Rowerowy sukces Olka
-
- Stary Wyga
- Posty: 172
- Rejestracja: 30 kwie 2003, 12:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Trzciana k/Rzeszowa
Olku, moje najszczresze gratulacje i wyrazy szczerego podziwu.
Ponieważ opis twojego sukcesu jest jakoś tak ukryty w wątku trójmiejskim, więc pozwoliłem sobie na wklejenie go w tym miejscu, żeby ogół forumowiczów mógł się z nim zapoznać. Tak czy inaczej, czy mógłbyś jeszcze raz uzupełnić tzw. dane ogólne dotyczące imprezy? Z opisu wnioskuję, że musiałeś przejechać ładnych kilkaset kilometrów?
"Dziękuję za życzenia i wsparcie. Wystartowałem w barwach GT. Pierwszą pętlę przejechałem w czasie 9 godzin i 8 minut. Całość 20 godzin 36 minut. W każdym razie takie czasy widnieją na medalach, jakie otrzymałem. Jechało mi się dobrze i sam byłem zaskoczony łatwością, z jaką dało się przejechać tę 500-kę /a szczerze mówiąc miałem sporą tremę przed tym dystansem/. Mogłem bez problemu pojechać mocniej i dalej. Chociaż 3-cia pętla w skwarze i przy silnym wietrze pewnie by mnie powaliła.
Stawka cyklistów została podzielona na 7 grup startujących w odstępach 5 - minutowych. Zasada podziału była taka, że wcześniej startowali szybsi. Niestety trafiłem do 5 -tej przedostatniej grupy. Przez to na pierwszej pętli przez ponad połowę dystansu goniłem sam za tymi z przodu. Chciałem dopaść jakąś grupę mocniej jeżdżącą - w zespole jedzie się dużo łatwiej. Próbowałem dopasować się do kilku grupek, ciągle jednak było zbyt wolno. W końcu trafiłem na dwóch młodych szosowców /chyba ze Śląska/ i z nimi ukończyłem 1-wsza pętlę.
Podczas pierwszej pętli dokuczał piekielny upał i wiatr - kto jeździ trochę na rowerze wie, o co chodzi. Mimo ze miałem dwa bidony, nie starczało mi picia do kolejnego punktu kontrolnego, gdzie były też punkty żywnościowe /powinienem był zaopatrzyć się w 1 przynajmniej litrowy bidon/. Punkty żywnościowe były zaopatrzone przyzwoicie: banany, batony, kanapki /na jednym punkcie/ i to z opcją wegetariańską, za co jestem bardzo wdzięczny organizatorom Natomiast mam spore zastrzeżenia do oznakowania trasy. Na pierwszej pętli zabłądziłem 2 krotnie. Najgorzej było w Anklam. Mocno mnie wkurzyło te parę kilometrów dodatkowo i uciekający bez sensu czas. Podczas pierwszej rundy błądziłem jeszcze ze Ślązakami podczas przejazdu przez Szczecin.
Musiałem rozstrzygnąć kwestię drugiej pętli. Na punkcie kontrolnym w bazie maratonu powiedziałem, że jadę dalej i... poszedłem pod prysznic. Zjadłem wspaniałą jarzynówkę i poczułem, że czas w drogę. Miałem fantastyczne samopoczucie i naprawdę mocno grzałem do przodu. Przede mną był tylko przyszły zwycięzca maratonu i to cholerne Anklam. Dojechałem tam dosyć szybko i zrobiłem fatalny błąd. Pomyślałem, że może łatwiej znajdę ten punkt kontrolny, jeżeli pojadę przez Anklam asfaltem a nie ścieżką rowerową ... i kompletnie się pogubiłem. Jeździłem po mieście próbowałem pytać. Ja niestety nie znam niemieckiego. W Anklam jest cienko z angielskim. W końcu sympatyczna młoda Niemka na rowerze zgodziła się poszukać ze mną tego punktu kontrolnego. Miałem wrażenie, że przeleciała godzina na tych poszukiwaniach, ale pewnie było to pół godziny, może trochę dłużej. Wziąłem wodę banany i wtedy nadjechał Edek. Bardzo sympatyczny facet ze Szczecina - więc znający świetnie trasę /do tego biegacz i forumowicz/. Zdecydowałem się na jazdę z Edkiem. Dla mnie było zdecydowanie za wolno, ale skończyło się błądzenie. Stopniowo zaczęło się robić ciemno, jednak na fantastycznych niemieckich drogach nie było to większym utrudnieniem. Na półmetku na punkcie kontrolnym w Lubieszynie /tuż za przejściem granicznym/ dogoniła nas grupa chyba 5 osobowa i stworzyliśmy peleton, który sunął dosyć rześko. Szum łańcuchów, migające lampki i kompletne ciemności. Muszę przyznać, że nie znoszę jechać po ciemku po polskich drogach - zbyt duże ryzyko rozwalenia koła. Natomiast nastrój, uroda tej jazdy - to było to, co tygrysy lubią najbardziej.
Nastroje grupy były bardzo dobre, na punkcie kontrolnym w Stępnicy zrobiliśmy nawet ostry finisz. Wtedy trochę popsuło mi humor dziwne turkotanie, które zaczął wydawać mój rower podczas próby wrzucenia dużej tarczy z przodu - do końca jechałem już na małej. Dopiero po wyścigu ustaliłem, że powód był idiotyczny - mianowicie zgięła się linka przerzutki i obcierała o tylną oponę. Końcówkę jechaliśmy już w słońcu. W pewnym momencie powstała luka w grupie - ja, Edek i jeszcze jeden młody kolarz byliśmy z tyłu. Grupa z przodu zdecydowała się nas urwać. Powstała dla mnie kłopotliwa sytuacja - musiałem zdecydować czy jestem na sympatycznym rajdzie /był taki nastrój/ czy na zawodach. Mogłem ich dojść swobodnie, ale /może frajersko/ zdecydowałem się dociągnąć do mety z moją grupą. Oni dotarli na metę szybciej, ale poza jednym cyklistą, wszyscy startowali wcześniej - przede mną. Więc ostatecznie zajęli dalsze miejsca.
Nie jestem młodziakiem, ale to były moje pierwsze zawody rowerowe. Zawsze miałem wrażenie, że nie jestem wystarczająco dobry, żeby startować. Teraz postanowiłem to trochę nadrobić, bo bardzo mi się spodobało takie jeżdżenie. Jestem trochę niedospany, ale wyliczyłem, że chyba ostatecznie ukończyłem na 3-cim miejscu. W mojej kategorii wiekowej to na pewno byłem pierwszy.
Speed ukończył swoją pętlę w dobrej formie. Jestem mu wdzięczny, że namówił mnie na ten start i zapewnił transport."
Ponieważ opis twojego sukcesu jest jakoś tak ukryty w wątku trójmiejskim, więc pozwoliłem sobie na wklejenie go w tym miejscu, żeby ogół forumowiczów mógł się z nim zapoznać. Tak czy inaczej, czy mógłbyś jeszcze raz uzupełnić tzw. dane ogólne dotyczące imprezy? Z opisu wnioskuję, że musiałeś przejechać ładnych kilkaset kilometrów?
"Dziękuję za życzenia i wsparcie. Wystartowałem w barwach GT. Pierwszą pętlę przejechałem w czasie 9 godzin i 8 minut. Całość 20 godzin 36 minut. W każdym razie takie czasy widnieją na medalach, jakie otrzymałem. Jechało mi się dobrze i sam byłem zaskoczony łatwością, z jaką dało się przejechać tę 500-kę /a szczerze mówiąc miałem sporą tremę przed tym dystansem/. Mogłem bez problemu pojechać mocniej i dalej. Chociaż 3-cia pętla w skwarze i przy silnym wietrze pewnie by mnie powaliła.
Stawka cyklistów została podzielona na 7 grup startujących w odstępach 5 - minutowych. Zasada podziału była taka, że wcześniej startowali szybsi. Niestety trafiłem do 5 -tej przedostatniej grupy. Przez to na pierwszej pętli przez ponad połowę dystansu goniłem sam za tymi z przodu. Chciałem dopaść jakąś grupę mocniej jeżdżącą - w zespole jedzie się dużo łatwiej. Próbowałem dopasować się do kilku grupek, ciągle jednak było zbyt wolno. W końcu trafiłem na dwóch młodych szosowców /chyba ze Śląska/ i z nimi ukończyłem 1-wsza pętlę.
Podczas pierwszej pętli dokuczał piekielny upał i wiatr - kto jeździ trochę na rowerze wie, o co chodzi. Mimo ze miałem dwa bidony, nie starczało mi picia do kolejnego punktu kontrolnego, gdzie były też punkty żywnościowe /powinienem był zaopatrzyć się w 1 przynajmniej litrowy bidon/. Punkty żywnościowe były zaopatrzone przyzwoicie: banany, batony, kanapki /na jednym punkcie/ i to z opcją wegetariańską, za co jestem bardzo wdzięczny organizatorom Natomiast mam spore zastrzeżenia do oznakowania trasy. Na pierwszej pętli zabłądziłem 2 krotnie. Najgorzej było w Anklam. Mocno mnie wkurzyło te parę kilometrów dodatkowo i uciekający bez sensu czas. Podczas pierwszej rundy błądziłem jeszcze ze Ślązakami podczas przejazdu przez Szczecin.
Musiałem rozstrzygnąć kwestię drugiej pętli. Na punkcie kontrolnym w bazie maratonu powiedziałem, że jadę dalej i... poszedłem pod prysznic. Zjadłem wspaniałą jarzynówkę i poczułem, że czas w drogę. Miałem fantastyczne samopoczucie i naprawdę mocno grzałem do przodu. Przede mną był tylko przyszły zwycięzca maratonu i to cholerne Anklam. Dojechałem tam dosyć szybko i zrobiłem fatalny błąd. Pomyślałem, że może łatwiej znajdę ten punkt kontrolny, jeżeli pojadę przez Anklam asfaltem a nie ścieżką rowerową ... i kompletnie się pogubiłem. Jeździłem po mieście próbowałem pytać. Ja niestety nie znam niemieckiego. W Anklam jest cienko z angielskim. W końcu sympatyczna młoda Niemka na rowerze zgodziła się poszukać ze mną tego punktu kontrolnego. Miałem wrażenie, że przeleciała godzina na tych poszukiwaniach, ale pewnie było to pół godziny, może trochę dłużej. Wziąłem wodę banany i wtedy nadjechał Edek. Bardzo sympatyczny facet ze Szczecina - więc znający świetnie trasę /do tego biegacz i forumowicz/. Zdecydowałem się na jazdę z Edkiem. Dla mnie było zdecydowanie za wolno, ale skończyło się błądzenie. Stopniowo zaczęło się robić ciemno, jednak na fantastycznych niemieckich drogach nie było to większym utrudnieniem. Na półmetku na punkcie kontrolnym w Lubieszynie /tuż za przejściem granicznym/ dogoniła nas grupa chyba 5 osobowa i stworzyliśmy peleton, który sunął dosyć rześko. Szum łańcuchów, migające lampki i kompletne ciemności. Muszę przyznać, że nie znoszę jechać po ciemku po polskich drogach - zbyt duże ryzyko rozwalenia koła. Natomiast nastrój, uroda tej jazdy - to było to, co tygrysy lubią najbardziej.
Nastroje grupy były bardzo dobre, na punkcie kontrolnym w Stępnicy zrobiliśmy nawet ostry finisz. Wtedy trochę popsuło mi humor dziwne turkotanie, które zaczął wydawać mój rower podczas próby wrzucenia dużej tarczy z przodu - do końca jechałem już na małej. Dopiero po wyścigu ustaliłem, że powód był idiotyczny - mianowicie zgięła się linka przerzutki i obcierała o tylną oponę. Końcówkę jechaliśmy już w słońcu. W pewnym momencie powstała luka w grupie - ja, Edek i jeszcze jeden młody kolarz byliśmy z tyłu. Grupa z przodu zdecydowała się nas urwać. Powstała dla mnie kłopotliwa sytuacja - musiałem zdecydować czy jestem na sympatycznym rajdzie /był taki nastrój/ czy na zawodach. Mogłem ich dojść swobodnie, ale /może frajersko/ zdecydowałem się dociągnąć do mety z moją grupą. Oni dotarli na metę szybciej, ale poza jednym cyklistą, wszyscy startowali wcześniej - przede mną. Więc ostatecznie zajęli dalsze miejsca.
Nie jestem młodziakiem, ale to były moje pierwsze zawody rowerowe. Zawsze miałem wrażenie, że nie jestem wystarczająco dobry, żeby startować. Teraz postanowiłem to trochę nadrobić, bo bardzo mi się spodobało takie jeżdżenie. Jestem trochę niedospany, ale wyliczyłem, że chyba ostatecznie ukończyłem na 3-cim miejscu. W mojej kategorii wiekowej to na pewno byłem pierwszy.
Speed ukończył swoją pętlę w dobrej formie. Jestem mu wdzięczny, że namówił mnie na ten start i zapewnił transport."
grek
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1137
- Rejestracja: 25 wrz 2002, 15:59
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdańsk
- Kontakt:
500km w 20 godzin, tak?
Rany Boskie! Ja wam oczywiscie gratuluje, ale troche zaniemowilem

[url=http://www.grupatrojmiasto.digimer.pl]Grupa Trójmiasto[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3301
- Rejestracja: 01 cze 2002, 00:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Bemowo
Ja sobie w ogóle tego nie wyobra¿am. Przejechaæ na rowerze 500 km w ci±gu nieca³ej doby. My¶la³am czytaj±c relacjê Olka, ¿e co¶ mi siê pokrêci³o z tym dystansem. A jednak nie.
Olku, Speed - k³aniam siê w pó³ i zamiatam kapeluszem pod³ogê. Moje gratulacje i wyrazy podziwu.
Olku, Speed - k³aniam siê w pó³ i zamiatam kapeluszem pod³ogê. Moje gratulacje i wyrazy podziwu.
- wojtek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 10535
- Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
- Życiówka na 10k: 30:59
- Życiówka w maratonie: 2:18
- Lokalizacja: lokalna
- Kontakt:
Opis imprezy fantastyczny . Az sie chce jechac .
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
-
- Stary Wyga
- Posty: 172
- Rejestracja: 30 kwie 2003, 12:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Trzciana k/Rzeszowa
Kto zna Olka ( ja niestety tylko ze zdjęć), ten wie: nie należy on (z całym szacunkiem) do tzw. juniorów młodszych.
. Tym bardziej jego wyczyn zasługuje na uznanie. 


grek
- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Dzięki grek, że rozpocząłeś ten wątek. Mamy w GT cyklistę pierwszego formatu. I jest nim Olek. Nasz kapitan. Gratulację. Wierzyłem w Ciebie.
- Cirrus
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 24 kwie 2003, 22:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Ruda Śląska
- Kontakt:
... zapiera oddech i tyle. Gratuluje!
Pozdrawiam: Cirrus
========================
potrafie tyle ile mysle, ze potrafie
========================
potrafie tyle ile mysle, ze potrafie
- MoKa
- Wyga
- Posty: 80
- Rejestracja: 05 kwie 2002, 16:38
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław/Trójmiasto
Olek, Speed pokazaliście klase, podziwiam was, 500 km w takim czasie, szok
tak się zastanawiam jak można przyzwyczaić organizm do prawie dobowego wysiłku.
Olek, o ile dobrze zrozumiałam na następnych zawodach masz zagwarantowaną jedną z pierwszych grup już jako jeden z najszybszych
GRATULUJE
tak się zastanawiam jak można przyzwyczaić organizm do prawie dobowego wysiłku.
Olek, o ile dobrze zrozumiałam na następnych zawodach masz zagwarantowaną jedną z pierwszych grup już jako jeden z najszybszych
GRATULUJE
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Biegacze to twardziele i było ich więcej na tym maratonie rowerowym. Była tam Kiniak i wspomniany przeze mnie biegacz ze Szczecina, który wraz ze mną ukończył pełny dystans. Tylko w przeciwieństwie do mnie nie pochwalił się tym na cały świat. Nie pamiętam jego nicka ale wiem, że sporadycznie pojawia sę na forum.
Trasa maratonu to dwie pętle /po 255 km/ wokół Zalewu Szczecińskiego, a więc na terenie Polski i Niemiec. Na liście startowej było 100 osób. Na drugą pętlę wyjechało 23 zawodników, a ukończyło 21. Jeden cyklista zdaje się musiał skorzystać z pomocy medycznej.
Ja faktycznie nie jestem juniorem. Konkurencje wytrzymałościowe są dla takich jak ja.
Bardzo dziękuję za tyle miłych słów. :)
biegowa recydywa
- lezan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 555
- Rejestracja: 20 cze 2001, 04:17
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Australia
Wielkie brawa dla wszystkich. Jezdzac troche na rowerze doceniam taki jak Wasz wysilek samemu padajac po 100 km.
If God invented marathons to keep people from doing anything more
stupid, triathlon must have taken Him completely by surprise
stupid, triathlon must have taken Him completely by surprise