Postanowiłem biec tempem 4:30 co oczywiście nie jest możliwe co do sekundy więc nadrabiałem/zwalniałem monitorując czas co kilometr. Do połowy wszystko grało, chwilę potem jednak zaczęły się objawy biegunki, wiedziałem że to już koniec zatem zwolniłem i już tylko wypatrywałem toy-toya. Po pierwszym skorzystaniu
dalej biegłem żwawo ale za chwilę znów musiałem i po wyjściu ŚCIANA - poczułem się fatalnie: nogi jak z waty, biegło się okropnie i za nic nie mogłem nawet na chwilę przyspieszyć do 5:00/km. Musiałem przedreptać pozostałe 18 km w wielkiej agonii ale o dziwo czas wyszedł rewelacyjny bo 3:25:59.
Zatem pytanie co się mogło stać - spokojnie powinienem zrobić chociaż 30 km tym tempem, czy biegunka aż tak osłabia? Czy tylko ja w ten dzień byłem słabszy bo słyszałem pogłoski że wielu innych zawodników jak również kilku z elity dopadła biegunka podczas biegu?
Plan nie wypalił biegłem na 3:09:00 mam kilka pytań...
- Buniek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2655
- Rejestracja: 11 cze 2009, 11:12
- Życiówka na 10k: 35:35
- Życiówka w maratonie: 2:57:09
- Lokalizacja: Toruń
Pewnie odwodniłeś się. Nie dość, że pociłeś się mocno (przy wietrznej pogodzie idzie to szybko acz niezauważalnie) to woda uciekała z ciebie także w toy-toyach. Utrata wody powyżej 3% masy ciała, że mięśnie pracują 10-20% mniej wydajnie niż "napojone".,
Krzysiek