o rrrany... Turecki! Czytaj Pan ze zrozumieniem
To co napisałem, jest przeznaczone dla Artura, konkretnej osoby, której możliwości znam, wiem jak trenuje i jakie ma wyniki. I wiem, ze maraton na obecnym poziomie przebiegnie.
amen.
{Arturo 51} Każdy występował indywidualnie, więc nie można zgeneralizować wszystkich osiągniętych wyników w Dębnie. Załóżmy, że każdy dobiegł, osiągnął czas gorszy od założonego. Jakie były temu powody, każdy wskaże różne rzeczy, jeden, że nie spał całą noc, drugi, że ktoś mu zarysował samochód i nie mógł się skoncentrować na biegu, innemu zachorował kanarek.
Powodów jest wiele, na pogodę też można zrzucić, bo czemu nie, choć jeden reaguje na to bardziej, drugi mniej. Jeszcze inny powie, że się po prostu nie przygotował. I te wszystkie wskazania mogą być trafne.
Na czym ten dramat polega?
Jeśli chodzi o mnie to po prostu noga nie podawała, musiałem się zatrzymać i iść, od czasu do czasu truchtając i to z grymasem. Wiem że są bardziej hardcorowe wersje na omdleniu końcąc.
Z czego wynika?
Często z przecenienia swoich możliwości, najczęściej z braku przytowania do takiego dystansu.
To prawda, krzycho, że ściana dopada też wcześniej, ale na Boga, chyba nie ma takich desperatów którzy zaczynają biec w tempie życiówki na 10km? A że nie znam swoich jeszcze możliwości dobrze, to do tego 30km biegnę swobodnie, akumulując siły na końcówkę. Dopiero po 30km świadomie naruszam te rezerwy. Taka taktyka jest wymuszona, wraz ze wzrostem świadomości własnego organizmu będę rezerwami operował szybciej, na razie nie potrafię. I kryzysów będzie więcej, może nawet dwa, trzy.
Przylaczam sie do wypowiedzi kolegi Kaziga. Każdy przeżywa kryzys na swój sposób, ale jest niemal pewne, ze nadchodzi on okolo 30 km. Juz samo zbliżanie się do tego dystansu powoduje że nogi zaczynają odmawiac posłuszeństwa. Myślę, że to kwestia wybiegania kilku dystansow powyżej 30 km, oswojenia się i opanowania umiejetnosci rozłożenia odpowiednio sił na cały dystans. Dla nas amatorów każdy bieg to nowe doświadczenie, ale odpowiednie "ustawienie" treningow pozwala na osiągnięcie zamierzonego celu, tj. pokonanie maratonu w satysfakcjonującym nas czasie. Myślę, że najważniejsza jest satysfakcja z wyniku, a dopiero ewentualne odniesienie go do wyników innych maratończyków. Liczy sie tez jak nasz wyczyn odbieraja nasi najbliżsi, wspolpracownicy, sąsiedzi. Maraton to coś więcej aniżeli zjedzenie buleczki:))
30km nie jest jakąś mityczną "ścianą" - czarną dziurą w którą wpadają biegacze. Z tego co czytałem to kryzys można mieć i na 20 kilometrze - każdy przeżywa to na swój sposób, niektórzy w ogóle. Tzn. nie czują dolegliwości.
Widzę, że Arti podał link do mojej relacji. Uzupełnię tylko, że pierwszy mój bieg maratoński przebyłem w czasie 4:08, drugi 3:21 (druga połowa znacznie szybsza), trzeci - towarzyski 200 Maraton Jurka Bednarza całkiem tlenowo w lutym tego roku. Czwarty miałem przebiec w Dębnie... W mojej relacji nie napisałem wniosków ze swoich późniejszych przemyśleń. Jeśli Was to intreresuje to podam.