cafe pisze: Mnie też się zdarzyła taka sytuacja i mało na zawał nie umarłam ze strachu
Za dużo się filmów naoglądałam o porwaniach i takich tam innych
Biegłam później 3 razy szybciej
Kanas78 pisze:witaj w klubie
Eee tam, to Wam opowiem lepszą historyję
Podczas wybiegania, kiedy męczył mnie katar, biegłam sobie taką dość odludną okolicą. Ale zanim tam dotarłam, na obrzeżach miasta mijał mnie samochód na obcych (co prawda poznańskich, ale nie moich miastowych) blachach. Jechał jakoś tak wolno...Biegłam sobie dalej, aż na zakręcie słyszę, że jedzie za mną, nie wyprzedza, choć ma miejsce...No dobra, myślę sobie, w razie W będę gnać ile wlezie. I biegnę dalej. W końcu wyprzedził, ale tempem ślimaczym kółka mu chodzą. Nagle zaczynają mnie wyprzedzać rowerzyści zorganizowani, w wieku od małego, do starszego. A samochód w oddali telepie się dalej...No i już mnie wycieczka cała ominęła prawie, kiedy to dotarliśmy do rozwidlenia - prawo, lewo, a na wprost za krzakami pole . Myślę sobie, uff...Nie ma. I biegnę lżejsza o ten kamień z serca. Nagle!!! zza tych krzaków to auto wyrusza i znów się ślimaczy...No to już sobie pomyślałam, że coś nie teges...i zawracam, zła, że będę musiała zmieniać trasę. Patrzę na kierowców - pan z panią, wiek ok 40-50. Patrzą na mnie jakoś dziwnie...To, że miałam cepy i bidon, nie znaczy że wyglądalam jak ufo
No więc zawróciłam, a tam jakieś rowerowe niedobitki. Pobiegłam kawałek i stwierdziłam, że pierniczę, nie będzie mi nikt dyktował gdzie mam biegać. Hough! I wróciłam na trasę. W oddali rowerzyści majaczyli wciąż...samochód ślimaczył, ale już jakby szybszym tempem. No i po 2-3km przyuważyłam, jak wycieczka skręca w kierunku pałacu, a auto za nimi
No i wtedy już nabrałam pewności, co do motywacji ślimaczego tempa. Od momentu, kiedy powiedziałam sobie, że co mi tu będzie jakieś auto kręcić wybieganiem, chodziło mi po głowie, że może oni jakiś prowiant wiozą dla tych rowerzystów...I tak też było, ale co się
zaniepokoiłam, to moje