Wczoraj pobiegłam półmaraton jeszcze trochę chora, w deszczu, w czasie 1:49:14. Poprawilam swój wynik z marca o ponad 5 minut. Wiem, że mogłabym pobiec to lepiej, bo całość pobiegłam na 80% możliwości, nie doprowadziłam się do momentu dyskomfortu, głównie z uwagi na przebytą chorobę. Mimo to jestem zadowolona z wyniku. Pierwsza kobieta na mecie zameldowała się z czasem 1:16:25
Z drugiej strony mam wrażenie, że jak rozmawiam o bieganiu, a trenuję z obłędną regularnoscią, ludzie chyba spodziewają się, że wylecę z jakimś czasem w stylu 1:30:00.
Czy 1:49:14 po 8 miesiącach biegania to naprawdę tak słabo?

Wiem, ze nie jestem jakimś biegowym talentem, a poza tym mam za sobą lata zaniedbań jeśli chodzi o zdrowie i sport, ale chyba nie jest aż tak źle?
