Kolejki po 3-4 osoby, czasem więcej, to w niedzielę koło południa w S-7 był standart. Dwa razy zetknąłem się z sytuacją, że ktoś normalnie korzystał z budki (czyli rozmawiał z kimś), a za nim błyskawicznie rosła kolejka nikegridowców. Raz to było w piątek wieczorem w S-5 (jakaś babcia) i raz w bardzo gorącym momencie w niedzielę w S-7 (młoda kobieta zapomniała komórki i była zszokowana kolejką za nią, a potem rozbawiona tym, jak można wykorzystywać budki telefoniczne).
Jeśli chodzi o spanie, to z piątku na sobotę spałem 4 godziny, a z soboty na niedzielę 2. Do tego miałem 8 z 48 godzin spędzone w pracy (15-19 w pt i 11-15 w sobotę) i trochę obsługi dzieciaków w domu (zrobienie śniadania i obiadu), bo żona była w ten weekend na wyjazdowym szkoleniu. Tylko w niedzielę musiały sobie poradzić same, bo była walka o pierwszą dziesiątkę. Dostało mi się za to od żony po jej powrocie...
W S-5 biegało się po nocy, a zwłaszcza koło świtu bardzo samotnie. Jestem więc bardzo wdzięczny chłopakom z Ronda ONZ, którzy chyba w czasie jakiejś imprezy gorąco dopingowali z okna każde moje przebieganie. Nie ma jak kibice

.
Aby tylko nogi nieśli...