1. Wyjaśnienia - wersja krótka
2. Wyjaśnienia - wersja długa
1. Wyjaśnienia wersja krótka.
Dla tych którym sie nie chce czytać pisze tu w skrócie, o co chodzi:
Mój list do Marka, jest wyrazem żalu, że nie udało się nam - grupie która pracowała przy organizacji 24 Maratonu Warszawskiego - móc organizować następny maraton.
Z własnej woli chcąc uniknąć kłótni - oddaliśmy to prawo Markowi Troninie, który nie pozostawiał wątpliwości, że on sobie żadnej współpracy nie wyobraża.
A jak fajnie się wspólnie imprezy organizuje - mogliśmy ostatnio doświadczyć w Michałowicach.
I koniec - nie ma żadnej kłótni, nie wiem gdzie tutaj ktoś widzi kłótnię.
1. Wyjaśnienia wersja długa.
A teraz wersja dłuższa, dla zainteresowanych
Ponieważ nie lubię przemilczania spraw, to napiszę wreszcie O CO CHODZI!!!
Tu nie ma kłótni.
Krzycho zresztą dobrze zrozumiał o co mi chodziło - właśnie o utratę tego "romantyzmu", że sami biegacze wbrew przeciwnościom losu się zebrali i organizują maraton.
Tylko potem, jak zaczęły się przygotowania do następnego maratonu, okazało się, ze czas romantycznych uniesień się skończył. Zaczął sie kapitalizm, walka o władzę.
HISTORIA 24-go MARATONU WARSZAWSKIEGO wg FREDZIA
Głównymi organizatorami 24 Maratonu Warszawskiego byli Marek (emte) i PAweł.
Ja nie jestem w stanie opisać kto co robił bo dołączyłem do organizatorów chyba na 2 tygodnie przed biegiem - przedtem nic o tym nie wiedziałem, nie interesowałem się.
Kontaktowaliśmy się tylko przez telefon, tylko PAwła osobiście poznałem przed maratonem, Ziuta na chwile spotkałem. Marka - poznałem w dniu maratonu.
Oczywiście jak już napisałem - głównymi koordynatorami byli Marek i PAweł - przynajmniej mi się tak wydaje - i dlatego, ze oni koordynowali to nie wiem kto i ile się do czego przyłożył.
Ponieważ nie było wiele pieniędzy na maraton (do dziś nie wiem ile ich było) - zależało wszystkim nam na tym, żeby załatwiać sprawy za darmo.
Pewnie o udziale kilku osób nie wiem, ale mogę napisać co wiem:
Ziut - nie wiem co robił, niech PAwel napisze.
Deck - załatwił chyba masażystów
Mifor - dostarczył zasilanie, maszty, kable - całą elektrykę.
Jeszcze byli jacys ludzie - nie pamiętam już bo ja każdy zajmował się swoją działką.
Oczywiście najwięcej wiem o tym co robiłem ja - i napiszę to, nie żeby się chwalić ale przekazać wam ten zapał który mieliśmy:
Załatwiłem sprzęt nagłośnieniowy (za darmo - przekonałem Zbigniewa Hołdysa żeby nam wypożyczył) - chyba do tej pory nie doczekał się podziękowania z Fundacji, zgubiłem przy okazji etui do mikrofonu

Przekonałem 5-ciu moich znajomych z aparatami cyfrowymi do rozstawienia się na trasie i robienia zdjęć, potem jak deszcz i wiatr ich rozgonił sam stalem na mecie i robiłem zdjęcie każdemu wbioegającemu na mete zawodnikowi, biegłem do pobliskiego hotelu Europejskiego, zrzucałem na Laptopa do koleżanki która spędziła tam przy herbacie z 5 godzin i biegłem znowu na metę.
Załatwiłem występ Emtego i Pana Osińskiego w I programie telewizji w programie: Kawa czy Herbata - poszło to o morderczej godzinie- chyba 6:20 ale juz na to poradzić nic nie mogłem.
W trakcie maratonu (póki jeszcze moi fotograficy nie uciekkli) mając do dyspozycji niewielki wzmacniaczyk próbowałem nadawać muzykę z mojego małego keaboardu.
W dniu maratonu - dla "mojej ekipy" kupiłem w Decathlonie płaszcze przeciwdeszczowe, w Obi - dwa halogeny, 250 metrów kabla - jescze jakies tam rzeczy - wydałem na to około 1500 zł (pisze to nie żeby rządać jakichś zwrotów od Fundacji ale żeby pokazać mój stopień zaangażowania - przecież wiedziałem, że nikt zwracac mi niczego nie będzie).
Potem był jeszcze pare godzin sprzątania, składania sprzętu, odwożenia nagłośnienia itd.
KONIEC HISTORII
Co działo się potem?
Marek i PAwel postanowili działać razem - postanowili, że powołają Fundację. Odbyło się nawet posiedzenie Rady Fundacji, w składzie: Marek, Zona Marka, PAweł, Adam Rogala, Mifor, Ulrike Fuhrman, Waldek.....(nazwiska nie pamiętam - kolega Marka, zangażowany w marketing), i jeden Pan którego nazwiska też nie pamietam - pomagał w jakichś sprawach w rozmowach z władzami Warszawy.
Ta Rada Fundacji - to była czysta fikcja. Wiadomo było, że Rada nie ma nic do powiedzenia - w statucie było napisane, że moze zatwierdzić swój regulamin - liczyli się tylko Fundatorzy - czyli Marek i PAweł.
Tymczasem trzeba było zacząć już przygotowania do 25 Maratonu, mi przypadła zaszczytna Funkcja zajęcia się sprawą Programu Treningowego.
Do tamtej jednak pory - nikt nie wyjasnił mi - kto Ja tam właściwie jestem - pracownik? wspólnik?
Bardzo się jednak ze sprawą maratonu identyfikowałem - przy stronie internetowej maratonu sporo pomagałem Andrzejowi (webmasterowi) i Forum maratonu do życia powoływałem.
Ale - moje wrażenie było takie, że ja już nie pracuję dla Maratonu ale dla Marka - on o wszystkim chciał decydować.
Przy programie treningowym - nie chiałem wiele robić dopóki nie upewnię się, że pracuję z Markiem i z PAwłem a nie dla Marka i Pawła.
Jedyne co zrobiłem - to zaproponowałem Antoniemu Niemczakowi, że głównym merytorycznym producentem programu treningowego będzie Jerzy Skarżyńki. Uzgodniłem z Antoniim Niemczakiem, że porozmawia z Jerzym Skarżyńskim i zaproponuje mu to.
Co do mojej jednak roli - musialem postawić sprawę jasno - na początku stycznia wysłałem list do Marka i PAwła, w którym napisałem - że albo biorą mnie do Fundacji jako współfundatora albo ja rezygnuję z dalszej współpracy.
PAweł mnie poparł. Marek się nie zgodził.
I własnie, żeby zapobiec awanturom i kłótniom - zdecydowaliśmy sie z PAwłem, że zostawiamy Markowi organizację Maratonu Warszawskiego.
Marek zresztą odrazu po zakończeniu 24 Maratonu wielokrtonie dawał do zrozumienia, że to on uważa się za organizatora tamtegto maratonu i bez czyjejkolwiek pomocy by sobie poradził.
Były jeszcze inne osoby którym sie wydawało, że będą mogły współpracować przy organizacji Maratonu.
Ale jak się potem wszyscy przekonywali - to nie było możliwe. Tam nie ma mowy o współpracy, tylko o wykonywanmiu poleceń. Fundacja Maraton Warszawski to prywatne przedsięwzcięcie Marka Troniny, który postanowił, że to będzie jego zawód i on sam bedzie o wszystkim decydował.
Dla Maratonu to pewnie wcale nie jest źle. Jedne człowiek podejmuje decycje, nie ma w tej kwestii niejasności.
A to czego mi żal, to właśnie to, że coś straciliśmy, możliwość robienia czegoś dla Warszawy wspólbie.
I dlatego, że jesteśmy "miłymi" ludźmi - PAweł, Joycat, Pit, Janek, ja

Marek - chyba niczego tu nie przejaskrawiłem ani nie przeinaczyłem.