To ciekawe, jak można kazdy fakt podciągnać pod z góry założoną tezę. Jaka porażka? Prawie 4000 biegaczy na ulicach Warszawy to jest porazka? Oczywiscie, założenia były ambitniejsze, ale zalozenia na ogól sa trochę na wyrost. A biorąc pod uwagę, że w tym samym czasie w Polsce odbywały się dwa inne półmaratony plus polówka w Berlinie - to chyba można mówić o sukcesie. Nie tylko w wymiarze FMW, ale środowiska biegaczy, które z roku na rok rośnie.
Czy porażką można nazwac to, że po raz pierwszy w Warszawie nie brakowalo kibiców i przechodnie kibicowali biegaczom?
Czy porażką można nazwac to, że przez dwa dni centrum Warszawy należąło do biegaczy?
Trzeba wyjątkowo złej woli, żeby nazwać V PMW porażką.
Pewnie, że nie wszystko było idealnie. Nie udało się opanowac kwestii depozytu, nie wiem, jak oni to robią w Berlinie, ale w Warszawie trzeba nad tym popracować. Chociaz widać bylo starania organizatorów i wolontariuszy - w momencie, kiedy strefa pomranczowa (numerki do 2000) już odebrała swoje depozyty, wolonatriusze wydawali worki "zielone", i tak dalej, potem zieloni wydawali granatowe...
Kiepsko wyszło z dowozem do prysznica - busików nie było przy centrum wolontariatu, tylko przy Pl. Krasinskich, a miejsca ich oczekiwania - nieznaczone. Dotoczyłysmy sie z kolezanką na piechotkę do Polonii. Ale na miejscu już wypas - miałyśmy cały prysznic i szatnię damską z suszarkami i wszystkim na nas dwie...
No i zupka pomidorowa - zjadlam 3 porcje

, jak nigdy. Jakoś wielu chetnych nie bylo, a miejsc do siedzenia i świętowania - pod dostatkiem. Do zupki mozna bylo coś niecoś dokupić

.
Mnie osobiście jeszcze ujął sposób rozstawienie stołów i obsługa wolontariuszy w punktach na trasie. To chyba drugi bieg, gdzie prawie nie musiałam zwalniac, żeby się napić (jedyna do tej pory była Barcelona).
Dzięki czemu zrobilam zyciówkę, ale dlatego oceniam dzisiaj, bo na goraco to mi się wszystko podobalo...