Dorzucę swoje wrażenia po powrocie do rodzinnego miasta: no oczywiście tempa nie wytrzymałem, na punkcie z wodą na 27 kilometrze mogłem Fasolce już tylko pomachać na do widzenia

. Chyba za dużo traciłem na punktach żywnościowych i zmęczyło mnie późniejsze gonienie. Ale i tak wyszło lepiej niż zakładane 5:50, bo 5:04 (5:07 brutto), co zawdzięczam niewątpliwie Krzyśkowi z Białegostoku, pod którego się podczepiłem koło 35 kilometra.
Było bardzo miło biec długo w grupie i słuchać interesujących rzeczy. Sądząc po nadzwyczaj dobrym zniesieniu przez mnie trudów zabawy (w stosunku do obaw), za rok powinienem spróbować jednak wytrwać z tą ekipą do końca
Pozdrawiam,
Przemek