to, że biec za czyimiś placami jest łatwiej to rzecz oczywista.
Ale na wynik na trasie ma wpływ dziesiątki czynników, tak że przeliczanie czasu zwycięzcy z Warszawy na czas w warunkach prowadzenia go przez grupę biegaczy w Berlinie jest mocno wątpliwy.
Autor nie zwrócił uwagi, że start i meta w Berlinie są na tej samej wysokości, a w Warszawie zawodnicy mieli ekstra fajny, całkiem długi zbieg na którym mogli zaoszczędzić waty, kalorie, glikogen itp.
Jeśli warszawski Kenijczyk korzystał w urzędowych wodopojów i pił ten wspaniały napój isotoniczny zawierający barwnik powodujący ADHD u dzieci to pobiegł szybciej niż pobiegłby w Berlinie gdzie tego rodzaju wynalazków nie serwują.
Można by postawić tezę, że Makau w Warszawie prowadzony przez zające pobiegłby 2:02:59, o ile nie połamałby nóg na dziurawej gruntówce przed Arbuzową, na leżących policjantach tamże, albo nie wybiłby zębów na dziurach w asfalcie na zbiegu z Ursynowa do Powsina.
Czy znane są komuś badania naukowe nad wpływem konieczności asekuracyjnego patrzenia pod nogi w celu szukania dziur i nierówności asfaltu, na wynik w maratonie. Albo ile kosztuje kalorii i watów stawianie stóp w koleinach w asfalcie w porównaniu do równej nawierzchni? Może opory powietrza to przy tym pikuś?
Komentarz do artykułu Przełamując opory powietrza
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Ta Warszawa i Berlin to taka trochę zabawa, próba porównania dla sprowadzenia dyskusji do konkretów, bo przecież wiadomo że jest wiele innych czynników. Nie musisz tak bardzo bronić Berlina. 
Ale że taki się mocny dyskutant pojawił to dobrze.

Ale że taki się mocny dyskutant pojawił to dobrze.
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 13445
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
To jest dobre rozróżnienie. Drugi przypadek będzie dotyczył tych nielicznych, którzy potrafią zachować stałą strukturę ruchu, czy też sekwencję ruchu, niezależnie od procesu narastającego zmęczenia. Do nich można podejść z przyrządem do pomiaru mocy, jeśli takowy powstanie i analizować jak kolarzy.pytanie
czy rozumujesz ekonomiczność w tym sensie że technikę biegu
czy rozumujesz ekonomicznośc biegu w sensie ekonomiczności ciała ludzkiego jako układu do generowania energii
Pierwszy przypadek dotyczy większości, której zmienia się geometria ruchu wraz z narastającym zmęczeniem. Skoro można, przy założeniu generowania stałej mocy, biec szybciej lub wolniej, to pomiar mocy traci wartość poznawczą na rzecz analizy ekonomiczności rozumianej jako techniki biegu.
- Buniek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2655
- Rejestracja: 11 cze 2009, 11:12
- Życiówka na 10k: 35:35
- Życiówka w maratonie: 2:57:09
- Lokalizacja: Toruń
ekonomiczność biegu bardzo łatwo zdefiniować i w literaturze najczęściej wygląda to tak: ilość pochłoniętego tlenu na kg ciała na przebiegnięty kilometr [ml/(kg*km)]. Nie chodzi o to by generować jak największą moc, a wręcz przeciwnie żeby przy jak najmniejszej mocy biec jak najszybciej.
Oczywiście, że na wynik wpływa baaardzo wiele wyników. Szacując te wyniki założyłem, że wszystkie inne czynniki pozostają niezmiennne, W Warszawie dalej by dawali takie same napoje, a meta byłaby tak samo położona względem startu. Ta jedna zmienna, bieg za pacemakerami, to według szacunków, opartych na artykułach Pucha to około 3 minuty.PAwel pisze:to, że biec za czyimiś placami jest łatwiej to rzecz oczywista.
Ale na wynik na trasie ma wpływ dziesiątki czynników, tak że przeliczanie czasu zwycięzcy z Warszawy na czas w warunkach prowadzenia go przez grupę biegaczy w Berlinie jest mocno wątpliwy.
Autor nie zwrócił uwagi, że start i meta w Berlinie są na tej samej wysokości, a w Warszawie zawodnicy mieli ekstra fajny, całkiem długi zbieg na którym mogli zaoszczędzić waty, kalorie, glikogen itp.
Jeśli warszawski Kenijczyk korzystał w urzędowych wodopojów i pił ten wspaniały napój isotoniczny zawierający barwnik powodujący ADHD u dzieci to pobiegł szybciej niż pobiegłby w Berlinie gdzie tego rodzaju wynalazków nie serwują.
Można by postawić tezę, że Makau w Warszawie prowadzony przez zające pobiegłby 2:02:59, o ile nie połamałby nóg na dziurawej gruntówce przed Arbuzową, na leżących policjantach tamże, albo nie wybiłby zębów na dziurach w asfalcie na zbiegu z Ursynowa do Powsina.
Czy znane są komuś badania naukowe nad wpływem konieczności asekuracyjnego patrzenia pod nogi w celu szukania dziur i nierówności asfaltu, na wynik w maratonie. Albo ile kosztuje kalorii i watów stawianie stóp w koleinach w asfalcie w porównaniu do równej nawierzchni? Może opory powietrza to przy tym pikuś?
Krzysiek