Na dziś bardzo ciężka sztuka. Chyba tylko ambicjonalnie udało się domknąć.
Generalnie samopoczucie przed biegiem takie jak przed 3x2km w 3:35 czyli lipne.
Ciężka noc. Dosyć płytki sen, dodatkowo ok 4 nad ranem zaczęła się burza i ulewa. Ciekawie.
Na rozgrzewce już tętno pod 160, ale noga dosyć luźna.
Abc ok 20min dosyć dynamicznie, bo zimno.
Jako, że ja ciepło lubny jestem to wrzuciłem sobie na nogi legginsy 3/4 żeby się dobrze dogrzać.
Kolce, trzy przebieżki nawet swobodnie.
Zakładane międzyczasy:
200 - 39s
333 - 1:05
400 - 1:18
600 - 1:57
1. 2:10,6 hr 172/184
Standardowo pierwsze na przepalenie, ale już ciężko szło. Noga jakby bez mocy, szybko się męczyła. Odcinki mniej więcej w punkt.
2. 2:10,3 178/189
Jeszcze w miarę, międzyczasy ciut szybciej ale pod koniec zaczęło podlewać nogi kwasem.
3. 2:10.8 178/189
Zaczynają się ciężary. Noga coraz szybciej ciężka, nie chce podawać. Robi się drętwa. Oddechowo o dziwo też ciężko, tylko nie wiem czy dlatego, że nogi odcina czy po prostu jest kiepska dyspozycja dnia. Lekka podpórka na kolanach
4. 2:11,6 179/191
Powolny zjazd. Przestaje kontrolować międzyczasy, bo zwyczajnie wybija mnie to rytmu. Bardziej koncentruje się na biegu, bo mniej więcej wyczuwam już tempo. Po pierwszej pętli to idzie z wątroby. Trzeba się podeprzeć bo ciężko.
5. 2:12,5 180/189
Duże zwątpienie. Bardzo słabo wygląda całe powtórzenie. Po 400m jest chyba 1:20. Szybciutko nogi zostały w tyle. Mleczan i jakby brak mocy. Szkoda przerywać. Ale pojawia się myśl, żeby skończyć po pięciu.
6. 2:10,6 180/191
Ale z drugiej strony zostało ostatnie. Więc najwyżej zdechnę. I było blisko. Po pierwszej pętli czułem, że jest wolno i zacząłem zwalniać, żeby skończyć bo będzie za duży zjazd na międzyczasie. Ale koło weszło w 1:06 więc cisnę. 400m co prawda w 1:20 ale zostało 250m.
I w sumie nie wiem skąd wziąłem moc żeby finiszować. Się człowiek na oglądał hassan czy młodą mu z usa

Wydłużyłem krok i zamknąłem.
Ale z dobre 4min do siebie dochodziłem.
Ciężko. Fakt faktem mój organizm musi wrócić do trybu z przed urlopu.
Swoje też pewnie robi powrót do sprawdzonej diety, gdzie jednak nie ma miejsca na puste kalorie w postaci alkoholu czy słodyczy. Więc pojawił się zwyczajny zjazd energetyczny.
Jak na formę dnia to jestem zadowolony z wykonu. Szczególnie z ostatniej sztuki, gdzie na prawdę dałem z siebie wszystko.
Sam się czasem zastanawiam, skąd się biorą u mnie chęci na takie coś.

Na dzisiaj to był mój maks. Odzywają się też lekkie boleści. A tu przywodziciel pociągnie, a tu łydka zakłuje. Normalna rzecz. Jeszcze z tydzień, dwa i znowu sie zaadoptuje.