Samuel-- pisze: Ale jak już po maratonie przejdzie mi etap pt. "nigdy w życiu więcej tego nie zrobię"
Ktoś Ci głupot nagadał z takimi etapami. Ja już w czasie biegu rozważałem zapisy na kolejny maraton

Samuel-- pisze: Ale jak już po maratonie przejdzie mi etap pt. "nigdy w życiu więcej tego nie zrobię"
Super, że tak Ci się podobało. Jednak jak czytam takie wypowiedzi:Samuel-- pisze:No i wszystko jasne. Orlen Warsaw Marathon przebiegnięty w 4:19:24, bez przechodzenia w chód, z jednym tylko zatrzymaniem na siku, meta przekroczona z uśmiechem na ustach![]()
Co sprawiło, że nie udało się planowane 4:15:00? Myślę, że głównym powodem był po prostu brak doświadczenia - do tej pory najwięcej w życiu przebiegłem 29km, na treningu. Do następnego maratonu po prostu muszę więcej biegać długich dystansów. Skoro już wiem, że daję radę, to teraz mogę spokojnie popracować nad wytrzymałością. Ale, czy będzie kolejny start w maratonie? Tego nie jestem pewien. O ile nadal twierdzę, że maraton to po prostu dwa półmaratony jeden po drugim i nie ma w nim nic magicznego ("królewskiego", czy jak go tam niektórzy nazywają), o tyle rozumiem, że trening do niego pożera masę czasu. Treningi do mojego ulubionego dystansu - 10km - świetnie komponują się z treningiem ogólnorozwojowym. Innymi słowy, nie muszę wybierać, czy trenuję do startu na 10km (przynajmniej na moim poziomie, czyli troszeczkę poniżej 50 minut), czy np. do aikido, rugby, itp. Natomiast jeśli trenuję do maratonu, to znaczy, że trenuję wyłącznie do maratonu. Taki trening jest kosztem innych zajęć. A ja mam rozległe zainteresowania, również sportowe, i nie chciałbym z nich rezygnować. Teraz np. kombinuję, że może zacznę jogę, albo wkręcę się na rugby, albo futbol amerykański. Albo wrócę do staży aikido
Tak czy inaczej, bieg był zajebisty. Świetna organizacja, piękna pogoda, biegłem dokładnie według swojej strategii, którą opisałem tu wcześniej i biegło mi się wspaniale. Pozdrawiam wszystkich, którzy wystartowali razem ze mną
PS. VFF Seeya spisały się doskonale
Jeżeli chcesz wystartować w maratonie, żeby go przetruchtać, to rzeczywiście jest to wtedy tylko dystans równy dwóm półmaratonem, ale jeżeli biegniesz na granicy swoich możliwości i wytrenowania to jest już to wtedy coś więcej niż tylko dwie połówki.Samuel-- pisze:O ile nadal twierdzę, że maraton to po prostu dwa półmaratony jeden po drugim i nie ma w nim nic magicznego ("królewskiego", czy jak go tam niektórzy nazywają), o tyle rozumiem, że trening do niego pożera masę czasu.
Mylisz dwie zupełnie inne sprawy. Jestem naprawdę wielkim orędownikiem biegania dla przyjemności. Zresztą każdy kto poczytuje mojego bloga może to potwierdzić. Często modyfikuje swoje plany, dodaje kilometry, wydłużam trasy - biegam więcej niż powinienem, bo po prostu lubię biegać. I wtedy właśnie biegam dość wolno, cieszę się samą możliwością biegu. Jeżeli mam możliwość biegu z kimś to często przez całą trasę prowadzę zażarte rozmowy.Samuel-- pisze:I taki styl ukończenia maratonu uważam za dużo fajniejszy i wyraźnie świadczący o moich możliwościach, niż gdybym pobiegł parę minut lepiej z miną cierpiętnika i obłędem w oczach. Jak to było w "Urodzonych Biegaczach" - jeśli nie czujesz przyjemności z biegania, to coś tu jest nie tak.
Dokładniemaly89 pisze: Jednak jeżeli startuje to podchodzę do tego na poważnie (chyba, że przed startem założenia są takie, że mam się tylko dobrze bawić i nie zwracać uwagi na czas). Cieszyć się bieganiem można codziennie na treningu. Zawody są po to, żeby rywalizować, z innymi biegaczami, z samym sobą, z czasem.
Zgadza się, możnaAdrian26 pisze: Kiedyś biegałem wyłącznie rekreacyjnie, dla siebie, bez spinania się. Nawet maraton można sobie pobiec w lesie, odmierzyć pętle, pobiec x razy - będzie bezpieczniej dla organizmu i przyjemniejSam to przerabiałem i bardzo miło wspominam - nie musiałem z nikim rywalizować, nigdzie wyjeżdżać, po bieganiu miałem blisko do domu
![]()