Czas 4:29
Główną przyczynę upatruję w pogodzie.
Pamiętam rok temu kiedy biegłem w podobnych warunkach 15km. Wówczas miałem czas 1:23 - na trasie umierałem człapią po 6:00km końcówkę. 3 tyg później nie zmieniając treinngu pobiegłem 15km 1:07.
Treningi również są bardzo zaburzone w taką pogodę. Nie ważne czy formę mam, czy nie - duża temperatura mnie niszczy.
Jeśli chodzi o teoretyczną stronę tego problemu:
Tutaj gdzieś na forum nawet jest dyskusja o tej mojej przypadłości. Otóż rozmawiając kiedyś ze studentką 5 roku medycyny otrzymałem bardzo prawdopodobą diagnozę. Mam obniżoną termalność płuc (dokładnie nie wiem pamiętam jak to brzmiało) W wysokiej temperaturze moja wydolność płuc znacznie spada. Co ciekawe na to się nawet bierze leki.
Istnieje również upośledzenie metabolizmu mieśni szkieletowych pod wpływem wysokiej temperatury co również mógłmym mieć.
Rozmawiając z tą studentką podałem jej objawy, tzn.
Do 5-6r życia w wysikich temperaturach dostawałem biegunki oraz gorączki. Bardzo źle znosiłem wysoką temperaturę co objawiało się również bólem głowy, apatią, brakiem apetytu i osłabieniem organizmu.
Ogólnie jest meteopatą. Moje nastawienie psychincze często w dużym stopniu zależy od pogody.
Dzisiaj czasami zdarzają się biegunki, gorączki nie mam, jednak boli mnie głowa, często jest mi słabo, a czasami nawet kiedy się gwałtownie podnoszę robi mi się ciemno przed oczami.
Mój organizm nie znosi gorąca - wystarczy 20 st. i szybki marsz a koszulkę wilgotną i mokre plecy, tak się pocę intensywnie.
Apatia, brak apetytu, leniwość, mdłości, czasami jest mi słabo, czasami biegunka - to pozostało do dzisiaj.
Na starcie zanim rozpoczął się bieg byłem już wilgotny. Po rozgrzewce nie miałem już siły, kiedy kucałem po skłonach i podnosiłem się to zrobiło mi się prarę razy ciemno. Do tego dochodzą "mrówki" często w takiej pogodzie czuję jak po moich mieśnich przebiegają mrówki.
Stoją na na lini startu i czekając na strzał miałem tętno dochodzące nawet 75%! Wachało się pomiędzy 65-70% cały czas. To mnie również bardzo zgubiło w dalszej części biegu. Rozpocząłem bieg na intensywności 80%, okazało się, że biegną 5:30-5:40/km... W czwartek po 30` rozebigania zrobiłem 1km na stadionie na tej intensywności - wyszło mi 4:55/km. To nie jest możliwe, by w 3 dni spadł mi próg o 40s. Wyszedłem z założenia, że tętno nie odpowiada steżeniu mlecznu i nie mówi mi o tempie spalania glikogenu. Zamiast biec na 170 biegłem na 175, później podchodziło mi nawet do 180 przy nadal niskim tempie. Obsługa na punktach była fatalna. Na 5km zabrakło wody i trzeba było czekać na kolene punkty. Ludzie prywatnie z domu wynosili miski z wodą bo na organizatrów ciężko było liczyć.
Na połówce było 1:57. Już po 23km miałem dość . Bardzo zwolniłem i zaczęła się walka żeby w ogóle skończyć bieg. Cenną rzecz zaobserwowałem - w warunkach skrajnego zmęczenia zwalniałem właśnie do... 170. Czyli tak gdzie mam próg. I bez względu na to czy później biegłem tak, czy siak, czy jeszcze inaczej to zawsze nieświadomie biegłem 170.
Od 26km musiałem co 2-3km iść. Od 30km szedłem już co kilometr. Od 35 niepotrafiłem już przebiec więcej jak 500m i przeplatałem wszystko marszem, którego było już bardzo dużo.
W kilku momentach bałem się, że nie ukończę. Głowa mnie kilka razu bolała, gwałtownie i mocno. Tętno szalało. Idąc miałem 160, czyli 75%. Skrajnie wyczeprany w strachu, że nie skończę jednak dotrwałem do końca. Przez 15km bałem się, że nie skończę w limicie 6h. Czasami musiałem na kilkanaście sekund stanąć....
To tyle jeśli chodzi o mój tragizm, który się otarł o nieszczeście.
---
Rozmawiałem z Jurkiem

Oczywiście musiałem go zapytać o próg i o HRmax

On powiedział bardzo krótki i konkretnie. Jeśli przez 16km jesteś w stanie biec bez spadku prędkości przy tym samym tętnie i jeśli ostatni kilometr nie jest szybszy niż 80%HRmax wówczas jest to prędkość startowa oraz podstawa to wb2.
Pytałem o TŻ bez laktometru. On powiedział, że nie kwestionuje tej szkoły i nie osądza - "mam inną zasadę". Dodał tylko, że dla amatora 6` powie o wiele mniej niż 16km.
Pytałem o HRmax. Jurek powiedział mi, że nie jest płynne i nie jest ważne jakim sposobem się to uzyska. Czy na minutówkach, czy na 1500m z finiszem, czy pod górkę, czy na zawodach. Ważne żeby to było podczs biegu.
Płynne nie jest a zmienia się może i 1ud. co rok czy dwa. Mówił, że jeśli raz w roku zrobimy sobie taki test to wystarczy.
Potem jeszcze sobie porozmawialiśmy o różnych duperelkach i było ciekawie.
To tyle jeśli chodzi o mój pobyt w Toruniu.
Pewnie wielu z was myślało, że pobiegnę w okolicy 3:30-3:40. Ja też tak myślałem... bywa - jednak wiele się nauczyłem i powiedziałem sobie, że to był mój ostatni start w taki upał.
Pytania i komentarze mile widziane.
P.S - Leo wie jak było najlepiej
