Czas: 01:23:17· Dystans: 13km 300m · Tempo: 00:06:15/km
Znowu poranne bieganie. Tym razem w towarzystwie męża. Wstaliśmy nieco po piątej. Ubraliśmy się, ale Wojtek postanowił zjeść jeszcze śniadanie. Trochę mnie to zirytowało, bo przecież jak już wstałam to chcę biegać, a nie śniadanko jeść. Ale co tam. Stanęłam gotowa na klatce i czekam. Wojtek zakłada buty i już prawie możemy iść. I nagle mówi do mnie "Ola wstawaj, idziemy biegać". No kurczę, jakie "wstawaj", przecież to ja czekam na niego. I znowu: "pobudka". Ale dowcipniś się znalazł. Czekam na niego, biegam już prawie a ten tu zamiast buty wiązać, to głupoty gada. "Wstajemy, biegamy dziś!". I powoli zaczęło do mnie docierać, że ja przecież śpię...
Dziś, gdyby nie Wojtek, to mimo najszczerszych chęci, zrobiłabym trening mentalny

Tak więc wstaliśmy nieco po piątej. Wojtek zjadł sobie śniadanie. I o 5:45 byliśmy już na treningu. Temperatura po wczorajszej burzy była fajna (około 17-18 stopni), ale wilgotność powietrza - zabójcza. Z trudem oddychałam. Nie byłam w stanie przyspieszyć. Po powrocie do domu okazało się, że mam zupełnie mokre włosy. Jakbym dopiero co z wody wyszła. Sama już nie wiem, co gorsze: upał, czy taka woda w powietrzu.
Trening zaliczony. Tryskam energią. Fajne jest to poranne bieganie.
KOMENTARZE