Kiedy mówisz STOP !

...czyli wszystko co nie zmieściło się w innych działach a ma związek z bieganiem lub sportem.
Awatar użytkownika
Iwan
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1161
Rejestracja: 23 mar 2004, 11:36
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Ostatnio czytam nową (na rynku) książkę Jeffa Gallowaya "Maraton. Trening metodą Gallowaya". Porusza w niej dość ciekawą z punktu widzenia naszego tematu kwestię

str.123:
Bazując na własnych doświadczeniach, mogę powiedzieć, że różnica pomiędzy ukończeniem maratonu w czasie 2:38 a 5:10 wiązała się ze znaczącą zmianą na lepsze! Kilka lat temu trenowałem, mając na celu ukończenie maratonu w czasie krótszym niż 2:40. Mimo codziennych biegów w tempie 5:00 - 5:37 na kilometr uwierzyłem, że moje czterdziestopięcioletnie nogi są w stanie biec średnio 3 minuty i 45 sekund na kilometr (musiałem tylko dodać regularne treningi szybkościowe do swojego programu). Sesja powtórzeń po 1600 metrów co drugi tydzień (aż do 13 powtórzeń w tempie 3:32) wydawała się wystarczająca. Mój najdłuższy bieg, trzy tygodnie przed maratonem, wynosił 47 kilometrów (w tempie 5:18 na kilometr). Mimo zbytniego przyspieszenia tempa w środku mojego docelowego maratonu Houston Tenneco osiągnąłem swój cel, urywając jeszcze dwie sekundy!

Kilka miesięcy później zostałem poproszony, żebym pomógł komuś przebiec jego pierwszy maraton. Ten człowiek sądził, że może pokonać dystans w 4 godziny, ale problemy z żołądkiem sprawiły, że przekroczyliśmy granicę 5 godzin - po raz pierwszy w mojej karierze. Tamten maraton, który zajął mi 5 godzin i 10 minut, pozostawił o wiele lepsze wrażenia niż ten ukończony w znacznie krótszym czasie. Odczułem tę samą satysfakcję, a korzyści, które pojawiły się podczas regeneracji, były o wiele większe.

Trzy dni po moim pięciogodzinnym maratonie biegłem płynnie, z większą łatwością i tak szybko, jak tylko chciałem. Nie odczuwałem żadnych bólów ani dolegliwości i żadnych przewlekłych problemów. Szybko i łatwo wróciłem do swojej normalnej aktywności i niezmiernie cieszyłem się z tego, że udało mi się odbudować wytrzymałość.
Cztery tygodnie po moim maratonie na 2:38 duma odczuwana z osiągnięcia celu zniknęła, a moje mięśnie biegowe wciąż były sztywne. Przez kilka kolejnych tygodni nadal czułem przewlekłe zmęczenie. Podczas tamtych wielu tygodni tęskniłem za dniem, kiedy znów poczuję, że mogę biec płynnie i lekko.

Analizując wiele innych maratonów, zarówno wolnych, jak i szybkich, w których brałem udział sam i które przebiegło tysiące ludzi, z jakimi pracuję, udało mi się odkryć pewną zależność. Im wolniej się poruszasz, szczególnie na początku, tym szybciej regenerujesz się po ukończeniu maratonu. Jestem przekonany, że odczuwana satysfakcja jest identyczna, niezależnie od tego, czy pobiegłeś "życiówkę", czy pokonałeś dystans w swoim najgorszym czasie, czy odnotowałeś wynik gdzieś pośrodku tej skali. Ukończenie maratonu rodzi poczucie wielkiego osobistego dokonania i spełnienia. Kropka!
Z pewnością trening do ukończenia maratonu w określonym czasie i realizacja tego celu mają dla biegaczy duże znaczenie. Zalecam jednak, aby zostawić sobie taki cel na specjalne okazje (raz na rok albo na dwa lata). Kiedy czerpiesz radość z maratonu i później szybko się regenerujesz, wzmacniasz wszystkie swoje pozytywne zachowania i wewnętrzne połączenia, jakie rozwinąłeś w czasie treningu. Uważam, że powinno się przebiec przynajmniej trzy bardzo wolne i przyjemne maratony na każdy szybki - by zachować równowagę. Nie przeczę, że czasem nasze ego jest bardzo ważne i że niektórzy biegacze muszą zaspokoić jego pragnienia za pomocą okazjonalnych wyczynów. Nie rezygnuj z biegu na czas, jeżeli tego pragniesz. Po prostu weź pod uwagę to, że koncentrowanie się wyłącznie na szybkości i czasie prowadziło do wypalenia się wielu biegaczy.
Chciałbym, żebyś cieszył się bieganiem do końca swojego życia. Więc nie przesadzaj!
i str. 125
Wypalenie. Odczuwa je wielu maratończyków biegających na czas. Tacy biegacze często tak bardzo skupiają się na celu, że nie czują radości z porannego biegu czy biegu o zachodzie słońca. Jeżeli satysfakcja pojawia się tylko w związku ze wskazaniami stopera na mecie, większa część przyjemności gubi się gdzieś po drodze. Maratończycy dążący do określonego celu czasowego często muszą mierzyć się z niepowodzeniem, ponieważ nie mają żadnej kontroli nad kilkoma podstawowymi czynnikami wpływającymi na tempo biegu w maratonie - temperaturą, wilgotnością powietrza, poziomem trudności konkretnej trasy i liczbą ludzi na starcie.
Co sądzicie o takim podejściu? Nie muszę chyba mówić, że się z nim zgadzam... :oczko:
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
PKO
Kangoor5
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4947
Rejestracja: 18 kwie 2009, 16:57
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

To, że po maratonie pobiegniętym znacznie poniżej swoich możliwości regenerujemy się kilka(naście) razy szybciej, niż po pobiegniętym na maxa, jest oczywistą oczywistością.
W przytoczonych fragmentach Galloway nie uwzględnia jeszcze jednej strategii: biegać 0,5 do 2 maratonów rocznie, wszystkie na wynik :hejhej: Przecież nie wszystkie starty muszą być maratonami. Można też w ogóle odpuścić sobie większość startów i cieszyć się tymi wschodami i zachodami a raz w roku przygotować się na wynik.
A co do odczuwalnej satysfakcji niezależnie od wyniku, Galloway może tak ma; może też jest przekonany, że każdy tak ma. Ale to nie znaczy, że naprawdę każdy tak ma.
"Odbywający się przez skórę recykling energii poprawia obieg krwi, dostarczając więcej sił w życiu codziennym i sporcie." - Reebok
Buty "inspirowane są samochodowym systemem zawieszenia, który siłę uderzenia zamienia w napęd." - Adidas
Awatar użytkownika
Iwan
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1161
Rejestracja: 23 mar 2004, 11:36
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Kangoor5 pisze: A co do odczuwalnej satysfakcji niezależnie od wyniku, Galloway może tak ma; może też jest przekonany, że każdy tak ma. Ale to nie znaczy, że naprawdę każdy tak ma.
Zgadza się. Trzeba jednak pamiętać, że to działa w obie strony. Nie ma jednej, "jedynie słusznej" taktyki na bieganie, a takie można by odnieść wrażenie czytając niektórych kolegów kilka stron wcześniej. :usmiech:
Trzeba jednak przyznać Galloway'owi słuszność spostrzeżenia - biegacze stale walczący o poprawę wyniku siłą rzeczy częściej ponoszą porażki (co jest stresujące), od tych biegających na luzie.
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
Awatar użytkownika
kisio
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1774
Rejestracja: 26 sie 2010, 08:34
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Tylko po co w ogóle biegać te 'wolne' maratony (albo po co w ogóle biegać maratony)? Zamiast tego można sobie polecieć o zachodzie słońca te 25 czy nawet 30km. Radość taka sama, uszkodzenia mięśni i zmęczenie mniejsze, regeneracja jeszcze szybsza. Więc po co? Dla medalu na ścianie i pamiątkowej koszulki? ;)

Bieg na każdym dystansie, nie tylko maratonu poniżej swoich możliwości jest lżejszy, szybciej się regenerujemy i w ogóle och i ach. Jak już kolega zauważył oczywista oczywistość. Tylko, skoro radość sprawia nam jednak to bieganie przy zachodzącym słońcu to po co robić takie starty 'na luzie'? Ja osobiście 'na luzie' startuje tylko kiedy mnie ktoś poprosi o zającowanie. W innych wypadkach wolę sobie pobiegać wzdłuż Wisły przy zachodzącym słońcu.

Nie rozumiem ludzi, którzy startują prawie co tydzień, latając 3-4 maratony w roku i za każdym razem oczekują poprawy wyniku. (ale też nie wydaje mi się, żeby było takich wielu. Latanie co tydzień zawodów raczej kojarzy mi się z 'truchtaczami' startującymi dla kolejnego fajnego medalu - bez urazy) Wolę solidnie potrenować przez pół roku i sprawdzić się na zawodach. Raz a porządnie. Wtedy nie powiem STOP. Polecę tak, żeby nie pamiętać ostatnich metrów (kolega poznaje dobry bieg po tym, że nie pamięta na linii mety o zatrzymaniu Garmina np.) i będę zadowolony. Nawet jeśli wynik nie będzie taki jak oczekiwałem, ale dam z siebie wszystko. Ale takich startów to 3-4 w sezonie.

Dla mnie sam dystans maratonu nie jest już tak magiczny. Tak samo jak nie będę płakał jeśli zamiast 3:29:59 zrobię 3:30:01... to tylko cyferki ;) No ale właśnie wracając do meritum. Po co w ogóle latać te 3-4 wolne maratony jak radzi Galloway?
Ryszard N.
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2241
Rejestracja: 15 maja 2010, 23:49

Nieprzeczytany post

To jest pytanie. Myślę, że każdy z nas ma inaczej ustawione priorytety. Znam osoby które długo biegają i od lat klepią maratony w przedziale 4:30-5:00. Co więcej, robią to kilkakrotnie w roku. Mnie by się nie chciało ale może oni mają inną filozofię w tej materii? Ich wybór. Starty w maratonach jak i na krótszych dystansach jest częścią czegoś co się nazywa nałogiem biegowo-startowym. Mam znajomych którzy startują w roku około 60 razy. Bardzo często w sobotę i w niedzielę. Tu ponownie rodzi się pytanie,... Czy ma sens klepanie "dziesiątek" po 1:05,... Nie raz sugerowałem aby przygotować się do jakiegoś biegu, pobiegać mniej lecz jakościowo lepiej. Puki co bez skutku,...
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Niektórzy może uprawiają turystykę maratonową, biegną w różnych krajach/miastach, nie napinając się na wynik, a przy okazji zwiedzając (parę dni przed lub po). Moim zdaniem fajna sprawa, niech sobie klepią to i powoli, co za różnica. Przynajmniej więcej sił będzie na piesze wycieczki po mieście ;)
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
Iwan
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1161
Rejestracja: 23 mar 2004, 11:36
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

kisio pisze:Tylko po co w ogóle biegać te 'wolne' maratony (albo po co w ogóle biegać maratony)? Zamiast tego można sobie polecieć o zachodzie słońca te 25 czy nawet 30km. Radość taka sama, uszkodzenia mięśni i zmęczenie mniejsze, regeneracja jeszcze szybsza. Więc po co? Dla medalu na ścianie i pamiątkowej koszulki? ;)
Też, choć nie tylko... Pisałem "po co", nim jeszcze książka trafiła w moje ręce (w kwietniu).
Iwan pisze:...I co to zmienia nawet, gdy jest lepszy od poprzedniego o 30 minut? Przybliża mnie to do podium? Nie... Bo to "liga" po za moim fizycznym zasięgiem. Więc znowu jestem z jakimś tam wynikiem sam. Nic mi po tym. Z mojego punktu widzenia nic to nie zmieni, a naraża na kontuzje.
Opłaca się pobiec na luzie i zaprezentować uśmiech na mecie zamiast wykrzywionej bólem twarzy? Oczywiście!
Szybciej dojdę do siebie po biegu i chętniej pobiegnie następny maraton? Oczywiście!
Opłaca się - zamiast gonić za nowym wynikiem - pojeździć sobie po Polsce lub świecie zaliczając kolejne imprezy - na luzie dla przyjemności? Pytanie retoryczne...
i
Iwan pisze: Poza tym jest to już dla mnie jedna z nielicznych dyscyplin, gdzie mogę stanąć w tych samych zawodach z młodymi zawodowcami "jak równy z równym". Jeśli odpowiednio dobiorę bieg (miejsce), to ze światową czołówką. Nie oznacza to jednak, że muszę biec na jakiś założony, wyśrubowany wynik, by się "zarżnąć" - i tak ich nie dogonię nawet jak będę miał mocno "z górki". Wystarczy mi to, że biorę udział w święcie biegaczy jakim jest maraton.
kisio pisze: Dla mnie sam dystans maratonu nie jest już tak magiczny. Tak samo jak nie będę płakał jeśli zamiast 3:29:59 zrobię 3:30:01... to tylko cyferki ;) No ale właśnie wracając do meritum. Po co w ogóle latać te 3-4 wolne maratony jak radzi Galloway?
Bo to tylko cyferki... :hejhej:
Biegnąc wolniej można lepiej obejrzeć trasę, dopingujących ludzi, delektować się atmosferą i samym biegiem. Pogadać z kumplem, którego przykładowo "wkręciłeś" w ten bieg, a teraz pilotujesz czy z innym uczestnikiem. Zdecydowanie więcej dostrzegasz i zapamiętujesz. Można mieć z tego przyjemność.
Gdy tętno łomoce Ci w piersiach i w głowie, bo zasuwasz na wynik, nie widzisz z tego NIC! Samej mety często nie pamiętasz... zwłaszcza jak jesteś tak wypruty, że prawie Cię znoszą do karetki. Gdzie tu przyjemność? Bo cyferki inne? I co z tego?
kisio napisz mi (jeśli możesz i wiesz) co Ci zmieni lepszy czas w amatorskim maratonie z przedziału 4:30- 3:30...? Nawet gdy go poprawiłeś o godzinę z tych 4:30.
kachita pisze:Niektórzy może uprawiają turystykę maratonową, biegną w różnych krajach/miastach, nie napinając się na wynik, a przy okazji zwiedzając (parę dni przed lub po). Moim zdaniem fajna sprawa, niech sobie klepią to i powoli, co za różnica. Przynajmniej więcej sił będzie na piesze wycieczki po mieście ;)
I właśnie to podejście mi się podoba! :usmiech:
Ostatnio zmieniony 20 maja 2012, 19:51 przez Iwan, łącznie zmieniany 1 raz.
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
Awatar użytkownika
kisio
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1774
Rejestracja: 26 sie 2010, 08:34
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Iwan, pozwolisz, że trochę to odwrócę.

A co mi da każdy kolejny maraton przebiegnięty w 4:30?

Skoro biegając rozwijam się (a rozwijam się w pewnym sensie czy tego chcę czy nie. bez względu na to czy napinam się na wynik czy biegam na luzie - biegając regularnie staję się w tym coraz lepszy) to dlaczego startowo miałbym stać w miejscu? Jeśli przykładowo biegam maraton w 3:30 to czy 'na luzie' to jest dla mnie 4:30 czy już 3:45? (chciałem to sprawdzić jakiś czas temu ale nastąpiła zmiana planów, choć wydaje mi się, że już 15-20 minut poniżej 'na maxa' to jest taki właśnie maratoński luzik)

Ja wolę polecieć jeden maraton w roku na maxa (choć na razie robię sobie w ogóle przerwę od maratonów na niecały rok), niż kilka na luzie. Maraton, nawet biegnięty na luzie to nie jest najzdrowsza forma spędzania wolnego czasu. Zwłaszcza jeśli przychylam się do przewrotnej opinii, że w maratonie męczy nie dystans a czas, a co za tym idzie im dłużej tym gorzej. Dla stawów, mięśni, zapasów energetycznych wcale nie jest obojętne czy te 42km pokonamy w 3 czy 5 godzin. W pewnych aspektach wyższe tempo jest bardziej obciążające, ale w niektórych bardziej obciążający jest długi czas trwania wysiłku i o tym też należy pamiętać.

Co mi da seria maratonów pobiegniętych w te 4:30? Nic.

Co mi da amatorska poprawa wyniku z 4:30 na 3:30? Świadomość, że przez jakiś tam okres czasu poprawiłem się o jakąś konkretną i mierzalną wartość. Że to co robię przynosi oprócz frajdy również jakiś efekt. Że skoro poprawiłem się z 4:30 na 3:30, to mogę się poprawić też na 3:15. Pewnie w którymś momencie takie myślenie trafi na, nomen omen, ścianę. Ale świadomości wyniku nikt mi nie odbierze.
Awatar użytkownika
Iwan
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1161
Rejestracja: 23 mar 2004, 11:36
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

kisio pisze:Iwan, pozwolisz, że trochę to odwrócę.

A co mi da każdy kolejny maraton przebiegnięty w 4:30?
Napisałem "co"... Racz przeczytać.
kisio pisze:Maraton, nawet biegnięty na luzie to nie jest najzdrowsza forma spędzania wolnego czasu. Zwłaszcza jeśli przychylam się do przewrotnej opinii, że w maratonie męczy nie dystans a czas, a co za tym idzie im dłużej tym gorzej. Dla stawów, mięśni, zapasów energetycznych wcale nie jest obojętne czy te 42km pokonamy w 3 czy 5 godzin. W pewnych aspektach wyższe tempo jest bardziej obciążające, ale w niektórych bardziej obciążający jest długi czas trwania wysiłku i o tym też należy pamiętać.
Serio? A taki Galloway (przebiegł ponad 100 maratonów) i Kangoor5 widzą to inaczej.
Ja zresztą też - choć zaliczyłem tylko jeden. Organizm to chyba dość jasno komunikuje... :oczko:

Trzy dni po moim pięciogodzinnym maratonie biegłem płynnie, z większą łatwością i tak szybko, jak tylko chciałem. Nie odczuwałem żadnych bólów ani dolegliwości i żadnych przewlekłych problemów. Szybko i łatwo wróciłem do swojej normalnej aktywności i niezmiernie cieszyłem się z tego, że udało mi się odbudować wytrzymałość.

Cztery tygodnie po moim maratonie na 2:38 duma odczuwana z osiągnięcia celu zniknęła, a moje mięśnie biegowe wciąż były sztywne. Przez kilka kolejnych tygodni nadal czułem przewlekłe zmęczenie. Podczas tamtych wielu tygodni tęskniłem za dniem, kiedy znów poczuję, że mogę biec płynnie i lekko.
Kangoor5 pisze:To, że po maratonie pobiegniętym znacznie poniżej swoich możliwości regenerujemy się kilka(naście) razy szybciej, niż po pobiegniętym na maxa, jest oczywistą oczywistością.
kisio pisze: Ale świadomości wyniku nikt mi nie odbierze.
Podobnie jak mnie frajdy z kolejnej imprezy zaliczonej w dobrej formie i z uśmiechem.
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
Awatar użytkownika
kisio
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1774
Rejestracja: 26 sie 2010, 08:34
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ale widzisz.. ja zamiast 3-4 razy w roku mieć 'frajdę z zaliczenia kolejnej imprezy z uśmiechem' wolę sobie co dwa tygodnie zaliczyć 22-30km wybieganie (albo nawet dłużej, jak ktoś lubi) w pięknych okolicznościach przyrody. Zdrowiej. Przyjemniej. Taniej. Treningowo nieporównywalnie lepiej.

Jeśli biegam maraton na jakimś tam poziomie, to pobiegnięcie go 'na luzie' niczym się dla mnie nie różni od pobiegnięcia sobie luźnego treningu. Jak chcę sobie pozwiedzać idę na spacer, jak chcę pogadać z kumplem idę do knajpy. Jak chcę poczuć święto biegaczy zgłaszam się do pomocy jako wolontariusz (wtedy się dopiero czuje klimat święta biegaczy - polecam!). Dla mnie wartością, za którą jestem w stanie zapłacić startowe jest że mi ktoś dokładnie zmierzy czas na dokładnie zmierzonej trasie.

W moim osobistym odczuciu bieganie maratonów 'żeby zaliczyć kolejną imprezę' jest nie mniej absurdalnym powodem niż 'żeby poprawić życiówkę'.

Po co akurat maraton? Przecież można na luzie pobiec połówkę, albo nawet dychę. Można pojechać do jakiegoś miasta wyjść rano z hotelu, wrzucić sobie w słuchawki jakiś audio-przewodnik i po prostu biec przed siebie.

Dziwi mnie po prostu, że w temacie, w którym tyle razy z Ryszardem pisaliście, że latanie maratonów na maxa to nierozsądne szafowanie własnym zdrowiem i życiem teraz piszesz, że jak się maraton biegnie na luzie to w zasadzie piqś. Po 4,5 godzinie na słońcu przy 26 stopniach tak samo można dobiec do krainy wiecznych biegów jak lecąc 'na wyrzygu'. Maraton nie jest najzdrowszą formą rozrywki biegowej, bez względu na to jak bardzo 'na luzie' go biegniesz.
Awatar użytkownika
Iwan
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1161
Rejestracja: 23 mar 2004, 11:36
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

kisio pisze: Po co akurat maraton? Przecież można na luzie pobiec połówkę, albo nawet dychę
No cóż... chyba z próżności. :hahaha:
Takich co biegają maratony jest ponoć 1/10 procenta ogółu populacji. Takich co biegają je rekreacyjnie jeszcze mniej...
No i medale dają do kolekcji. :hejhej:
kisio pisze: Dziwi mnie po prostu, że w temacie, w którym tyle razy z Ryszardem pisaliście, że latanie maratonów na maxa to nierozsądne szafowanie własnym zdrowiem i życiem teraz piszesz, że jak się maraton biegnie na luzie to w zasadzie piqś.
Wszyscy biegający wiedzą, że to nie jest "Pikuś". Po prostu jeśli już maraton, to tak jest chyba zdrowiej.
"Nie żyję, by lepiej biegać. Biegam, by lepiej żyć" R.W.
Ryszard N.
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2241
Rejestracja: 15 maja 2010, 23:49

Nieprzeczytany post

kachita pisze:Niektórzy może uprawiają turystykę maratonową, biegną w różnych krajach/miastach, nie napinając się na wynik, a przy okazji zwiedzając (parę dni przed lub po). Moim zdaniem fajna sprawa, niech sobie klepią to i powoli, co za różnica. Przynajmniej więcej sił będzie na piesze wycieczki po mieście ;)
Zgadzam się ale to jest inny gatunek biegaczy. Znam takich i mam nadzieję, że niedługo do tej grupy dołączę. W sumie nie moja sprawa jak kto biega. Zastanawiam się jednak nad tym czy jak ktoś biega około 10 lat czy nie warty było poświęcić jedno pół roku i przygotować się do czegoś ambitnego. A tak to Wrocław, Warszawa, Poznań, Dębno, itd. Chociaż z Dębnem już nie do końca. Tam jest limit 5h.
Awatar użytkownika
kisio
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1774
Rejestracja: 26 sie 2010, 08:34
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Iwan pisze: Wszyscy biegający wiedzą, że to nie jest "Pikuś". Po prostu jeśli już maraton, to tak jest chyba zdrowiej.
Ale to takie 'zdrowiej' jak palenie slimów ;)
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Iwan, Ryszard, bieganie na luzie jest dla jednych fajne, a dla innych nie, ci inni wolą rzadziej, a lepiej. Każdy biega tak jak lubi i przekonywanie innych do swojej racji jest zupełnie bez sensu, bo to zawracanie Wisły kijem. Zresztą po co kogoś przekonywać? Dlaczego wszyscy mają myśleć to samo i biegać z tych samych powodów i z takimi samymi ambicjami - lub ich brakiem? Każdy z nas jest dorosły i podejmuje decyzje świadomie*, uszanujmy to! <- to akurat jest apel do wszystkich w tym wątku, i "wyczynowców", i "luzaków".

* mniej lub bardziej ;)
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Ryszard N.
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2241
Rejestracja: 15 maja 2010, 23:49

Nieprzeczytany post

kachita pisze:Iwan, Ryszard, bieganie na luzie jest dla jednych fajne, a dla innych nie, ci inni wolą rzadziej, a lepiej. Każdy biega tak jak lubi i przekonywanie innych do swojej racji jest zupełnie bez sensu, bo to zawracanie Wisły kijem. Zresztą po co kogoś przekonywać? Dlaczego wszyscy mają myśleć to samo i biegać z tych samych powodów i z takimi samymi ambicjami - lub ich brakiem? Każdy z nas jest dorosły i podejmuje decyzje świadomie*, uszanujmy to! <- to akurat jest apel do wszystkich w tym wątku, i "wyczynowców", i "luzaków".

* mniej lub bardziej ;)
Jeżeli odniosłaś wrażenie, że kogoś chcę przekonywać do czegokolwiek to chyba nieporozumienie. Jestem na to zbyt leniwych. Komentuje kwestie związane z bieganiem.
Uprzedzając dalsze rozmyślania informuję, że mam szacunek dla każdego wyniku z tym, że mnie by się nie chciało,...
Nie uważam tak jak Chabowski, że bieganie maratonów pow. 4h jest bez sensu chociaż zgadzam się z Haile Gebresselasie, że,...maraton w pięć godzin ? jakież to musi być nudne,...
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ