W nocy z 26 na 27 października, po raz trzeci, odbył się bieg pod niecodzienną nazwą "Nocna Ściema".
Ściema ze względu na przejście na czas zimowy i pozorny czas biegu krótszy, w takiej sytuacji o godzinę :D
Równolegle biegł maraton i półmaraton.
Dla mnie był to pierwszy start w Koszalinie (biegłem połówkę). Poniżej kilka własnych spostrzeżeń:
(+) Pomysł zabawny, atmosfera świetna. Mimo tego, że to środek nocy była spora grupa bardzo entuzjastycznych kibiców na trasie.
Fajna pamiątkowa koszulka z długim rękawem, nietuzinkowy, gliniany medal dla każdego kończącego, sporo picia i jedzenia na mecie. Wolontariusze bardzo pomocni i wytrwali.
Olbrzymia ilość upominków i nagród do rozlosowania wśród uczestników. Książkom, kosmetykom, pendriveom nie było końca! Nawet dwa Garminy z wyższej półki!
(-) Bieg od trzech edycji przybiera na popularności i powoli zaplecze jakie mogło wystarczyć dla 300 osób staje się niedostateczne. Zasadnicza część szatni i natrysków oddalona od startu (i depozytu!) o jakieś 900m. Przy starcie wprawdzie były szatnie ale mogły pomieścić jakieś 10 osób na raz.
Nigdy nie korzystam z noclegów na salach gimnastycznych. Tym razem ze względu na wyjątkową godzinę startu musiałem jednak zostać i nie bardzo udało się zmrużyć oko. Nie wiem wprawdzie jak to na ogół wygląda ale muszę na przyszłość unikać.
Trasa- trochę podbiegów ale to nie kłopot. Kłopotem jest fakt, że dystans półmaratonu to 4 takie same pętle (maraton oczywiście 8 pętli) po ok. 5km. Dla mnie nieco monotonne. To wynika z faktu, iż bieg odbywa się w nocy a trasa musi być oświetlona zaś Koszalin aż tak duży nie jest. W konsekwencji oznaczenia kilometrów są trochę chaotyczne.
Także trochę narzekania. Za rok pewnie też się wybiorę bo mimo takiego sobie czasu udało się zająć 2 miejsce na podium we własnej kat. :P