kulawy pies pisze:ale przecież każdy kompletny plan treningowy jest hipotezą, którą biegając - eksperymentalnie testujemy.
Eee, to już dorabiasz jakąś dodatkową teorię, i ze wszystkich biegaczy robisz naukowców.
Ale może dobrze, wszyscy się poczujemy trochę bardziej wartościowi. Jeśli będziecie wychodzili na trening i żona będzie się patrzyła groźnie to jej wytłumaczcie, że robicie to dla wyższych celów, dla nauki, że testujecie kolejną hipotezę.
Najpierw pojawia się artykuł, potem redakcja pisze sama do siebie maila , a potem zaczyna się bezproduktywne rozkminianie tematu
Iwan, czy Ty jesteś prawnikiem ?
Iwan,
to, ze wyczynowi biegacze na waznych zawodach korzystaja z pomocy pacemakerow nie oznacza, ze nie czuja tempa. zaryzykowalabym nawet stwierdzenie, ze czuja je doskonale. nie zmienia to faktu, ze:
- biegniecie z kims to ogromne ulatwienie nie tylko dlatego, ze pacemaker ustala tempo; oslania tez zawodnika od wiatru i, jak sadze, sprawia ze czuje sie bardziej komfortowo. lepiej sie biegnie obok kogos, kto biegnie takim samym/podobnym tempem, w samotnosci biegnie sie gorzej zarowno w kwestii fizycznej, jak i psychicznej;
- zawodnik, ktory nie musi zastanawiac sie nad tempem, moze skupic sie na zadaniu, jakim jest biegniecie w sensie rozumianym troche szerzej niz rytmiczne przebieranie nogami. wezmy na przyklad maraton - juz z racji dystansu wypadaloby, zeby zawodnik przez caly bieg starannie monitorowal swoje samopoczucie, pilnowal nawadniania/odzywiania i tak dalej. nie ma sensu dokładać mu kolejnego brzemienia w postaci kontroli tempa. czterdziesci kilometrow to nie jest cos, co sie biega na treningach, wiec zawsze jest to w pewnym sensie ekstremalne wyzwanie. na krotszych biegach zreszta to dziala w podobny sposob, bo przeciez nawet superstaranne przygotowanie zawodnika nie gwarantuje mu tego, ze biegnac w zakladanym tempie dozyje do mety z odpowiednim samopoczuciem.
- wazne zawody to jednak wazne zawody. im bardziej doswiadczony biegacz, tym pewnie mniej to dziala, ale byc moze i w takich przypadkach jakos to sie odzywa. ze swojego - zaznaczam ze bardzo niewielkiego, ale jednak - doswiadczenia wiem, ze to, co na zwyklym, codziennym, samotnym treningu jest odczuwalne jako ciezkie, na zawodach moze okazac sie pestką. nastawienie do walki, adrenalina i cala otoczka startu (a takze to, ze ktos biegnie przed Toba rownie szybko/szybciej) robią swoje. zresztą pewnie w wielu przypadkach ta zasada działa w drugą stronę.
Ryszard N. - książka J.Skarżyńskiego już jest do mnie w drodze. Ciekaw jestem bardzo, co nowego wniesie do mojego treningu. Zobaczymy...
ioannahh - Pacemaker to był tylko argument w dyskusji. Korzystając z pulsometru z pomiarem tempa też masz mniej roboty. I o to chodzi. Podobnie jak w przypadku innych formy pomocy (zegarek, stoper, pomiar trasy, pacemaker) nie blokuje to zawodnikowi osobistych odczuć zarówno co do tempa jak i tego "co komunikuje im organizm".
Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn korzystanie z pulsometru budzi u części kolegów sprzeciw przejawiający się w negowaniu jego użyteczności. Ponieważ wiem, że historycznie rzecz biorąc każdy postęp i nowinka techniczna zawsze wzbudzała sprzeciw u części społeczeństw - nie chce mi się tego dalej ciągnąć, bo to nic nie zmieni. Niech każdy sobie biega i trenuje jak chce.
Buddy pisze:
Iwan, czy Ty jesteś prawnikiem ?
Co to ma do rzeczy?
OK.
Myślę, że wszystkie sensowne argumenty (z obu stron) już padły. Nie ma sensu drążyć tego dalej, bo może skończyć się mało sympatycznie - uwagami natury osobistej. Próbki tego już są.
Mnie to wystarczy.
Ostatnio zmieniony 13 gru 2011, 12:20 przez Iwan, łącznie zmieniany 1 raz.
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
Osoba wspomagająca podczas biegu, tzw pacemaker przede wszystkim kontroluje tempo i wymusza swoją obecnością jego utrzymywanie. Funkcja osłaniania przed wiatrem w tym przypadku Asiu zupełnie nie działa bo niby jak dwóch zawodników ma osłaniać od wiatru grupę często kilku zawodników prowadzonych. Dla amatora ma to jeszcze inny wymiar. Otóż, bazując na moim przykładzie, prowadzący/pomagający przede wszystkim trzyma tempo i motywuje do wysiłku nie rzadko używając mało parlamentarnych aktywatorów. Gdyby nie mój kolega to w debiucie zamiast 4:03 ( miało być 3:59:59) było by pewnie 4:30. To dzięki niemu starałem się biec a gdy stawałem on włączał swój zestaw motywujący. Dokonując pewnego nadużycia mogę stwierdzić, że swego rodzaju pacemekerem jest bieżnia mechaniczna z jej funkcją wymuszającą tempo.
Iwan pisze:
ioannahh - Pacemaker to był tylko argument w dyskusji. Korzystając z pulsometru z pomiarem tempa też masz mniej roboty.
czy ja wiem, czy tak znowu 'mniej roboty'?
nie wiem, jak bardzo zaawansowany musialby byc pulsometr z gpsem, zeby mozna mu bylo 'zaufac' na tyle, zeby nie miec watpliwosci, ze sie nie myli.
przeciez ryzyko bledu jest OGROMNE - chmury, wiadukt, cokolwiek - i juz odbiornik ma problem.
poza tym.. sposob korzystania z takiego gadzetu to chyba kwestia podejscia. mozna na to spojrzec jak na urzadzenie, ktore pracuje za biegacza i nauczyc sie jedynie przyspieszania/zwalniania po spojrzeniu na ekranik. ale rownie dobrze mozna wykorzystac jego wskazania jako 'pomoc naukowa' i, uzywajac wskazan gpsa, uczyc sie samokontroli.
Dokonując pewnego nadużycia mogę stwierdzić, że swego rodzaju pacemekerem jest bieżnia mechaniczna z jej funkcją wymuszającą tempo.
wedlug mnie tak wlasnie jest znacznie latwiej trzyma sie dane tempo na tasmie niz na ulicy czy nawet na stadionie. wystarczy przebierac nogami
nie mowiac juz o tym, ze na biezni nie ma wiatru i zakretow..
Iwan pisze:
ioannahh - Pacemaker to był tylko argument w dyskusji. Korzystając z pulsometru z pomiarem tempa też masz mniej roboty.
czy ja wiem, czy tak znowu 'mniej roboty'?
nie wiem, jak bardzo zaawansowany musialby byc pulsometr z gpsem, zeby mozna mu bylo 'zaufac' na tyle, zeby nie miec watpliwosci, ze sie nie myli.
przeciez ryzyko bledu jest OGROMNE - chmury, wiadukt, cokolwiek - i juz odbiornik ma problem.
Dobrze skalibrowany Foot Pod jako alternatywa dla GPS-u załatwia sprawę. Nie szukajmy dziury w całym zwłaszcza tam gdzie jej nie ma.
Gdy już będzie znana trasa łódzkiego maratonu to przejadę sobie nią rowerkiem sprawdzając wskazania GPS przed biegiem.
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
pacemakerzy póki co nie mają wbudowanego tempomatu, by bezbłędnie trzymać tempo. zdani są zatem na dostępne urządzenia, względnie biegają na czuja. tyle, że z tym ostatnim to różnie wychodzi.
cats do not go for a walk to get somewhere, but to explore
kulawy pies pisze:ale przecież każdy kompletny plan treningowy jest hipotezą, którą biegając - eksperymentalnie testujemy.
Eee, to już dorabiasz jakąś dodatkową teorię, i ze wszystkich biegaczy robisz naukowców.
Zgadzam się z Kulawym Psem na 100%. Jak pisałem wcześniej, każdy trening (szerzej: każdy plan treningowy) to eksperyment na żywym ludzkim organizmie. Nie istnieją treningi uniwersalne, nigdy nie ma pewności, ze po wykonaniu bodźców A, B, C uzyska się efekt Y.
Najbardziej oczywisty przykład: Lewandowski i Kszczot uzyskują porównywalne wyniki na 800m stosując zupełnie inne środki treningowe. Zawodnicy Salazara też nie jadą na jednolitym planie treningowym mimo, że przygotowują się w jednej grupie do startów na tych samych zawodach.
Ponieważ każdy człowiek jest inny, trener ustawiając trening zawsze jest w fazie eksperymentu.
Mało tego, jak mówił klasyk: sam plan jest bez wartości, ważne jest to, że istnieje.
Nie słyszałem o planach, które trener stworzyłby w październiku i bez korekt realizował do docelowego startu w, np. na MŚ w sierpniu.
Dlatego też z wielką rezerwą podchodzę do gotowych planów dostępnych w internecie, typu: "plan na złamanie 40min na 10km".
Katarina pisze:pacemakerzy póki co nie mają wbudowanego tempomatu, by bezbłędnie trzymać tempo. zdani są zatem na dostępne urządzenia, względnie biegają na czuja. tyle, że z tym ostatnim to różnie wychodzi.
oglądam mnóstwo relacji sportowych i jeszcze nie widziałem na maratonie aby Pace miał garmina albo patrzył co chwile na zegarek - nie mówiąc już o zawodach na bieżni gdzie nawet zegarków nie mają bo jest zegar na mecie i telebimach
Katarina pisze:pacemakerzy póki co nie mają wbudowanego tempomatu, by bezbłędnie trzymać tempo. zdani są zatem na dostępne urządzenia, względnie biegają na czuja. tyle, że z tym ostatnim to różnie wychodzi.
No właśnie. A z jakiego urządzenia korzystają pacemakerzy prowadzący biegi średniodystansowe, w szczególności 800m? Taki gość ma za zadanie poprowadzić 400m w 49,5s. I co? Spogląda na stoper lecąc każdą setkę poniżej 12,5s? Nie, on po prostu wie, że biegnie w odpowiednim tempie bo zna swoje ciało.
i nie o to, żeby sobie monitorek na nosie postawić, jak ktoś czuje tempo, to mu wystarczy kontrolnie rzucić od czasu do czasu okiem. ot. niemniej nie jest mniej omylny od dostępnych urządzeń.
może się mylę, ale jeśli chodzi o krótkie i średnie dystanse to nie tyle chodzi o "poprowadzę na 49,5s" ale ile fabryka dała. a ile fabryka daje, to wie z treningu. a przynajmniej powinien wiedzieć, w innym przypadku co to za zając (wspólne dla obu przypadków)
cats do not go for a walk to get somewhere, but to explore
fotman pisze:Zgadzam się z Kulawym Psem na 100%. ............ Nie istnieją treningi uniwersalne.............
Najbardziej oczywisty przykład: Lewandowski i Kszczot uzyskują porównywalne wyniki na 800m stosując zupełnie inne środki treningowe.
No czyli nie mówimy o zawodnikach początkujących. Mówimy o zawodnikach trenujących na granicy krańcowych możliwości człowieka (w każdym razie bardziej krańcowych niż początkujący), tak? Czy to jest nauka? Może.
Natomiast - czy nie istnieją treningi uniwersalne? Właśnie dla początkującego istnieją. easy - przerwa - easy - przerwa - easy przerwa plus przebieżki - i tak można lecieć przez kilka miesięcy.
OK.
Myślę, że wszystkie sensowne argumenty (z obu stron) już padły. Nie ma sensu drążyć tego dalej, bo może skończyć się mało sympatycznie - uwagami natury osobistej. Próbki tego już są.
Mnie to wystarczy.
To jest proste pytanie, bez żadnych wycieczek, po prostu styl Twoich odpowiedzi trąci typową prawniczą retoryką. Mam prawnika w rodzinie i dlatego pytam, bo taki styl prowadzenia dyskusji jest mi obcy oraz kontraproduktywny. Długo się dyskutuje i nie dochodzi do żadnych wniosków.