6x150m w 21sek, p. 4'
znowu jest ten czas w roku.
1. 20.67
2. 20.38
3. 20.65
4. 21.16
5. 21.21
6. 20.88
nie chce mi się. tak po prostu po ludzku. nie mam ochoty wychodzić z domu. długo ciemno, następnie szybko robi się.... ciemno. do tego zimno i wieje.
dzisiaj niby o 11 poszedłem biegać, ładne słoneczko. dosyć ciepło jeśli nie wiało. ale zwyczajnie mi się nie chciało.
ubrałem się dosyć ciepło, bo zimowe legginsy i na górę gruba, trochę górska bluza. niestety. u mnie przy treningu sprinterskim konieczne jest utrzymanie ciepłoty ciała.
2km plus abc niby spoko ale na ciut ociężałych nogach. o dziwo na abc dalej mi się nie chciało.
zakładam kolce, trzy przebieżki o dziwo dosyć dynamicznie. dobry prognostyk, może coś z tego będzie.
start z trzech, czterech kroków.
generalnie założenie było takie, że miało być od początku mocno. bieg na zasadzie: 60m po łuku i 90m prostej. czyli rozpędzam się i na prostej rura.
pierwsze trzy mocno, ale na jakieś granicy ponieważ nie musiałem się podpierać na kolanach ani nie było jakiegoś mega zjazdu. wiadomo, z każdym kolejnym powtórzeniem coraz szybciej przychodziła bomba, ale wtedy po prostu cel był taki, aby podnosić kolana do góry i się nie spinać.
czwarte i piąte ciut ciężej, powoli biegane na miękkich nogach. po czwartym musiałem się podeprzeć a po piątym kucnąć.
przed szóstym postanowiłem zdjąć bluzę

bo wcześniejsze pięć biegałem w pełnym rynsztunku, bo ciut wiało.
ostatnie to od początku w sumie miękkie nogi, ale od początku atak. tutaj kwasik gdzieś ok 75-80m lecz jakoś dociągnąłem. od razu kucnąłem, bo było ciężko.
to, ile energii mnie kosztowały te sprinty, dopiero wyszło na rozbieganiu. w momencie mnie zaczęła boleć głowa, ściskać w żołądku a pod koniec pierwszego koła musiałem się zatrzymać. gdybym miał czym zwymiotować to bym oddał, taki kaszel wykrztuśny mnie złapał. lecz im dalej na rozbieganiu tym lepiej.
wiadomo, samemu lapowanie to można o kant koła potłuc, ale chyba nie wyszło źle. biorąc pod uwagę, że to było pierwsze takie mocne bieganie na takich odcinkach. do tej pory nie zdarzyło mi się zejść poniżej 21sek. no chyba, że jak atakowałem sub60/400m to tam było ok 28sek 200m. ale nie powtórzeniowo.
jak na warunki, moje nastawienie, i etap w którym się znajduję - to jestem zadowolony. nie było idealnie, jest kilka rzeczy do poprawy ale daje to jakąś nadzieje.
dodatkowo cieszę się, że nie rozsypałem się mięśniowo. co prawda musiałem podwiązać przywodziciel, ale w trakcie samego biegu nie dokuczał. dopiero teraz ciutkę tam dyskomfortu jest.
a moja niechęć do biegania przejdzie. zawsze przechodzi.