Właśnie, właśnie! Easy ma być easy i nie ma służyć do spełniania swojej ambicji i wyprzedzania innych (którzy tę ambicję spełniają i "easy" robią bardzo "nie-easy"). Znacznie lepiej jest go pobiec wolniej niż za szybko. Wg mnie bardzo dobry kalkulator treningowy (chyba najlepszy jaki znam) znajdziemy na stronie runningperformance.pl. Ale nawet w tym wypadku warto uważać - nie ma co się sugerować jakimikolwiek wyliczeniami, po prostu trzeba zastosować tempo, które będzie faktycznie "proste". Oddech w pełni kontrolowany, równy - po prostu.Na letsrun czytałem, że easy pace u Danielsa, to pewna granica, można biegać to wolniej, lecz nie powinno się szybciej, bo korzyści nie będą optymalne względem zmęczenia.
Od pewnego czasu staram się unikać określenia "tempo konwersacyjne". Wg mnie jest ono mylące. Tak naprawdę, jak się uprzeć, to urywanymi kwestiami można rozmawiać i podczas wyścigu na 3 km. Podczas "piątki" rozmowa będzie skrajnie zadyszana, ale kto wie, czy nie płynna. Jednocześnie z pewnością znajdą się osoby, u których "tempo konwersacyjne" będzie oznaczało rozmowę zbyt mało komfortową (wszak komfort to kwestia względna) i będą one - niesłusznie - zwalniały. Ostatecznie dochodzi jeszcze to, iż większość z nas przeważnie trenuje samotnie. A symulacja rozmowy podczas takiego treningu... ma niewiele wspólnego z rozmową. Ja jestem w stanie powiedzieć "wygląda na to, że biegnę tempem konwersacyjnym, jest okej" i na treningu, który faktycznie jest E, i na treningu w znacznie wyższym zakresie. Dopiero kiedy biegniemy ze współtowarzyszem faktycznie możemy sprawdzić, czy "tempo konwersacyjne" jest tempem konwersacyjnym.
Wobec tego, polecam bazować jednak na oddechu, jego ciągłości itp., nie na symulacji rozmowy. Ta druga może doprowadzić do sytuacji, w której każdy nasz trening będzie taki dziwnie... wyczerpujący.
