
21 grudnia
27min. z psem po pagórkach (5:51min/km)
22 grudnia
25min. z psem ślizgania się po pagórkach (5:42min/km)
25 grudnia
38min. z psem po błotku (5:59min/km)
27 grudnia
41min. z psem przy pięknym zachodzącym słonku (5:42min/km)
Nic wielkiego, ale starałem się w tym światecznym okresie zachować rutynę biegową. Z tego co kojarzę to 24 grudnia sobie zrobiłem ćwiczenia na pośladki. Weszły całkiem nieźle, bo w 1 dzień świąt czułem je lekko przez cały bieg. A to jest dla mnie na plus, bo dzięki temu lepiej kontroluję kiedy ich używam. Dzisiaj, mimo, że minęły dwa dni, pośladki czułem jeszcze mocniej. Tak, że podczas biegu ich czucie właściwie mnie nie opuszczało - co oczywiście traktuję za bardzo dobry efekt. Jednocześnie mam poczucie, że mam je wciąż słabiutkie. Żeby uściślić - podczas biegu czuję bok, więc chyba pośladkowy średni i czuję jednocześnie słabą MOC w nim. Ale mam nad nim kontrolę, z tygodnia na tydzień jest lepiej, więc patrzę pozytywnie w przyszłość. Jak utrzymam rygor to na wiosnę moje bieganie powinno być już na zupełnie innym poziomie.
W sumie nic ciekawego w tych biegach nie było. Wszystkie dosyć podobne, z tą różnicą, że ostatni po lekko zmrożonej nawierzchni, a reszta to często ślizganie po błocie, czyli automatyczne zbicie tempa do 7:00. Stąd te średnie tempa raczej oceniam pozytywnie. Jasne, że trochę odpoczywam, kiedy pies staje załatwić potrzeby (a wtedy zatrzymuję zegarek), ale trzeba też brać pod uwagę, że biegam po bardzo pagórkowatym terenie, więc tempa 5:xx są satysfakcjonujące jako zwykły bieg treningowy.
A, wydłużył mi się w takich zwykłych BSach krok. Dzisiaj 1.1m. Tydzień temu jak biegłem jeden szybszy trening to 2km w tempie 4:39 z krokiem 1.26m. Pewnie nie są to jakieś niesamowite długości, ale jest delikatny progres. Inna sprawa, że jak biegam 2:xx albo 3:xx to już są zupełnie inne długości kroku, ale tego zegarkiem nie zmierzę, bo ma zbyt rozstrzelane wyniki. Musiałbym policzyć na bieżni.