Maraton Warszawski

Informacje o nowych biegach, wrażenia, przemyślenia, poszukiwanie towarzystwa i inne startowe duperele.
Awatar użytkownika
adamm
Administrator
Administrator
Posty: 830
Rejestracja: 15 cze 2001, 00:53
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Ciekaw jestem, czy ktoś z Was ma pojęcie jakiego rzędu kwoty są potrzebne aby zostać głównym sponsorem maratonu w Warszawie?
[i]Pragnienie zwycięstwa jest niczym w porównaniu z pragnieniem przygotowania się do niego.[/i]
PKO
Awatar użytkownika
RobertD
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 979
Rejestracja: 17 cze 2001, 11:43
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Prosty fakt: za zablokowanie ruchu ulicznego na metrze trasy za godzinę płaci się w Warszawie 5zł. Biorąc pod uwagę tylko ostatnie 10km, gdzie trasa była zamknięta na około 2,5h, daje to 5x2.5x10 000=125 000 zł. Sądzę, że całkowity koszt maratonu wyniósł około 300 000 zł.
Awatar użytkownika
adamm
Administrator
Administrator
Posty: 830
Rejestracja: 15 cze 2001, 00:53
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Rozumiem, to już jest jakaś wskazówka... ale blokada trasy to nie wszystkie koszty. Część kwot pewnie pokrywa gmina.... może ktoś ma jeszcze jakieś dane?

Może lepiej po prostu zadzwonić do organiztorów i się zapytać...
[i]Pragnienie zwycięstwa jest niczym w porównaniu z pragnieniem przygotowania się do niego.[/i]
Grzegorz
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 43
Rejestracja: 19 cze 2001, 22:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wg mnie koszt takiego Maratonu jest wyższy niż 300 000 zł. Oczywiście organizator przygotowuje budżet i pakiety sponsorskie, są wpłaty od uczestników. Organizator chce na takiej imprezie zarobić. Jeżeli były działania marketingowe (ja niestety nie byłem na tym maratonie, tzn nie byłem na żadnym, ale w przyszłym roku zamierzam być) to takie działania trochę kosztują. Np. ogłoszenie w Polityce (cała strona) kosztuje ponad 55000 zł, W Gazecie Wyborczej jeszcze więcej. Billbordy to też niezła kasa. Reklamy w Internecie również.
Do kosztów trzeba doliczyć obsługę medyczną, nagłośnienie, obsługę medialną (PR), obsługę pomiaru czasu, nagrody itp.
Ja szacuję, że takie przedsięwzięcie to przynajmniej 500 000 zł. Jeżeli grał zespół jakiś znany to koszt ok 30-50 tys zł (Są w Polsce zespoły, które biorą powyżej 100 000 zł za występ).
I tak dalej i tak dalej. Organizacja takiego maratonu to niezły "maraton" - i organizuje się coś takiego od 2 do 5 miesięcy. Ludziom trzeba zapłacić za pracę.
Grzegorz
Awatar użytkownika
RobertD
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 979
Rejestracja: 17 cze 2001, 11:43
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Zawsze przy takich kosztach uderza mnie jedno: o ile tańsze jest wspólne bieganie po lesie (nawet można zrobić 42km i zebrać 50 osób, mierzyć czas itd). Jest przykład - Grand Prix Warszawy. Zabawa równie dobra. Czy opłaca się robić taką wielką imprezę? Być może w Polsce, ze względów finansowych, maratony skazane są na wyginięcie. Natomiast koszt zawodów typu Grand Prix jest niewielki. Może zaczniemy jeździć za granicę na maratony, gdzie startuje kilkadziesiąt tysięcy osób. Natomiast wydawać kilkaset tysięcy złotych dla paru sredniej klasy zawodników i małej grupy entuzjastów biegania mija się z celem.
Awatar użytkownika
Bartek Sz
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1114
Rejestracja: 19 cze 2001, 01:07
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Polska, Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza

Nieprzeczytany post

A ja uważam, że powinniśmy mieć w kraju chociaż jeden maraton który poziomem i liczebnością uczestników dorówna innym europejskim "konkurentom".

Wiadoma rzecz, że jak się nie zainwestuje to się nie zarobi - przecież przy okazji dużych imprez masowych zarabiają prawie wszyscy.

Czy to będzie Warszawa, Wrocław, Poznań, Dębno czy Kraków nie ma znaczenia - ważne jest to aby mieć w kraju chociaż jeden prestiżowy bieg maratoński w którym uczestniczy kilkanaście tysięcy sportowców z całego świata.

Mam nadzieję że w niedalekiej przyszłości nie będziemy musieli już poruszać tego tematu. Cześć :)
W biegu weszło w biegu wyjdzie :-)
Przemek
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 309
Rejestracja: 19 cze 2001, 18:05
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: UE

Nieprzeczytany post

O organizacji biegów masowych w tym wywiadzie (Gazeta Wyborcza) się nie wspomina, ale po części nawiązuje do tego o czym mówimy. (wywiad daję w całości - specjalnie go nie skracam)

Rozmowa z lekkoatletycznym menedżerem Andrzejem Kulikowskim
- Sukces sportowca to nie wszystko. Ważne są też porządne imprezy, bo sponsor chce widzieć na żywo na co wydaje pieniądze - mówi Andrzej Kulikowski menedżer i dyrektor sportowy mityngu Balt w Gdańsku

Andrzej Kulikowski był siatkarzem AZS Poznań. W 1976 r. wyjechał do Szwecji na kontrakt sportowy. Po siedmiu latach zaczął pracować w firmie Nordic. Jako jej przedstawiciel poznał Sergieja Bubkę. Tyczkarz wszech czasów kilka razy przyjeżdżał do Szwecji oglądać tyczki Nordica, ale nigdy się na nie nie zdecydował. Gdy jednak rozpadł się ZSRR poprosił Kulikowskiego, aby reprezentował jego interesy. Polak decydując się na tę współpracę z dnia na dzień wszedł do elity menedżerów.

Od ponad 10 lat Kulikowski z powodzeniem opiekuje się lekkoatletami, jest konsultantem Nordica i przedstawicielem firmy Nike. Mieszka po sąsiedzku z Bubką w Monte Carlo. Od 1995 r. zapewnia obsadę na mityngach skoku wzwyż "Opoczno". Jest też dyrektorem sportowym mityngów Balt w Gdańsku, na którym w tym roku gościem z był legendarny Michael Johnson.

Kulikowski, który pod koniec października przebywał w Warszawie w związku z przyszłorocznym Baltem, udzielił wywiadu "Gazecie".

Stefan Tuszyński. Czy po startach w 2001 roku wzrosła w świecie wartość polskich lekkoatletów?
Andrzej Kulikowski: Polska lekkoatletyka stała się znana po pasmie sukcesów, zapoczątkowanych już na igrzyskach w Atlancie. Po MŚ w Sewilli '99 i igrzyskach w Sydney polscy lekkoatleci stali się rozpoznawalni. W tym roku byli klasą dla siebie w imprezach juniorskich, młodzieżowych, znakomicie zaprezentowali się w Pucharze Europy i mistrzostwach świata seniorów w Edmonton. Jeśli tak można określić wartość, to dziś świat chętniej zaprasza Polaków.

Czy to znaczy, że jesteśmy już potęgą lekkoatletyczną?
- Na to może trochę za wcześnie. Ale patrząc na polską młodzież nasza lekkoatletyka jest na dobrej drodze, by stać się potęgą.

Czy chodziarz i młociarz są dobrą wizytówką potęgi lekkoatletycznej?
- Dla Polaków to na pewno jest ważne, że mamy złotych medalistów w różnych konkurencjach. W niektórych krajach, jak Hiszpania, Włochy, kraje skandynawskie, chód jest konkurencją bardzo ważną i Robert Korzeniowski będzie tam największym mistrzem. Tak samo na Węgrzech i w Japonii Szymon Ziółkowski. Są też kraje gdzie na temat tych konkurencji nic się nie wie. Kraj zwykle ceni jakąś konkurencję, jeśli sam miał w niej sukcesy.

NO ale czy chód i młot dobrze się sprzedają na mityngach?
- Globalny sukces jest ważniejszy. Organizator mityngu zaprasza ekipę z Polski wiedząc, że zdobywa w MŚ sporo medali, bez wdawania się w szczegóły. Indywidualnie na pewno łatwiej załatwić miejsce w mityngu sprinterowi. Trzeba wiedzieć, że w obsadzie mityngów zawodników dzieli się jakby na trzy grupy. To oczywiście związane jest ściśle z zainteresowaniem producentów sprzętu sportowego. Pierwsza grupa to sprinty, potem biegi średnie, długie i maraton, a trzecia to gwiazdy typu Sergiej Bubka, Carl Lewis, multimedaliści największych imprez. Można do tej trzeciej zaliczyć Korzeniowskiego i Ziółkowskiego. Publiczność bardzo lubi oglądać mistrzów. Rzeczywiście była tendencja, żeby młot wyrzucić ze stadionów, bo niszczył płytę. W tym roku, dzięki ciekawej rywalizacji Ziółkowskiego z Murofushim, wrócił na główne płyty. Z chodem jest gorzej, bo organizatorzy mityngów nie są zainteresowane tą konkurencją, gdyż nie jest punktowana w rankingu mityngów.

Dlaczego?
- Według mnie z powodu arytmetyki. Inne konkurencje są lepiej rozpracowane w tabelach. W Gdańsku Korzeniowski zrobił prawdziwy show, pobił rekord Polski, ale to nie wpłynęło na dobrą ocenę Baltu. W rankingu PZLA przegraliśmy z "Żywiec Cup" w Poznaniu i memoriałem Kusocińskiego.

Na czym polega praca lekkoatletycznego menedżera?
- Dostaję kalendarz planowanych startow od trenera i zawaodnika i staram się go spasować z konkretnymi zawodami. Jeśli pojawia się jakaś specjalna oferta, mogę to zaanonsować, ale musi to akceptować zawodnik. Mam taką klauzulę w kontrakcie. Ja nie organizuję nikomu sezonu. Kalendarz leży w gestii zawodnika i trenera. Staram się nie wywierać na nich presji. Są jednak tacy, którzy zmuszają zawodników do nieprawdopodobnej liczby startów, goniąc za pieniędzmi.

Jak menedżer zdobywa lekkoatletów do swojej grupy?
- Są różne metody. Na etapie kariery, na którym ja się znajduję, ograniczam się do rozmów z zawodnikami, których chciałbym mieć w swojej grupie, ewentualnie z ich trenerami. Rozmawiam osobiście. Wielu z nich sama kontaktuje się ze mną.

Czy ma Pan w swojej grupie kogoś kto zastąpiłby Bubkę?
- Wielkich nazwisk nie mam. Są tam: Skolimowska, Januszewski, trójskoczkini Marinowa, skoczkini wzwyż Wenewa, oszczepnik Gatzoudis. W mojej grupie jest teraz sporo Greków. Mam w tym kraju bardzo dobrą opinię, a oni są interesujący, gdyż organizują igrzyska i szukają kontaków z mityngami.

Dlaczego zabrał się Pan za organizowanie mityngów w Polsce?
- Zostałem zaproszony przez Opoczno i zgodziłem się, bo wydawało mi się to fajnym wyzwaniem. Jako menedżere wielu sportowców reprezentujących najwyższy światowy poziom nie miałem czasu na inne rzeczy, ale zgodziłem się, bo to było w Polsce, w kraju, w którym się urodziłem i wychowałem. Ważne było też to, że od 1992 r. opiekowałem się Arturem Partyką. Teraz ta działalność się rozwija. Wchodzę w większą liczbę mityngów. Mogę to robić dzięki zakończeniu kariery przez Sergieja Bubkę. Uwolniło mi się w zwiąku z tym mnóstwo czasu.

Może Bubka po starej przyjaźni z Panem włączy się w organizację mityngu w Polsce?
- Na pewno nie przeszkodzi... To żart. Razem robimy mityng skoku o tyczce w Doniecku. Sergiej obecnie działa w MKOl i IAAF i więcej pracuje oraz podróżuje niż w czasach, gdy był zawodnikiem.

Jak wygląda załatwianie obsady mityngu? Czy do zaproszenia gwiazdy trzeba mieć zawsze wór pieniędzy?
- Na pewno nie same pieniądze. Każdy zawodnik szuka startu, bo ma plan startowy podporządkowany jakiemuś celowi. W 2002 r. lekkoatleci USA nie mają przed sobą wielkich imprez prócz mistrzostw krajowych. Uważa się więc, że taki rok to dla nich superokazja, by bić rekordy świata. Szukają miejsc, głównie w Europie, gdzie mogą tego dokonać.

Ile trzeba mieć pieniędzy, by zorganizować w Polsce ciekawy mityng?
- Trzeba mieć milion do półtora miliona złotych, żeby się nie martwić o pieniądze. Największy z mityngów Złotej Ligi - Weltklasse w Zurychu - na budżet 4,5 mln dolarów.

Czy można zarobić organizując mityng?
- Jako dyrektor mityngu mam zagwarantowaną prowizję i nie interesuje mnie udział w zyskach. Te, to wpływy od sponsorów i z biletów - na Balcie, np. wstęp jest wolny. Zgromadzone pieniądze wydawane są w zasadzie na to, by mityng był atrakcyjny oraz na wypłaty dla obsługi. Zyski z mityngów Złotej Ligi idą np. na szkolenie młodzieży w danym kraju, na działalność klubu, który organizuje zawody, na następną edycję zawodów. Częściej się do imprezy dokłada, bo dyrektor z klasą nie pozwoli sobie na to, by nie być wypłacalnym.

Na jakie konkurencje nas nie stać?
- Nie ma takich. Zawsze można zrobić ciekawe zawody i zaprosić do konkurencji, która nas interesuje największą gwiazdę. Można oczywiście wydać cały budżet na jeden bieg, ale tego nikt nigdzie nie robi.

Jaka jest recepta na udany mityng?
- Powinno być wiele konkurencji. Swoista mieszanka. Jedna z udziałem wielkiej gwiazdy, druga, w której gwiazdami są Polacy, i znowu, gwiazda, a potem bieg pod polskiego bohatera. Włosi kiedyś ustawiali tak mityngi, by Fabrizio Mori zawsze wygrywał 400 m ppł. To bardzo podniosło zainteresowanie lekkoatletyką w tym kraju.

A jakim budżetem trzeba dysponować, by móc walczyć o organizację mistrzostwa Europy czy świata?
- Tego dokładnie nie wiem. Niedługo będę rozmawiał z IAAF, by poznać system organizacji takich imprez. Międzynarodowa federacja w dużym stopniu dotuje tego typu zawody.

Klasowy zawodnik może liczyć na tzw. startowe. Czy jest wśród menedżerów taki taryfikator, w którym napisane jest, że start Maurice'a Greene'a kosztuje 100 tys. dol., a Jana Kowalskiego 200 dol?
- Nie ma czegoś takiego. Jest masa czynników, która decyduje o wysokości startowego. Czy ta konkurencja w danym mityngu jest główną atrakcją. Czy mityng to Grand Prix, a jeśli tak to czy klasy A, czy B. Gdy jakiś zawodnik dwa razy pokazał się z dobrej strony w mityngu, to po raz trzeci może liczyć na wyższą stawkę. Jest masa niuansów, ale ważniejszych dla menedżera niż kibica.

Co musimy zrobić, by w Polsce zobaczyć gwiazdora, który życzy sobie za start 100 tys. dolarów?
- Mieliśmy dobry przykład w tym roku, gdy przyjechał do Polski Michael Johnson. Leżało to w interesie firmy, która go sponsoruje i, która uważała, że polski rynek jest na tyle interesujący, by taką postacią się promować. Szum jaki powstaje wokół takiej wizytu wpływa na wzrost sprzedaży. Firmy więc pomagają w sprowadzaniu takich sportowców, bo mają na to wpływ. A druga sprawa to prywatne kontakty menedżerów. Z własnego doświadczenia wiem, że są układy, które ciągną się latami. Kiedyś organizowałem imprezę i ktoś nie wywiązał mi się z kontraktu do końca. Był na przykład w słabszej formie, a wziął duże pieniądze za promowanie swoim nazwiskiem imprezy. Obaj odczuwamy, że coś nie zostało zakończone, że jest mi coś winny. Mam wtedy możliwość negocjacji z nim w jaki sposób będzie mógł mi się zrewanżować.

A zawodnicy dotrzymują takich zobowiązań?
- Klasowi na pewno. To zależy od charakteru oczywiście. Są ludzie pazerni na pieniądze i tacy, którzy wyżej stawiają honor.

Aby zrobić dobrą obsadę mityngu lepiej rozmawiać zawodnikami czy ich menedżerami?
- Z menedżerami. Dobrze mieć dobry kontakt z nimi. Skutecznym sposobem na obsadę jest połączenie kilku mityngów w grupę. Podzielenie się interesem. Są wtedy, np. inne koszty przelotów. Można zaproponować niższą cenę jeśli się proponuje dwa czy trzy mityngi naraz. Ja jestem dyrektorem mityngu w Ostrawie, a ponieważ jestem blisko z dyrektorami z Aten i Helsinek - to są mityngi Grand Prix - działamy w trójkę zapraszając sportowców spoza Europy. Ważny jest też dobór konkurencji. Nie sądzę, żeby ktoś zupełnie nowy w środowisku mógł zrobić dobrze obsadzony mityng.

Łatwo organizuje się mityngi w Polsce?
- Uważam, że w Polsce jest bardzo przychylny do tego klimat. W Opocznie ze sponsorami nie było problemu. W przypadku Baltu trzeba było zaangażować trochę włsnych środków, dlatego że mieliśmy duże kłopoty z telewizją. Długo nie było konkretnych postanowień i kilku sponsorów wycofało się. To się już nie powtórzy. Organizowanie przyszłorocznego Baltu zaczęliśmy od podpisania umowy z TV.

Czy Polacy mają jakieś atuty w organizacji mityngów?
- Nasze atuty to stadiony z doskonałą bieżnią i niesamowitą publiczność. Weźmy taką, która przychodzi na Ligę Światową siatkarzy, albo tę, która jeździła po Europie dopingować Małysza. Kibice, którzy byli na Balcie w tym roku byli równie wspaniali. Żywiołowo reagowali na to co działo się na stadionie i stworzyli atmosferę, bez której zawody nie udałyby się. W Polsce mamy też dobrą technologię przekazu TV. W Gdańsku na Balcie zaprezentowaliśmy wielki ekran przywieziony z Czech, na którym można było śledzić powtórki tego co się działo na stadionie. Technicznie i organizacyjnie dorównujemy każdemu. Zostaje tylko kwestia dopasowania do budżetu atrakcyjnych sportowców.

Czy może Pan zdradzić jakie niespodzianki czekają kibiców lekkoatletyki podczas Balt 2002?
- Chcemy by doszło do pojedynku Wilsona Kipketera z Pawłem Czapiewskim na 800 m. Dług wobec nas ma przeszkodowiec Wilson Boit Kipketer, któremu odpuściliśmy tegoroczny start, bo walczył o premię w Złotej Lidze. Megagwiazdą na pewno będzie Artur Partyka, który Balt wybrał na zakończenie kariery. Opoczno przechodzi do Baltu. Cieszymy się, że ta idea nie upadła. Mamy deklarację prezesa ZPC Opoczno Sławomira Frąckowiaka na wieloletnią współpracę.

A jakaś gwiazda pokroju Michaela Johnsona?
- Mam nadzieję, że kogoś takiego będę mógł zaprezentować. Nie będę mógł jednak zdradzić nazwiska wcześniej niż na początku przyszłego roku.

Czy polska lekkoatletyka ma w kraju dobrą promocję? PZLA miał długo kłopoty ze sponsorami.
- Uważam, że w Polsce dużo się robi, by medale i sukcesy były znane jak najszerszej publiczności. Jest duża grupa kibiców, która interesuje się lekkoatletyką. W Spale zawsze było mniej miejsc niż chętnych by na nich zasiąść. Sukcesy sportowców są ważne, ale jeszcze ważniejsze są porządne imprezy w kraju. Sponsor chciałby zobaczyć na żywo na co wydaje pieniądze. Dlatego w moich zamierzeniach jest w przyszłości organizacja w Polsce mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Może na początek halowych.
Rozmawiał Stefan Tuszyński (06-11-01 16:42)
Awatar użytkownika
wojtek
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 10535
Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
Życiówka na 10k: 30:59
Życiówka w maratonie: 2:18
Lokalizacja: lokalna
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Po przeczytaniu artykulu jest jasne do kogo nalezy sie zwrocic z prosba o prowadzenie Maratonu Warszawskiego .
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki

Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37

Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ