Maraton Berliński relacja

Informacje o nowych biegach, wrażenia, przemyślenia, poszukiwanie towarzystwa i inne startowe duperele.
Dota de Guapa
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 180
Rejestracja: 28 lis 2011, 10:35
Życiówka w maratonie: brak
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Berlin Marathon, 3:57:52

Ahhh. Siedzę w aucie z komputerem na kolanach, jest mega nie wygodnie. To nie z powodu komputera, lecz dlatego, że WSZYSTKO mnie boli. Próbowałam spać, nie da się tyle we mnie wciąż emocji. Zaczęłam od końca, czas wiadomy, to można spokojnie opowiedzieć co się działo.
Śniadanie – przywiozłam ze sobą do hotelu toster, chleb i miód. Dzięki temu zgodnie z planem mogłam zjeść tosty i popić izotonikiem (nie domowym ale gotowym). Potem spacerkiem na start. Startowałam z sekcji F (było ich do H plus specjalna dla power walkers). Niemiecki porządek, nikt się nie przepychał. Nie czekałam zbyt długo na start bo moja grupa (E i F) wystartowały tylko 8 minut po czołówce! Ja start przebiegłam 13 minut po profesjonalistach. Postanowienie było proste, złamać 4 godziny i pobiec jak najlepiej. Ucieszyłam się gdy wypatrzyłam dwóch pace maker’ów z balonikami 4h. Zmartwiłam się chwilę później, gdy pierwszy pace maker puścił balonik. 4h poszybowało w niebo. Potem drugi pace maker również „zgubił” balonik. Do tego pani pace maker biegła bardzo nie równo raz 5:20 raz 5.50 a czasem 5.10. Zrezygnowałam. Zdecydowałam się biec zgodnie z rozpiską. Długopisem na ręce napisałam sobie śródczasy. A teraz o maratonie. WOOOOW! Przez całą długość trasy był doping. Ludzie wystawiali swoje prywatne punkty żywieniowe, można było zjeść arbuza w dzielnicy arabskiej, u Hiszpanów na biegaczy czekał jamon. Berlińczycy byli profesjonalnie przygotowani do dopingu. Mieli krzesełka, parasolki. Co kilkaset metrów grała orkiestra – od nastrojowego jazzu przez rock, orkiestry dęte do bębnów. To właśnie bębny nadawały ton. Bębniarze ustawieni pod mostami „dawali czadu”. Pod jednym z wiaduktów, dźwięk, rytm i tępo było takie, że aż się popłakałam i cała drżałam. To było coś dziwnego, coś co będę pamiętać. Przy trasie biegu stały też platformy, panie tańczyły sambę. Trochę żałowałam, że nie jestem Dunką bo z racji tego, że w maratonie startowało prawie 6 tysięcy Duńczyków i Dunek ich doping był bardzo widoczny – stali na każdym kilometrze wyposażeni w krowie dzwonki. Koniec biegu to wrzask tłumów, kołatki. Czułam się jak gwiazda.
Teraz kilka ciekawostek z trasy: pan sikający do butelki w czasie biegu, potem ją zakręcił i wyrzucił w krzaki, pomocne ręce dla wszystkich którzy upadali – wszystkim zależy na wyniku jednak pomagają. Masę różnych smaków żeli energetycznych na trasie. Były też smutne momenty: karetki na sygnale zwożące zawodników. Stosunkowo dużo ludzi idących ostatnie kilometry – a biegli na wynik poniżej 3:45. Im bliżej było do mety tym więcej biegaczy leżało na noszach opatrywanych przez lekarzy. Nie wszyscy też doczytali dokładnie mapę biegu – przebiegnięcie Bramy Brandenburskiej to nie był koniec, brakowało jeszcze kilkuset metrów.
Oprócz bębnów z pewnością zapamiętam gardłowe krzyki schnell Cóż ten doping, pełen dobrych intencji u mnie spowodował gęsią skórkę, cóż filmy, literatura o okupacji i holokauście zrobiły swoje. Nie wspominając o okrzyku hände hoch – po to by ładniej wyglądać na zdjęciu.
I tak to minęły mi niespełna cztery godziny biegu. Potem kolejka po medal, wyzwanie w postaci rozsznurowania buta by oddać chip, wreszcie grawerowanie medalu. Prysznic, obiad składający się z kanapki z serem i piwa – ohh jak dobrze smakowało. A teraz, nie będę pisać co mnie boli bo boli wszystko. Jeszcze tylko na koniec o tym, że ludzie mi się na stacji benzynowej dziwnie przyglądali. No dobra nie chodziłam zbyt ładnie i nie zdjęłam medalu. Przecież go wybiegałam!
Podobno wszyscy po pierwszym maratonie mówię, nigdy więcej po czym zaczynają szukać kolejnego. Różny jest tylko czas w jakim dochodzą do tego, że maratony uzależniają.
3:57:52 tyle było, na analizę biegu poczekam, bo na razie myślenie o czymkolwiek jest nie lada wyzwaniem.

zdjęcia są na blogu:)
PKO
rufuz

Nieprzeczytany post

No to masz zaliczonego "majorsa" :ble: Ja Berlin wspominam bardzo milo pod wieloma wzgledami. Na 100 % pobiegne jeszcze nie raz w Berlinie. Dobrze, ze tak blisko granic PL jest jeden z najbardziej popularnych i prestizowych maratonow na swiecie.
Krzychu M
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5220
Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
Lokalizacja: okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Wszyscy zachwalają Berlin.Mam nadzieje,że za rok tam będe.
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

W kwietniu biegnę półmaraton w Berlinie, ale coś czuję, że - o ile się nadaję do biegania maratonów - cały też wpadnie :) W ogóle wyczytałam gdzieś, że jak wystartujesz 10 razy w Berlinie, to dostajesz swój własny numer startowy - nikt inny już nigdy takiego nie dostanie.
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
LDeska
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 764
Rejestracja: 25 wrz 2011, 23:03
Życiówka na 10k: 39:20
Życiówka w maratonie: 3:03:03
Lokalizacja: Nowa Iwiczna
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Gratulacje! Super opis, uśmiałem się z tego sznel i hende hoch :P Widziałem jeszcze u kolegi zdjęcie z biegu - dziewczyna trzyma tablicę "schmerz vergeht, stolz bleilt" dla mnie to się tłumaczy "smród przechodzi, stolec zostaje" ale podobno oficjalna wersja to ból przemija, duma pozostaje :)
Leszek Deska
www.leszekbiega.pl - blog biegowy
5km: 18:55 10km: 39:20 -=- Półmaraton: 1:26:35 -=- Maraton: 3:03:03
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ