Ostatnio słuchałem podkastu z Nagórkiem u Pawlaka. O sile. Ponoć godzinami o niej można i na wiele sposobów jak stwierdził gość, więc się zainteresowałem. Nawet ważny wzór fizyczny padł. Że siła razy coś tam i można góry przenosić. Tyle, że to wciąż przykładane jest do nogi zakrocznej. Spróbujmy tak naprawdę inaczej do tego podejść, a nie wciąż o tym samym lecz w coraz bardziej rozbudowanych opcjach treningu siłowego, o których opowiada Nagórek, a wcześniej Błasiński.
Co jeśli by tak z producenta zamienić się w konsumenta siły?
Będąc producentem siły zawsze jest zapotrzebowanie i nigdy nie starcza na zaspokojenie popytu na siłę. Choćby nie wiadomo ile tych sprintów pod górkę albo skipów robić, to potem na biegu nie starcza. Jest apetyt ciągle na więcej i więcej, ale produkcja nie nadąża.
Jak więc zostać konsumentem, a nawet koneserem siły?
Jeszcze raz cytat z Earlsa o chodzie:
Ta pozornie prosta czynność, to system niezwykle skomplikowanych reakcji ludzkiego ciała, przenoszenia środka ciężkości, hamowania, przyspieszania i przetaczania. (str. 12)
Zakładając, że autor wymienia te rzeczy w kolejności chronologicznej, a nie przypadkowej, to wg niego zmiana prędkości środka ciężkości pojawia się jeszcze przed przetaczaniem. U Nagórka i innych przetaczanie byłoby wymienione przed przyspieszaniem, bo tak podpowiada intuicja. Prawda?
Książka Earlsa wykracza poza tradycyjnie metaboliczny skurcz mięśniowy, którym się napędzamy i wkracza w świat niemetabolicznego napędu, który do działania potrzebuje sił zewnętrznych, czyli grawitacji i reakcji od podłoża. Korzystając z nich stajemy się konsumentami. Tyle, że to przestaje być intuicyjne i ma z tym problem nawet Benzie, który pomimo oczarowania Earlsem nie potrafi z niego wyciągnąć żadnej twórczej idei do zastosowania w bieganiu.
Wizja bycia konsumentem siły jest fajna, jeśli zestawić ją z wizją producenta ciężko zapierdalającego na pokrycie zapotrzebowania na siłę. Jednak w realu tak różowo nie jest. Konsumując można też się sparzyć, a nawet zęby stracić, bo tej siły zewnętrznej bywa za dużo i trzeba sobie ją dozować. Inaczej człowiek ląduje na twarzy jak Bol albo Hassan. W co musi więc zaopatrzyć się biegacz, żeby bezpiecznie konsumować i stać się prawdziwym koneserem siły?
Komentarz pod
artykułem o dramacie Bol wraz ze wzmianką o Hassan:
aabc pisze:zapewne nie spodziewała się, że ktoś może ją dogonić i już myślami jeszcze zanim przekroczyła metę widziała złoty medal i to ją zgubiło, bo nagle się usztywniła, nogi ugięły – i mamy efekty. Na 10 000m K podobnie – ale dzięki temu w sporcie trzeba walczyć do końca i nawet takie gwiazdy jak we wczorajszy wieczór popełniają błędy!
A może właśnie straciła sztywność i zmiękła? To by lepiej tłumaczyło fakt, że nogi jej się ugięły.
sultangurde pisze: ↑21 sie 2023, 10:57
W zwolnieniu fajnie było widać jak kolano mu idzie do środka w fazie podporu, ale to nie wystarczyło
Bo samo kolano do środka to za mało, żeby dobrze konsumować. Katir skraca krok zmniejszając hamowanie, czyli zmniejsza się też siła zewnętrzna przyłożona do nogi wykrocznej. Nie był w stanie skompensować tego produkcją siły przyłożonej do nogi zakrocznej.
Jeszcze raz cytat z Earlsa:
W dalszej kolejności zahamowanie ruchu ciała inicjuje izometryczny skurcz mięśnia, który
„ładuje” tkankę łączną, a ta, rozciągając się, dochodzi do punktu, w którym energia potrzebna do jej dalszego wydłużenia zostaje pochłonięta przez narastającą sztywność włókien elastycznych. W momencie kiedy siła rozciągająca włókno równa się napięciu we wnętrzu tego włókna, rozpoczyna się „odskok” (str. 53)
Co się stanie gdy siła zewnętrzna rozciągająca włókno przekroczy napięcie we wnętrzu tego włókna? Lecisz na ryj. Układ traci sztywność i zapada się. To można w jakiś sposób trenować, by przesuwać granicę kolapsu. Tak na granicy upadku najlepiej. Wtedy jest zapodawany tkankom funkcjonalny bodziec rozwojowy.
O treningu powięziowym mówi Myers. Bodźcowanie zmienia strukturę powięzi. Dodaje jednak, że powięź przebudowuje się lub buduje od nowa w nowym ruchu wolniej aniżeli mięsień. Ta obserwacja pociąga za sobą daleko idące konsekwencje i ma wpływ na postrzeganie trenowania i prewencji zwłaszcza. Mięsień bodźcuje się łatwiej, mamy nad nim większą kontrolę. Powięź wymaga więcej czasu, ale też większych sił do bodźcowania. Nie jesteśmy w stanie ich wyprodukować. One pojawiają się w momencie hamowania i jest ich aż nadto. Dlatego trzeba je dozować, bo nawet Katir się ich boi.