Plan treningowy do maratonu - najdłuższe biegi za krótkie?
- Matxs
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1318
- Rejestracja: 08 wrz 2008, 16:11
- Życiówka na 10k: 47min 42 s
- Życiówka w maratonie: 5h21min
- Lokalizacja: Lubin
Czuje się wywołany do tablicy. W 2010 roku ukończyłem (nie przebiegłem, bo to miało miejsce do ok 30-32 km - potem spacer jakże wyczwrpujący) z czasem 5h37min jak dobrze pamiętam. Pobiegłem po ponad roku intensywnych ćwiczeń, jednak 3 miesiące wcześniej nic praktycznie prawie nie biegałem. Przyznam, przygotowanie naganne! Dlaczego pobiegłem - tj. przystąpiłem do zawodów? Odpowiem Wam najszczerzej jak mogę w kolejności od najsilniejszego motywatora:
1. Wg wyliczeń organizatora bieg był okrągłą - co do dnia - 2500 rocznicą bitwy pod Marathonem. Mało biegaczy (i snobów biurkowych) miało szczęście w takiej dacie pobiec, chciałem być tym z nielicznych.
2. Skoro uznawałem się za długodystansowego biegacza (choć częściej określałem siebie i określam jako truchtacza z uwagi na moje małe prędkości), to uważałem, że ukończenie w czasie regulaminowym jest uzyskaniem "prawa jazdy", że jest obowiązkowym - raz w roku - biegiem.
3. Sława biegu. Maratoński bieg ma swoją historię i duszę - nie czuł już bym się dobrze trenując ze świadomością, że nie ukończyłem takiego dystansu.
4. Pochwalenie się znajomym? Nie będę kłamał. Ten aspekt jednak dopiero na 4. miejscu.... . Mam pracę przy biurokracji... ale w pracy za mą zmęczoną głową nie wisi ani dyplom (i tak nie dostałem), ani medal, który jest w pudełku z innymi w domowej szafie. Choć moja postawa nie wyklucza tego, że inni robią odwrotnie.... .
5. RadośĆ z zawodów. Miło wspominałem dyszkę, połówki i inne biegi.
6. Ciekawość jak zachowa się mój organizm, kiedy padnę o ile padnę. No właśnie. Czy chodziło mi tu o czas? Tak! Wiedziałem, że muszę złamać regulaminowe 6h i to było dużym wyzwaniem dla mnie, któremu chciałem stawić czoło.... .
Nie uznaję, bym tym Marathonem nic nie wniósł. Mam doświadczenie na kolejny. Byłem jednym z ostatnich, ale gdyby nie było ostatnich, to którzy byli by pierwszymi? Czytając niektóre w/w posty zastanawiam się, czy dla takich osób, co mają podejście do słabych uczestników, nie utworzyć Maratonów z limitem nie 6h a 4 lub mniej.... Zgadnijcie ilu przybędzie na start i jak straci na atrakcyjnośći taka impreza.
1. Wg wyliczeń organizatora bieg był okrągłą - co do dnia - 2500 rocznicą bitwy pod Marathonem. Mało biegaczy (i snobów biurkowych) miało szczęście w takiej dacie pobiec, chciałem być tym z nielicznych.
2. Skoro uznawałem się za długodystansowego biegacza (choć częściej określałem siebie i określam jako truchtacza z uwagi na moje małe prędkości), to uważałem, że ukończenie w czasie regulaminowym jest uzyskaniem "prawa jazdy", że jest obowiązkowym - raz w roku - biegiem.
3. Sława biegu. Maratoński bieg ma swoją historię i duszę - nie czuł już bym się dobrze trenując ze świadomością, że nie ukończyłem takiego dystansu.
4. Pochwalenie się znajomym? Nie będę kłamał. Ten aspekt jednak dopiero na 4. miejscu.... . Mam pracę przy biurokracji... ale w pracy za mą zmęczoną głową nie wisi ani dyplom (i tak nie dostałem), ani medal, który jest w pudełku z innymi w domowej szafie. Choć moja postawa nie wyklucza tego, że inni robią odwrotnie.... .
5. RadośĆ z zawodów. Miło wspominałem dyszkę, połówki i inne biegi.
6. Ciekawość jak zachowa się mój organizm, kiedy padnę o ile padnę. No właśnie. Czy chodziło mi tu o czas? Tak! Wiedziałem, że muszę złamać regulaminowe 6h i to było dużym wyzwaniem dla mnie, któremu chciałem stawić czoło.... .
Nie uznaję, bym tym Marathonem nic nie wniósł. Mam doświadczenie na kolejny. Byłem jednym z ostatnich, ale gdyby nie było ostatnich, to którzy byli by pierwszymi? Czytając niektóre w/w posty zastanawiam się, czy dla takich osób, co mają podejście do słabych uczestników, nie utworzyć Maratonów z limitem nie 6h a 4 lub mniej.... Zgadnijcie ilu przybędzie na start i jak straci na atrakcyjnośći taka impreza.
Mój blog
Komentarze do w/w
Życiówki netto:
10 km 0h 47 min 52 sec (06 IV 2015 Nowa Sól), 47min, 32sec (12 VI 2016Wrocław-nieof)
21,097 km 1h 44 min 41 sec (10 XI 2013 Kościan oraz 20 VI 2015 Wrocław)
42, 195 km 4h 21 min 34 sec (15 IX 2013 Wrocław)
Komentarze do w/w
Życiówki netto:
10 km 0h 47 min 52 sec (06 IV 2015 Nowa Sól), 47min, 32sec (12 VI 2016Wrocław-nieof)
21,097 km 1h 44 min 41 sec (10 XI 2013 Kościan oraz 20 VI 2015 Wrocław)
42, 195 km 4h 21 min 34 sec (15 IX 2013 Wrocław)
- Marcin Sawuła
- Stary Wyga
- Posty: 207
- Rejestracja: 15 mar 2012, 16:37
- Życiówka na 10k: 38:50
- Życiówka w maratonie: brak
No niestety zawsze będzie taka dyskusja ale ta garstka zawodowców i najlepszych amatorów musi się pogodzić z tym, że bez całej reszty biegaczy nie będzie imprez, nagród i zainteresowania dyscypliną, więc też w ich interesie jest propagowanie biegania. Oczywiście, że można walczyć marszobiegiem ileśtam godzin ale dla własnego bezpieczeństwa chyba lepiej startować w maratonie dopiero po kilku latach biegania będąc dobrze przygotowanym. Zdać mature na 30-40% to też nie jest wyczyn, kiedyś ludzie pokonywali biegiem wiele kilometrów dziennie i nikt im za to medali na mecie nie dawał więc ewentualnie można się sprawdzić czy się jest zdrowym 

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 551
- Rejestracja: 30 paź 2011, 18:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Spróbuję odwrócić problem. A gdyby wydłużyć limit, powiedzmy do 10h, albo w ogóle znieść limit? Zgadnijcie, ilu przybędzie na start, a nawet dotrze do mety? Ja zgaduję a nawet mam pewność, że zdecydowanie więcej niż przy limicie 6h. Bez stresu, że po upływie 6h kogoś zdejmą z trasy. Tylko czy w ten sposób impreza zyska na atrakcyjności? Czy to nadal będzie impreza BIEGOWA czy raczej coś w stylu pielgrzymki na Jasną Górę?Matxs pisze:Czytając niektóre w/w posty zastanawiam się, czy dla takich osób, co mają podejście do słabych uczestników, nie utworzyć Maratonów z limitem nie 6h a 4 lub mniej.... Zgadnijcie ilu przybędzie na start i jak straci na atrakcyjnośći taka impreza.
Uprzedzając dalsze pytania: maratonu nie biegłem. Po roku biegania jeszcze nie czuję się odpowiednio przygotowany. Moim zdaniem PRZYGOTOWANY amator startuje celując w 4:30lub szybciej. Wychodzi z tego tempo 6:24/km, czyli trucht. Biorąc poprawkę na przykre niespodzianki (kolki, skurcze, problemy żołądkowe itp.) w stosunku do planu może spóźnić się pół godziny. Razem wychodzi limit 5h. Tyle mojego wymądrzania

- Matxs
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1318
- Rejestracja: 08 wrz 2008, 16:11
- Życiówka na 10k: 47min 42 s
- Życiówka w maratonie: 5h21min
- Lokalizacja: Lubin
Może te 6h limitu jest optymalne? Wyznaczając je może kierowano się jakimiś badaniami, eksperymentem, wywiadem, sondażem etc... .
Mój blog
Komentarze do w/w
Życiówki netto:
10 km 0h 47 min 52 sec (06 IV 2015 Nowa Sól), 47min, 32sec (12 VI 2016Wrocław-nieof)
21,097 km 1h 44 min 41 sec (10 XI 2013 Kościan oraz 20 VI 2015 Wrocław)
42, 195 km 4h 21 min 34 sec (15 IX 2013 Wrocław)
Komentarze do w/w
Życiówki netto:
10 km 0h 47 min 52 sec (06 IV 2015 Nowa Sól), 47min, 32sec (12 VI 2016Wrocław-nieof)
21,097 km 1h 44 min 41 sec (10 XI 2013 Kościan oraz 20 VI 2015 Wrocław)
42, 195 km 4h 21 min 34 sec (15 IX 2013 Wrocław)
-
- Wyga
- Posty: 125
- Rejestracja: 12 sie 2011, 11:39
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Każdy biega te maratony z przyczyn, które tylko dla niego są ważne. I w gruncie rzeczy trochę śmieszne jest sztywne stosowanie własnej miary do wszystkich wokół. I wypisywanie jakichś uszczypliwości, jeśli tylko ktoś do takiego czy innego szablonu nie pasuje.
Może jestem dziwny, ale po równo szanuję każdego, kto biegnie na miarę swoich możliwości. U jednego będzie to złamanie 2:30:00, u drugiego doczłapanie w limicie czasu założonym przez organizatora. Ważne, żeby umiec pokonać samego siebie. U ambitnego "wybieganego" będzie to walka z czasem, śrubowanie osobistego rekordu. U początkującego będzie to walka ze zmęczeniem, także psychicznym, "ścianą", bólem mięśni, z którym wcześniej nie miał do czynienia. W moich oczach obaj zasługują na szacunek, bo potrafią się przełamać, pokonać swoje ograniczenia.
Sam mam na koncie jeden maraton, przebiegnięty w ramach udowadniania sobie, że potrafię osiągnąć coś, co zawsze było nie do pomyślenia z racji trzymającej się mnie od dziecka dużej nadwagi i korespondującej z nią fatalnej kondycji. Ogarnąłem się, potrenowałem, zrzuciłem spory kawałek bebzona, przebiegłem. Taka była moja motywacja. Czas miałem z tych raczej do bupy, sporo poniżej pierwotnych założeń, ale biegłem mocno przeziębiony i osiągnięty rezultat nie gryzie mnie zbytnio. Ważne, że dobiegłem, udowodniłem coś samemu sobie. Do dzisiaj zresztą biegam, zdecydowanie rekreacyjnie, bez jakichś napinek i wyśrubowanych czasowych ambicji, raczej dla utrzymania wagi w ryzach i podtrzymania formy. W przyszłym roku też sobie jakiś maraton przebiegnę, może nawet dwa. Na pewno bliżej końca niż początku stawki, ale takie bieganie to nadal będzie dla mnie przygoda, niezwykłe przeżycie i coś, co dostarczy mi osobistej satysfakcji. Nie wiem, może gdybym zaliczał kilkanaście takich startów rocznie, może by mi spowszedniały. Przy moim podejściu raczej jednak na długie lata pozostaną wyzwaniem i wyczekiwaną atrakcją.
Czy tacy jak ja nie powinni mieć wstępu na "biegowe salony", bo nie są wystarczająco ambitni w tym co robią?
Może jestem dziwny, ale po równo szanuję każdego, kto biegnie na miarę swoich możliwości. U jednego będzie to złamanie 2:30:00, u drugiego doczłapanie w limicie czasu założonym przez organizatora. Ważne, żeby umiec pokonać samego siebie. U ambitnego "wybieganego" będzie to walka z czasem, śrubowanie osobistego rekordu. U początkującego będzie to walka ze zmęczeniem, także psychicznym, "ścianą", bólem mięśni, z którym wcześniej nie miał do czynienia. W moich oczach obaj zasługują na szacunek, bo potrafią się przełamać, pokonać swoje ograniczenia.
Sam mam na koncie jeden maraton, przebiegnięty w ramach udowadniania sobie, że potrafię osiągnąć coś, co zawsze było nie do pomyślenia z racji trzymającej się mnie od dziecka dużej nadwagi i korespondującej z nią fatalnej kondycji. Ogarnąłem się, potrenowałem, zrzuciłem spory kawałek bebzona, przebiegłem. Taka była moja motywacja. Czas miałem z tych raczej do bupy, sporo poniżej pierwotnych założeń, ale biegłem mocno przeziębiony i osiągnięty rezultat nie gryzie mnie zbytnio. Ważne, że dobiegłem, udowodniłem coś samemu sobie. Do dzisiaj zresztą biegam, zdecydowanie rekreacyjnie, bez jakichś napinek i wyśrubowanych czasowych ambicji, raczej dla utrzymania wagi w ryzach i podtrzymania formy. W przyszłym roku też sobie jakiś maraton przebiegnę, może nawet dwa. Na pewno bliżej końca niż początku stawki, ale takie bieganie to nadal będzie dla mnie przygoda, niezwykłe przeżycie i coś, co dostarczy mi osobistej satysfakcji. Nie wiem, może gdybym zaliczał kilkanaście takich startów rocznie, może by mi spowszedniały. Przy moim podejściu raczej jednak na długie lata pozostaną wyzwaniem i wyczekiwaną atrakcją.
Czy tacy jak ja nie powinni mieć wstępu na "biegowe salony", bo nie są wystarczająco ambitni w tym co robią?
Sent from my ENIAC
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
mortimer, oczywiście, że tacy jak ty powinni biegać i cieszyć się swoimi osiągnięciami.
pod rozwagę podaję kilka rzeczy:
1. trudno oczekiwać od początkujących, czy okazyjnych biegaczy, (albo jeszcze inaczej: osób, które nie poświęcają bieganiu jako takiemu znaczenia tak dużego, jak zdeklaownia biegacze, dla ktorych jest ono (prawie) całym życiem) by interesowali się biegami na 5, 10km lub półmaratonami. Maraton to magia dystansu i tyle. Taki kamień milowy na drodze to inego lepszego "ja".
2. we mnie jest większy szacunek dla kogoś, kto po latach rozbratu z jakąkolwiek aktywnością fizyczną bierze tyłek w troki, ćwiczy nawet kilka miesięcy i kończy maraton zdezelowany, w 5h, ale szczęśliwy, bo w jego życiu zadziała się wspaniała zmiana, niż dla wieloletniego biegacza, który po 5 latach treningu łamie trójkę. sorry trójkołamaczu.
3. "prawdziwi biegacze" muszą jakoś uporać się z faktem, że zawody biegowe to również imprezy masowe, w których chodzi o zabawę, pobycie we wspólnocie, przygodę, a mniej o wynik.
dlatego nigdy nie będę wciskał kitów początkującym, zeby pobiegali kilka sezonów piątki idychy a za maraton zabrali się kiedyś tam, jak będa sportowo godni. co mnie i i ch to obchodzi - marzą o maratonie? w takim razie jest to dokładnie to co powinni zrobić.
pod rozwagę podaję kilka rzeczy:
1. trudno oczekiwać od początkujących, czy okazyjnych biegaczy, (albo jeszcze inaczej: osób, które nie poświęcają bieganiu jako takiemu znaczenia tak dużego, jak zdeklaownia biegacze, dla ktorych jest ono (prawie) całym życiem) by interesowali się biegami na 5, 10km lub półmaratonami. Maraton to magia dystansu i tyle. Taki kamień milowy na drodze to inego lepszego "ja".
2. we mnie jest większy szacunek dla kogoś, kto po latach rozbratu z jakąkolwiek aktywnością fizyczną bierze tyłek w troki, ćwiczy nawet kilka miesięcy i kończy maraton zdezelowany, w 5h, ale szczęśliwy, bo w jego życiu zadziała się wspaniała zmiana, niż dla wieloletniego biegacza, który po 5 latach treningu łamie trójkę. sorry trójkołamaczu.
3. "prawdziwi biegacze" muszą jakoś uporać się z faktem, że zawody biegowe to również imprezy masowe, w których chodzi o zabawę, pobycie we wspólnocie, przygodę, a mniej o wynik.
dlatego nigdy nie będę wciskał kitów początkującym, zeby pobiegali kilka sezonów piątki idychy a za maraton zabrali się kiedyś tam, jak będa sportowo godni. co mnie i i ch to obchodzi - marzą o maratonie? w takim razie jest to dokładnie to co powinni zrobić.
- kisio
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1774
- Rejestracja: 26 sie 2010, 08:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
W moim mniemaniu tu nie chodzi o to czy są godni, ani o to kto jest pro a kto człapczem. Ani nawet o limity, choć te czasami moim zdaniem są przesadzone. (Np. uważam, że bardzo dobrym posunięciem było skrócenie limitu czas B7D).
Ja początkującym odradzam maraton i będę to robił nadal bo wierzę, że radość z biegania, satysfakcję ze zmian w swoim życiu, cel do osiągnięcia itp itd można mieć również na krótszych dystansach a nawet po prostu biegając, bez startowania w zawodach. Niektórzy się spełniają zapisując się na 54 imprezy biegowe w roku a inni biegając sobie po parku, dla każdego coś miłego. Sugeruję, żeby poczekać nie dlatego, że po x sezonach będą bardziej godni, czy zrobią lepszy czas ale dlatego, że to przygotowanie i start w maratonie będzie dużo mniejszym obciążeniem dla organizmu.
Prosta sprawa: Przy wyniku 5h30 wychodzi nam średnie tempo 7:50. Czyli rozumiem, że BS takiego zawodnika to coś na poziomie minimum 8:30. I teraz powiedzcie mi jak ma zrealizować trening, który jednocześnie nie przekroczy 3 godzin (albo 2,5 wg. Danielsa) i będzie długim wybieganiem 30km? (albo jeszcze lepiej 32 lub 34, to ostatnio modny temat do dyskusji).
Pewnie, że się da ukończyć maraton z minimalnym stażem biegowym. Da się, to wyczyn, super sprawa, nie zamierzam tego deprecjonować bez względu na czas ukończenia. Tylko czy to jest dla nas najlepsze? Dla naszego organizmu?
Mówię to samemu będąc takim, który rad mądrzejszych od siebie i bardziej doświadczonych nie posłuchał i pobiegł swój pierwszy maraton po ok. 9 miesiącach od momentu kiedy byłem w stanie biec ciągle przez 12 minut. Żeby nie było - przebiegłem - od poczatku do samiusieńkiego końca równym, założonym tempem. Z finishem. Jestem z tego dumny, bardzo miło wspominam ale z perspektywy czasu nie uważam tego za rozsądne ani optymalne pod kątem 'rozwoju' biegowego. Z tym co wiem teraz wolałbym wtedy skupić się na krótszych dystansach, choć mam świadomość, że bez tej wiedzy i doświadczenia znowu wybrałbym to samo.
Ja początkującym odradzam maraton i będę to robił nadal bo wierzę, że radość z biegania, satysfakcję ze zmian w swoim życiu, cel do osiągnięcia itp itd można mieć również na krótszych dystansach a nawet po prostu biegając, bez startowania w zawodach. Niektórzy się spełniają zapisując się na 54 imprezy biegowe w roku a inni biegając sobie po parku, dla każdego coś miłego. Sugeruję, żeby poczekać nie dlatego, że po x sezonach będą bardziej godni, czy zrobią lepszy czas ale dlatego, że to przygotowanie i start w maratonie będzie dużo mniejszym obciążeniem dla organizmu.
Prosta sprawa: Przy wyniku 5h30 wychodzi nam średnie tempo 7:50. Czyli rozumiem, że BS takiego zawodnika to coś na poziomie minimum 8:30. I teraz powiedzcie mi jak ma zrealizować trening, który jednocześnie nie przekroczy 3 godzin (albo 2,5 wg. Danielsa) i będzie długim wybieganiem 30km? (albo jeszcze lepiej 32 lub 34, to ostatnio modny temat do dyskusji).
Pewnie, że się da ukończyć maraton z minimalnym stażem biegowym. Da się, to wyczyn, super sprawa, nie zamierzam tego deprecjonować bez względu na czas ukończenia. Tylko czy to jest dla nas najlepsze? Dla naszego organizmu?
Mówię to samemu będąc takim, który rad mądrzejszych od siebie i bardziej doświadczonych nie posłuchał i pobiegł swój pierwszy maraton po ok. 9 miesiącach od momentu kiedy byłem w stanie biec ciągle przez 12 minut. Żeby nie było - przebiegłem - od poczatku do samiusieńkiego końca równym, założonym tempem. Z finishem. Jestem z tego dumny, bardzo miło wspominam ale z perspektywy czasu nie uważam tego za rozsądne ani optymalne pod kątem 'rozwoju' biegowego. Z tym co wiem teraz wolałbym wtedy skupić się na krótszych dystansach, choć mam świadomość, że bez tej wiedzy i doświadczenia znowu wybrałbym to samo.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
kisio ale prosze zrozum, że nie chodzi o to by zrobić coś optymalnego i najwłaściwszego ale by zmierzyć się ze swoim marzeniem.
ja po roku biegania ukończylem swój pierwszy maraton i za nic w świecie nie oddałbym tego uczucia na mecie, gdy powstrzymując wymioty i chęć położenia się na ziemi płakalem z medalem na szyi, za lepszy o kilkadziesiąt minut czas, czy lepsze samopoczucie po (w wyniku dłuższych przygotowań, mniejszego obciążenia dla organizmu itd.).
ja po roku biegania ukończylem swój pierwszy maraton i za nic w świecie nie oddałbym tego uczucia na mecie, gdy powstrzymując wymioty i chęć położenia się na ziemi płakalem z medalem na szyi, za lepszy o kilkadziesiąt minut czas, czy lepsze samopoczucie po (w wyniku dłuższych przygotowań, mniejszego obciążenia dla organizmu itd.).
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 551
- Rejestracja: 30 paź 2011, 18:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Oj tam oj tam, po co się rozmieniać na drobne z maratonem, może zacząć od setki jakby ktoś się bardzo rozmarzył?Qba Krause pisze:marzą o maratonie? w takim razie jest to dokładnie to co powinni zrobić.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
jakby się ktoś aż tak daleko rozmarzył - niech i od setki zacznie. jego życie, jego marzenia.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tak z grubsza (albo upraszczając) chodzi o to, że w zależności od czasu trwania wysiłku gros wydatkowanej energii idzie z różnych źródeł. Dwie i pół godziny są taką bezpieczną wartością - jeżeli biegniesz dłużej to mówiąc kolokwialnie "dominują tłuszcze". Stąd się bierze - prawdopodobnie - wartość długiego biegu powyżej 2,5 godziny. Na przykład McMillan - ten od kalkulatora - propagował Long trwający od 2,5 do 3,5 godzin.Matxs pisze:Powiedźcie (napiszcie) mi proszę jak to jest z tym maksymalnym czasem na ciągły bieg treningowy... . Raz czytam o2h30min, raz odbieram informację o 03h00min
Maksymalny czas z jakim ja się spotkałem przy opisie treningu biegacza ... przyznam się że nie pamiętam. Jednostkowo to chyba pani Kathrine Switzer, która przed tym swoim słynnym "oficjalnym" (= zarejestrowanym, z numerem startowym) debiutem kobiecym w Bostonie w 1967 roku przebiegła na treningu około 48km (nie pamiętam teraz ile to jej zajęło, ale wiki podaje jej wynik z Bostonu 4:20, więc pewnie trening trwał około 5 godzin).
Spróbuję poszperać, może znajdę taką informację.
*********
Od razu zastrzegam się, że nie będę oceniał sensowności takiego czy innego rodzaju treningu.
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 13845
- Rejestracja: 04 sie 2007, 23:18
- Życiówka na 10k: 33:40
- Życiówka w maratonie: 2:39:05
1. Jak ten maraton jest komus tak wazny, dlaczego tak duzo poczatkujacych nie chce sie do niego powaznie przygotowac. Tak jat ty: biegac, zrzucic wage, zmienic troche zycie, zeby byc na ten wazny dzien (tak jak ty) przygotowany. Ten maraton nie jest taki wazny, jezeli ktos pisze "poco wiecej, miesiac i 1x25km w przygotowaniu starczy"Mortimer pisze:Każdy biega te maratony z przyczyn, które tylko dla niego są ważne.
Czy tacy jak ja nie powinni mieć wstępu na "biegowe salony", bo nie są wystarczająco ambitni w tym co robią?
2. Na 4:30 mozna tez sie ambitnie przygotowac. PRZYGOTOWAC.
3. Nawet jak Qba nie poleca poczatkujacym zaczac przygode biegowa (wedlug mnie duzo korzystniejsze) od krotkich dystansow jak 5km, 10km HM, watpie ze on poradzi komus... "nie przygotowuj sie do maratonu! po co?
4. Moze mi ktos wkoncu wytlumaczyc, jaka jest roznica miedzy zawodami na 800m i maratonem? Poza tym, jak ktos juz wspomnial, "pielgrzymka na jasna gore" (do ktorej tez powinno sie przygotowac)
Zawsze mnie smieszy jak wolniejsi biegacze uwazaja, ze ci co biegaja ponizej 3h sa aroganccy i nie zycza wolnym biegaczem ich osiagniec. Tak nie jest. Ale to nie jest duzym osiagnienciem jezeli ktos od 25km do mety idzie i z 3-4x30km w treningu moglby przebiec z radoscia ten wazny maraton o godzine szybciej. Dla nich jest marton tez wazny... tylko tyle, ze oni sie do niego powaznie przygotowuja.
Pozd.
Rolli
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 268
- Rejestracja: 09 paź 2012, 11:43
- Życiówka na 10k: 42:14
- Życiówka w maratonie: 3:28:34
Przepraszam, ale wkurzają mnie wypowiedzi doświadczonych biegaczy (niektórych). Maraton biegnie każdy, kto chce, w dowolnym, sprecyzowanym dla siebie czasie i po ilu miesiącach treningu chce! Co to za bzdury, że po kilku miesiącach treningu nie można biec albo poniżej 3 godzin to hańba! Czuję traktowanie nas, niedoświadczonych, z góry! Ja swój pierwszy maraton pobiegłem po 2 miesiącach treningu! Nie lubię się ścigać, a w maratonie 90% biegaczy chodzi o pokonanie dystansu w określonym czasie, a nie aby być pierwszym, czy trzydziestym! I chociaż biegam w miarę regularnie od 1,5 roku, to już myślę o kilku maratonach w roku, ultramaratonie i triatlonie. I nikt nie jest w stanie mi tego wyperswadować. Biegam dla siebie i nie uważam się za snoba. Medale trafiają do szafki, nikomu się nie chwalę, ale mam ogromną wewnętrzną satysfakcję!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 13845
- Rejestracja: 04 sie 2007, 23:18
- Życiówka na 10k: 33:40
- Życiówka w maratonie: 2:39:05
+1kisio pisze:W moim mniemaniu tu nie chodzi o to czy są godni, ani o to kto jest pro a kto człapczem. Ani nawet o limity, choć te czasami moim zdaniem są przesadzone. (Np. uważam, że bardzo dobrym posunięciem było skrócenie limitu czas B7D).
Ja początkującym odradzam maraton i będę to robił nadal bo wierzę, że radość z biegania, satysfakcję ze zmian w swoim życiu, cel do osiągnięcia itp itd można mieć również na krótszych dystansach a nawet po prostu biegając, bez startowania w zawodach. Niektórzy się spełniają zapisując się na 54 imprezy biegowe w roku a inni biegając sobie po parku, dla każdego coś miłego. Sugeruję, żeby poczekać nie dlatego, że po x sezonach będą bardziej godni, czy zrobią lepszy czas ale dlatego, że to przygotowanie i start w maratonie będzie dużo mniejszym obciążeniem dla organizmu.
Prosta sprawa: Przy wyniku 5h30 wychodzi nam średnie tempo 7:50. Czyli rozumiem, że BS takiego zawodnika to coś na poziomie minimum 8:30. I teraz powiedzcie mi jak ma zrealizować trening, który jednocześnie nie przekroczy 3 godzin (albo 2,5 wg. Danielsa) i będzie długim wybieganiem 30km? (albo jeszcze lepiej 32 lub 34, to ostatnio modny temat do dyskusji).
Pewnie, że się da ukończyć maraton z minimalnym stażem biegowym. Da się, to wyczyn, super sprawa, nie zamierzam tego deprecjonować bez względu na czas ukończenia. Tylko czy to jest dla nas najlepsze? Dla naszego organizmu?
Mówię to samemu będąc takim, który rad mądrzejszych od siebie i bardziej doświadczonych nie posłuchał i pobiegł swój pierwszy maraton po ok. 9 miesiącach od momentu kiedy byłem w stanie biec ciągle przez 12 minut. Żeby nie było - przebiegłem - od poczatku do samiusieńkiego końca równym, założonym tempem. Z finishem. Jestem z tego dumny, bardzo miło wspominam ale z perspektywy czasu nie uważam tego za rozsądne ani optymalne pod kątem 'rozwoju' biegowego. Z tym co wiem teraz wolałbym wtedy skupić się na krótszych dystansach, choć mam świadomość, że bez tej wiedzy i doświadczenia znowu wybrałbym to samo.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
Rolli, w pełni się zgadzam, że by spełniać swoje marzenia potrzebny jest wkład pracy 
rzecz w tym, jaki wkład uważamy za wystarczający
tu się pewnie będziemy po prostu pięknie różnić.
kiedyś już o tym dyskutowaliśmy - jest coś urzekająco pięknego w robieniu "wielkich rzeczy" będąc do nich nieprzygotowanym


rzecz w tym, jaki wkład uważamy za wystarczający

kiedyś już o tym dyskutowaliśmy - jest coś urzekająco pięknego w robieniu "wielkich rzeczy" będąc do nich nieprzygotowanym


