jako że wyśmienicie czuję się w roli forumowego wykidajły pozwolę sobie powiedzieć parę rzeczy głośno:
Iwan pisze:
Na "czuja" już trenowałem parę lat.
z tego co mówiłeś wcześniej - biegałeś, a nie trenowałeś - to zasadnicza różnica.
i nie na "czuja", tylko bezmyślnie - to znów robi wielką różnicę. (chyba że ten cudzysłów właśnie to miał oznaczać)
mocne słowa? być może, w każdym razie to jest dla mnie wystarczający dowód:
Mnie jakoś przez 7 lat nie przyszło tak precyzyjne, by wyczuć różnicę w tempie między 3:50, a 4:00...
kilka tygodni (dni?) pracy ze stoperem na odmierzonych odcinkach wystarczy żeby się tego nauczyć.
nie pytaj mnie jak to się dzieje.
wiedz cicha. tak jak nauka żonglerki, slackline, i milion innych rzeczy.
tego się po prostu uczysz -w sensie CZUJESZ.
ostatni, świeży przykład z forum -
blog ioannah, 8.12
Iwan pisze:
Słabo się to sprawdza z prostego powodu. "Samopoczucie" nie komunikuje Ci kiedy trenujesz za słabo przed zawodami. Dowiesz się o tym dopiero na mecie, gdy będzie "po herbacie" (jeśli dobiegniesz np. w maratonie).
brednie. chyba, że przez cudzysłów sygnalizujesz użycie słowa samopoczucie w sensie przeciwnym do słownikowego.
mogę tu przywołać swoich przykładów na pęczki, ale i Skarżyński w swoich książkach pisał, że masz dokładnie WIEDZIEĆ na ile jesteś w maratonie. (co to znaczy 'wiedzieć' jeśli go jeszcze nie przebiegłeś - pozostawiam do samodzielnych przemyśleń.
nie tylko zresztą on
Patrick Makau w wywiadzie po rekordzie świata pisze:Speaking after the race, Makau said "In the morning my body was not good but after I started the race, it started reacting very well. I started thinking about the record" and "At 32 km I thought I could win the race and even break the world record.
na pewno nie było "po herbacie" - chyba że cudzysłowu znów używasz w sensie li tylko retorycznym.
z kolei ten fragment
Iwan pisze:
Gdy komunikuje Ci, że trenowałeś zdecydowanie za ciężko też jest już "pozamiatane" i w zasadzie masz do zaleczenia mniejszą czy większą kontuzję.
Ponieważ w moim wieku organizm już się tak szybko nie regeneruje jak u 18-latka, zwyczajnie nie stać mnie na to, więc sprawdzę sobie inną metodę - polecaną przez uznane osoby.
najlepiej podsumował sam fotman (dla uwiarygodnienia - zawodnik z PB na 400m - 48s z kawałkiem a w wolnym czasie min. mistrz Polski weteranów)
fotman pisze:Taki pulsometr daje początkującemu złudne poczucie, że wykonuje dobry trening, bo dane w tabeli się zgadzają. Daje złudne poczucie bezpieczeństwa.
Iwan, nie chce mi się dalej kopać w twoich cytatach z tego wątku - generalnie bełkot, choć sprawności retorycznej - oczywiście nie odmawiam.
to co mnie osobiście bardzo cieszy (i jakoś Ciebie uwiarygadnia) - to fakt, że w przeciwieństwie do tompoza przynajmniej CHCESZ przebiec maraton.
chyba że to też tylko figura retoryczna.
-----------------------------------
whatever. mam wrażenie że jednakowoż troszkę odeszliśmy od tematu. już wracam.
im bardziej się nad tym zastanawiam, tym bardziej mam wrażenie, że tytuł artykułu/
Naukowe podejście do treningu nie dla początkujących/ jest bez sensu.
podtrzymując poważne zastrzeżenia co do faktycznej "naukowości" samej materii - wydaje mi się , że podejście naukowe - to nie tylko technologia, która tak nam tu zaśmieca ciekawy wątek.
pulsometry, laktometry, pomiar propriocepcji siły poszczególnych mięśni, VO2max itd, itd - to tylko jedna, mniej ciekawa strona, nazwijmy to "pomiarowa" strona rozwoju naukowego. szczęśliwie w pomiarach sportowych nauka nie doszła jeszcze do poziomu kwantowego, ale i tak panuje tu już niezły burdel. jak powszechnie wiadomo - niezły burdel to niezły interes. będzie się rozwijał.
póki co, z nieukrywanym rozbawieniem czytam
np. taki wątek, ale z roku na rok takich perełek będzie coraz więcej.
ale, jak mówiłem - to tylko jedna strona medalu.
druga jest taka, że ilość modeli/teorii treningowych dostępnych via internet właściwie dla każdego - w niczym nie ustępuje rozwojowi technologii.
i zupełnie nie zgodzę się z tym, co pisał
Bogil pisze:Najgorsze dla amatora jest błądzenie pomiędzy wszystkimi podejściami. Ilość teorii i podejść jest na tyle duża, że zatraca się wiarę w skuteczność treningu skoro jedno podejście wyklucza drugie. Szczególnie gdy nie ma się cierpliwości żeby dobrze wytestować każde z nich.
tu nie ma co błądzić. tu trzeba zapierdalać. tzn. zapierdalać i myśleć. (i stejki też, btw

, ale nie o tym chciałem)
każda przeczytana książka i PRZEROBIONA NA SOBIE metodologia przybliża nas do celu, jakim jest
zindywidualizowany, efektywny trening.
nic, tylko czytać, tyrać na treningach - i biegać coraz mniej, mądrzej i szybciej.
i to jest właśnie bezprecedensowa szansa, jaką otrzymali początkujący dzięki rozwojowi nauki i 'naukowego podejścia do treningu'
zdrówko
ps ale zaliczyłem, @#$%^, ładnego Personal Besta w długości posta.