Quote: from FREDZIO on 10:08 am on Nov. 21, 2003
Mówi się tak bo poprostu będąc w Monaco próba wydzielenia granicy pomiędzy Monte-Carlo a resztą jest trudna.
Monte-Carlo to nie jest żadne miasto w państwie (mimo, zę może jest tak oficlalnie) ale tylko dzielnica miasteczka. To tak jakby amerykanin powiedział po powrocie z Polski, że wśród wielu atrakcji jakie w Polsce zobaczył typu Kraków, Wieliczka był też w Żoliborzu albo w Pradze Południe.
Mówi sie byłem w Warszawie, byłem we Francji, byłem w Monaco.
Quote: from FREDZIO on 1:34 am on Nov. 26, 2003
Gdzie ja wygladam orientalnie ?????? Błagam Cię powiedz mi bo juz spać przez to nie moge (jest teraz 1:39 w nocy) !!!!!
Przepraszam Fredzio, bo akurat też nie spałem, a tak długo nie odpowiadałem (nawet ja zaczynam wierszować???) chodzi oczywiście o zdjęcie na górze...
Chciałem pobiec szybko w Berlinie pod koniec września i potem zrobić sobie wakacje, ale w Berlinie byłem bez formy. Ponieważ jednak włożyłem sporo pracy na przygotowania to postanowiłem nie odpuszczać i poświęciłem kolejne 6 tygodni na przygotowanie formy na dobry maraton. Zrobiłem jak na mnie bardzo ciężki trening (do 160km/tydzień), a i pora roku nie była już sprzyjająca (ciemno i zimno).
W Monaco liczyłem na dwa podbiegi po 50m (tak to wyglądało na profilu trasy), a okazało się, że to bieg "górski", a w dodatku było o połowę mnie zawodników niż się spodziewałem (ten maraton się kurczy). 2:40 i 17 miejsce w samotnym biegu na ciężkiej trasie może nie jest złe, ale jeśli to jest ekwiwalent 2:32 w biegu takim jak Berlin, to wolałbym pobiec 2:32 w Berlinie. Problem polega na tym, że nie mam pojęcia czego to jest ekwiwalent, może wcale nie 2:32, a 2:36 i tego się nigdy nie dowiem i tego właśnie mi szkoda, bo lata lecą i chciałem w tym roku pobiec ostatni szybki maraton i w przyszłym roku, a może i następnych bawić się w triatlon, duatlon, może adventure racing. A teraz cały czas tli się we mnie taki płomyk szepcący: "możesz jeszcze spróbować poprawić rekord życiowy, nie trać wiary"
No - nie mów, że jak w przyszłym roku zrobisz 2:31 to nie będzie się w Tobie tlił płomyk szepczący: "Za rok 2:30". I tak za rok i jeszcze za rok.
Uśrednij sobie - o ile gorsze od życiówek mieli czasy Ci co byli "elitą" - choćby z listy tych których wymieniłem wczesnej. Odejmij od swojego czasu - i - ile wychodzi??? Bo nie mam kalkulatora?
Kazig, zostawmy na razie tego Ironmana. Chciałem tylko powiedzieć, że jak dla mnie czas jest obiektywnym i najlepszym miernikiem osiągnięcia w maratonie, nie miejsce.
Fredzio, no nie przeliczyłem, może wyszłoby 7 minut szybciej, ale to zawodowcy, którzy biegali na miejsce, a nie tak jak ja na czas więc nadal to nie jest wiarygodny wskaźnik. Zresztą mógłbym filzoficznie stwierdzić, że jak po latach będę mówił o moich najlepszych osiągnięciach to 2:40 z Monaco się w nich nie pojawi.
Fredzio, w ogóle wyjazd był świetny i jestem z niego zadowolony. W końcu był to wyjazd po rower z maratonem przy okazji .
Zresztą gdyby nie ten wyjazd to nie poznałbym osobiście Kledzika, a to przyznasz przecież fajny kolega.
No, i sam maraton był fajny. Wiesz, że nie lubię tłumów, a maraton był niepowtarzalną okazją biegania po wyludnionych francuskich i włoskich miasteczkach, bo na codzień jest na nich gwarno, a w czasie maratonu pies z kulawą nogą nie wyszedł obserwować co się dzieje i nie było w ogóle samochodów. Mówię serio, takiego czegoś to tylko w starych włoskich filmach szukać, bo teraz te miasta są jak ul i nic nie zostało z romantyczności takiego spokoju włoskiej czy francuskiej prowincji.