch, a reszta ma podlegać mniejszej lub większej bezwładności. Im dalej znajduje się człon od źródła inicjowanego ruchu tym większą bezwładnością się cechuje. Lądująca stopa ma być jak końcówka trzaskającego bicza, którego rękojeść leży w samym środku dupy!
Zasłońcie ręką nogi temu kalece, żeby oczy nie widziały jak ląduje i skupcie wzrok na dupie. Koleś ma cały czas cofnięte biodra, niezależnie od sposobu lądowania!
Jak wyprowadzić biodra do przodu? No. To jest dopiero kluczowe pytanie. Bo tu tkwi problem i rozwiązanie zarazem, ale to jest znacznie trudniejsza kwestia niż samo lądowanie.