CEL? FUN! Przemo i jego droga.
Moderator: infernal
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
7km po 4'20 + 4x60m
DNF. ZA CIENSZKO
a tak serio to jakaś jelitówka mnie złapała. z rana byłem częstym gościem wc, a w trakcie biegu po prostu musiałem stanąć, bo źle by się to skończyło. i w sumie na baczność poszedłem do domu...
_________________________________
zmieniając temat, wykorzystałem okno pogodowe i poszedłem biegać. podrzuciłem młodą babci i sam skoczyłem na rozruch.
zrobiłem tak, ponieważ bardzo mnie zaintrygowało wczorajsze bieganie i zakres tętna. i zwyczajnie chciałem sprawdzić bardziej z rana jak to wygląda.
do pewnego momentu szło ciut ciężej niż wczoraj, ale i tak w podobnych widełkach. było ciężej, gdyż:
- przerwa pomiędzy treningami była ok 15h a nie prawie 36
- wiało o wiele mocniej niż wczoraj
ogólnie było dosyć stabilnie, do pewnego podbiegu gdzie tradycyjnie ktoś włączył pstryczek i tętno poszło do góry. ale później z górki nawet spadło.
czyli ogólnie coś się ruszyło.
dzisiaj trzeba nabierać siły i naładować karabiny.
DNF. ZA CIENSZKO
a tak serio to jakaś jelitówka mnie złapała. z rana byłem częstym gościem wc, a w trakcie biegu po prostu musiałem stanąć, bo źle by się to skończyło. i w sumie na baczność poszedłem do domu...
_________________________________
zmieniając temat, wykorzystałem okno pogodowe i poszedłem biegać. podrzuciłem młodą babci i sam skoczyłem na rozruch.
zrobiłem tak, ponieważ bardzo mnie zaintrygowało wczorajsze bieganie i zakres tętna. i zwyczajnie chciałem sprawdzić bardziej z rana jak to wygląda.
do pewnego momentu szło ciut ciężej niż wczoraj, ale i tak w podobnych widełkach. było ciężej, gdyż:
- przerwa pomiędzy treningami była ok 15h a nie prawie 36
- wiało o wiele mocniej niż wczoraj
ogólnie było dosyć stabilnie, do pewnego podbiegu gdzie tradycyjnie ktoś włączył pstryczek i tętno poszło do góry. ale później z górki nawet spadło.
czyli ogólnie coś się ruszyło.
dzisiaj trzeba nabierać siły i naładować karabiny.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
7km po 3'45
tyle rzeczy, co tu nie zagrało to jest jakaś masakra. ktoś tu kiedyś coś wspominał o charakterze?
aktywność klik
stało się. złapałem coś od młodej. raz, że zaczyna coś spływać po gardle, które dodatkowo smyra. dwa, żę tętno spoczynkowe z poziomu 42-45 wskoczyło nagle na poziom 52 dzisiejszej nocy.
a jeszcze na sam koniec dzisiaj też jelitka o sobie dały znać.
na dzień dobry wstałem z bólem głowy, a jak wypiłem kawę to się spociłem
trening z cyklu: bieganie po płaskim. czyli w moim wypadku bieżnia. piekło dla głowy. jedyny plus chomiczego biegania, że biegam na stoper a nie na stryd. to akurat lubię. pachołki ustawione co 200m, prosty przelicznik czasowy.
ale zanim przejdę do sedna, to słówko o pogodzie. wiało. wiatr łeb urywał. dramat. plus taki, że wiało ok 100m na pętli. co nie zmienia faktu, że strasznie to męczyło.
2km rozgrzewki, jakieś abc. wszystko w dresie, opasce i rękawiczkach. niby 10 stopni, ale jak dmuchnęło to z 4 czy 5.
kontrola czasu banalna: 200m w 45sekund i kolejne x2. prosta matematyka.
od samego początku biegło mi się źle. nie mogłem złapać rytmu kroków, jakiegoś miarowego oddechu. jakbym biegł na szczudłach i miał się za chwilę zasapać. po prostu zwykły dramat. zresztą widać po czasie.
następnie jakoś tak się kręciłem w kółko spokojnie zwalniając. drugi, trzeci. o. 3,5. połowa za mną. ale cały czas biegałem jakiś taki pospinany, góra sztywna. za cholerę nie szło tego rozluźnić.
czego efektem była, a jakże... kolka! pojawiła się jakoś na początku czwartego kilometra i sobie spokojnie narastała.
a jeszcze po drodze ze trzy razy wyprzedzałem na łuku, bo jakiś jegomość sobie człapał środkiem pierwszego toru. zdarzyło się też wyhamować, bo dziewczynka przebiegała i mnie nie widziała.
tuż przed piątym km jak dmuchnęło, to tempo z 3'45 zleciało do 4'05. generalnie jak wiało to starałem się zbytnio nie siłować z tym wiatrem, tylko nawet odpuścić. a mimo to, tętno i tak szło do góry o 3-4 uderzenia.
wracając do kolki - szósty km to czysta kalkulacja ile wytrzymam. po pierwszym kole wiedziałem, że jak dobiegnę do 500m to będzie dobrze, bo już zaczynało mnie zginać w pół.
5,5km. stop. odpalam opcję "tętno regeneracyjne". 2minuty walki o to, aby wrócić. wyrównuje oddech, staram się rozluźnić górę. spokojnie oddycham.
koniec odliczania, lekki nabieg i próbujemy dokończyć. przez kolejne 500m jeszcze mnie pobolewa bok na tyle, że zaczyna promieniować na obojczyk.
linia start/meta, prawię staje. ale jednak nie, lecimy do końca. trzy koła zostały, byle jak ale dokończ.
i jakoś tak poszło, że nawet kolka puściła. więc się dotoczyłem do końca, chwilę odsapnąłem. ubrałem się i zrobiłem jeszcze 2km schłodzenia.
nie jestem zadowolony ani trochę z wykonu. od samego początku nogi dosyć ciężkawe. mentalnie też mi się biegało bardzo źle. 21 kołek na bieżni. o ile TWL mogę biegać, bo się coś zmienia tak tutaj się zarżnąłem. w innych warunkach pogodowych czy też zdrowotnych zamykam taki trening bez problemu. zresztą gdyby nie kolka to i dzisiaj bym to zrobił.
z drugiej strony jak tu wymagać świeżości, jak dzisiaj mam jedenasty dzień biegowy pod rząd. ogólnie ten blok wszedł dosyć... przyjemnie i luźno. nie było większych problemów z regeneracją czy jakimś wielkim zmęczeniem. bardziej mnie wymęczył ten tydzień, gdzie w domu siedziałem. bo wracałem z biegania i się snułem po domu. a jak jestem w robocie to ta regeneracja przebiega jakoś lepiej dzięki większej ilości ruchu.
no nic, nie zawsze jest kolorowo. trzeba walczyć.
tyle rzeczy, co tu nie zagrało to jest jakaś masakra. ktoś tu kiedyś coś wspominał o charakterze?
aktywność klik
stało się. złapałem coś od młodej. raz, że zaczyna coś spływać po gardle, które dodatkowo smyra. dwa, żę tętno spoczynkowe z poziomu 42-45 wskoczyło nagle na poziom 52 dzisiejszej nocy.
a jeszcze na sam koniec dzisiaj też jelitka o sobie dały znać.
na dzień dobry wstałem z bólem głowy, a jak wypiłem kawę to się spociłem
trening z cyklu: bieganie po płaskim. czyli w moim wypadku bieżnia. piekło dla głowy. jedyny plus chomiczego biegania, że biegam na stoper a nie na stryd. to akurat lubię. pachołki ustawione co 200m, prosty przelicznik czasowy.
ale zanim przejdę do sedna, to słówko o pogodzie. wiało. wiatr łeb urywał. dramat. plus taki, że wiało ok 100m na pętli. co nie zmienia faktu, że strasznie to męczyło.
2km rozgrzewki, jakieś abc. wszystko w dresie, opasce i rękawiczkach. niby 10 stopni, ale jak dmuchnęło to z 4 czy 5.
kontrola czasu banalna: 200m w 45sekund i kolejne x2. prosta matematyka.
od samego początku biegło mi się źle. nie mogłem złapać rytmu kroków, jakiegoś miarowego oddechu. jakbym biegł na szczudłach i miał się za chwilę zasapać. po prostu zwykły dramat. zresztą widać po czasie.
następnie jakoś tak się kręciłem w kółko spokojnie zwalniając. drugi, trzeci. o. 3,5. połowa za mną. ale cały czas biegałem jakiś taki pospinany, góra sztywna. za cholerę nie szło tego rozluźnić.
czego efektem była, a jakże... kolka! pojawiła się jakoś na początku czwartego kilometra i sobie spokojnie narastała.
a jeszcze po drodze ze trzy razy wyprzedzałem na łuku, bo jakiś jegomość sobie człapał środkiem pierwszego toru. zdarzyło się też wyhamować, bo dziewczynka przebiegała i mnie nie widziała.
tuż przed piątym km jak dmuchnęło, to tempo z 3'45 zleciało do 4'05. generalnie jak wiało to starałem się zbytnio nie siłować z tym wiatrem, tylko nawet odpuścić. a mimo to, tętno i tak szło do góry o 3-4 uderzenia.
wracając do kolki - szósty km to czysta kalkulacja ile wytrzymam. po pierwszym kole wiedziałem, że jak dobiegnę do 500m to będzie dobrze, bo już zaczynało mnie zginać w pół.
5,5km. stop. odpalam opcję "tętno regeneracyjne". 2minuty walki o to, aby wrócić. wyrównuje oddech, staram się rozluźnić górę. spokojnie oddycham.
koniec odliczania, lekki nabieg i próbujemy dokończyć. przez kolejne 500m jeszcze mnie pobolewa bok na tyle, że zaczyna promieniować na obojczyk.
linia start/meta, prawię staje. ale jednak nie, lecimy do końca. trzy koła zostały, byle jak ale dokończ.
i jakoś tak poszło, że nawet kolka puściła. więc się dotoczyłem do końca, chwilę odsapnąłem. ubrałem się i zrobiłem jeszcze 2km schłodzenia.
nie jestem zadowolony ani trochę z wykonu. od samego początku nogi dosyć ciężkawe. mentalnie też mi się biegało bardzo źle. 21 kołek na bieżni. o ile TWL mogę biegać, bo się coś zmienia tak tutaj się zarżnąłem. w innych warunkach pogodowych czy też zdrowotnych zamykam taki trening bez problemu. zresztą gdyby nie kolka to i dzisiaj bym to zrobił.
z drugiej strony jak tu wymagać świeżości, jak dzisiaj mam jedenasty dzień biegowy pod rząd. ogólnie ten blok wszedł dosyć... przyjemnie i luźno. nie było większych problemów z regeneracją czy jakimś wielkim zmęczeniem. bardziej mnie wymęczył ten tydzień, gdzie w domu siedziałem. bo wracałem z biegania i się snułem po domu. a jak jestem w robocie to ta regeneracja przebiega jakoś lepiej dzięki większej ilości ruchu.
no nic, nie zawsze jest kolorowo. trzeba walczyć.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
15km po 4'40 + co 2km 20sek szybko
ta piętnastka mnie zmęczyła bardziej niż jedenaście dni biegania pod rząd.
ze spraw zdrowotnych to na chwilę obecną mnie tylko pobolewa gardło. no i zaczyna mi powoli z nosa lecieć. czyli mnie złapało na końcu. najpierw młoda a później żonka.
ze spraw regeneracyjnych. nie mogę mieć dni wolnych od aktywności fizycznej. w dodatku małżonka zabrała młodą i pojechała na wieś, a ja zostałem w domciu sam. to wczoraj tak się regenerowałem, że zrobiłem ledwo 2k kroków, uwzględniając wizytę w sklepie
nic nie robienie mnie rozleniwia.
co do biegu. zimno. niby 8 stopni, w słoneczku bardzo przyjemnie, cieplutko. a jak dmuchnęło to normalnie mróz. normalny, zimowy wiatr. ręce skostniałe i łeb przewiany.
odczuciowo noga szła dosyć lekko, ale zwyczajnie nie mogłem się dogrzać. w związku z tym i te przyspieszenia dosyć toporne były żeby sobie krzywdy nie zrobić.
wysiłkowo dosyć nawet. dzisiaj tętno bardziej wrażliwe na wszelakie zmiany, ale jeszcze w granicach. w dolne rejestry nawet sprawnie wracało.
ale ogólnie było ciut gorzej niż w tamtym tygodniu.
ta piętnastka mnie zmęczyła bardziej niż jedenaście dni biegania pod rząd.
ze spraw zdrowotnych to na chwilę obecną mnie tylko pobolewa gardło. no i zaczyna mi powoli z nosa lecieć. czyli mnie złapało na końcu. najpierw młoda a później żonka.
ze spraw regeneracyjnych. nie mogę mieć dni wolnych od aktywności fizycznej. w dodatku małżonka zabrała młodą i pojechała na wieś, a ja zostałem w domciu sam. to wczoraj tak się regenerowałem, że zrobiłem ledwo 2k kroków, uwzględniając wizytę w sklepie
nic nie robienie mnie rozleniwia.
co do biegu. zimno. niby 8 stopni, w słoneczku bardzo przyjemnie, cieplutko. a jak dmuchnęło to normalnie mróz. normalny, zimowy wiatr. ręce skostniałe i łeb przewiany.
odczuciowo noga szła dosyć lekko, ale zwyczajnie nie mogłem się dogrzać. w związku z tym i te przyspieszenia dosyć toporne były żeby sobie krzywdy nie zrobić.
wysiłkowo dosyć nawet. dzisiaj tętno bardziej wrażliwe na wszelakie zmiany, ale jeszcze w granicach. w dolne rejestry nawet sprawnie wracało.
ale ogólnie było ciut gorzej niż w tamtym tygodniu.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
2x3,66km TWL 666m/333m w 74, 74, 84. P. 5'
Średnio komfortowe bieganie. Raz, że przez temperaturę a dwa, przez szron na bieżni.
1. 74.9, 72.7, 84, 72.4, 73.3, 85.2, 72.7, 73.7 83.1, 72.8, 72.9 ~3,47/km
Na górze terma z długim i koszulka, na dole krótkie spodenki i cienkie legginsy.
Po dwóch kołach miałem ochotę się zatrzymać i ubrać. W momencie byłem skostniały.
Pod względem wysiłku to bardziej mnie zmęczyła próba utrzymania tempa, bo zwyczajnie w momencie straciłem ciepełko.
Tutaj największy problem to było strzelić się w 84sek, bo zbytnio się rozluźniałem.
2. 73.7, 73, 83, 72.7, 73.9, 82, 73.4, 73.6, 82.7, 72.7, 71.9~3'46/km
W przerwie ma grzbiet bluza i ortalion. Ręce tak sztywne, że ponad minutę sie ubierałem.
Druga seria to już zwyczajny bieg w bólu. Z każdym kołem nogi coraz bardziej sztywniały, dodatkowo czasem zdarzyło się, że noga się ślizgnęła. I tak to szło. Pod koniec nawet za bardzo nie byłem w stanie przyspieszyć.
Pod względem wysiłku to było bardzo... Lekkie. Tętnem to nie wiem czy dobiłem do 185. Normalnie leciałem mniej więcej po 180 bpm.
klik connect
Ogólnie to bez większej historii. Doszedłem już do tego momentu, że komfort termiczny jest ważniejszy niż sprawdzanie wytrzymałości na zimno.
Średnio komfortowe bieganie. Raz, że przez temperaturę a dwa, przez szron na bieżni.
1. 74.9, 72.7, 84, 72.4, 73.3, 85.2, 72.7, 73.7 83.1, 72.8, 72.9 ~3,47/km
Na górze terma z długim i koszulka, na dole krótkie spodenki i cienkie legginsy.
Po dwóch kołach miałem ochotę się zatrzymać i ubrać. W momencie byłem skostniały.
Pod względem wysiłku to bardziej mnie zmęczyła próba utrzymania tempa, bo zwyczajnie w momencie straciłem ciepełko.
Tutaj największy problem to było strzelić się w 84sek, bo zbytnio się rozluźniałem.
2. 73.7, 73, 83, 72.7, 73.9, 82, 73.4, 73.6, 82.7, 72.7, 71.9~3'46/km
W przerwie ma grzbiet bluza i ortalion. Ręce tak sztywne, że ponad minutę sie ubierałem.
Druga seria to już zwyczajny bieg w bólu. Z każdym kołem nogi coraz bardziej sztywniały, dodatkowo czasem zdarzyło się, że noga się ślizgnęła. I tak to szło. Pod koniec nawet za bardzo nie byłem w stanie przyspieszyć.
Pod względem wysiłku to było bardzo... Lekkie. Tętnem to nie wiem czy dobiłem do 185. Normalnie leciałem mniej więcej po 180 bpm.
klik connect
Ogólnie to bez większej historii. Doszedłem już do tego momentu, że komfort termiczny jest ważniejszy niż sprawdzanie wytrzymałości na zimno.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
6km po 4'20 + 4x60m
jeny, jakie to było straszne.
praktycznie prosto z roboty. bo musiałem kombinować i do końca tygodnia chodzę na 6, żeby moja matula jak najkrócej z młodą siedziała.
wszedłem do domu, przebrałem się i wyszedłem. dramat.
w momencie mi zabetonowało nogi. zero luzu w kopycie, urok łażenia w pracy. do tego cholerny wiatr. o ile na początku biegłem na jakieś fantazji, tak pod koniec zwyczajnie chciałem odfajkować co konieczne.
w dodatku nie wiem czy pas nie płatał jakiegoś figla, bo odczucia moje były zupełnie inne niż pokazywane tętno.
pewnie z rana biegałoby mi się to o wiele lepiej. ale niestety trzeba się dostosować.
jeny, jakie to było straszne.
praktycznie prosto z roboty. bo musiałem kombinować i do końca tygodnia chodzę na 6, żeby moja matula jak najkrócej z młodą siedziała.
wszedłem do domu, przebrałem się i wyszedłem. dramat.
w momencie mi zabetonowało nogi. zero luzu w kopycie, urok łażenia w pracy. do tego cholerny wiatr. o ile na początku biegłem na jakieś fantazji, tak pod koniec zwyczajnie chciałem odfajkować co konieczne.
w dodatku nie wiem czy pas nie płatał jakiegoś figla, bo odczucia moje były zupełnie inne niż pokazywane tętno.
pewnie z rana biegałoby mi się to o wiele lepiej. ale niestety trzeba się dostosować.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
10x400m w 72s + 100m rollen, p.4'
wspominajka: pierwsze 400m na maksa u Rolliego zmęczyłem w 69sek, gdzie po 200m biegłem w miejscu
1. 70,9 + 23,1
2. 69,5 + 24,7
3. 71 + 26
4. 71,6 + 24,3
5. 71,4 + 23,9
6. 71,4 + 24
7. 71,1 + 23,5
8. 71,5 + 24,2
9. 71,3 + 24,3
10. 71,3 + 23,7
więcej danych dla chętnych - klik
nie zmieniam zdania, dalej nie lubię biegać dosyć szybko 400m.
jako, że jest zakaz biegania w kolcach obecnie, to na konkretne bieganie trzeba było wyjąć konkretne obuwie. przy okazji przypomniałem sobie jak się biega w varporfly next%. jeny, jaki lekki i mięciutki bucik w porównaniu do tempo%.
co do samego biegu. kurcze. mam mieszane uczucia. ale tak pozytywnie. generalnie spodziewałem się, że będzie ciężka przeprawa. ale ostatecznie też było jakieś okrutnej zajezdni. po każdym powtórzeniu od razu marsz z kilkoma głębszymi wdechami. zero kucania, zero podpierania się, zero sapania.
logistyka biegu: strasznie wiało. jak miałem dużego niefarta, to pod wiatr biegałem ze 180m jak nie więcej. dodatkowo wiatr taki, że to było siłowe bieganie a nie luźne. (dla biegających na wind stryd - czujnik złapał maks 8% siłę wiatru).
pierwsze dwa powtórzenia typowo na dogrzanie i przepalenie płuca. jedynka weszła strasznie topornie i już zaczynałem płakać co to będzie co to będzie.
drugie znowu zdecydowanie za szybko. 300m w 51sekund.
następne trzy to tak na przemian. trochę wiatru, trochę nie. ogólnie do piątego powtórzenia włącznie szło topornie. zastanawiałem się jak to wszystko będzie szło.
i coś zaskoczyło. praktycznie druga piątka weszła dosyć swobodnie. nie mogę powiedzieć, że luźno bo to są prędkości dla mnie jeszcze wysokie. no może oprócz ostatnich dwóch, gdzie wiało cholernie mocno. złapałem fajny rytm kroku, tam gdzie wiało to starałem się odpuszczać a na ostatnich 60m biec luźno.
sprawy fizjologiczne: oddechowo na prawdę dawałem radę, szczególnie w drugiej piątce. wiadomo, że z każdym kolejnym powtórzeniem coraz szybciej w nogach czułem mleczan, ale nie był on na tyle męczący żebym musiał stawać w miejscu. na początku było to ponad 300m spokoju, im dalej w las tym szybciej. pod koniec już po 220-230 metrów zaczynałem odczuwać. głównie podlewało łydki. nie uda, nie dwugłowe. łydki.
dodatkowo praktycznie cały czas długi, luźny krok. pod wiatr stawał się on ciut krótszy, ale ostatnie 60-100m był on pełny, swobodny. zero piłowania na siłę.
dobrze siadło.
wspominajka: pierwsze 400m na maksa u Rolliego zmęczyłem w 69sek, gdzie po 200m biegłem w miejscu
1. 70,9 + 23,1
2. 69,5 + 24,7
3. 71 + 26
4. 71,6 + 24,3
5. 71,4 + 23,9
6. 71,4 + 24
7. 71,1 + 23,5
8. 71,5 + 24,2
9. 71,3 + 24,3
10. 71,3 + 23,7
więcej danych dla chętnych - klik
nie zmieniam zdania, dalej nie lubię biegać dosyć szybko 400m.
jako, że jest zakaz biegania w kolcach obecnie, to na konkretne bieganie trzeba było wyjąć konkretne obuwie. przy okazji przypomniałem sobie jak się biega w varporfly next%. jeny, jaki lekki i mięciutki bucik w porównaniu do tempo%.
co do samego biegu. kurcze. mam mieszane uczucia. ale tak pozytywnie. generalnie spodziewałem się, że będzie ciężka przeprawa. ale ostatecznie też było jakieś okrutnej zajezdni. po każdym powtórzeniu od razu marsz z kilkoma głębszymi wdechami. zero kucania, zero podpierania się, zero sapania.
logistyka biegu: strasznie wiało. jak miałem dużego niefarta, to pod wiatr biegałem ze 180m jak nie więcej. dodatkowo wiatr taki, że to było siłowe bieganie a nie luźne. (dla biegających na wind stryd - czujnik złapał maks 8% siłę wiatru).
pierwsze dwa powtórzenia typowo na dogrzanie i przepalenie płuca. jedynka weszła strasznie topornie i już zaczynałem płakać co to będzie co to będzie.
drugie znowu zdecydowanie za szybko. 300m w 51sekund.
następne trzy to tak na przemian. trochę wiatru, trochę nie. ogólnie do piątego powtórzenia włącznie szło topornie. zastanawiałem się jak to wszystko będzie szło.
i coś zaskoczyło. praktycznie druga piątka weszła dosyć swobodnie. nie mogę powiedzieć, że luźno bo to są prędkości dla mnie jeszcze wysokie. no może oprócz ostatnich dwóch, gdzie wiało cholernie mocno. złapałem fajny rytm kroku, tam gdzie wiało to starałem się odpuszczać a na ostatnich 60m biec luźno.
sprawy fizjologiczne: oddechowo na prawdę dawałem radę, szczególnie w drugiej piątce. wiadomo, że z każdym kolejnym powtórzeniem coraz szybciej w nogach czułem mleczan, ale nie był on na tyle męczący żebym musiał stawać w miejscu. na początku było to ponad 300m spokoju, im dalej w las tym szybciej. pod koniec już po 220-230 metrów zaczynałem odczuwać. głównie podlewało łydki. nie uda, nie dwugłowe. łydki.
dodatkowo praktycznie cały czas długi, luźny krok. pod wiatr stawał się on ciut krótszy, ale ostatnie 60-100m był on pełny, swobodny. zero piłowania na siłę.
dobrze siadło.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
6km po 4'20 + 4x60m
pamiętajcie, zupa to nie obiad.
chyba wróciłem do siebie. wczoraj tętno spoczynkowe 42 mimo srogiego akcentu, dzisiaj 45. nie jest źle.
tak samo dzisiaj samopoczucie i stan nóg więcej niż zadowalający. fakt faktem z rana trochę obolałe łydki i jakby dwugłowe, ale trochę połaziłem po sklepie i z młodą na spacerze i się rozeszło.
w trakcie samego biegu głównym założeniem był luz. luźny krok, luźne tempo. bez spinki.
i muszę przyznać, że się udało. średnia kadencja 160 też to pokazuje. czyli krok luźny i długi. tętno też dosyć spokojne. ale im dłużej biegłem tym bardziej nogi robiły się ciężkie i zmęczone.
dodatkowo wiało, i to solidnie. potrafiło dmuchnąć. przez co było odrobinkę trudniej. ale lepiej przy 4'20 niż 3'00/km
generalnie spodziewałem się większych strat po wczorajszych czterysetkach. regeneracja przebiega wzorowo.
pamiętajcie, zupa to nie obiad.
chyba wróciłem do siebie. wczoraj tętno spoczynkowe 42 mimo srogiego akcentu, dzisiaj 45. nie jest źle.
tak samo dzisiaj samopoczucie i stan nóg więcej niż zadowalający. fakt faktem z rana trochę obolałe łydki i jakby dwugłowe, ale trochę połaziłem po sklepie i z młodą na spacerze i się rozeszło.
w trakcie samego biegu głównym założeniem był luz. luźny krok, luźne tempo. bez spinki.
i muszę przyznać, że się udało. średnia kadencja 160 też to pokazuje. czyli krok luźny i długi. tętno też dosyć spokojne. ale im dłużej biegłem tym bardziej nogi robiły się ciężkie i zmęczone.
dodatkowo wiało, i to solidnie. potrafiło dmuchnąć. przez co było odrobinkę trudniej. ale lepiej przy 4'20 niż 3'00/km
generalnie spodziewałem się większych strat po wczorajszych czterysetkach. regeneracja przebiega wzorowo.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
6x150m w 21sek, p. 4'
kurde, niby ciężko ale niby nie.
1. 20.76
2. 21.09
3. 21.21
4. 21.10
5. 21.26
6. 21.68
na żyletki. dosyć mocno na styk to wszystko.
generalnie siedziały w nogach czterysetki, oj siedziały. myślałem, że trochę to wszystko rozchodziłem ale jednak nie.
podczas rozgrzewki uda były bez mocy, takie trochę obolałe. starałem się rozruszać podczas abc ale średnio szło.
trzy przebieżki już w kolcach, jakoś tak bez życia. ot, trzeba zrobić co swoje i tyle.
pierwsze weszło tak, że byłem zdziwiony. jeny, jak łatwo - pomyślałem patrząc na stosunek wysiłku do czasu. zdecydowanie lżej niż ostatnio.
kolejne trzy to zawsze o picny włos. ale jednak z każdym powtórzeniem szło coraz ciężej. nogi, łydki, dwugłowe. bardziej odczuwalne i szybciej traciły moc.
co do mocy, to raczej jej nie było niż była. nie czułem luzu, nie czułem jakieś eksplozywności. niby mogłem szybciej, ale jednak się nie dało.
piąte to już w sumie walka, żeby jakoś ten czas wyglądał. praca ogromna, aż musiałem przykucnąć.
szóste - i na szczęście ostatnie - to już wstyd. ledwo ruszyłem i już wiedziałem, że przepadłem. w momencie zabetonowało mi uda, łydki zaczęły boleć. pozostała praca rękoma i chęć podnoszenia kolan do góry. zacząłem dreptać. zmęczyło mnie to tak, że aż zwinąłem się w kłębuszek na chwilkę i połkałem sobie. koniec.
ogólnie pod względem fizjologicznym poszło o wiele lżej niż ostatnio. nie było jakieś wielkiej odcinki pod koniec. żadna bomba się nigdzie nie czaiła. szczerze powiedziawszy to miałem wrażenie, że nie biegnę sprintem tylko robię przebieżkę. szczególnie, że zwyczajnie był no power dziś.
trzy czy cztery sztuki to nawet starałem się biec długością kroku a nie kadencją. dopiero pod koniec trzeba było skrócić krok, bo zwyczajnie nie było z czego dać do pieca.
pogodowo też w sumie nie było źle, ale też bez rewelacji. lekki wiatr kręcił po bieżni, oczywiście w twarz. lecz po przeciwległej prostej było jeszcze gorzej pod tym względem. nie ma co narzekać.
temperatura okej, 13 czy 14 stopni. biegałem w cieplejszych legginsach i bluzie. coby nie tracić temperatury.
mimo, że się nie udało domknąć to jestem zadowolony. jeśli na zmęczonych nogach kręcę czasy na milimetry to chyba nie jest źle.
kurde, niby ciężko ale niby nie.
1. 20.76
2. 21.09
3. 21.21
4. 21.10
5. 21.26
6. 21.68
na żyletki. dosyć mocno na styk to wszystko.
generalnie siedziały w nogach czterysetki, oj siedziały. myślałem, że trochę to wszystko rozchodziłem ale jednak nie.
podczas rozgrzewki uda były bez mocy, takie trochę obolałe. starałem się rozruszać podczas abc ale średnio szło.
trzy przebieżki już w kolcach, jakoś tak bez życia. ot, trzeba zrobić co swoje i tyle.
pierwsze weszło tak, że byłem zdziwiony. jeny, jak łatwo - pomyślałem patrząc na stosunek wysiłku do czasu. zdecydowanie lżej niż ostatnio.
kolejne trzy to zawsze o picny włos. ale jednak z każdym powtórzeniem szło coraz ciężej. nogi, łydki, dwugłowe. bardziej odczuwalne i szybciej traciły moc.
co do mocy, to raczej jej nie było niż była. nie czułem luzu, nie czułem jakieś eksplozywności. niby mogłem szybciej, ale jednak się nie dało.
piąte to już w sumie walka, żeby jakoś ten czas wyglądał. praca ogromna, aż musiałem przykucnąć.
szóste - i na szczęście ostatnie - to już wstyd. ledwo ruszyłem i już wiedziałem, że przepadłem. w momencie zabetonowało mi uda, łydki zaczęły boleć. pozostała praca rękoma i chęć podnoszenia kolan do góry. zacząłem dreptać. zmęczyło mnie to tak, że aż zwinąłem się w kłębuszek na chwilkę i połkałem sobie. koniec.
ogólnie pod względem fizjologicznym poszło o wiele lżej niż ostatnio. nie było jakieś wielkiej odcinki pod koniec. żadna bomba się nigdzie nie czaiła. szczerze powiedziawszy to miałem wrażenie, że nie biegnę sprintem tylko robię przebieżkę. szczególnie, że zwyczajnie był no power dziś.
trzy czy cztery sztuki to nawet starałem się biec długością kroku a nie kadencją. dopiero pod koniec trzeba było skrócić krok, bo zwyczajnie nie było z czego dać do pieca.
pogodowo też w sumie nie było źle, ale też bez rewelacji. lekki wiatr kręcił po bieżni, oczywiście w twarz. lecz po przeciwległej prostej było jeszcze gorzej pod tym względem. nie ma co narzekać.
temperatura okej, 13 czy 14 stopni. biegałem w cieplejszych legginsach i bluzie. coby nie tracić temperatury.
mimo, że się nie udało domknąć to jestem zadowolony. jeśli na zmęczonych nogach kręcę czasy na milimetry to chyba nie jest źle.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
2km po 3'25
NA BIEŻNI BYM TO ZAMKNĄŁ!
z drugiej strony po bieżni nie będę biegał, hehe.
generalnie przekalkulowałem sobie i stwierdziłem, że w sumie na bieżnie mi się nie opłaca jechać. tzn zawsze się opłaca biegać po płaskim, ale 2km zwyczajnie nie opłacało mi się odpalać całej logistyki pakowania, więc postanowiłem polecieć po mojej pętli.
stan fizyczny: po sprintach najbardziej dostały dwugłowe, które mnie jeszcze dzisiaj bolą. o dziwo łydki bardzo dobrze zniosły kolce. reszta w miarę okej, ale chyba jeszcze jakiś wirus we mnie siedzi, bo zdarza się smarknąć i czasem gardło smyra. tętno spoczynkowe co prawda poniżej 50 (czyli okej dla mnie), ale potrafi w nocy od czapy wejść nawet pod 60.
tradycyjnie 2km rozgrzewki, jakieś abc żeby się rozruszać i wio.
jakby to powiedzieć, nie był to zły bieg. oprócz zakrętów, był to bardzo płynny/równy bieg.
pierwszy kilometr to tradycyjnie na przepalenie i złapanie rytmu. początek ciut z górki, pod górkę i w krótkim odstępie dwa zakręty prawie 90 stopni, gdzie sporo się traci przy takich prędkościach. następnie prosta. drugi kilometr to pół płasko i dosyć płaski podbieg z kolejnym zakrętem prawie 90 stopni pod sam koniec. i w sumie w tych miejscach traciłem.
takie 3'25 wchodziło dosyć swobodnie, ale jednak praca też szła. zwłaszcza, że na koniec na podbiegu raczej nie odpuszczałem.
pod względem wysiłku fizycznego pierwszy kilometr zleciał raz dwa, na drugim było ciężej ze względu na ten podbieg, ale jeszcze w granicach jakieś tolerancji.
2km odpikały, stanąłem na chwilę, złapałem kilka głębszych wdechów. przeszedłem przez pasy i zacząłem rozbieganie.
tempo next% już się gorzej zaczynają sprawować przy takich tempach moim zdaniem. z drugiej strony jak na but bez karbonu to ładnie pracował i dosyć nieźle oddawał.
niby nie udało się domknąć, ale trasa też nie pomagała więc teoretycznie jest po równo.
będzie dobrze
NA BIEŻNI BYM TO ZAMKNĄŁ!
z drugiej strony po bieżni nie będę biegał, hehe.
generalnie przekalkulowałem sobie i stwierdziłem, że w sumie na bieżnie mi się nie opłaca jechać. tzn zawsze się opłaca biegać po płaskim, ale 2km zwyczajnie nie opłacało mi się odpalać całej logistyki pakowania, więc postanowiłem polecieć po mojej pętli.
stan fizyczny: po sprintach najbardziej dostały dwugłowe, które mnie jeszcze dzisiaj bolą. o dziwo łydki bardzo dobrze zniosły kolce. reszta w miarę okej, ale chyba jeszcze jakiś wirus we mnie siedzi, bo zdarza się smarknąć i czasem gardło smyra. tętno spoczynkowe co prawda poniżej 50 (czyli okej dla mnie), ale potrafi w nocy od czapy wejść nawet pod 60.
tradycyjnie 2km rozgrzewki, jakieś abc żeby się rozruszać i wio.
jakby to powiedzieć, nie był to zły bieg. oprócz zakrętów, był to bardzo płynny/równy bieg.
pierwszy kilometr to tradycyjnie na przepalenie i złapanie rytmu. początek ciut z górki, pod górkę i w krótkim odstępie dwa zakręty prawie 90 stopni, gdzie sporo się traci przy takich prędkościach. następnie prosta. drugi kilometr to pół płasko i dosyć płaski podbieg z kolejnym zakrętem prawie 90 stopni pod sam koniec. i w sumie w tych miejscach traciłem.
takie 3'25 wchodziło dosyć swobodnie, ale jednak praca też szła. zwłaszcza, że na koniec na podbiegu raczej nie odpuszczałem.
pod względem wysiłku fizycznego pierwszy kilometr zleciał raz dwa, na drugim było ciężej ze względu na ten podbieg, ale jeszcze w granicach jakieś tolerancji.
2km odpikały, stanąłem na chwilę, złapałem kilka głębszych wdechów. przeszedłem przez pasy i zacząłem rozbieganie.
tempo next% już się gorzej zaczynają sprawować przy takich tempach moim zdaniem. z drugiej strony jak na but bez karbonu to ładnie pracował i dosyć nieźle oddawał.
niby nie udało się domknąć, ale trasa też nie pomagała więc teoretycznie jest po równo.
będzie dobrze
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
4km luźno + 4x60
garmin twierdzi, że jestem na roztrenowaniu. to dobrze czy źle?
zdecydowanie wolę, żeby jutro padało niż wiało. dzisiaj wiatr okrutny. tempo jakie jest każdy widzi, a robota szła jakby było z 10-15sek szybciej.
już tradycyjnie na rozruchu mi się ciężko biega, bez luzu. pewnie przez ładowanie węglami. najadłem się wczoraj jak nigdy
dzisiaj już oczywiście posiłki z głową, kolacje zjem pewnie ok 18 żeby na spokojnie strawić.
tętno dosyć spore, ale to dlatego, że założyłem wiatrówkę. bo wiało. więc się ciut gotowałem. ale chociaż nie zmarzłem zbytnio.
ogólnie średnio przyjemne dreptanie. gdzie się dało biec luźno to biegłem, a gdzie wiało to raczej starałem się nie siłować.
przebieżki dosyć luźno, ok 2:50-55/km, bo jakoś tak dziwnie dwójkę czułem. napiętą taką czy coś. więc spokojnie, luźno. zresztą i tak wiało.
no i ogólnie zaczyna mi się nie chcieć, co jest dobrym znakiem w moim przypadku.
garmin twierdzi, że jestem na roztrenowaniu. to dobrze czy źle?
zdecydowanie wolę, żeby jutro padało niż wiało. dzisiaj wiatr okrutny. tempo jakie jest każdy widzi, a robota szła jakby było z 10-15sek szybciej.
już tradycyjnie na rozruchu mi się ciężko biega, bez luzu. pewnie przez ładowanie węglami. najadłem się wczoraj jak nigdy
dzisiaj już oczywiście posiłki z głową, kolacje zjem pewnie ok 18 żeby na spokojnie strawić.
tętno dosyć spore, ale to dlatego, że założyłem wiatrówkę. bo wiało. więc się ciut gotowałem. ale chociaż nie zmarzłem zbytnio.
ogólnie średnio przyjemne dreptanie. gdzie się dało biec luźno to biegłem, a gdzie wiało to raczej starałem się nie siłować.
przebieżki dosyć luźno, ok 2:50-55/km, bo jakoś tak dziwnie dwójkę czułem. napiętą taką czy coś. więc spokojnie, luźno. zresztą i tak wiało.
no i ogólnie zaczyna mi się nie chcieć, co jest dobrym znakiem w moim przypadku.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
Niepodległościowa Piątka
miały być gromy, a wyszedł cichy bąk
Profil trasy, tętno, wysokość i inne pierdoły - klik
no cóż, w sumie nie wiem od czego zacząć.
wstałem rano, wypiłem kawę hahah.
a tak serio. w dniu zawodów/testu mam raczej wszystko rozpisane co do minuty. wtedy najlepiej działam. 6 rano pobudka, toaleta i kawka. 6:40 pierwsza część śniadania, bułeczka z marmoladą. przed 9 druga część śniadania, druga bułeczka z marmoladą. na koniec po 10 kawałek słodkiej czekolady. generalnie "ciężki posiłek" najpóźniej 2h przed biegiem.
ogólnie ostatnie dwa dni węgle dobrze naładowane, czwartek więcej, piątek już mniej. z rozsądkiem aby można było biegać.
na rozgrzewce tempo 5'00 i tętno ponad 160. 2km rozgrzewki, jakieś abc, ciut strechingu. dwie przebieżki i trzeba się szykować.
hymn odśpiewany, na linii startu udaje mi się wcisnąć w pierwszą linię. odliczanie do 11, pistolet i poszedł!
1km to z 200m prostej, lekki zakręt, drugi kawałek prostej i 90stopni w lewo. prosta do nawrotki to będzie z 500m.
początek mocno, te 200m poniżej 3:00/km. zakręt hamuje, ale dalej lecę za mocno. dwóch już wystrzeliło mocno do przodu, ja się sklejam do trzech biegaczy i lecimy we czterech.
robimy nawrotkę, dalej jest płasko. spokojnie biegnę na końcu grupy, pilnuje tempa. bo to akurat stryd dobrze pokazuje. kilometr odpikuje po kolejnej nawrotce. fizycznie bardzo dobry kilometr.
2km pod względem trasy leciuchny, bo z górki. co prawda ciut wieje ale się chowam na innych i liczę na to, że tak bardzo nie będzie wiało. asfalt z górki, pilnuje tempa. na zbiegu tempo oscyluje wokół 3:20/km. wypłaszczenie i dalej coś ok 3:30/km staram się pilnować. nawrotka i na powrocie odpikuje. sampoczucie cały czas dobre.
3km najtrudniejszy pod względem trasy, bo zaczyna się podbieg. taktycznie/z lenistwa na tym etapie biegu postanawiam ciut odpuścić. wziąć ten podbieg na spokojnie, żeby zostawić coś na drugą część biegu. celowo się nie siłuję. tempo momentami spada do 3'45 nawet. trudno, czasem trzeba coś stracić, żeby zyskać. jakoś się przebijam przed górę, lekkie wypłaszczenie i odrobinę z górki pozwala jakoś ogarnąć się pod względem oddechu. grupa się ciut rozjechała i staram się już biec swoje. co prawda przede mną jest jeden biegacz ale zbytnio jego obecność mnie nie rusza. szczerze mówiąc, zegarek zalapował kilometr, a ja nie wiedziałem w ile poszedł km. pod względem wysiłku zaczęło się robić wymagająco. dodatkowo niebezpiecznie zaczął mnie pobolewać bok na kolkę, ale jakoś udało się rozbiegać.
4km to druga duża pętla, więc z górki. powoli zaczynam odczuwać trudy biegu, na płaskim tempo spada w okolicę 3'35. na szczęście z górki udaje się trochę nadrobić. na płaski raczej biegnę swoje. wszedłem już w swój rytm. nawrotka i pik 4km.
5km czyli końcówka. a skoro druga duża pętla to pod górkę. staram się już odważniej zaatakować, co mi innego pozostaje. średnie tempo z zegarka pokazuje, że może być na styk. jeśli stryd dobrze zlicza dystans. ale nie biegłem optymalną trasą.
robię podbieg i dzieje się coś, czego się nie spodziewałem. łapie mnie kolka pod mostkiem. a zostało ponad 500m do końca. i teraz co robić. byle dobiec czy walczyć o jakiś czas. jako, że zdarzało mi się biec z kolką to staram się utrzymać tempo i ciut rozluźnić. co mi innego pozostało. przede mną nie ma nikogo, kogo mógłbym na finiszu wyprzedzić. za mną też nie ma nikogo, kto mógłby mnie pogonić. więc staram się utrzymać tempo i rytm kroku. dobiegam do ostatniego zakrętu i zegar odpikuje 5km. ostatnia prosta, wpadam na metę i zatrzymuje zegarek.
najpierw podpieram kolana, później kucam a na koniec sobie siadam do na krawężniku. 17:51,4 na zegarku.
oficjalny czas to 17:52. pozwala mi to zająć 8. miejsce na 167. startujących. a w kategorii M30 zajmuje 3. miejsce.
_________________________________________________________________
od czego tu by zacząć przemyślenia.
czy dało się zrobić coś lepiej? chyba nie. uważam, że wszystko zamknęło się idealnie. a dlaczego nie wyszło? nie wiem.
- trasa. nie była idealna. zakręty, nawrotki, z górki i pod górkę. ja też nie biegłem optymalną trasą. z drugiej strony biegam ze strydem. na bieżni robiąc treningi pokazuje dystans dobry. na pętli 333m potrafi mieć odchyły 3-5m, zależnie od lapowania ręcznego.
- samopoczucie. bardzo dobrze się czułem w trakcie samego biegu. pod względem wytrzymałości poszło do przodu, bo tutaj po 4km czułem się "dosyć świeży". nie było żadnej bomby, nie było żadnej odcinki, nie było żadnych ciężkich nóg. zresztą kadencja mówi swoje: 171, 172, 171, 172, 173. dzisiaj pod względem wysiłku po 5km czułem się tak, jak w trakcie testu na bieżni po 3. fizycznie idealnie.
- waga dzisiaj rano pokazała 71,5. więc można uznać, że ok. 71kg to jest moja waga startowa na dziś. (70,7 w lipcu na bieżni, 71,7 parkrun w sierpniu). samo ładowanie węgli weż przebiegło dosyć dobrze.
- pogoda. warunki nie były idealne ale nie było tragedii. 9 stopni i wiatr. z ubiorem trafiłem dobrze. gdybym ciut zaryzykował, to mógłbym jeszcze zyskać ale jak zawiewało to robiło się zwyczajnie zimno. (będą zdjęcia to coś wrzucę)
czy jestem zły/niezadowolony? i tak i nie.
z jednej strony miałbyć atak na 17:30 i na tyle się szykowaliśmy. treningi szły dobrze, praktycznie wszystko domknięte. dodatkowo z lekkim zapasem. na bieżni bym pewnie to rozmienił. wiedząc, że dystans jest równy i dodatkowo biegam na zegar nie gps/stryd.
z drugiej strony na dzisiaj to był chyba mój maks. nie dałbym rady chyba się zmusić do większego wysiłku. podczas parkrunu praktycznie cały czas biegliśmy w grupie, dodatkowo pod koniec jeszcze uciekałem więc inna motywacja jest.
mimo wszystko ambicja trochę boli, człowiek chciałby żeby zawsze było tak jak sobie zaplanuje.
nie ma co spuszczać głowy w jaja, trzeba dalej tyrać. prędzej czy później 17:30 pęknie.
reasumując - nie zrealizowałem założeń
miały być gromy, a wyszedł cichy bąk
Profil trasy, tętno, wysokość i inne pierdoły - klik
no cóż, w sumie nie wiem od czego zacząć.
wstałem rano, wypiłem kawę hahah.
a tak serio. w dniu zawodów/testu mam raczej wszystko rozpisane co do minuty. wtedy najlepiej działam. 6 rano pobudka, toaleta i kawka. 6:40 pierwsza część śniadania, bułeczka z marmoladą. przed 9 druga część śniadania, druga bułeczka z marmoladą. na koniec po 10 kawałek słodkiej czekolady. generalnie "ciężki posiłek" najpóźniej 2h przed biegiem.
ogólnie ostatnie dwa dni węgle dobrze naładowane, czwartek więcej, piątek już mniej. z rozsądkiem aby można było biegać.
na rozgrzewce tempo 5'00 i tętno ponad 160. 2km rozgrzewki, jakieś abc, ciut strechingu. dwie przebieżki i trzeba się szykować.
hymn odśpiewany, na linii startu udaje mi się wcisnąć w pierwszą linię. odliczanie do 11, pistolet i poszedł!
1km to z 200m prostej, lekki zakręt, drugi kawałek prostej i 90stopni w lewo. prosta do nawrotki to będzie z 500m.
początek mocno, te 200m poniżej 3:00/km. zakręt hamuje, ale dalej lecę za mocno. dwóch już wystrzeliło mocno do przodu, ja się sklejam do trzech biegaczy i lecimy we czterech.
robimy nawrotkę, dalej jest płasko. spokojnie biegnę na końcu grupy, pilnuje tempa. bo to akurat stryd dobrze pokazuje. kilometr odpikuje po kolejnej nawrotce. fizycznie bardzo dobry kilometr.
2km pod względem trasy leciuchny, bo z górki. co prawda ciut wieje ale się chowam na innych i liczę na to, że tak bardzo nie będzie wiało. asfalt z górki, pilnuje tempa. na zbiegu tempo oscyluje wokół 3:20/km. wypłaszczenie i dalej coś ok 3:30/km staram się pilnować. nawrotka i na powrocie odpikuje. sampoczucie cały czas dobre.
3km najtrudniejszy pod względem trasy, bo zaczyna się podbieg. taktycznie/z lenistwa na tym etapie biegu postanawiam ciut odpuścić. wziąć ten podbieg na spokojnie, żeby zostawić coś na drugą część biegu. celowo się nie siłuję. tempo momentami spada do 3'45 nawet. trudno, czasem trzeba coś stracić, żeby zyskać. jakoś się przebijam przed górę, lekkie wypłaszczenie i odrobinę z górki pozwala jakoś ogarnąć się pod względem oddechu. grupa się ciut rozjechała i staram się już biec swoje. co prawda przede mną jest jeden biegacz ale zbytnio jego obecność mnie nie rusza. szczerze mówiąc, zegarek zalapował kilometr, a ja nie wiedziałem w ile poszedł km. pod względem wysiłku zaczęło się robić wymagająco. dodatkowo niebezpiecznie zaczął mnie pobolewać bok na kolkę, ale jakoś udało się rozbiegać.
4km to druga duża pętla, więc z górki. powoli zaczynam odczuwać trudy biegu, na płaskim tempo spada w okolicę 3'35. na szczęście z górki udaje się trochę nadrobić. na płaski raczej biegnę swoje. wszedłem już w swój rytm. nawrotka i pik 4km.
5km czyli końcówka. a skoro druga duża pętla to pod górkę. staram się już odważniej zaatakować, co mi innego pozostaje. średnie tempo z zegarka pokazuje, że może być na styk. jeśli stryd dobrze zlicza dystans. ale nie biegłem optymalną trasą.
robię podbieg i dzieje się coś, czego się nie spodziewałem. łapie mnie kolka pod mostkiem. a zostało ponad 500m do końca. i teraz co robić. byle dobiec czy walczyć o jakiś czas. jako, że zdarzało mi się biec z kolką to staram się utrzymać tempo i ciut rozluźnić. co mi innego pozostało. przede mną nie ma nikogo, kogo mógłbym na finiszu wyprzedzić. za mną też nie ma nikogo, kto mógłby mnie pogonić. więc staram się utrzymać tempo i rytm kroku. dobiegam do ostatniego zakrętu i zegar odpikuje 5km. ostatnia prosta, wpadam na metę i zatrzymuje zegarek.
najpierw podpieram kolana, później kucam a na koniec sobie siadam do na krawężniku. 17:51,4 na zegarku.
oficjalny czas to 17:52. pozwala mi to zająć 8. miejsce na 167. startujących. a w kategorii M30 zajmuje 3. miejsce.
_________________________________________________________________
od czego tu by zacząć przemyślenia.
czy dało się zrobić coś lepiej? chyba nie. uważam, że wszystko zamknęło się idealnie. a dlaczego nie wyszło? nie wiem.
- trasa. nie była idealna. zakręty, nawrotki, z górki i pod górkę. ja też nie biegłem optymalną trasą. z drugiej strony biegam ze strydem. na bieżni robiąc treningi pokazuje dystans dobry. na pętli 333m potrafi mieć odchyły 3-5m, zależnie od lapowania ręcznego.
- samopoczucie. bardzo dobrze się czułem w trakcie samego biegu. pod względem wytrzymałości poszło do przodu, bo tutaj po 4km czułem się "dosyć świeży". nie było żadnej bomby, nie było żadnej odcinki, nie było żadnych ciężkich nóg. zresztą kadencja mówi swoje: 171, 172, 171, 172, 173. dzisiaj pod względem wysiłku po 5km czułem się tak, jak w trakcie testu na bieżni po 3. fizycznie idealnie.
- waga dzisiaj rano pokazała 71,5. więc można uznać, że ok. 71kg to jest moja waga startowa na dziś. (70,7 w lipcu na bieżni, 71,7 parkrun w sierpniu). samo ładowanie węgli weż przebiegło dosyć dobrze.
- pogoda. warunki nie były idealne ale nie było tragedii. 9 stopni i wiatr. z ubiorem trafiłem dobrze. gdybym ciut zaryzykował, to mógłbym jeszcze zyskać ale jak zawiewało to robiło się zwyczajnie zimno. (będą zdjęcia to coś wrzucę)
czy jestem zły/niezadowolony? i tak i nie.
z jednej strony miałbyć atak na 17:30 i na tyle się szykowaliśmy. treningi szły dobrze, praktycznie wszystko domknięte. dodatkowo z lekkim zapasem. na bieżni bym pewnie to rozmienił. wiedząc, że dystans jest równy i dodatkowo biegam na zegar nie gps/stryd.
z drugiej strony na dzisiaj to był chyba mój maks. nie dałbym rady chyba się zmusić do większego wysiłku. podczas parkrunu praktycznie cały czas biegliśmy w grupie, dodatkowo pod koniec jeszcze uciekałem więc inna motywacja jest.
mimo wszystko ambicja trochę boli, człowiek chciałby żeby zawsze było tak jak sobie zaplanuje.
nie ma co spuszczać głowy w jaja, trzeba dalej tyrać. prędzej czy później 17:30 pęknie.
reasumując - nie zrealizowałem założeń
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
6km po 4'40
wczoraj dobrze mnie kolka siekła, skoro dzisiaj mnie jeszcze boli bok...
straty praktycznie znikome. nawet zbytnio ciężkich nóg nie miałem. jedynie w nocy mnie skurcz w łydkę złapał. ale podejrzewam, że jest to efekt biegania w varpoflajach. po parkrunie miałem ten sam efekt.
początek dosyć sprawnie, a następnie to było typowe bieganie na samopoczucie. jak noga dawała to szedłem. szczerze powiedziawszy na zegarek rzadko patrzyłem. nawet tętno 170 jakoś nie robiło wrażenia skoro noga podawała.
zawsze tak jest, jak przewentyluje płuco.
jak to u teściów. w jedną stronę pod górkę, w drugą z górki. do tego strasznie wiało. (efekt szczerego pola).
_________________________________________________________________________________________________________
małe sprostowanie: przejrzałem wyniki jeszcze raz i ogólnie, to zająłem 5. miejsce w kat M30. ale, że na podium kat. open stanęło dwóch biegaczy M30, to nie byli oni brani pod uwagę w kategorii wiekowej i dlatego awansowałem na 3. miejsce
wczoraj dobrze mnie kolka siekła, skoro dzisiaj mnie jeszcze boli bok...
straty praktycznie znikome. nawet zbytnio ciężkich nóg nie miałem. jedynie w nocy mnie skurcz w łydkę złapał. ale podejrzewam, że jest to efekt biegania w varpoflajach. po parkrunie miałem ten sam efekt.
początek dosyć sprawnie, a następnie to było typowe bieganie na samopoczucie. jak noga dawała to szedłem. szczerze powiedziawszy na zegarek rzadko patrzyłem. nawet tętno 170 jakoś nie robiło wrażenia skoro noga podawała.
zawsze tak jest, jak przewentyluje płuco.
jak to u teściów. w jedną stronę pod górkę, w drugą z górki. do tego strasznie wiało. (efekt szczerego pola).
_________________________________________________________________________________________________________
małe sprostowanie: przejrzałem wyniki jeszcze raz i ogólnie, to zająłem 5. miejsce w kat M30. ale, że na podium kat. open stanęło dwóch biegaczy M30, to nie byli oni brani pod uwagę w kategorii wiekowej i dlatego awansowałem na 3. miejsce
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
10km po 4'30 + 5x60m
ratunku, kończy mi się tlen!
ciężko. nie będę oszukiwał, dzisiaj szło to tragicznie. ani noga za bardzo nie chciała kręcić, ani też płuco jakoś bardzo nie współpracowało.
dobrze, że wczoraj nie było ani skoczności ani dynamiki, bo to już w ogóle byłaby kaplica.
istnieje prawdopodobieństwo, że niepotrzebnie założyłem długie spodnie zamiast krótkich, ale to i tak by zbyt dużo nie zmieniło.
przebieżki też wchodziły źle, niby luźno ale wtedy to tempo nie było oszałamiające.
reasumując - widoczny jest spadek dyspozycji. nadszedł lekki dołek, nie mogę się odkręcić po zmianie czasu
już teraz wiem, że będę miał długi weekend więc trzeba zrobić reset głowy.
zacząć żyć jak amator a nie udawać profi biegacza. jak piłem to lepiej mi wychodziły testy
ratunku, kończy mi się tlen!
ciężko. nie będę oszukiwał, dzisiaj szło to tragicznie. ani noga za bardzo nie chciała kręcić, ani też płuco jakoś bardzo nie współpracowało.
dobrze, że wczoraj nie było ani skoczności ani dynamiki, bo to już w ogóle byłaby kaplica.
istnieje prawdopodobieństwo, że niepotrzebnie założyłem długie spodnie zamiast krótkich, ale to i tak by zbyt dużo nie zmieniło.
przebieżki też wchodziły źle, niby luźno ale wtedy to tempo nie było oszałamiające.
reasumując - widoczny jest spadek dyspozycji. nadszedł lekki dołek, nie mogę się odkręcić po zmianie czasu
już teraz wiem, że będę miał długi weekend więc trzeba zrobić reset głowy.
zacząć żyć jak amator a nie udawać profi biegacza. jak piłem to lepiej mi wychodziły testy
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
2km luźno + 3km po 4'00 + 2km luźno
luźno to luźno.
jako, że wczoraj spożywałem alkohol to dzisiaj po prostu na zaliczenie. luźno było luźno, 3km dosyć swobodnie.
dzisiaj też będę spożywał alkohol, to jutro będzie tak samo.
luźno to luźno.
jako, że wczoraj spożywałem alkohol to dzisiaj po prostu na zaliczenie. luźno było luźno, 3km dosyć swobodnie.
dzisiaj też będę spożywał alkohol, to jutro będzie tak samo.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
2km luźno + 3km po 4'00 + 2km luźno
wszystko to samo jak wczoraj.
no może oprócz tego, że więcej nawodniłem i dzisiaj się bardziej męczyłem.
dwie rzeczy:
- niebezpiecznie zaczyna mi się podobać człapanie po 5:10-5:20 (fajnie, człowiek się nie męczy)
- picie już mi zaczyna przeszkadzać, bo nie ma kiedy się zregenerować
pogoda do dupy. zimno, pada, czasem zawiewa. typowo butelkowa aura. a lepiej to już było.
na szczęście jest football manager 2022 <3
wszystko to samo jak wczoraj.
no może oprócz tego, że więcej nawodniłem i dzisiaj się bardziej męczyłem.
dwie rzeczy:
- niebezpiecznie zaczyna mi się podobać człapanie po 5:10-5:20 (fajnie, człowiek się nie męczy)
- picie już mi zaczyna przeszkadzać, bo nie ma kiedy się zregenerować
pogoda do dupy. zimno, pada, czasem zawiewa. typowo butelkowa aura. a lepiej to już było.
na szczęście jest football manager 2022 <3
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022