początek biegania i walka z kg - czy dobrze myślę?

Biegowe "citius, altius, fortius": miejsce dla tych którzy chca biegac dalej i szybciej.
kateglory
Wyga
Wyga
Posty: 123
Rejestracja: 05 mar 2013, 13:47
Życiówka na 10k: 40m00s
Życiówka w maratonie: 2h59min09s.
Kontakt:

Nieprzeczytany post

tak, tluszcz bierze udział w spalaniu od samego początku, ale organizm pobiera energię z róźnych źródeł i jeżeli np. dostarczasz za dużo węglowodanów to organizm najpierw będzie spalał węgle - a dopiero póxniej tłuszcz (te 30 minut o których pisałam) , dlatego w tym miejscu, tak jak już poprzednicy pisali, można policzyć czy rzeczywiście Twoja dieta jest odpowiednia i nie dostarczasz za dużo węglowodanów
PKO
Awatar użytkownika
maly89
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4862
Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
Życiówka na 10k: 37:44
Życiówka w maratonie: 02:56:04
Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
Kontakt:

Nieprzeczytany post

kateglory pisze:więc dieta jeżeli jest "w granicach normy"- jak najmniej smieciowego jedzenia, to nie musisz jej drastycznie zmieniać.
Kasiu, a znasz taką dietę "w granicach normy", która przy 180cm wzrostu doprowadzi do wagi 109 kilogramów? No chyba, że mamy tutaj kulturystę, ale coś mi się nie wydaje (jeżeli się mylę to przepraszam).
I tutaj moje pytanie, nie zmieniajac swojej diety, ktore wg mnie jest umiarkowana (duzo nie jem):

Czy w koncu zaczne chudnac? Bo niewyobrazam sobie przebiec polmaratonu wazac 109 kg, a caly czas widze u siebie znaczne postepy wydolnosciowe.
Żeby latać te półmaratony to musisz najpierw poprawić kondycję i biegać. Później trzeba będzie zbić wagę. Bo ta sama Ci nie poleci. Ruch to jedno, ale jak nie będzie żadnej ingerencji w dietę to nie będzie też efektów.

Nie ma czegoś takie - Biegam to mogę jeść wszystko, bo i tak to spalę! - To mit!
Awatar użytkownika
roberturbanski
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1311
Rejestracja: 17 gru 2011, 08:10
Życiówka na 10k: 47:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: kujawsko-pomorskie

Nieprzeczytany post

Bo ta sama Ci nie poleci. Ruch to jedno, ale jak nie będzie żadnej ingerencji w dietę to nie będzie też efektów.
Nie ma czegoś takiego - Biegam to mogę jeść wszystko, bo i tak to spalę! - To mit!
Święte słowa... U mnie właśnie tak jest... Biegam 3 miesiące, bardzo krótko. Zacząłem od wagi 90 kg przy wzroście 175 cm, czyli dużo za dużo... Biegam w granicach 40 km tygodniowo (głownie I zakres), ale jeżeli nie pilnuje diety waga nie dość, że nie spada to delikatnie idzie w górę. "Podstawą jest odżywianie" jak powiedzieli mi moi dwaj mentorzy Qba i Mariusz - sprawdziłem na sobie, że mają rację: sam trening biegowy to tylko jedna ze składowych prowadzących do sukcesu w walce ze zbędnymi kilogramami...
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

W zdecydowanej większości przypadków dodatkowe kilogramy to skutek zapuszczenia i fizycznego zaniedbania (chodzi mi o brak ruchu). Chociaż wiem na swoim przykładzie, że nawet codzienna aktywność fizyczna nie uchroni przed otyłością, jeżeli je się co popadnie i w nie wiadomo w jakich ilościach. Kilka osób wiedząc ze schudłem kilka lat temu dość dużo prosiło mnie o rady dotyczące odżywiania. Niektórzy się dziwili: "kurcze, przecież ja nic takiego nie jem, więc dlaczego tyle waże". Po bliższym przyjrzeniu się powód wychodził na jaw. Owszem fajnie, główne posiłki były w normie, ale poza nimi można było znaleźć colę, wieczorne piwka, chipsy jako przygryzkę. Czasami wychodziło, że te dodatkowe przekąski przekraczały dzienne zapotrzebowanie energetyczne, a gdzie tu dalej? Czasami widząc otyłą osobę jedzącą jakies śmieciowe żarcie myśle sobie: kurcze nie dziw się, że tak wyglądasz, skoro świadomie sobie w tym pomagasz. Niestety zmiany wymagają silnego charakteru. Proces chudnięcia to nie jest coś, co da się zamknąć w tydzień. Trzeba wiele poświęcić, żeby osiągnąć efekty. Pytanie tylko czy każdemu na tym naprawde zależy? Mam koleżankę, która ma ponad 30 kg nadwagi. Bardzo chciałem jej pomóc, tym bardziej, że sama tak naprawdę o nią prosiła. Na początku wydawała się zdeterminowana. Przeprowadziłem z nią kilka rozmów, wydawało mi się, że zrozumiała na czym rzecz polega...Niestety po każdej takiej rozmowie widziałem ją z jakimiś hot dogami, colą, chipsami, słodyczami itp. Odpuściłem, bo to nie miało sensu. Nawet wchodzenie na ambicje nie jest w stanie wiele zmienić, jeżeli ktoś ma słabą wolę...
Niektórzy mówią, że diety zmieniać nie trzeba, wystarczy zacząć się ruszać - i to jest błąd. Złe nawyki powinno się wyplenić, bo nigdy nie wiemy czy coś nie pokrzyżuje nam planów sportowych, czy jakaś kontuzja nie zamknie drogi do uprawiania sportu na dłuższy czas i wtedy powrót do wagi wyjściowej będzie momentalny. Po drugie o wiele zdrowiej chyba zjeść sobie jabłko na podwieczorek, niż paczkę chipsów. O wiele korzystniej jest wypić szklankę wody, niż sięgnąć po kubek z coca colą.
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Awatar użytkownika
klosiu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3196
Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
Życiówka na 10k: 43:40
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznan

Nieprzeczytany post

Adrian, pierwsze zdanie z twojego posta stoi w sprzeczności z całą resztą :)
I to z tą resztą się zgadzam, zresztą potwierdzają to fakty. 50 lat temu prawie nikomu do głowy nie przyszło uprawiać sport, rekreacyjnych biegaczy uznawano za wariatów, rower traktowano użytkowo, a siłowni i sal fitness nie było. A jednak społeczeństwo było wielokrotnie szczuplejsze niż dziś, nawet nie trzeba przeprowadzać badań, wystarczy puścić sobie jakiś film z lat siedemdziesiątych - spora część ludzi według dzisiejszych standardów jest wręcz chorobliwie chuda. Co się zmieniło? Dieta. Jakościowo, bo przecież nikt nie powie, że w Stanach w latach siedemdziesiątych spora część ludzi głodowała.
Nie było wtedy jeszcze nagonki na tłuszcze i mięso, podręczniki dla sportowców zalecały przede wszystkim produkty świeże, a unikanie zbyt dużych ilości potraw mącznych. Nie było takiej ilości słodkich napojów, nie było batonów i czipsów. Dzięki temu indeks glikemiczny posiłków był znacznie mniejszy niż dziś.
I ludzie byli szczupli, mimo że wtedy kalorii nikt nie liczył.
Ja uważam, że dieta gra rolę decydującą w utrzymaniu wagi, większą niż sport, ba, bez sportu jest łatwiej schudnąć, bo można obciąć z diety prawie wszystkie węgle (a nie da się tego zrobić trenując), a wtedy chudnie się praktycznie bez wysiłku i pilnowania czegokolwiek.
The faster you are, the slower life goes by.
rosomak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 599
Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Tom Naughton w swoim filmie (polski tytuł Grubsi, nie głupsi) pokazał, że można schudnąć odżywiając się jedynie w McDonaldzie. Ale fraza "śmieciowe żarcie" to takie ładne słowo wytrych. :hahaha:

Ja też uważam, że bieganie kiepsko nadaje się do schudnięcia (rozumiem to tak: stan wyjściowy nie biegaliśmy, mamy nadwagę, zaczynamy biegać po to, żeby schudnąć). Powód jest prosty, żeby przystosować organizm do bezpiecznego bezkontuzyjnego wytrzymawania długotrwałego, specyficznego wysiłku potrzeba czasu. Osobiście zakładam, że bezpieczną wartością są pierwsze trzy sezony. Co najmniej rok, a najlepiej dwa lata trzeba "zmarnować" na ogólny rozwój, wzmocnienie mięśni, poprawę elastyczności, nauczenie się poprawnej techniki itp.
Bieganie za to (jak chyba każdy sport wytrzymałościowy) nadaje się doskonale do póżniejszego utrzymania wagi w ryzach, na odpowiednim poziomie. Organizm osiąga jakiś stan równowagi i będzie w tym stanie trwał.

Bieganie amatorów to proces długotrwały, właściwą perspektywą spojrzenia są lata, nie tygodnie. Schudnąć zaś chce się dzisiaj, nie za rok. Stąd wynika w moim przekonaniu niewłaściwość wyboru odchudzania poprzez bieganie.
klosiu pisze:50 lat temu prawie nikomu do głowy nie przyszło uprawiać sport, rekreacyjnych biegaczy uznawano za wariatów, rower traktowano użytkowo, a siłowni i sal fitness nie było. A jednak społeczeństwo było wielokrotnie szczuplejsze niż dziś, nawet nie trzeba przeprowadzać badań, wystarczy puścić sobie jakiś film z lat siedemdziesiątych - spora część ludzi według dzisiejszych standardów jest wręcz chorobliwie chuda.
Ja bym do tego dodał przyjrzenie się rozmiarom odzieży. Mówiąc hasłowo, dzisiejsze Medium było kiedyś Large. :usmiech:
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
kateglory
Wyga
Wyga
Posty: 123
Rejestracja: 05 mar 2013, 13:47
Życiówka na 10k: 40m00s
Życiówka w maratonie: 2h59min09s.
Kontakt:

Nieprzeczytany post

maly89 pisze:
kateglory pisze:więc dieta jeżeli jest "w granicach normy"- jak najmniej smieciowego jedzenia, to nie musisz jej drastycznie zmieniać.
Kasiu, a znasz taką dietę "w granicach normy", która przy 180cm wzrostu doprowadzi do wagi 109 kilogramów? No chyba, że mamy tutaj kulturystę, ale coś mi się nie wydaje (jeżeli się mylę to przepraszam).

W granicach normy - wzięłam w cudzysłów - bo uogólniłam mocno. Nie chcę wylewać swoich teorii na temat odżywiania nie znając kolegi zwyczajów żywieniowych ani wyglądu :)
kateglory
Wyga
Wyga
Posty: 123
Rejestracja: 05 mar 2013, 13:47
Życiówka na 10k: 40m00s
Życiówka w maratonie: 2h59min09s.
Kontakt:

Nieprzeczytany post

rosomak pisze:Tom Naughton w swoim filmie (polski tytuł Grubsi, nie głupsi) pokazał, że można schudnąć odżywiając się jedynie w McDonaldzie. Ale fraza "śmieciowe żarcie" to takie ładne słowo wytrych. :hahaha:

Ja też uważam, że bieganie kiepsko nadaje się do schudnięcia (rozumiem to tak: stan wyjściowy nie biegaliśmy, mamy nadwagę, zaczynamy biegać po to, żeby schudnąć). Powód jest prosty, żeby przystosować organizm do bezpiecznego bezkontuzyjnego wytrzymawania długotrwałego, specyficznego wysiłku potrzeba czasu. Osobiście zakładam, że bezpieczną wartością są pierwsze trzy sezony. Co najmniej rok, a najlepiej dwa lata trzeba "zmarnować" na ogólny rozwój, wzmocnienie mięśni, poprawę elastyczności, nauczenie się poprawnej techniki itp.
Bieganie za to (jak chyba każdy sport wytrzymałościowy) nadaje się doskonale do póżniejszego utrzymania wagi w ryzach, na odpowiednim poziomie. Organizm osiąga jakiś stan równowagi i będzie w tym stanie trwał.

Bieganie amatorów to proces długotrwały, właściwą perspektywą spojrzenia są lata, nie tygodnie. Schudnąć zaś chce się dzisiaj, nie za rok. Stąd wynika w moim przekonaniu niewłaściwość wyboru odchudzania poprzez bieganie.
klosiu pisze:50 lat temu prawie nikomu do głowy nie przyszło uprawiać sport, rekreacyjnych biegaczy uznawano za wariatów, rower traktowano użytkowo, a siłowni i sal fitness nie było. A jednak społeczeństwo było wielokrotnie szczuplejsze niż dziś, nawet nie trzeba przeprowadzać badań, wystarczy puścić sobie jakiś film z lat siedemdziesiątych - spora część ludzi według dzisiejszych standardów jest wręcz chorobliwie chuda.
Ja bym do tego dodał przyjrzenie się rozmiarom odzieży. Mówiąc hasłowo, dzisiejsze Medium było kiedyś Large. :usmiech:
Bieganie jest bardzo często wybieranie przez ludzi, którzy chcą schudnąć (ja kilka lat temu) ... co byś zatem im polecił innego? lepszego?
rosomak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 599
Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

kateglory pisze:Bieganie jest bardzo często wybieranie przez ludzi, którzy chcą schudnąć (ja kilka lat temu) ... co byś zatem im polecił innego? lepszego?
Zmianę sposobu myślenia. Odrzucenie podejścia "teraz, natychmiast, zaraz", "to co było miesiąc temu to prehistoria", "od nowości do nowości". Przemyślenie - co chcę, dlaczego, kim jestem dzisiaj, jakie są moje mocne i słabe strony, moje możliwości, czym jest dla mnie życie, no i najważniejsze - jak bardzo chcę. Motywacja to podstawa.

Poza tym nie wierzę w proste, uniwersalne rozwiązania jednakowe dla wszystkich.

Odpowiadając na Twoje pytanie - diamenty przeciwko orzechom, że większość ludzi jeżeli naprawdę chce schudnąć, to potrafi to zrobić. Wystarczy jedynie zamknąć swoje uszy, skupić się na swoim przypadku i pomyśleć, co w ich przypadku zadziała.

Jeżeli na nadmiar czegoś nie narzekamy w dzisiejszym świecie, to na liczbę guru kochających mówić nam, co i kiedy mamy robić. :hahaha:
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

@Klosiu, czasami otyłość wynika albo z braku ruchu, albo z nieprawidłowych nawyków żywieniowych, albo z połączenia tych dwóch rzeczy, dlatego w pierwszym zdaniu napisałem ogólnie o zaniedbaniu :oczko:
klosiu pisze:I to z tą resztą się zgadzam, zresztą potwierdzają to fakty. 50 lat temu prawie nikomu do głowy nie przyszło uprawiać sport, rekreacyjnych biegaczy uznawano za wariatów, rower traktowano użytkowo, a siłowni i sal fitness nie było.
Owszem. Tylko kilka rzeczy się od tego czasu zmieniło :oczko: Jedzenie nie było aż tak dostępne jak obecnie (przynajmniej w Polsce). Ludzie znacznie więcej chodzili, bo nie było tylu samochodów i raczej nikt by nie pomyślał, żeby wsiąść za kółko, aby dostać się do sklepu oddalonego o 400 metrów od domu. O wiele więcej osób pracowało fizycznie, bo nie było tylu maszyn. Telewizja dopiero raczkowała, o komputerach to można było pomarzyć - więc nie było aż tylu rozrywek co obecnie. Tak samo dzieci. Główną atrakcją były zabawy na podwórku. Z własnego dzieciństwa pamiętam jak latem wychodziłem z domu po śniadaniu koło godziny 8 i z przerwą na obiad przebywałem na dworze gdzieś do godziny 20. Podwórka były przepełnione dzieciakami w różnym wieku, od matek z dziećmi bawiącymi się w piaskownicy, po dziewczynki skaczące w gumę, chłopców kopiących piłkę albo bawiących się w chowanego, po nastolatków grających w karty. Teraz jak się przejdzie latem po osiedlu to podwórka są praktycznie puste, bo pojawili się "mechaniczni przyjaciele"...
W moim domu komputer pojawił się bardzo szybko, bo już jakieś 20 lat temu. Nie miałem nigdy szczególnych ograniczeń co do jego używania, ale też nigdy nie przeginałem, o wiele większą frajdę sprawiało mi przebywanie na podwórku i gra w piłkę, niż ślęczenie całymi dniami nad grami komputerowymi. Teraz jest odwrotnie. Gro dzieci ma swobodny dostęp do komputerów, a rodzice nie reagują nawet jeżeli ich pociechy spędzają przed nim nawet po kilkanaście godzin dziennie - dla mnie jest to co najmniej dziwne :niewiem:

Nie zgodzę się też z Rosomakiem, że bieganie nie jest dobre na odchudzanie, bo w pierwszym stadium mojego zrzucania wagi nie było żadnej specjalnej diety (oczywiście poza zmniejszeniem ilości przyjmowanego jedzenia), a mimo to schudłem kilkanaście kilogramów. Gdybym połączył to jeszcze z odpowiednim odżywianiem, to myśle, że efekty przyszłyby jeszcze szybciej :oczko:
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
rosomak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 599
Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Adrian26 pisze:Nie zgodzę się też z Rosomakiem, że bieganie nie jest dobre na odchudzanie, bo w pierwszym stadium mojego zrzucania wagi nie było żadnej specjalnej diety (oczywiście poza zmniejszeniem ilości przyjmowanego jedzenia), a mimo to schudłem kilkanaście kilogramów. Gdybym połączył to jeszcze z odpowiednim odżywianiem, to myśle, że efekty przyszłyby jeszcze szybciej :oczko:
Ok, napiszę konkretnie na przykładzie o co mi chodzi.
Podstawową długoterminową jednostką jest sezon. Na jego poczatku stawia się sobie cele, na jego zakończenie robi się podsumowanie. Sezon trwa kilka miesiecy, w roku może być jeden lub mogą być dwa.
Pierwszy sezon - rozpoczęcie biegania. Czas trwania - około 16 - 20 tygodni. Cele to rozruszanie organizmu i przystosowanie go do regularnego ruchu, środki to marsz / bieg, ogólnorozwojówka, siłownia, inna aktywność (= można to określić górnolotnie jako cross training). Najważniejsza rzecz w tym czasie to uniknięcie wszelkich kontuzji przeciążeniowych.
Drugi sezon - ulepszony pierwszy.
Trzeci sezon - jak wyżej.
Siłą rzeczy pierwszy sezon to wychodzenie powiedzmy trzy razy w tygodniu, drugi 3-4, trzeci 3-4. Łączna liczba godzin biegowych - koło trzech/czterech biegu tygodniowo w większości o niskiej intenswyności. Ilość tego biegu jest zbyt mała do wywołania jakiegoś ogromnego spadku masy ciała.
Ale w tym schemacie nie po to się biega, żeby schudnąć, tylko po to, żeby przystosować mięśnie i stawy do wytrzymywania obciążeń treningowych w kolejnych sezonach.
Obciążeń docelowych na poziomie >100 kilometrów tygodniowo z 20% tej liczby przebieganych w obszarze o wysokiej intensywności (czyli z silnymi akcentami).
Z tego punktu widzenia spadek wagi w pierwszych sezonach jest jedynie mile widzianym dodatkiem. Jeżeli nie wystąpi w tak dużym zakresie jakbyśmy chcieli - nie ma problemu. Jak się wejdzie na wysokie obroty to waga poleci w dół, natomiast organizm będzie już przystosowany do dużych obciążeń i będzie je w stanie znieść bez szkody.
Zarysowany schemat jest - według mnie - z dużym marginesem bezpieczeństwa. Wiem że można nieco więcej i nieco szybciej w konkretnych przypadkach i że koledzy opierając się na własnym przykładzie to wiedzą.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jak ktoś zaczyna biegać to często dlatego, żeby w lecie wyglądać przyzwoicie na plaży. Tylko że wtedy 1. istnieje pokusa żeby biegać więcej i mocniej niż nasz organizm jest w stanie dzisiaj, bez przygotowania na które potrzeba czasu wytrzymać oraz 2. zniechęcenia się jeżeli efekty nie przyjdą po miesiącu czy dwóch. Wtedy okazuje się, że bieganie jest przereklamowane jako środek na odchudzanie.
No bo spójrzmy prawdzie w oczy - jest.

Dlatego pisałem o zmianie postrzegania. Od ręki to można usunąć tłuszcz chyba jedynie chirurgicznie. :hej:
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Moim zdaniem wszystko zależy od masy ciała, a konkretnie od "nadwyżki kilogramowej". Wiadomo, że bieganie nie jest dla osób z otyłością, ale jeżeli ktoś ma kilku, max kilkunastokilogramowy nadmiar, to jogging poprzedzony wcześniejszym etapem marszobiegów jest moim zdaniem odpowiedni (obuwie z odpowiednią amortyzacją jest w takiej sytuacji niezbędne). Dla kogoś, kto się dotąd wcale nie ruszał nawet te krótkie treningi będą impulsem dla organizmu do rozpoczęcia spalania zbędnych kalorii. Owszem, będzie to 200, 300 czy 400 kcal, ale to zawsze będzie coś, od czegoś trzeba zacząć :oczko: Na tym etapie ważna jest cierpliwość, bo rzeczywiście na samym początku rezultaty mogą nie być powalające, a ciągłe mieszanie biegania z marszem może być bardzo nużące.
Tak na marginesie, to bardzo istotne rzeczy napisałeś jak powinien wyglądać "wstęp" do biegania :oczko: Szkoda, że tak wiele osób początkujących praktycznie od razu kupując buty biegowe zapisuje się na półmaratony czy maratony...
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
kateglory
Wyga
Wyga
Posty: 123
Rejestracja: 05 mar 2013, 13:47
Życiówka na 10k: 40m00s
Życiówka w maratonie: 2h59min09s.
Kontakt:

Nieprzeczytany post

rosomak pisze:
kateglory pisze:Bieganie jest bardzo często wybieranie przez ludzi, którzy chcą schudnąć (ja kilka lat temu) ... co byś zatem im polecił innego? lepszego?
Zmianę sposobu myślenia. Odrzucenie podejścia "teraz, natychmiast, zaraz", "to co było miesiąc temu to prehistoria", "od nowości do nowości". Przemyślenie - co chcę, dlaczego, kim jestem dzisiaj, jakie są moje mocne i słabe strony, moje możliwości, czym jest dla mnie życie, no i najważniejsze - jak bardzo chcę. Motywacja to podstawa.

Poza tym nie wierzę w proste, uniwersalne rozwiązania jednakowe dla wszystkich.

Odpowiadając na Twoje pytanie - diamenty przeciwko orzechom, że większość ludzi jeżeli naprawdę chce schudnąć, to potrafi to zrobić. Wystarczy jedynie zamknąć swoje uszy, skupić się na swoim przypadku i pomyśleć, co w ich przypadku zadziała.

Jeżeli na nadmiar czegoś nie narzekamy w dzisiejszym świecie, to na liczbę guru kochających mówić nam, co i kiedy mamy robić. :hahaha:
No tak. wszystko pięknie ładnie. Oczywiście motywacja złota rzecz, poza tym nic na siłę. Ale pytanie zadałam a propos sportu, jeżeli ktoś chce schudnąc (zmienić styl życia, bycia, myślenia) to wybór jakiejś aktywności fizycznej jest kluczowe - samą dietą się zamęczy i zniechęci a sport może dodatkowo pomóc w zmianie podejścia ba! może to być piękny początek nowej pasji ;)
Awatar użytkownika
Bylon
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1613
Rejestracja: 17 wrz 2012, 17:42
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Adrian26 pisze:
Bylon pisze: Czy kilogramy da się zgubić bez żadnych zmian w diecie? OCZYWIŚCIE! Trzeba tylko odpowiednio dużo poświęcić dla sportu.
Nie zgodze się, pewne rzeczy zmienić po prostu trzeba. Są osoby, które dziennie serwują sobie po 5-6 tys kcal, a o to wcale nie jest aż tak trudno:
2 litry coli, 3 piwa wieczorem, obfity obiad, 5-6 dużych bułek w ciągu dnia z odpowiednim "nadzieniem" i już masz ponad 5 tys kcal, żeby to spalić do przyzwoitej dziennej dawki trzeba byłoby przebiec mniej więcej dystans maratonu...
Nie każdy jest zawodowym sportowcem, jak dla przykładu Justyna Kowalczyk, której średnie zapotrzebowanie energetyczne wynosi z tego co pamiętam około 6 tys kcal dziennie :oczko:
Zwróć uwagę na to, że podkreśliłem, że trzeba odpowiednio dużo poświęcić dla sportu. Nawet osoba, która je 5000 kcal dziennie i zacznie mega-intensywnie ćwiczyć na siłowni z dodatkiem codziennego, mocnego treningu pływackiego, tak podkręci sobie metabolizm + rozbudzi organizm + spali kalorie, że zacznie chudnąć na rzecz mięśni. Wtedy to "odpowiednio dużo dla sportu" jest gigantyczną ilością treningów, ale się da. Pewien znajomy znajomego :) ma dwie pasje - piłka nożna i chipsy. Tego drugiego je mnóstwo jak nikt, ale w tę pierwszą gra godzinami. Wystarcza - jest szczupły i wysportowany.
Myślę natomiast, że jeśli dieta jest przynajmniej z grubsza sensowna, tego sportu nie musi być aż tak wiele.
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!
Awatar użytkownika
klosiu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3196
Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
Życiówka na 10k: 43:40
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznan

Nieprzeczytany post

Hym. Zapotrzebowanie dzienne 5000kcal miewam, jak przejadę na rowerze 100-120km ze średnią 32 km/h. Czyli 3 do 4 godzin dość intensywnego wysiłku na poziomie 75-80% hrmax. Kanapowiec który zaczyna się brać za sport nawet nie ma szansy choćby zbliżyć się do takiego poziomu spalania kalorii w czasie treningu.
The faster you are, the slower life goes by.
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ