Niepodległościowa Piątka
miały być gromy, a wyszedł cichy bąk
Profil trasy, tętno, wysokość i inne pierdoły - klik
no cóż, w sumie nie wiem od czego zacząć.
wstałem rano, wypiłem kawę hahah.
a tak serio. w dniu zawodów/testu mam raczej wszystko rozpisane co do minuty. wtedy najlepiej działam. 6 rano pobudka, toaleta i kawka. 6:40 pierwsza część śniadania, bułeczka z marmoladą. przed 9 druga część śniadania, druga bułeczka z marmoladą. na koniec po 10 kawałek słodkiej czekolady. generalnie "ciężki posiłek" najpóźniej 2h przed biegiem.
ogólnie ostatnie dwa dni węgle dobrze naładowane, czwartek więcej, piątek już mniej. z rozsądkiem aby można było biegać.
na rozgrzewce tempo 5'00 i tętno ponad 160. 2km rozgrzewki, jakieś abc, ciut strechingu. dwie przebieżki i trzeba się szykować.
hymn odśpiewany, na linii startu udaje mi się wcisnąć w pierwszą linię. odliczanie do 11, pistolet i poszedł!
1km to z 200m prostej, lekki zakręt, drugi kawałek prostej i 90stopni w lewo. prosta do nawrotki to będzie z 500m.
początek mocno, te 200m poniżej 3:00/km. zakręt hamuje, ale dalej lecę za mocno. dwóch już wystrzeliło mocno do przodu, ja się sklejam do trzech biegaczy i lecimy we czterech.
robimy nawrotkę, dalej jest płasko. spokojnie biegnę na końcu grupy, pilnuje tempa. bo to akurat stryd dobrze pokazuje. kilometr odpikuje po kolejnej nawrotce. fizycznie bardzo dobry kilometr.
2km pod względem trasy leciuchny, bo z górki. co prawda ciut wieje ale się chowam na innych i liczę na to, że tak bardzo nie będzie wiało. asfalt z górki, pilnuje tempa. na zbiegu tempo oscyluje wokół 3:20/km. wypłaszczenie i dalej coś ok 3:30/km staram się pilnować. nawrotka i na powrocie odpikuje. sampoczucie cały czas dobre.
3km najtrudniejszy pod względem trasy, bo zaczyna się podbieg. taktycznie/z lenistwa na tym etapie biegu postanawiam ciut odpuścić. wziąć ten podbieg na spokojnie, żeby zostawić coś na drugą część biegu. celowo się nie siłuję. tempo momentami spada do 3'45 nawet. trudno, czasem trzeba coś stracić, żeby zyskać. jakoś się przebijam przed górę, lekkie wypłaszczenie i odrobinę z górki pozwala jakoś ogarnąć się pod względem oddechu. grupa się ciut rozjechała i staram się już biec swoje. co prawda przede mną jest jeden biegacz ale zbytnio jego obecność mnie nie rusza. szczerze mówiąc, zegarek zalapował kilometr, a ja nie wiedziałem w ile poszedł km. pod względem wysiłku zaczęło się robić wymagająco. dodatkowo niebezpiecznie zaczął mnie pobolewać bok na kolkę, ale jakoś udało się rozbiegać.
4km to druga duża pętla, więc z górki. powoli zaczynam odczuwać trudy biegu, na płaskim tempo spada w okolicę 3'35. na szczęście z górki udaje się trochę nadrobić. na płaski raczej biegnę swoje. wszedłem już w swój rytm. nawrotka i pik 4km.
5km czyli końcówka. a skoro druga duża pętla to pod górkę. staram się już odważniej zaatakować, co mi innego pozostaje. średnie tempo z zegarka pokazuje, że może być na styk. jeśli stryd dobrze zlicza dystans. ale nie biegłem optymalną trasą.
robię podbieg i dzieje się coś, czego się nie spodziewałem. łapie mnie kolka pod mostkiem. a zostało ponad 500m do końca. i teraz co robić. byle dobiec czy walczyć o jakiś czas. jako, że zdarzało mi się biec z kolką to staram się utrzymać tempo i ciut rozluźnić. co mi innego pozostało. przede mną nie ma nikogo, kogo mógłbym na finiszu wyprzedzić. za mną też nie ma nikogo, kto mógłby mnie pogonić. więc staram się utrzymać tempo i rytm kroku. dobiegam do ostatniego zakrętu i zegar odpikuje 5km. ostatnia prosta, wpadam na metę i zatrzymuje zegarek.
najpierw podpieram kolana, później kucam a na koniec sobie siadam do na krawężniku. 17:51,4 na zegarku.
oficjalny czas to 17:52. pozwala mi to zająć
8. miejsce na 167. startujących. a w kategorii
M30 zajmuje
3. miejsce.
_________________________________________________________________
od czego tu by zacząć przemyślenia.
czy dało się zrobić coś lepiej? chyba nie. uważam, że wszystko zamknęło się idealnie. a dlaczego nie wyszło? nie wiem.
- trasa. nie była idealna. zakręty, nawrotki, z górki i pod górkę. ja też nie biegłem optymalną trasą. z drugiej strony biegam ze strydem. na bieżni robiąc treningi pokazuje dystans dobry. na pętli 333m potrafi mieć odchyły 3-5m, zależnie od lapowania ręcznego.
- samopoczucie. bardzo dobrze się czułem w trakcie samego biegu. pod względem wytrzymałości poszło do przodu, bo tutaj po 4km czułem się "dosyć świeży". nie było żadnej bomby, nie było żadnej odcinki, nie było żadnych ciężkich nóg. zresztą kadencja mówi swoje: 171, 172, 171, 172, 173. dzisiaj pod względem wysiłku po 5km czułem się tak, jak w trakcie testu na bieżni po 3. fizycznie idealnie.
- waga dzisiaj rano pokazała 71,5. więc można uznać, że ok. 71kg to jest moja waga startowa na dziś. (70,7 w lipcu na bieżni, 71,7 parkrun w sierpniu). samo ładowanie węgli weż przebiegło dosyć dobrze.
- pogoda. warunki nie były idealne ale nie było tragedii. 9 stopni i wiatr. z ubiorem trafiłem dobrze. gdybym ciut zaryzykował, to mógłbym jeszcze zyskać ale jak zawiewało to robiło się zwyczajnie zimno. (będą zdjęcia to coś wrzucę)
czy jestem zły/niezadowolony? i tak i nie.
z jednej strony miałbyć atak na 17:30 i na tyle się szykowaliśmy. treningi szły dobrze, praktycznie wszystko domknięte. dodatkowo z lekkim zapasem. na bieżni bym pewnie to rozmienił. wiedząc, że dystans jest równy i dodatkowo biegam na zegar nie gps/stryd.
z drugiej strony na dzisiaj to był chyba mój maks. nie dałbym rady chyba się zmusić do większego wysiłku. podczas parkrunu praktycznie cały czas biegliśmy w grupie, dodatkowo pod koniec jeszcze uciekałem więc inna motywacja jest.
mimo wszystko ambicja trochę boli, człowiek chciałby żeby zawsze było tak jak sobie zaplanuje.
nie ma co spuszczać głowy w jaja, trzeba dalej tyrać. prędzej czy później 17:30 pęknie.
reasumując - nie zrealizowałem założeń
