Amsterdam Maraton
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 18
- Rejestracja: 17 wrz 2003, 11:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kołobrzeg
Veni, Vidi, Fini...
czas 4:53:36
(ale całą drogę przebiegłem z polską flagą - zalapalem sie nawet do holenderskiej TV)
Pozdrawiam wszystkich, których spotkałem na trasie maratonu w Amsterdamie.
czas 4:53:36
(ale całą drogę przebiegłem z polską flagą - zalapalem sie nawet do holenderskiej TV)
Pozdrawiam wszystkich, których spotkałem na trasie maratonu w Amsterdamie.
- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Namierzyłem naszego człowieka w Amsterdamie.
780 473 Adam Mrozek Gdańsk POL 365e Msen 3:24:16 3:23:33
Gratulacje!
780 473 Adam Mrozek Gdańsk POL 365e Msen 3:24:16 3:23:33
Gratulacje!
- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Naszego znaczy z GT.
Polaków spodziewam się wszędzie
Polaków spodziewam się wszędzie

- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Również UG w Sopocie. W DS 7 miałem dziewczynę.
Bardzo miło wpominam ten akademik
Bardzo miło wpominam ten akademik

-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 18
- Rejestracja: 17 wrz 2003, 11:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kołobrzeg
Na prośbę Karoli:
Amsterdam. Dla większości z nas kojarzy się z niekoniecznie sportowymi przeżyciami.
Do moich wielu wspomnień z tego pięknego miasta (za czasów studenckich spędziłem tam 18 miesięcy) dorzuciłem jeszcze jedno- Maraton. Bieg na "królewskim dystansie" 42 km i 195 m ukończony finiszem na Stadionie Olimpijskim (IO Amsterdam 1928).
Po miesiącach przygotowań przyszedł czas na "żniwa". Po debiucie w Maratonie Warszawskim 14 września następnym miejscem wielkiej próby został Amsterdam.
Odpowiednio oznaczeni pojawiliśmy się z Markiem (kolega z pracy) przed Stadionem Olimpijskim na godzinę przed rozpoczęciem biegu. Atmosfera wielkiego święta udzielała się wszystkim. Niezapomniane przeżycie, jakim było wejście na stadion Olimpijski poprzez bramę przyozdobioną pięcioma olimpijskimi kołami wytworzyło dodatkową porcję jakże potrzebnej tego dnia energii. Kilkanaście tysięcy uczestników, w tym ponad 100 osób z Polski. Symbole narodowe wskazywały, że uczestnicy tego biegu musieli pokonać tysiące kilometrów by stawić się na starcie. My też nie ukrywaliśmy skąd przybyliśmy. Początkowym zamiarem było przebiegnięcie z polską flagą pierwszych kilometrów maratonu, ale obserwując reakcję biegnących i kibiców na widok polskiej flagi postanowiłem dzielnie prezentować nasze barwy narodowe do końca biegu. Zostało to wielokrotnie nagrodzone specjalnym dopingiem na trasie oraz wzmianką podczas relacji w holenderskiej telewizji.
Trasa maratonu wiodła przez urokliwe miejsca Amsterdamu, a na 12 km skierowała się w stronę holenderskiej wsi pozwalając przybyłym gościom poznać holenderski folklor z kanałami, wiatrakami oraz ślicznymi domkami. Świetne przygotowanie i oznaczenie trasy, punktów odżywczych (choć nie podawano nic do jedzenia - ale o tym informowano dużo wcześniej) oraz wspaniały doping mieszkańców Amsterdamu i przypadkowych turystów pozwalało znacznie łatwiej znosić trudy długiego biegu. Mimo, że Holandia to kraj płaski to w dalszej części biegu dawały się we znaki nawet podbiegi na małe mosty nad kanałami. Trasa atrakcyjna i ciekawa. Nawet długi bieg wzdłuż rzeki Amstel dzięki pięknej okolicy nie okazał się zbyt nudnym.
Od 35 km sił dodawała mi myśl o bramie stadionu i wymarzonym finiszu przy aplauzie zgromadzonych na stadionie widzów.
Była to myśl podobna do historycznego przeżycia posłańca Filippidesa, który w 490 r.p.n.e. do szykujących się do obrony Ateńczyków dotarł biegiem i z okrzykiem "Cieszcie się - zwyciężyliśmy" upadł i umarł z wycieńczenia. Ponad 42 km w pełnym rynsztoku, po wyczerpującej walce z Persami, było już ponad jego siły. Całe szczęście, że moim "rynsztokiem" była jedynie flaga.
Na 2 km przed metą swoim dopingiem wspomógł mnie Marek Tronina - dyrektor Maratonu Warszawskiego, który przyglądał się organizacji maratonu amsterdamskiego. Dzięki za doping!
Gdy zobaczyłem moją wymarzoną bramę Stadionu Olimpijskiego w jednym momencie "rozkleiłem się" . Łzy radości, wzruszenia i olbrzymia satysfakcja walczące z obolałymi mięśniami i stawami. Czułem się jak maratończyk, uczestnik Olimpiady. Niesamowite przeżycie, które polecam wszystkim! Przeżycie, którego nie można opisać, trzeba tego doświadczyć. W jednym momencie wracają miesiące treningu, setki przebiegniętych kilometrów oraz najbliższe osoby dla których zazwyczaj dedykujemy swój wielki trud (moja dedykacja dla żony Ani).
Na mecie czekał już Marek, któremu korzystając z okazji chciałbym pogratulować wspaniałego debiutu w Maratonie. 4 h 22 m 39 s to czas na który ja muszę jeszcze długo pracować (mój czas 4 h 53 m 36 s) . Brawo Marek.
Ze spraw organizacyjnych można zauważyć kilka rzeczy pozytywnych jak i negatywnych. Minusy za: brak koszulek (rozmiar "s") już w sobotę, brak wspólnej rozgrzewki przed startem. Plusy: wspaniała atmosfera, pamiątkowe koszulki "Mizuno" wysokiej jakości, w pakiecie startowym kilka praktycznych drobiazgów (np. specjalne plastry na piersi, wskaźnik na rękę z międzyczasami do osiągnięcia określonego rezultatu), bardzo dobrze oznaczone kilometry, wyraźnie oznaczone grupy pace makerów, świetny masaż po finiszu itd.
Mimo kilku minusów polecam Amsterdam 2004.
(Edited by amster at 12:51 pm on Oct. 30, 2003)
(Edited by amster at 12:52 pm on Oct. 30, 2003)
Amsterdam. Dla większości z nas kojarzy się z niekoniecznie sportowymi przeżyciami.
Do moich wielu wspomnień z tego pięknego miasta (za czasów studenckich spędziłem tam 18 miesięcy) dorzuciłem jeszcze jedno- Maraton. Bieg na "królewskim dystansie" 42 km i 195 m ukończony finiszem na Stadionie Olimpijskim (IO Amsterdam 1928).
Po miesiącach przygotowań przyszedł czas na "żniwa". Po debiucie w Maratonie Warszawskim 14 września następnym miejscem wielkiej próby został Amsterdam.
Odpowiednio oznaczeni pojawiliśmy się z Markiem (kolega z pracy) przed Stadionem Olimpijskim na godzinę przed rozpoczęciem biegu. Atmosfera wielkiego święta udzielała się wszystkim. Niezapomniane przeżycie, jakim było wejście na stadion Olimpijski poprzez bramę przyozdobioną pięcioma olimpijskimi kołami wytworzyło dodatkową porcję jakże potrzebnej tego dnia energii. Kilkanaście tysięcy uczestników, w tym ponad 100 osób z Polski. Symbole narodowe wskazywały, że uczestnicy tego biegu musieli pokonać tysiące kilometrów by stawić się na starcie. My też nie ukrywaliśmy skąd przybyliśmy. Początkowym zamiarem było przebiegnięcie z polską flagą pierwszych kilometrów maratonu, ale obserwując reakcję biegnących i kibiców na widok polskiej flagi postanowiłem dzielnie prezentować nasze barwy narodowe do końca biegu. Zostało to wielokrotnie nagrodzone specjalnym dopingiem na trasie oraz wzmianką podczas relacji w holenderskiej telewizji.
Trasa maratonu wiodła przez urokliwe miejsca Amsterdamu, a na 12 km skierowała się w stronę holenderskiej wsi pozwalając przybyłym gościom poznać holenderski folklor z kanałami, wiatrakami oraz ślicznymi domkami. Świetne przygotowanie i oznaczenie trasy, punktów odżywczych (choć nie podawano nic do jedzenia - ale o tym informowano dużo wcześniej) oraz wspaniały doping mieszkańców Amsterdamu i przypadkowych turystów pozwalało znacznie łatwiej znosić trudy długiego biegu. Mimo, że Holandia to kraj płaski to w dalszej części biegu dawały się we znaki nawet podbiegi na małe mosty nad kanałami. Trasa atrakcyjna i ciekawa. Nawet długi bieg wzdłuż rzeki Amstel dzięki pięknej okolicy nie okazał się zbyt nudnym.
Od 35 km sił dodawała mi myśl o bramie stadionu i wymarzonym finiszu przy aplauzie zgromadzonych na stadionie widzów.
Była to myśl podobna do historycznego przeżycia posłańca Filippidesa, który w 490 r.p.n.e. do szykujących się do obrony Ateńczyków dotarł biegiem i z okrzykiem "Cieszcie się - zwyciężyliśmy" upadł i umarł z wycieńczenia. Ponad 42 km w pełnym rynsztoku, po wyczerpującej walce z Persami, było już ponad jego siły. Całe szczęście, że moim "rynsztokiem" była jedynie flaga.
Na 2 km przed metą swoim dopingiem wspomógł mnie Marek Tronina - dyrektor Maratonu Warszawskiego, który przyglądał się organizacji maratonu amsterdamskiego. Dzięki za doping!
Gdy zobaczyłem moją wymarzoną bramę Stadionu Olimpijskiego w jednym momencie "rozkleiłem się" . Łzy radości, wzruszenia i olbrzymia satysfakcja walczące z obolałymi mięśniami i stawami. Czułem się jak maratończyk, uczestnik Olimpiady. Niesamowite przeżycie, które polecam wszystkim! Przeżycie, którego nie można opisać, trzeba tego doświadczyć. W jednym momencie wracają miesiące treningu, setki przebiegniętych kilometrów oraz najbliższe osoby dla których zazwyczaj dedykujemy swój wielki trud (moja dedykacja dla żony Ani).
Na mecie czekał już Marek, któremu korzystając z okazji chciałbym pogratulować wspaniałego debiutu w Maratonie. 4 h 22 m 39 s to czas na który ja muszę jeszcze długo pracować (mój czas 4 h 53 m 36 s) . Brawo Marek.
Ze spraw organizacyjnych można zauważyć kilka rzeczy pozytywnych jak i negatywnych. Minusy za: brak koszulek (rozmiar "s") już w sobotę, brak wspólnej rozgrzewki przed startem. Plusy: wspaniała atmosfera, pamiątkowe koszulki "Mizuno" wysokiej jakości, w pakiecie startowym kilka praktycznych drobiazgów (np. specjalne plastry na piersi, wskaźnik na rękę z międzyczasami do osiągnięcia określonego rezultatu), bardzo dobrze oznaczone kilometry, wyraźnie oznaczone grupy pace makerów, świetny masaż po finiszu itd.
Mimo kilku minusów polecam Amsterdam 2004.
(Edited by amster at 12:51 pm on Oct. 30, 2003)
(Edited by amster at 12:52 pm on Oct. 30, 2003)