Deter pisze:
Mówienie, że "sprężynka to siła a nie wytrzymałość" to bardzo deformujące utożsamienie - zwłaszcza jeśli mówimy np. o Kipchogu.
Zapomniałeś dodać: "dla mnie"
Sprawność biegowa można podzielić na wytrzymałość i ekonomie biegu. Wiec jeżeli chcesz rozmawiać o poprawie czegoś, musisz sie trochę podzielić na pojedyncze czynniki i wiedzieć w którym kierunki. Bo na pytanie: "co zmienić" takie stwierdzenie: "biegaj jak Kopchoge" jest trochę płaskie i za ogólne i nikt z tego nic nie wyniesie.
Ci chłopacy za daleko nie pobiegną podobnie jak tamte tańczące dziewczyny. Jest tu i tam element elastyczności i można to określić jako cykliczny proces ładowania powięzi energią potencjalną sprężystości i potem rozładowania. To czego tam nie ma, to przeciążenia. W ogóle generalnie biegacze amatorzy rzadko lub wcale nie wystawiają się na przeciążenia. Jakieś one tam są, w końcu wykonujemy oscylacje i spadamy w każdym kroku z pewnej wysokości. To może być 1,5g może 2,5g. Taki przedział. W tym przedziale rozgrywa się całe amatorskie bieganie. Pojawiają się pomysły na bieganie naturalne, na bieganie metodą pose, hi, na sprężynkę, elastic recoil itp. Ludzie zastanawiają się nad opcjami określanymi jako forefoot strike i midfoot strike. Pasjonują się przetaczaniem, czasem kontaktu, kadencją. Pracują nad silnym korem. Włączają siłownię i rower. No mnóstwo jest rzeczy, które mają w zamierzeniu służyć poprawie siły i w konsekwencji szybkości biegu. Wszystko to jednak dotyczy przedziału 1,5-2,5g.
Dobry technicznie bieg wyczynowy generuje powyżej 10g, wymaga więc dużej sztywności. Czy to oznacza, że wyczynowcy spadają z większej wysokości? Nie. Oni generują oscylacje poziome. Coś czego nie ma w sporcie amatorskim. W tym momencie wszystkie pomysły ze świata amatorskiego przestają mieć zastosowanie, bo przeciążenie jest o rząd wielkości większe. Ta siła po prostu miażdży. Można więc zapomnieć o jakiejś pracy niemetabolicznej i innych pierdołach na skakance, czy na parkiecie. Dopóki nie ma bodźcowania coraz większym g, to nie ma rozwoju tkankowego, a więc nie ma fizycznej możliwości przyjąć na siebie dużego przeciążenia. Etap rozwoju umiejętności usztywniania się musi więc odbywać się stopniowo. Dlatego tak bardzo bezsensowne są pomysły Rolliego, żeby dopierdolić od razu wieloskok albo poprzeczki na 1,6m. Nie ma przy tym żadnej kontroli nad transferem siły, a więc nie ma pracy nad coraz większą sztywnością tkankową.
yacool pisze:Ci chłopacy za daleko nie pobiegną podobnie jak tamte tańczące dziewczyny. Jest tu i tam element elastyczności i można to określić jako cykliczny proces ładowania powięzi energią potencjalną sprężystości i potem rozładowania. To czego tam nie ma, to przeciążenia. W ogóle generalnie biegacze amatorzy rzadko lub wcale nie wystawiają się na przeciążenia. Jakieś one tam są, w końcu wykonujemy oscylacje i spadamy w każdym kroku z pewnej wysokości. To może być 1,5g może 2,5g. Taki przedział. W tym przedziale rozgrywa się całe amatorskie bieganie. Pojawiają się pomysły na bieganie naturalne, na bieganie metodą pose, hi, na sprężynkę, elastic recoil itp. Ludzie zastanawiają się nad opcjami określanymi jako forefoot strike i midfoot strike. Pasjonują się przetaczaniem, czasem kontaktu, kadencją. Pracują nad silnym korem. Włączają siłownię i rower. No mnóstwo jest rzeczy, które mają w zamierzeniu służyć poprawie siły i w konsekwencji szybkości biegu. Wszystko to jednak dotyczy przedziału 1,5-2,5g.
Dobry technicznie bieg wyczynowy generuje powyżej 10g, wymaga więc dużej sztywności. Czy to oznacza, że wyczynowcy spadają z większej wysokości? Nie. Oni generują oscylacje poziome. Coś czego nie ma w sporcie amatorskim. W tym momencie wszystkie pomysły ze świata amatorskiego przestają mieć zastosowanie, bo przeciążenie jest o rząd wielkości większe. Ta siła po prostu miażdży. Można więc zapomnieć o jakiejś pracy niemetabolicznej i innych pierdołach na skakance, czy na parkiecie. Dopóki nie ma bodźcowania coraz większym g, to nie ma rozwoju tkankowego, a więc nie ma fizycznej możliwości przyjąć na siebie dużego przeciążenia. Etap rozwoju umiejętności usztywniania się musi więc odbywać się stopniowo. Dlatego tak bardzo bezsensowne są pomysły Rolliego, żeby dopierdolić od razu wieloskok albo poprzeczki na 1,6m. Nie ma przy tym żadnej kontroli nad transferem siły, a więc nie ma pracy nad coraz większą sztywnością tkankową.
Dziwne... chcąc uzyskać większe przeciążenie, nie trenuj większego przeciążenia? Naprawdę uważasz ze Holmes nie panował nad transferem siły? Ha. Uważasz ze Comanechi nie potrafiła kontrolować swoich skoków i przeciążeń duzo większych jak robi to Kipchoge, który przy takich skokach po prostu by sie amatorsko załamał? Troche naiwne podejście.
Dlatego tak bardzo bezsensowne są pomysły Rolliego, żeby dopierdolić od razu wieloskok albo poprzeczki na 1,6m.
Stopniowanie wartości g to słowo klucz.
Zastanawia mnie po co te ucieczki do innych konkurencji, a nawet innych dyscyplin. Jeżeli celem jest bieg, to niech Holmes coś pobiegnie. To samo Comaneci. Po kiego grzyba sięgać po akrobatów, jak mamy Kenioli i Etiopów?
yacool pisze:Stopniowanie wartości g to słowo klucz.
Zastanawia mnie po co te ucieczki do innych konkurencji, a nawet innych dyscyplin. Jeżeli celem jest bieg, to niech Holmes coś pobiegnie. To samo Comaneci. Po kiego grzyba sięgać po akrobatów, jak mamy Kenioli i Etiopów?
No i mamy Jakob'a.
Własnie dlatego, ze na pytanie "co zmienić" trzeba sekcyjnie podzielić krok biegowy i podpatrzeć innych, co oni robią, żeby dopasować pod potrzebę biegania.
Jeszcze raz: takie zdanie: "biegaj jak Kopchoge" nic, absolutnie nic nie wniesie na temat wiedzy o bieganiu. Sam jako trenujący wychodzisz no stadion i mówisz: Od dzisiaj biegajcie jak Kopchoge, to na tyle, idę do domu.?
Dokładnie tak robię. Tyle, że nie idę do domu, tylko nakręcam vajb. Obrazy mentalne w nauce ruchu mają ogromną moc dydaktyczną (dużo większą niż "sekcjowanie kroku"). No ale nie można w nich też odlatywać. Nie będę przecież mówił biegaj jak Holmes, albo jak Comaneci, bo to nie zadziała i zniknie cała aura zaangażowania.
Deter pisze:Rolli
Na pewno więcej daje "biegaj jak Kipchoge" niż "skacz jak Holmes" albo "ląduj niczym Nadia"
Piszesz o analizie szczegółowej a sam chyba wrzucasz do jednego worka wszystko skaczące.
Tak tobie sie wydaje, bo nie czytasz dokładnie. Podaje przykłady ich treningów i możliwości adoptacji w treningu biegacza i analizowania możliwych zmian.
Lecz na pytanie: Co zmienić?: Bigaj jak Kipchoge i sie sfilmuj... dalej nie wiem co mam zmienić.
Rolli pisze:Lecz na pytanie: Co zmienić?: Bigaj jak Kipchoge i sie sfilmuj... dalej nie wiem co mam zmienić.
bo dla mnie większą wartość ma to, żeby zawodnik zaczął to czuć, a nie rozumieć, czy oglądać wideo. Tłumaczenie aury w jaką sugeruję wejść zawodnikowi, rzadko opieram na logice. Odwołuję się do emocji, bo to one zmieniają ciało. To jest żywcem przeniesienie do biegania całego repertuaru metod jakie stosuje się w nauczaniu tańca. Nie wyważam otwartych drzwi. Czerpię na maksa ze sprawdzonych wzorców postępowania z ciałem. Po biegu można sobie podyskutować. W trakcie ma być cisza i skupienie na ruchu.
Deter pisze:Rolli
Na pewno więcej daje "biegaj jak Kipchoge" niż "skacz jak Holmes" albo "ląduj niczym Nadia"
Piszesz o analizie szczegółowej a sam chyba wrzucasz do jednego worka wszystko skaczące.
Tak tobie sie wydaje, bo nie czytasz dokładnie. Podaje przykłady ich treningów i możliwości adoptacji w treningu biegacza i analizowania możliwych zmian.
Lecz na pytanie: Co zmienić?: Bigaj jak Kipchoge i sie sfilmuj... dalej nie wiem co mam zmienić.
A czy Kenijczycy robią te adaptacje?
Sęk w tym, że bieganie powięziowe to własność emergentna - ona nie wynika z sumy wiedzy o składowych systemu, bo to właśnie specyficzna organizacja systemu może wygenerować własność wyższego poziomu.
To trochę jak ze świadomością - nie wyjaśnisz jej za pomocą analizy biologicznej komórki. Tu trzeba operować innym poziomem i językowym i ontycznym.
Deter pisze:
A czy Kenijczycy robią te adaptacje?
Sęk w tym, że bieganie powięziowe to własność emergentna - ona nie wynika z sumy wiedzy o składowych systemu, bo to właśnie specyficzna organizacja systemu może wygenerować własność wyższego poziomu.
To trochę jak ze świadomością - nie wyjaśnisz jej za pomocą analizy biologicznej komórki. Tu trzeba operować innym poziomem i językowym i ontycznym.
Nie znam biegania powieziowego. Znam tylko bieganie.
A zresztą cholera wie, no bo zapewne znany przykład właściwości tlenu i wodoru,
Czy znając wszystkie te cechy można spodziewać się powstania wody, no jak wszystkie to i tą, że wspólnie tworzą wodę
Myślę, że pierwotnie należy rozstrzygnąć status ontyczny "cechy" w ogóle i "relacji" w ogóle - wówczas problem emergencji będzie sprzężony z tymi pierwotnymi rozstrzygnięciami.
Czy cecha lub relacja istnieje realnie, czy to jedynie wyabstrahowane konstrukcje?
Ja mam mocno platońskie wyobrażenie świata więc uważam, że istnieją realniej niż byty, w których się realizują.
PS
Kurczę - chyba odbiegamy od pytania zawartego w temacie.