Dobrze rozumiem tę rowerową nostalgię,... sam to mam. Ale jak się biega, to tak bardzo nie boli. Poza tym w lesie teraz straszne błoto, a na szosie sól. Tak więc wolę się skupić właśnie na bieganiu.
Co do rowerowania w górach to jeszcze nie miałem okazji i mam to dopiero w planach

W sumie trudne do zrealizowania, bo daleko i trzeba by wykroić w kalendarzu spory kawałek na same przyjemności. Bardzo trudne do przeprowadzenia.
Właściwie nie na temat - ale muszę wspomnieć, że bieganie może niekiedy dostarczyć jakby niespodziewanych ekstra wrażeń. Dzisiaj pod presją okoliczności nie udało mi się zrobić planowanego biegu w południe. Wieczorem po spełnieniu z grubsza swoich powinności, przypiliło mnie jednak na bieganie i wybrałem się z czołówką do lasu. W sumie mało rozsądne, bo wściekły sztorm i wszędzie powalone drzewa, mnóstwo gałęzi i solidnych konarów. Jednak atmosfera takiego rozkołysanego lasu jest zupełnie niesamowita. Las sapie, jęczy, skrzypi. W górze księżyc w pełni i piękne rozgwieżdżone niebo. Było tylko trochę niewielkich, jakichś dziwnie różowych chmurek. W świetle czołówki pojawiły mi się w pewnym momencie sarny. Było oczywiście trochę strachu czy coś mi nie spadnie na głowę ale wyszedłem jakoś bez szwanku i chyba nie zapomnę tego biegu.
Wracając do tematu, to jestem mocno zbzikowany zarówno na punkcie roweru, jak i biegania. Z rowerowaniem jednak jest ten problem, że jest o wiele bardziej uzależnione od pogody. I okres jesienno-zimowy jest na ogół koszmarem dla cyklisty-pasjonata. Mam okazję obserwować "męki" mojego kolegi uzależnionego od roweru. Na jesieni złożył wspaniałą szosówkę na wyczynowej, kompozytowej ramie i od dłuższego czasu prognoza pogody to dla niego super-dramatyczny spektakl. Niestety nie udało mi się namówić go na bieganie. Gdyby mi się powiodło miałby o wiele mniej stresów. Domyślam się, że Mariusza nie trzeba namiawiać do biegania i tylko przypiliło go na rowerowanie.
Olek