Plus emocje - i nie, że koniecznie w rozumieniu amoku urwania minuty... niektórzy w biegu wpadają w emocjonalny haj... hm... zastanawiam się na ile to może wpłynąć z jednej strony na zużywanie energii (to machanie rękoma, wołanie że życie jest piękne, że uwielbia się wszystkich...), z drugiej na zagłuszanie ciała...LadyE pisze:a na maratonie wszystko moze sie zdarzyc ... dla wiekszosci to max wysilek jakiego sie podejmuja raz na pol roku, zaskoczenie z powodu takiej a nie innej reakcji organizmu? jak moze w takim razie dziwic. wiekszosc biegnie na czas wyznaczony przez kalkulatory. malo kto trenuje pod maraton robiac sprawdziany o takim samym dystansie na treningach ...
Kiedy mówisz STOP !
- Księżna
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 3089
- Rejestracja: 01 lis 2011, 23:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: ...karocą po drogach mknę
- Iwan
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 1161
- Rejestracja: 23 mar 2004, 11:36
- Lokalizacja: Łódź
Według Panów :Jerzego Skarżyńskiego i Dariusza Sidora (oraz ich ucznia Iwana) to zbędny wydatek energetyczny, na który można pozwolić sobie po minięciu mety (jak jeszcze będzie ochota).Księżna pisze: Plus emocje - i nie, że koniecznie w rozumieniu amoku urwania minuty... niektórzy w biegu wpadają w emocjonalny haj... hm... zastanawiam się na ile to może wpłynąć z jednej strony na zużywanie energii (to machanie rękoma, wołanie że życie jest piękne, że uwielbia się wszystkich...),
Ja stosuję MP3 z ulubioną muzyką.Księżna pisze: z drugiej na zagłuszanie ciała...
Ostatnio zmieniony 26 kwie 2012, 22:00 przez Iwan, łącznie zmieniany 1 raz.
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
- Księżna
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 3089
- Rejestracja: 01 lis 2011, 23:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: ...karocą po drogach mknę
Domyślam się, acz w aurze szczęśliwości ciężko tego nie czynić... czasem...Iwan pisze:Według Panów :Jerzego Skarżyńskiego i Dariusza Sidora (oraz ich ucznia Iwana) to zbędny wydatek energetyczny.Księżna pisze: Plus emocje - i nie, że koniecznie w rozumieniu amoku urwania minuty... niektórzy w biegu wpadają w emocjonalny haj... hm... zastanawiam się na ile to może wpłynąć z jednej strony na zużywanie energii (to machanie rękoma, wołanie że życie jest piękne, że uwielbia się wszystkich...),
- Iwan
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 1161
- Rejestracja: 23 mar 2004, 11:36
- Lokalizacja: Łódź
Jasne... Zwłaszcza jak stojący w korkach kierowcy (z dziwnie czerwonymi buziami) trąbią klaksonami... pozdrawiając "gorąco" biegaczy.Księżna pisze: Domyślam się, acz w aurze szczęśliwości ciężko tego nie czynić... czasem...
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
W ogóle nie ma sensu startować w zawodach, jeśli nie ma się zamiaru dać z siebie wszystkiego. Inna sprawa, że jeśli ktoś regularnie mdleje na zawodach, to prawdopodobnie ma jakieś przeciwskazania zdrowotne i biegać nie powinien. Jednorazowe epizody, spowodowane np upałem to chyba nic nadzwyczajnego, mnie się jeszcze nie zdarzyło, ale też nie biegałem przy trzydziestu stopniach.
A jeśli ktoś chce sobie pobiegać dla przyjemności i powoli, to po co startować w zawodach? Bo "wszyscy tak robią"? To żaden powód.
Ja w zawodach cenię właśnie to, że atmosfera rywalizacji i pościg za uciekającymi pozwala mi osiągnąć intensywność wysiłku niemożliwą do osiągnięcia na treningu. To jest oczyszczające doświadczenie i staram się powtarzać, mimo że na mecie czasem wypluwam płuca. Ale startować i zastanawiać się "ojej, ojej, bo mi się coś stanie"? Nie ma sensu w takim stanie umysłu brać udziału w zawodach.
A jeśli ktoś chce sobie pobiegać dla przyjemności i powoli, to po co startować w zawodach? Bo "wszyscy tak robią"? To żaden powód.
Ja w zawodach cenię właśnie to, że atmosfera rywalizacji i pościg za uciekającymi pozwala mi osiągnąć intensywność wysiłku niemożliwą do osiągnięcia na treningu. To jest oczyszczające doświadczenie i staram się powtarzać, mimo że na mecie czasem wypluwam płuca. Ale startować i zastanawiać się "ojej, ojej, bo mi się coś stanie"? Nie ma sensu w takim stanie umysłu brać udziału w zawodach.
The faster you are, the slower life goes by.
- grzlew
- Wyga

- Posty: 108
- Rejestracja: 24 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 43:08
- Życiówka w maratonie: 4:58:19
- Lokalizacja: Gdańsk
Też uważam, że start w zawodach jest po to, żeby wypruć sobie flaki. Zresztą to chyba i tak nie jest jakoś dużo bardziej niebezpieczne niż np sporty walki czy ekstremalne.

Wychodząc z takiego założenia to tak na prawdę nie powinniśmy w ogóle z domu wychodzić bo może się coś staćklosiu pisze: Ale startować i zastanawiać się "ojej, ojej, bo mi się coś stanie"?
-
blink
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 788
- Rejestracja: 14 wrz 2010, 10:31
- Życiówka na 10k: 53
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Beskid
Czytałem gdzieś, że bardzo dobrze jest czasem pobiegać, podnieść sobie ospałe tętno, obniżyć ciśnienie... Że to dla zdrowotności, że niczemu nie szkodzi, że od tego się nie umiera, a plusy są wyłącznie dodatnie.
Niestety, jak to czasem się zdarza, na szarym końcu był... dopisek (taką drobną czcionką, jak w banku czy w erze), żeby się nie rozpędzać, bowiem grozi to śmiercią, trwałym kalectwem, lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu – a i to w najlepszym razie, bo zwykle jest dużo gorzej. No, ale kto czyta tę drobnicę...
PS. Moim zdaniem (a nie jestem w tym odosobniony), bezpośrednio przed maratonem, przez głośniki, powinno się to startującym głośno czytać, a na każdym wodopoju jeszcze ze dwa razy powtarzać.
Niestety, jak to czasem się zdarza, na szarym końcu był... dopisek (taką drobną czcionką, jak w banku czy w erze), żeby się nie rozpędzać, bowiem grozi to śmiercią, trwałym kalectwem, lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu – a i to w najlepszym razie, bo zwykle jest dużo gorzej. No, ale kto czyta tę drobnicę...
PS. Moim zdaniem (a nie jestem w tym odosobniony), bezpośrednio przed maratonem, przez głośniki, powinno się to startującym głośno czytać, a na każdym wodopoju jeszcze ze dwa razy powtarzać.
- Iwan
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 1161
- Rejestracja: 23 mar 2004, 11:36
- Lokalizacja: Łódź
Racja Blink.
Nie wiem ile wiosen sobie liczycie ale sądząc po fotce grzelewa - niewiele . To żaden przytyk! Zazdroszczę. Mylę, że punkt widzenia zmieni się Wam wraz z wiekiem i doświadczeniem. Na razie wypruwajcie co się da. Pamiętajcie tylko, że przyjdzie taki dzień, że już nie da się poprawić życiówki. Zawsze jest gdzieś ta granica możliwości. I co? Przestaniecie brać udział w zawodach , bo nie będziecie w stanie poprawiać życiówek? Nawet jeśli sam udział bawi?
klosiu pisze:W ogóle nie ma sensu startować w zawodach, jeśli nie ma się zamiaru dać z siebie wszystkiego.
Ależ koledzy…. Wypruwajcie sobie flaki. Kto wam broni. Jeśli więcej biegaczy będzie miało moje podejście do tematu to zajmiecie nawet lepsze miejsca w klasyfikacji. Czyż nie…?grzlew pisze:Też uważam, że start w zawodach jest po to, żeby wypruć sobie flaki.
Nie wiem ile wiosen sobie liczycie ale sądząc po fotce grzelewa - niewiele . To żaden przytyk! Zazdroszczę. Mylę, że punkt widzenia zmieni się Wam wraz z wiekiem i doświadczeniem. Na razie wypruwajcie co się da. Pamiętajcie tylko, że przyjdzie taki dzień, że już nie da się poprawić życiówki. Zawsze jest gdzieś ta granica możliwości. I co? Przestaniecie brać udział w zawodach , bo nie będziecie w stanie poprawiać życiówek? Nawet jeśli sam udział bawi?
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Życiówki są w ogóle bez sensu, bo są zależne od trasy i warunków. Wychodzę z mtb, gdzie wpływ trasy jest wielokrotnie większy, i dlatego na "życiówki" nikt nie patrzy, po prostu są nieporównywalne. Dla mnie liczy się miejsce na tle innych w kategorii wiekowej. Z takim podejściem z przyjemnością będę startował nawet w M70
.
Nawiasem mówiąc, moja kategoria to późne M30, więc nie takim znów młody, hehe. Ale życie bez jakiegoś ryzyka, czy choćby ekstremalnego wysiłku od czasu do czasu nie jest warte przeżycia. Jestem księgowym i mam nudną robotę na codzień, może to dlatego, potrzebuję odskoczni
.
Nawiasem mówiąc, moja kategoria to późne M30, więc nie takim znów młody, hehe. Ale życie bez jakiegoś ryzyka, czy choćby ekstremalnego wysiłku od czasu do czasu nie jest warte przeżycia. Jestem księgowym i mam nudną robotę na codzień, może to dlatego, potrzebuję odskoczni
The faster you are, the slower life goes by.
- Ewa123
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 320
- Rejestracja: 05 lis 2011, 14:17
- Życiówka na 10k: 40,16
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Beskidy
Nie jestem pewna, czy powyższą wypowiedzia nie odbiegamy od głównego tematu wątku, ponieważ co innego jest na zawodach dać z siebie wszystko, co innego pobiec na maxa i w granicach swoich mozliwości - a co innego te granice przekroczyc, co dla mnie równoznaczne jest wcale nie z wymiotowaniem na mecie, bo to się zdarza, ale właśnie z lądowaniem w karetce. Czy jak ktos skończył bieg na własnych nogach to znaczy, że pobiegł powoli? Dla mnie w dalszym ciągu jest to kwestia wybiegania, wytrenowania i znajomości swojego organizmu i jego reakcji na różne bodźce.klosiu pisze:W ogóle nie ma sensu startować w zawodach, jeśli nie ma się zamiaru dać z siebie wszystkiego. Inna sprawa, że jeśli ktoś regularnie mdleje na zawodach, to prawdopodobnie ma jakieś przeciwskazania zdrowotne i biegać nie powinien. Jednorazowe epizody, spowodowane np upałem to chyba nic nadzwyczajnego, mnie się jeszcze nie zdarzyło, ale też nie biegałem przy trzydziestu stopniach.
A jeśli ktoś chce sobie pobiegać dla przyjemności i powoli, to po co startować w zawodach? Bo "wszyscy tak robią"? To żaden powód.
Ja w zawodach cenię właśnie to, że atmosfera rywalizacji i pościg za uciekającymi pozwala mi osiągnąć intensywność wysiłku niemożliwą do osiągnięcia na treningu. To jest oczyszczające doświadczenie i staram się powtarzać, mimo że na mecie czasem wypluwam płuca. Ale startować i zastanawiać się "ojej, ojej, bo mi się coś stanie"? Nie ma sensu w takim stanie umysłu brać udziału w zawodach.
-
Ryszard N.
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 2243
- Rejestracja: 15 maja 2010, 23:49
Ewa, dyskusja już dawno odbiegła od głównego nurtu.
Temat dotyczył właśnie przekraczania granic po za którymi jest już tylko karetka i szpital. Nie ma to jakiegokolwiek związku z dawaniem z siebie wszystkiego na zawodach. To dwa różne byty które oddzielone są cienką linią. Pytanie brzmi, czy pomimo maksymalnego wysiłku wszystko nadal kontroluję, czy gdy czuję, że coś jest nie tak, gdy czuje, że tracę kontakt z rzeczywistością,...biegnę dalej czy mówię dosyć, stop.
Rzecz nie dotyczy wytrenowanych amatorów którzy biegną na maksymalnym poziomie swoich możliwości i jeszcze trochę więcej. Rzecz dotyczy osób z nierozpoznanym problemem zdrowotnym, z przeszacowanym tempem ( często Ci ludzie sami się wtłaczają w ten problem lub jakiś "spec" im powiedział, że dadzą radę ), oraz osób zdrowych lecz niedotrenowanych.
Jest jeszcze jedna kategoria. To tzw. artystyczne upadki. Jest taki gatunek co to w ramach atrybucji zewnętrznej porażki lubią jak ich "dotaszczyć" do mety.
Temat dotyczył właśnie przekraczania granic po za którymi jest już tylko karetka i szpital. Nie ma to jakiegokolwiek związku z dawaniem z siebie wszystkiego na zawodach. To dwa różne byty które oddzielone są cienką linią. Pytanie brzmi, czy pomimo maksymalnego wysiłku wszystko nadal kontroluję, czy gdy czuję, że coś jest nie tak, gdy czuje, że tracę kontakt z rzeczywistością,...biegnę dalej czy mówię dosyć, stop.
Rzecz nie dotyczy wytrenowanych amatorów którzy biegną na maksymalnym poziomie swoich możliwości i jeszcze trochę więcej. Rzecz dotyczy osób z nierozpoznanym problemem zdrowotnym, z przeszacowanym tempem ( często Ci ludzie sami się wtłaczają w ten problem lub jakiś "spec" im powiedział, że dadzą radę ), oraz osób zdrowych lecz niedotrenowanych.
Jest jeszcze jedna kategoria. To tzw. artystyczne upadki. Jest taki gatunek co to w ramach atrybucji zewnętrznej porażki lubią jak ich "dotaszczyć" do mety.
-
blink
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 788
- Rejestracja: 14 wrz 2010, 10:31
- Życiówka na 10k: 53
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Beskid
Oj tam, zaraz świete.Iwan pisze:Święte słowa...
Takie finisze - mogą być nawet maratońskie - to jest małe piwko przed śniadaniem. Nawet leciane w trzy trupy... to betka.
Nie wiem co na to statystyki, ale akurat ja najbardziej zagrożony zejściem jestem w filharmonii. Najgorszy, wg mnie, jest Mahler, a już na pewno w wykonaniu filharmoników berlińskich. Gdyby udało mi się, kiedyś, dołożyć do tego batutę Dudamela... wtedy zejdę na pewno.
Doubezpieczę się ale i tak pojadę.
-
joanna1012
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 252
- Rejestracja: 24 cze 2010, 12:25
- Życiówka na 10k: 58:30
Wow!
to ja następnym razem tak teatralnie
już się nie mogę doczekać jak mnei przystojni (upewnię się wcześniej) panowie ratownicy na nosze będą wtaszczać (chyba zrzucę parę kilo do tego czasu - co by wtopy nie bylo że nie dadzą rady)
to ja następnym razem tak teatralnie
już się nie mogę doczekać jak mnei przystojni (upewnię się wcześniej) panowie ratownicy na nosze będą wtaszczać (chyba zrzucę parę kilo do tego czasu - co by wtopy nie bylo że nie dadzą rady)
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
chodzi o "mnie przystojni...", czy o "mniej przystojni..." ?joanna1012 pisze:już się nie mogę doczekać jak mnei przystojni...
------------
mniej przystojny ratownik pozna panią, celem...hmmm...celem... no w każdym razie do utraty tchu.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.



