Trening do maratonu wg jakiej szkoły?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1374
- Rejestracja: 08 maja 2009, 08:32
Na moich intensywnościach faza wstępna planu oparła by się na 120 - 130 km / tyg (zobacz plan pod maraton) - on podaje ramy czasowe biegania. Im szybciej biegasz tym ci więcej wyjdzie. Ty biegasz ode mnie szybciej. Przelicz sobie.
edit. Intensywności aerobowe licz jako I i II zakres wg szkoły polskiej.
edit. Intensywności aerobowe licz jako I i II zakres wg szkoły polskiej.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1374
- Rejestracja: 08 maja 2009, 08:32
108 wychodzi dla 5.0/kmbjj pisze: Biegając maksa czyli 7x w tygodniu wyszłoby mi w pierwszej fazie około 108km/tydzień.
A gdzie masz II zakres?
Wg Lidiarda powinieneś możliwie w jak największym stopniu wykorzystywać bazę aerobową. II zakres to byłaby właściwa intensywność.
- mihumor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6204
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 14:14
- Życiówka na 10k: 36:47
- Życiówka w maratonie: 2:48:13
- Lokalizacja: Kraków
Jurku, mylisz swoją subiektywną ocenę ze swoimi obiektywnymi możliwościami. Z tego co pamiętam to przed wejściem w plan biegałeś 10km grubo poniżej 40 minut więc twoje obiektywne możliwości nie miały nic wspólnego z poziomami o jakich piszesz bo maraton to nie zaliczanie 42km szybszym truchtem( a tak się oceniałeś). Podobnie z oceną o starcie w maratonie na wynik 3.10, to spore niedoszacowanie i skończyło się ładnym 3.01Jurek z Lasu pisze:Moim zdaniem nie trzeba być na jakimś tam wysokim poziomie biegowym żeby zrealizować z powodzeniem plan dla zaawansowanych metodą Hansonów (ten z książki – bez przeróbek). Rok temu biegałem zaledwie 40-50 km/tydz. i do tego nieregularnie. Poziom wejściowy realnie oceniam na jakieś 3h 25'- 3h 30' w maratonie. Myślę że każda osoba biegająca w miarę regularnie około 2 lat na takim pułapie kilometrowym może ten plan robić.


A problem o jakim piszesz; jest to plan dla zaawansowanych i oni nie miewają kłopotów z oszacowaniem swojego tempa maraton, może dlatego także prawie wszyscy, których treningi obserwowałem przez prawie rok swoje cele zrealizowali a nie były to cele niedoszacowane na pewno.
Najszybsza kupa złomu w galaktyce
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1374
- Rejestracja: 08 maja 2009, 08:32
Moim problemem Michale było to że biegałem 40' na dychę z małego kilometrażu. Przeważnie umierałem na takich biegach. Dopiero metoda Hansonów otworzyła mi oczy na kontrolowane tempo wyścigu. Myślę że nie trzeba wcale celować w trójkę w maratonie by biegać 80-100 km / tydz. Moim zdaniem by biegać maraton bez umierania (ścian i tego podobnych ...) taki kilometraż jest swego rodzaju gwarancją. To mówi przecież Lidiard w swojej książce na początku rozdziału poświęconego maratonowi.
Założyciel tego wątku Dariush zapytuje nas jakie szkoły biegowe będą najlepsze dla przebiegnięcia maratonu. Mam dla niego prostą odpowiedź. Jeżeli potrafi biegać 80-100 km/ tydz nie potrzebuje żadnych szkół treningowych by zrealizować swój cel. Same spokojne kilometry w intensywnościach aerobowych pozwolą mu go osiągnąć. Tyle, że jak mi się wydaje występuje powszechny opór przed bieganiem objętości – ludzie są leniwi i ustawiają sobie kładki.
Czytałem ostatnio książkę "Maratończyk" – Billa Rodgersa (4-razy zwyciężał w maratonie w Bostonie i NY). Oni nie mieli żadnych szkół biegowych w latach 60-tych i 70-tych. Po prostu biegali kilometraż i nie zastanawiali się zbytnio nad tymi szkołami. Spokojne realizowane kilometry dawały im w tych latach wyniki w okolicach ok. 2h 20' w maratonie. Tyle że u nich bazą podstawową od której zaczynała się zabawa w trening było 160 km / tydz. Pierwsze treningi szybkościowe jakie wprowadził Rodgers przeniosły go na poziom 2h 10'.
Boimy się spokojnego kilometrażu Michale. Nic więcej nam nie potrzeba.
Założyciel tego wątku Dariush zapytuje nas jakie szkoły biegowe będą najlepsze dla przebiegnięcia maratonu. Mam dla niego prostą odpowiedź. Jeżeli potrafi biegać 80-100 km/ tydz nie potrzebuje żadnych szkół treningowych by zrealizować swój cel. Same spokojne kilometry w intensywnościach aerobowych pozwolą mu go osiągnąć. Tyle, że jak mi się wydaje występuje powszechny opór przed bieganiem objętości – ludzie są leniwi i ustawiają sobie kładki.
Czytałem ostatnio książkę "Maratończyk" – Billa Rodgersa (4-razy zwyciężał w maratonie w Bostonie i NY). Oni nie mieli żadnych szkół biegowych w latach 60-tych i 70-tych. Po prostu biegali kilometraż i nie zastanawiali się zbytnio nad tymi szkołami. Spokojne realizowane kilometry dawały im w tych latach wyniki w okolicach ok. 2h 20' w maratonie. Tyle że u nich bazą podstawową od której zaczynała się zabawa w trening było 160 km / tydz. Pierwsze treningi szybkościowe jakie wprowadził Rodgers przeniosły go na poziom 2h 10'.
Boimy się spokojnego kilometrażu Michale. Nic więcej nam nie potrzeba.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1627
- Rejestracja: 17 gru 2012, 13:28
- Życiówka w maratonie: 2:59:50
Nagly skok kilometrazu z 40-50 do 80-100 to nie jest najlepszy pomysl.
To jest prawdopodobnie droga do kontuzji (jesli nie dzis to jutro).
I drugorzedne jest jak to bedziemy biegac (szybko/ czy wolno).
Takie skroty myslowe pt. trzeba biegac tyle, a tyle na tydzien czytane przez osoby z niewielkim doswiadczeniem moga je zaprowadzic do fizykoterapelty, ortopedy, czy innego lekarza. A juz niekoniecznie do upragnionego wyniku.
Niemniej jednak oczywistym jest, ze jesli ktos biega tygodniow ok. 80km to maraton w przedziale 3:15-3:30 nie jest dla niego zadnym wyzwaniem. I tylko od tego jak to biega bedzie zalezalo, czy jego wynik bedzie blizej 3 (3:00-3:15).
Pisze o ty, bo wiele osob jako plan pod maraton widzi tylko tzw. BPS - czyli ostatnie 2 do 3 msc, a nie postrzega tego co trzeba zrobic wczesniej by niejako dojrzec do BPS jako czesci treningu!
To jest prawdopodobnie droga do kontuzji (jesli nie dzis to jutro).
I drugorzedne jest jak to bedziemy biegac (szybko/ czy wolno).
Takie skroty myslowe pt. trzeba biegac tyle, a tyle na tydzien czytane przez osoby z niewielkim doswiadczeniem moga je zaprowadzic do fizykoterapelty, ortopedy, czy innego lekarza. A juz niekoniecznie do upragnionego wyniku.
Niemniej jednak oczywistym jest, ze jesli ktos biega tygodniow ok. 80km to maraton w przedziale 3:15-3:30 nie jest dla niego zadnym wyzwaniem. I tylko od tego jak to biega bedzie zalezalo, czy jego wynik bedzie blizej 3 (3:00-3:15).
Pisze o ty, bo wiele osob jako plan pod maraton widzi tylko tzw. BPS - czyli ostatnie 2 do 3 msc, a nie postrzega tego co trzeba zrobic wczesniej by niejako dojrzec do BPS jako czesci treningu!
- mihumor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6204
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 14:14
- Życiówka na 10k: 36:47
- Życiówka w maratonie: 2:48:13
- Lokalizacja: Kraków
Spoglądanie w stronę treningu zawodowców i wyciąganie prostych wniosków jest bardzo złudne. Rogers nie dlatego biegał 2.20 maraton, że wyrabiał na treningu 160km tylko dlatego, że był utalentowany, miał zdrowie,odpowiednie predyspozycje i do tego biegał od dziecka jako zawodnik i był do tego treningu przez lata przygotowywany. Lepszy trening pozwolił mu się dodatkowo rozwinąć ale tylko dlatego, ze miał podstawy by je w ogóle robić - nie widzę tu niczego niezwykłego czy żadnej nowej inspiracji. Ogromna większość ludzi nie będzie w stanie w ogóle tyle biegać bez względu na tempa czy obciążenia albo pobiega to bardzo krótko. To działa też w drugą stronę i ja znam wielu ludzi, którzy choćby biegali po te 80-100km tygodniowo nigdy 3.15 nie pobiegną, znam takich co tyle biegali i nie pobiegli, znam takich co biegali mniej i pobiegli bez problemu itd itp. Nie bardzo da się takie proste wnioski wysnuwać. Tak samo są ludzie, którzy legendarna trójkę łamią truchtem, bez treningu i jeszcze sobie balonik powieszą nad głową a dla innych to będzie dokonanie życie lub cel niedościgły. Mamy bardzo różne predyspozycje i różnie nas bozia obdzieliła talentem. O lenistwie bym nie pisał bo śledząc blogi, dzienniczki treningowe czy opisy treningów większość cierpi bardziej na grzech nadgorliwości niż zaniechania. Dobieranie treningu korelującego ze swoim celem jest na pewno rzadsze niż branie się za plany na wyrost i dowalanie po drodze jeszcze dodatkowo.
Najszybsza kupa złomu w galaktyce
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1627
- Rejestracja: 17 gru 2012, 13:28
- Życiówka w maratonie: 2:59:50
Podalem przedzial 3:15-3:30. I dodatkowo dorzuce, ze jesli tak sobie biega przez 3 lata i wiecej, to bedzie statystyczniw malo prawdopodobne, ze nie zejdzie <3:15. Ale oczywiscie, ze mamy rozne predyspozycje i nawet rozklad normalny przewiduje sytuacje, ze to sie nie bedzie mialo miejsca.mihumor pisze:[...] To działa też w drugą stronę i ja znam wielu ludzi, którzy choćby biegali po te 80-100km tygodniowo nigdy 3.15 nie pobiegną, znam takich co tyle biegali i nie pobiegli, [...]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1374
- Rejestracja: 08 maja 2009, 08:32
Chciałbym jedynie sprostować jedną kwestię poruszoną przez Michała, która jest nieprawdziwa. Otóż Bill Rodgers nie był zawodowcem. Pracował na pełny etat, nie otrzymywał pieniędzy za swoje bieganie, nie miał podpisanych kontraktów z firmami z sektora biegowego, palił papierosy i pił, w nagrodę za wygranie maratonu w Bostonie dostał wieniec laurowy i miskę gulaszu. Tak samo nie był zawodowcem jego kumpel Amby Burfoot który także wygrał maraton w Bostonie. Nie byli również zawodowcami inni jego koledzy którzy plasowali się w pierwszej dwudziestce tegoż maratonu. Jedyną cechą wspólną tych panów było to że biegali 160km+/tyg. Czy każdy miał talent? Trudne pytanie.
Jeżeli ktoś mi mówi że biega 100km+/tyg mogę jedynie o nim powiedzieć: "Ten facet lubi biegać". Nie wrzucam go z automatu do jakiejś tam kategorii finansowej.
Jeżeli ktoś mi mówi że biega 100km+/tyg mogę jedynie o nim powiedzieć: "Ten facet lubi biegać". Nie wrzucam go z automatu do jakiejś tam kategorii finansowej.
Ostatnio zmieniony 27 lis 2015, 14:22 przez Jurek z Lasu, łącznie zmieniany 1 raz.
- mihumor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6204
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 14:14
- Życiówka na 10k: 36:47
- Życiówka w maratonie: 2:48:13
- Lokalizacja: Kraków
Autor książki "Maraton metodą Hansonów" też nie był zawodowcem w myśl ścisłej definicji, jednak był w Bostonie chyba koło 12 tego miejsca open w czasie 2.14 jeśli dobrze pamiętam i to w epoce afrykańskej, czy miał talent, nie wiem trudno powiedzieć, być może doszedł do tych wyników samą pracą i sporą objętością treningową
. Podobnie zawodowcami nie byli Zatopek, Krzyszkowiak czy Malinowski, wszyscy oni pracowali w kopalniach czy stoczniach i często biegali za grosze jak chyba wszyscy w tamtych czasach. Po prawdzie jednak nie trzeba sięgać do takich przykładów "w krzywym zwierciadle" bo klasyk Skarżyński opisuje faktycznych amatorów, którzy w latach osiemdziesiątych biegali poniżej 2,20 na MP w Dębnie tyle, ze Skarżyński twierdzi, że Ci akurat mieli talent. Czy Rogers i jego koledzy mieli to nie wiem ale mogę domniemać że raczej tak bo jeśli nie to należałoby postawić tezę, że najlepsi na dziś amatorzy w Polsce (ale i w innych krajach) to zgraja nieutalentowanych leni z nadwagą nie lubiących biegania. Jedno się od tego czasu nie zmieniło, nagrody dla amatorów w dalszym ciągu w biegach mają wartość michy gulaszu, ważne, że ten gulasz lubimy no są jeszcze te medale....

Najszybsza kupa złomu w galaktyce
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
- barcel
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1107
- Rejestracja: 16 wrz 2011, 10:58
ze sportowcami w czasie PRL to do końca tak nie było, że pracowali w kopalniach innych zakładach. Polecam biograficzną książkę Kozakiewicza "Nie mówcie mi jak mam zyć". Ładnie to tam opisujemihumor pisze:Autor książki "Maraton metodą Hansonów" też nie był zawodowcem w myśl ścisłej definicji, jednak był w Bostonie chyba koło 12 tego miejsca open w czasie 2.14 jeśli dobrze pamiętam i to w epoce afrykańskej, czy miał talent, nie wiem trudno powiedzieć, być może doszedł do tych wyników samą pracą i sporą objętością treningową. Podobnie zawodowcami nie byli Zatopek, Krzyszkowiak czy Malinowski, wszyscy oni pracowali w kopalniach czy stoczniach i często biegali za grosze jak chyba wszyscy w tamtych czasach. Po prawdzie jednak nie trzeba sięgać do takich przykładów "w krzywym zwierciadle" bo klasyk Skarżyński opisuje faktycznych amatorów, którzy w latach osiemdziesiątych biegali poniżej 2,20 na MP w Dębnie tyle, ze Skarżyński twierdzi, że Ci akurat mieli talent. Czy Rogers i jego koledzy mieli to nie wiem ale mogę domniemać że raczej tak bo jeśli nie to należałoby postawić tezę, że najlepsi na dziś amatorzy w Polsce (ale i w innych krajach) to zgraja nieutalentowanych leni z nadwagą nie lubiących biegania. Jedno się od tego czasu nie zmieniło, nagrody dla amatorów w dalszym ciągu w biegach mają wartość michy gulaszu, ważne, że ten gulasz lubimy no są jeszcze te medale....

- mihumor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6204
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 14:14
- Życiówka na 10k: 36:47
- Życiówka w maratonie: 2:48:13
- Lokalizacja: Kraków
barcel - taka forma odpowiedzi jaką zastosowałem to ironia, przecież to rzeczy, o których wiedzą wszyscy.
Szost też teraz pracuje w wojsku, Lewandowska także, czy z tego powodu nie mogę o nich napisać zawodowcy?, to jest oburzające?, oni za swoje starty też dostają coś w okolicy michy gulaszu, Alicja Tchórz (pływaczka) dostała za tytuł najlepszej zawodniczki dużych zawodów krajowych 200 zł, mistrzyni Polski, olimpijka, rekordzistka - czy nie można o niej napisać, że jest zawodowcem? Toż to skrót myślowy i nie chodzi mi tu o kwestie finansowe bo nie jest to meritum tej dyskusji, tylko o sposób, charakter i cel treningu - treningu zawodowców z lekkim rozróżnieniem wczoraj a dziś. Rogers był w tym sensie zawodowcem w przeciwieństwie do koleżków, o których pisze Skarżyński w rozdziale "Maraton w 2.20". Sport zawodowy się bardzo zmienił i zmieniło się postrzeganie, trudno porównywać Cristiano Ronaldo z Georgiem Bestem w kwestiach finansowych choć obaj to gwiazdy piłki i popkultury swoich czasów, obu można opisać jako Zawodowców choć zarobki Besta w porównaniu z CR7 należy uznać za "poniżej michy gulaszu" i fascynować się romantyką tamtych czasów. Mój dziadek przed wojna był piłkarzem, dwukrotnym Mistrzem Polski (wygrali ligę) i grał w reprezentacji, do tego pracował jako księgowy, czy był zawodowcem czy należy na tą jego pasje spoglądać przez pryzmat gościa co se lubił kopnąć czasem piłkę w przerwie jak obijał stemplami znaczki na poczcie?
Szost też teraz pracuje w wojsku, Lewandowska także, czy z tego powodu nie mogę o nich napisać zawodowcy?, to jest oburzające?, oni za swoje starty też dostają coś w okolicy michy gulaszu, Alicja Tchórz (pływaczka) dostała za tytuł najlepszej zawodniczki dużych zawodów krajowych 200 zł, mistrzyni Polski, olimpijka, rekordzistka - czy nie można o niej napisać, że jest zawodowcem? Toż to skrót myślowy i nie chodzi mi tu o kwestie finansowe bo nie jest to meritum tej dyskusji, tylko o sposób, charakter i cel treningu - treningu zawodowców z lekkim rozróżnieniem wczoraj a dziś. Rogers był w tym sensie zawodowcem w przeciwieństwie do koleżków, o których pisze Skarżyński w rozdziale "Maraton w 2.20". Sport zawodowy się bardzo zmienił i zmieniło się postrzeganie, trudno porównywać Cristiano Ronaldo z Georgiem Bestem w kwestiach finansowych choć obaj to gwiazdy piłki i popkultury swoich czasów, obu można opisać jako Zawodowców choć zarobki Besta w porównaniu z CR7 należy uznać za "poniżej michy gulaszu" i fascynować się romantyką tamtych czasów. Mój dziadek przed wojna był piłkarzem, dwukrotnym Mistrzem Polski (wygrali ligę) i grał w reprezentacji, do tego pracował jako księgowy, czy był zawodowcem czy należy na tą jego pasje spoglądać przez pryzmat gościa co se lubił kopnąć czasem piłkę w przerwie jak obijał stemplami znaczki na poczcie?
Najszybsza kupa złomu w galaktyce
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
- barcel
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1107
- Rejestracja: 16 wrz 2011, 10:58
na to mamy inne spojrzenie. Dla mnie "zawodowiec" to osoba która ze sportu żyje, czyli to jest jego główne zajęcia i daje główny dochód. Twojego, jakże wybitnego dziadka, ja bym nazwał wyczynowym piłkarzem, ale zawodowo, jak wspomniałeś był księgowym.mihumor pisze:barcel - taka forma odpowiedzi jaką zastosowałem to ironia, przecież to rzeczy, o których wiedzą wszyscy.
Szost też teraz pracuje w wojsku, Lewandowska także, czy z tego powodu nie mogę o nich napisać zawodowcy?, to jest oburzające?, oni za swoje starty też dostają coś w okolicy michy gulaszu, Alicja Tchórz (pływaczka) dostała za tytuł najlepszej zawodniczki dużych zawodów krajowych 200 zł, mistrzyni Polski, olimpijka, rekordzistka - czy nie można o niej napisać, że jest zawodowcem? Toż to skrót myślowy i nie chodzi mi tu o kwestie finansowe bo nie jest to meritum tej dyskusji, tylko o sposób, charakter i cel treningu - treningu zawodowców z lekkim rozróżnieniem wczoraj a dziś. Rogers był w tym sensie zawodowcem w przeciwieństwie do koleżków, o których pisze Skarżyński w rozdziale "Maraton w 2.20". Sport zawodowy się bardzo zmienił i zmieniło się postrzeganie, trudno porównywać Cristiano Ronaldo z Georgiem Bestem w kwestiach finansowych choć obaj to gwiazdy piłki i popkultury swoich czasów, obu można opisać jako Zawodowców choć zarobki Besta w porównaniu z CR7 należy uznać za "poniżej michy gulaszu" i fascynować się romantyką tamtych czasów. Mój dziadek przed wojna był piłkarzem, dwukrotnym Mistrzem Polski (wygrali ligę) i grał w reprezentacji, do tego pracował jako księgowy, czy był zawodowcem czy należy na tą jego pasje spoglądać przez pryzmat gościa co se lubił kopnąć czasem piłkę w przerwie jak obijał stemplami znaczki na poczcie?
Nie możesz porównywać osób, które cały dzień mają podporządkowany pod trening z osobami, które to podporządkowanie mają zaburzone pracą zawodową.
To, że np. ja trenowałem 9 razy w tygodniu, nie czyni mnie zawodowcem, bo bieganie to moje dodatkowe zajęcie, a zawodowo realizuję się w pracy jako np. inżynier.
Dla mnie to jest istotna różnica.
- mihumor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6204
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 14:14
- Życiówka na 10k: 36:47
- Życiówka w maratonie: 2:48:13
- Lokalizacja: Kraków
Oczywiście, ze nie jesteś "zawodowcem", tu się wcale nie różnimy ale Szost jest pomimo tego, ze biega pomiędzy swoimi godzinami pracy w wojsku, choć można by naginać rzeczywistość i kruszyć kopię, ze zawodowcem nie jest. Można też twierdzić, ze kiedyś w ogóle nie było zawodowców bo każdy gdzieś tam pracował i coś robił. Mi jednak nie chodzi w tym terminie o pieniądze tylko o swego rodzaju zaszufladkowanie, można więc powiedzieć zawodnik. Kiedyś mówiło się o takich sportowcach amatorzy i tylko tacy amatorzy mogli startować w Olimpiadach, dlatego Szurkowski był amatorem a Faustgo Copi zawodowcem. Troszkę czepiacie się słówek, Rogers amatorem nie był, w każdym razie nie takim amatorem jak my, bardziej takim jak Szost (uwzględniając to, że czasy się trochę zmieniły)
Najszybsza kupa złomu w galaktyce
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
- barcel
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1107
- Rejestracja: 16 wrz 2011, 10:58
mihumor pisze:Oczywiście, ze nie jesteś "zawodowcem", tu się wcale nie różnimy ale Szost jest pomimo tego, ze biega pomiędzy swoimi godzinami pracy w wojsku, choć można by naginać rzeczywistość i kruszyć kopię, ze zawodowcem nie jest. Można też twierdzić, ze kiedyś w ogóle nie było zawodowców bo każdy gdzieś tam pracował i coś robił. Mi jednak nie chodzi w tym terminie o pieniądze tylko o swego rodzaju zaszufladkowanie, można więc powiedzieć zawodnik. Kiedyś mówiło się o takich sportowcach amatorzy i tylko tacy amatorzy mogli startować w Olimpiadach, dlatego Szurkowski był amatorem a Faustgo Copi zawodowcem. Troszkę czepiacie się słówek, Rogers amatorem nie był, w każdym razie nie takim amatorem jak my, bardziej takim jak Szost (uwzględniając to, że czasy się trochę zmieniły)
tu się zgadzam, nie był amatorem. Raczej był wyczynowcem. Zawodnikiem uprawiającym bieganie wyczynowo.
Czyli mamy podobny pogląd, tylko nie do końca się zrozumieliśmy
