faktycznie, kręciłem się w okolicach 20 min na piątkę, ale niestety tylko kręciłem. Ostatecznie, na biegu, na którym miałem cisnąć ok. 21 min tak się spiąłem psychicznie, że wyszło 23:45 (czas po prostu zabawny w stosunku do moich możliwości w tamtym czasie). Później przyszły 2xantybiotyki, prawie 1,5 miesiąca przerwy i od razu nie to samo.
Aktualnie buduję formę na nowo, choć na szczęście nie od nowa (organizm pamięta), na zupełnie innej zasadzie, do tego kadencji ok. 180 (przed kuracjami była znacznie niższa).
Krótko mówiąc, w okolicach 20min/5km się kręciłem, ale ich nie wykręciłem. I będę musiał jeszcze chwilę poczekać.
6:30 - faktycznie bardzo dużo jak na kilometr. Ale do budowania podstaw wytrzymałości spokojnie wystarcza. To są, racja, niskie intensywności, tylko że one nie muszą być wysokie. Tak naprawdę, długie wybieganie to jest praktycznie wyłącznie objętość, prawie w ogóle intensywność. Moim zdaniem, lepiej jest pobiec je trochę za wolno, niż nawet minimalnie za szybko. To drugie na pewno spowoduje dłuższą regenerację, a niekoniecznie przybliży nas do wyższego wyniku - bo to wytrzymałość, i tylko wytrzymałość, poprzez easy run mamy budować. Natomiast dłużej trwająca regeneracja może być zgubna, kiedy wchodzimy na poziom 5-6 treningów w tygodniu (u mnie oprócz pięciu biegowych dochodzi jeszcze raz w tygodniu basen i co najmniej trzy treningi siłowe).
Warto też pamiętać, że ja po tym 6:30 biegam jeszcze tylko przez moment (prawdopodobnie jutro będzie ostatni bieg w tych okolicach). Nie tak dawno temu zacząłem nowy plan treningowy, którym zamierzam jechać dłuuuugo, przeplatając już pierwsze tygodnie startami (trochę wbrew ogólnie przyjętym zasadom, ale mniej więcej orientuję się, co robię

W każdym razie, dopiero niedawno, ale jednak, cholera jasna, za dużo wtrąceń mam w zdaniach, przekonałem się do tezy Małego - trening, po którym czujemy, że możemy zawrócić i przebiec drugie tyle/jesteśmy tylko bardzo lekko zmęczeni to DOBRY trening. Na taki bodziec organizm wcale nie odpowiada wiele gorzej, niż na bodziec idealnie wymierzony w kwestii tempa, a taki bodziec jest po prostu bezpieczniejszy. Tak jak pisałem - będę stopniowo zwiększać tempo tych wybiegań (niezależnie od rosnącej wydolności, po prostu żeby się zbliżyć do 7%%HRmax), ale spokojnie, żeby ciągle być w bezpiecznej strefie. Jeśli nawet organizm będzie miał po takich treningach rezerwy, tym lepiej, dostanie w tyłek na tempówkach, czyli na treningach, na których w tyłek ma dostać.
Jeśli easy runy mają z definicji nas niezbyt zmęczyć i być lekkie, to mogą być równie dobrze trochę bardziej lekkie i trochę mniej męczące. TROCHĘ. Nie namawiam do marszobiegu w przygotowaniu do 3h/42.195. Namawiam tylko do wolnego, prawdziwie EASY biegu.
Ktoś się pytał o wyniki. Niedawno na 3 km (Szybka Trójka w Krynicy) ustanowiłem życiówkę, 11:05 O_o. Albo zawyżona trasa, albo zbieg, który na niej był strasznie przyspieszał, w każdym razie w ten czas niezbyt wierzę, ale podaję, bo niby taki był. Niedługo biegnę pierwszą w życiu dychę, wyniki z piątki są nieaktualne, więc nie podaję. Prawdę powiedziawszy, sezon startowy dopiero teraz zaczynam.

Nie cierpię takich klasyfikacji...Do 6km/h to jest właśnie trucht, 7-9 jogging, powyżej bieg.