Alexia - mimo wszystko :)
Moderator: infernal
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
27 maja 2010 (czwartek)
3,500 km
8:51/km
Ludzie chcą biegać, to biegam, ale nie wiem czy to jeszcze bieganiem można nazwać. Tak wolno, to jeszcze chyba nigdy nie było. Za to było wesoło. Poprowadziłam moje owieczki do mety. I mamy już 15 okrążeń Błoń. Zostało 85. Trochę trudniej będzie niż w zeszłym roku. Wtedy nie miałam w planie żadnych zawodów. A półmaraton w Rudawie był akurat po zakończeniu Kwietnego Biegu. Teraz mam zawody w każdy weekend, więc wtedy odpada bieganie po Błoniach. Ale CO MI T(e)AM! Dam radę !
KOMENTARZE
3,500 km
8:51/km
Ludzie chcą biegać, to biegam, ale nie wiem czy to jeszcze bieganiem można nazwać. Tak wolno, to jeszcze chyba nigdy nie było. Za to było wesoło. Poprowadziłam moje owieczki do mety. I mamy już 15 okrążeń Błoń. Zostało 85. Trochę trudniej będzie niż w zeszłym roku. Wtedy nie miałam w planie żadnych zawodów. A półmaraton w Rudawie był akurat po zakończeniu Kwietnego Biegu. Teraz mam zawody w każdy weekend, więc wtedy odpada bieganie po Błoniach. Ale CO MI T(e)AM! Dam radę !
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
To był intensywny weekend. I udany biegowo. Ale zacznijmy od początku.
29 maja 2010 (sobota)
V Parafialny Bieg św. Urbana w Strzebiniu
Strasznie nie chciało mi się tam jechać. 133 km od domu. I tylko 10 km do biegania. Natomiast mojemu mężowi zależało bardzo. W Skawinie mu nie poszło i chciał sobie zrekompensować. Więc jako dobra żona wsiadłam do samochodu i pojechałam. W zasadzie do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy pobiec. Chociaż wiadome było, że jak już tam przyjadę, to i pobiegnę. I pobiegłam. Bieg nie był łatwy. Było parno i duszno. Na dodatek kilka nawrotów o 180 stopni i podbiegi. Biegłam sobie więc bez spinania się na wynik. Poszło przyzwoicie, bo metę przebiegłam z czasem 50:07. Potem kiełbaska, ciasto i picie. I czekanie na wyniki. Mój mąż był na mecie piąty, więc miał nadzieję, że w kategorii wiekowej będzie jakieś podium. No i oczywiście było. Drugie miejsce. Aparat przygotowany i czekamy na jego kategorię. Jednak przed mężczyznami były nagradzane kobiety. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam swoje nazwisko. Zajęłam drugie miejsce w kategorii wiekowej!
Moja radość była krótka. W domu okazało się, że w mojej kategorii startowały tylko cztery kobiety. W sumie to żadne osiągnięcie - być drugą na cztery osoby. No, ale puchar jest. I dzieci mają radochę, że mama też ma puchar. Bo u nas w rodzinie, każdy już coś miał oprócz mnie.
KOMENTARZE
29 maja 2010 (sobota)
V Parafialny Bieg św. Urbana w Strzebiniu
Strasznie nie chciało mi się tam jechać. 133 km od domu. I tylko 10 km do biegania. Natomiast mojemu mężowi zależało bardzo. W Skawinie mu nie poszło i chciał sobie zrekompensować. Więc jako dobra żona wsiadłam do samochodu i pojechałam. W zasadzie do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy pobiec. Chociaż wiadome było, że jak już tam przyjadę, to i pobiegnę. I pobiegłam. Bieg nie był łatwy. Było parno i duszno. Na dodatek kilka nawrotów o 180 stopni i podbiegi. Biegłam sobie więc bez spinania się na wynik. Poszło przyzwoicie, bo metę przebiegłam z czasem 50:07. Potem kiełbaska, ciasto i picie. I czekanie na wyniki. Mój mąż był na mecie piąty, więc miał nadzieję, że w kategorii wiekowej będzie jakieś podium. No i oczywiście było. Drugie miejsce. Aparat przygotowany i czekamy na jego kategorię. Jednak przed mężczyznami były nagradzane kobiety. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam swoje nazwisko. Zajęłam drugie miejsce w kategorii wiekowej!
Moja radość była krótka. W domu okazało się, że w mojej kategorii startowały tylko cztery kobiety. W sumie to żadne osiągnięcie - być drugą na cztery osoby. No, ale puchar jest. I dzieci mają radochę, że mama też ma puchar. Bo u nas w rodzinie, każdy już coś miał oprócz mnie.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
30 maja 2010 (niedziela)
II Bieg Szkolny
Piknik szkolny u męża w szkole. Drugi raz odbyły się tam zawody biegowe. Startowały dzieci i rodzice, i nauczyciele, i rodziny. Niektóre kategorie obstawione mocno inne słabiej. W sumie świetna zabawa. Trudno powiedzieć jaki był dystans. Tak około 1,5 km. Cztery okrążenia wokół stadionu. Trochę się stresowałam, bo chciałam wypaść w miarę dobrze, by Wojtkowi było miło. W zeszłym roku byłam czwarta. Biegło mi się nie najlepiej. Przed startem w ogóle się nie rozgrzałam i czułam to w nogach. Jednakże jak pod koniec pierwszego okrążenia wyszłam na drugie miejsce, to już tak dobiegłam do końca. Mogłam trochę więcej z siebie dać i zawalczyć z koleżanką, ale jakoś tak mocy nie miałam. Trochę to za krótki dystans. Zupełnie nie umiem tego biegać.
Startowało 10 lub 11 kobiet, więc w sumie wypadłam lepiej niż wczoraj .
Ja wiem, że to żadne osiągnięcia nie są, ale dają mi dużo radości. I fajnie oglądać tę radość i dumę w oczach własnych dzieci.
Pozdrawiam kolegę, który poczytuje mojego bloga. Zdradzisz jakiego masz tu nicka? bo zapomniałam się zapytać.
KOMENTARZE
II Bieg Szkolny
Piknik szkolny u męża w szkole. Drugi raz odbyły się tam zawody biegowe. Startowały dzieci i rodzice, i nauczyciele, i rodziny. Niektóre kategorie obstawione mocno inne słabiej. W sumie świetna zabawa. Trudno powiedzieć jaki był dystans. Tak około 1,5 km. Cztery okrążenia wokół stadionu. Trochę się stresowałam, bo chciałam wypaść w miarę dobrze, by Wojtkowi było miło. W zeszłym roku byłam czwarta. Biegło mi się nie najlepiej. Przed startem w ogóle się nie rozgrzałam i czułam to w nogach. Jednakże jak pod koniec pierwszego okrążenia wyszłam na drugie miejsce, to już tak dobiegłam do końca. Mogłam trochę więcej z siebie dać i zawalczyć z koleżanką, ale jakoś tak mocy nie miałam. Trochę to za krótki dystans. Zupełnie nie umiem tego biegać.
Startowało 10 lub 11 kobiet, więc w sumie wypadłam lepiej niż wczoraj .
Ja wiem, że to żadne osiągnięcia nie są, ale dają mi dużo radości. I fajnie oglądać tę radość i dumę w oczach własnych dzieci.
Pozdrawiam kolegę, który poczytuje mojego bloga. Zdradzisz jakiego masz tu nicka? bo zapomniałam się zapytać.
KOMENTARZE
Ostatnio zmieniony 30 maja 2010, 23:49 przez Alexia, łącznie zmieniany 1 raz.
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Ale to jeszcze nie koniec weekendu.
30 maja 2010 (niedziela)
14,100 km
5:31/km
3,500 km
5:41/km
+GR
Pomimo zawodów bieganych dzisiaj poszłam na trening. Zawody były krótkie i rano, więc nie przeszkadzały. A poza tym trzeba robić kółka do sztafety w Kwietnym Biegu. Pojechaliśmy na Błonia z mężem. Planowałam zrobić cztery okrążenia a Wojtek sześć. Po zrobieniu swojego wróciłam do namiotu i zaczęłam się rozciągać. Nagle wchodzi Flądra. Zaczęłyśmy rozmawiać. I stwierdziłam, że polecę z nią jeszcze kółko, żeby pogadać troszkę. Było naprawdę miło. Pobiegałabym z nią jeszcze, ale już trochę zmęczona byłam.
Basiu, mam nadzieję, że kolano się nie odzywało.
Mamy już 26 kółek .
KOMENTARZE
30 maja 2010 (niedziela)
14,100 km
5:31/km
3,500 km
5:41/km
+GR
Pomimo zawodów bieganych dzisiaj poszłam na trening. Zawody były krótkie i rano, więc nie przeszkadzały. A poza tym trzeba robić kółka do sztafety w Kwietnym Biegu. Pojechaliśmy na Błonia z mężem. Planowałam zrobić cztery okrążenia a Wojtek sześć. Po zrobieniu swojego wróciłam do namiotu i zaczęłam się rozciągać. Nagle wchodzi Flądra. Zaczęłyśmy rozmawiać. I stwierdziłam, że polecę z nią jeszcze kółko, żeby pogadać troszkę. Było naprawdę miło. Pobiegałabym z nią jeszcze, ale już trochę zmęczona byłam.
Basiu, mam nadzieję, że kolano się nie odzywało.
Mamy już 26 kółek .
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
06 czerwca 2010 (niedziela)
VIII Bieg o Puchar Burmistrza Miasta Bukowno
Cały tydzień bez biegania. Od dawna mi się to nie zdarzyło. Nie biegałam, bo chciało mi się spać. Chodziłam przez kilka dni zupełnie nieprzytomna i każdą wolną chwilę przesypiałam. Zamiast godzinkę spędzić na treningu, spędzałam ten czas w łóżku. Nie wiem, czy to z powodu niskiego ciśnienia, czy zmęczenia organizmu. No, ale w końcu się wyspałam . I już funkcjonuję nie zasypiając na stojąco.
Do Bukowna pojechaliśmy w trójkę. Mąż, koleżanka męża z pracy i ja. Koleżanka pierwszy raz w życiu brała udział w zawodach (tydzień temu biegła w biegu szkolnym, ale to inna skala była) i pierwszy raz biegła tak długi dystans. Postanowiłam się nią zaopiekować i przebiec razem z nią. Trasa była wspaniała. W sam raz na życiówki. Trzy zupełnie płaskie kółeczka. Ale upał przeogromny. Wręcz zabójczy. Mnóstwo osób z trasy zeszło. Przynajmniej dwie osoby zjechały z trasy karetką. A myśmy biegły sobie powolutku, spokojnie i z uśmiechem na ustach. Na piątym kilometrze Madzia opadła z sił. Potem powiedziała, że gdyby nie ja, to by zrezygnowała. Ale nie zrezygnowała i dobiegła do końca . A na mecie miała jeszcze siłę na piękny finisz. Cieszę się, że się jej udało. Czas może nie powalający, ale jak na debiut w takim upale i bez treningu pod ten dystans, to całkiem nieźle. Około 1:05:00. Dokładnie nie wiem, bo nie wyłączyłam stopera a oficjalnych wyników jeszcze nie ma.
Madzia odnośnie kolejnych startów nie mówi "nie", więc mamy nową koleżankę biegową .
Dałam się też ponieść ostatniej modzie na bieganie boso. Zaraz na mecie zdjęłam buty i skarpetki i potruchtałam sobie po stadionie. Cudowne uczucie. Szczególnie w taki upalny dzień. Chłodna trawka, żadnych nierówności i innych niespodzianek - sama rozkosz i masaż pierwszej klasy .
Muszę jeszcze dodać, że bardzo lubię jeździć na zawody. Spotkania z biegowymi znajomymi są bezcenne. A za tydzień Rudawa i półmaraton. Na życiówkę się nie nastawiam, bo teren trudny, ale poniżej dwóch godzin, to bym chciała przybiec.
KOMENTARZE
VIII Bieg o Puchar Burmistrza Miasta Bukowno
Cały tydzień bez biegania. Od dawna mi się to nie zdarzyło. Nie biegałam, bo chciało mi się spać. Chodziłam przez kilka dni zupełnie nieprzytomna i każdą wolną chwilę przesypiałam. Zamiast godzinkę spędzić na treningu, spędzałam ten czas w łóżku. Nie wiem, czy to z powodu niskiego ciśnienia, czy zmęczenia organizmu. No, ale w końcu się wyspałam . I już funkcjonuję nie zasypiając na stojąco.
Do Bukowna pojechaliśmy w trójkę. Mąż, koleżanka męża z pracy i ja. Koleżanka pierwszy raz w życiu brała udział w zawodach (tydzień temu biegła w biegu szkolnym, ale to inna skala była) i pierwszy raz biegła tak długi dystans. Postanowiłam się nią zaopiekować i przebiec razem z nią. Trasa była wspaniała. W sam raz na życiówki. Trzy zupełnie płaskie kółeczka. Ale upał przeogromny. Wręcz zabójczy. Mnóstwo osób z trasy zeszło. Przynajmniej dwie osoby zjechały z trasy karetką. A myśmy biegły sobie powolutku, spokojnie i z uśmiechem na ustach. Na piątym kilometrze Madzia opadła z sił. Potem powiedziała, że gdyby nie ja, to by zrezygnowała. Ale nie zrezygnowała i dobiegła do końca . A na mecie miała jeszcze siłę na piękny finisz. Cieszę się, że się jej udało. Czas może nie powalający, ale jak na debiut w takim upale i bez treningu pod ten dystans, to całkiem nieźle. Około 1:05:00. Dokładnie nie wiem, bo nie wyłączyłam stopera a oficjalnych wyników jeszcze nie ma.
Madzia odnośnie kolejnych startów nie mówi "nie", więc mamy nową koleżankę biegową .
Dałam się też ponieść ostatniej modzie na bieganie boso. Zaraz na mecie zdjęłam buty i skarpetki i potruchtałam sobie po stadionie. Cudowne uczucie. Szczególnie w taki upalny dzień. Chłodna trawka, żadnych nierówności i innych niespodzianek - sama rozkosz i masaż pierwszej klasy .
Muszę jeszcze dodać, że bardzo lubię jeździć na zawody. Spotkania z biegowymi znajomymi są bezcenne. A za tydzień Rudawa i półmaraton. Na życiówkę się nie nastawiam, bo teren trudny, ale poniżej dwóch godzin, to bym chciała przybiec.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
8 czerwca 2010 (wtorek)
7 km
6:31/km
+GR
Będzie krótko. Upał mnie zabija. Nie umiem funkcjonować w taką pogodę. Nie mówiąc o bieganiu. Dwa wymęczone kółeczka w towarzystwie koleżanki.
KOMENTARZE
7 km
6:31/km
+GR
Będzie krótko. Upał mnie zabija. Nie umiem funkcjonować w taką pogodę. Nie mówiąc o bieganiu. Dwa wymęczone kółeczka w towarzystwie koleżanki.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
9 czerwca 2010 (środa)
Babia Góra
Nic więcej nie trzeba dodawać. Ale dodam . Jakiś to trening w końcu był.
Wyjechałyśmy o świcie. Kraków pożegnał nas chłodnym porankiem. Szybko znalazłyśmy się na Przełęczy Krowiarka. Gdy wysiadałyśmy z samochodu, to jakiś miejscowy ostrzegał nas, że będzie na szczycie "patelnia". Nie było. Był wiatr i było zimno. I były sasanki. Morze sasanek. I zawilców. Chyba tam zamieszkam .
Nogi się przyjemnie zmęczyły. Szczególnie schodzenie dało w kość. A w zasadzie w kolana. Tylko kij ratował sytuację.
A nad bieganiem stawiam na razie znak zapytania. Nie jestem z stanie. "Utrzymać formę przez lato" - to jest dopiero wyzwanie. Co tam maraton! Maraton to pikuś był.
KOMENTARZE
Babia Góra
Nic więcej nie trzeba dodawać. Ale dodam . Jakiś to trening w końcu był.
Wyjechałyśmy o świcie. Kraków pożegnał nas chłodnym porankiem. Szybko znalazłyśmy się na Przełęczy Krowiarka. Gdy wysiadałyśmy z samochodu, to jakiś miejscowy ostrzegał nas, że będzie na szczycie "patelnia". Nie było. Był wiatr i było zimno. I były sasanki. Morze sasanek. I zawilców. Chyba tam zamieszkam .
Nogi się przyjemnie zmęczyły. Szczególnie schodzenie dało w kość. A w zasadzie w kolana. Tylko kij ratował sytuację.
A nad bieganiem stawiam na razie znak zapytania. Nie jestem z stanie. "Utrzymać formę przez lato" - to jest dopiero wyzwanie. Co tam maraton! Maraton to pikuś był.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
12 czerwca 2010 (sobota)
7,700 km
5:51/km
+GR
Trzeba być twardym . Pobiegałam. Obudziłam się wcześnie. Normalnie, to obróciłabym się na drugi bok i spała dalej. Dziś niewiele myśląc ubrałam ciuchy biegowe (jak się później okazało jedną skarpetkę na lewej stronie) i wyszłam. Zaczęłam biegać o 5:30. Wcale nie było rześko. 22 stopnie i wilgotne powietrze. Jednak słońce nie paliło, tak jak w dzień. Spotkałam na trasie dwóch, takich samych jak ja, biegających desperatów i jedną dziewczynę na rolkach. Musimy mieć nierówno pod sufitem .
Jutro Rudawa. Będzie dobrze .
KOMENTARZE
7,700 km
5:51/km
+GR
Trzeba być twardym . Pobiegałam. Obudziłam się wcześnie. Normalnie, to obróciłabym się na drugi bok i spała dalej. Dziś niewiele myśląc ubrałam ciuchy biegowe (jak się później okazało jedną skarpetkę na lewej stronie) i wyszłam. Zaczęłam biegać o 5:30. Wcale nie było rześko. 22 stopnie i wilgotne powietrze. Jednak słońce nie paliło, tak jak w dzień. Spotkałam na trasie dwóch, takich samych jak ja, biegających desperatów i jedną dziewczynę na rolkach. Musimy mieć nierówno pod sufitem .
Jutro Rudawa. Będzie dobrze .
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
13 czerwca 2010 (niedziela)
VI Jurajski Półmaraton
Próbowaliście kiedyś zmoknąć? Miałam na to wielką ochotę. Wczoraj wieczorem zaczęło grzmieć, więc wyciągnęłam męża na spacer. Chodziliśmy, chodziliśmy i nic. Ludzie otwierali parasole lub uciekali, a my chcieliśmy zmoknąć (w sumie Wojtek nie bardzo chciał zmoknąć, ale dzielnie mi towarzyszył) i jakoś nas deszcz omijał. Zaledwie parę kropel na nas spadło. Wróciliśmy do domu. Byłam niepocieszona. Nagle usłyszałam, że leje więc szybciutko zbiegłam na dół i wyszłam na podwórko. Stanęłam, i nic. Słyszę, że leje, ale krople mnie omijają. Stwierdziłam więc, że pewnie mam za małą powierzchnię i poszłam przed siebie, żeby jak najwięcej tych kropel nałapać. Oddaliłam się już sporo od mieszkania, gdy usłyszałam dziwne i niepokojące dźwięki. Jakby ktoś co jakiś czas rzucał kamieniami w samochody. Troszkę obleciał mnie strach, mimo że nikogo dookoła nie było. A może właśnie dlatego. Zaczęłam zawracać. Wtedy rozpętała się burza. Zmoczyło mnie kompletnie w ciągu jednej minuty. I o to mi chodziło, ale atrakcją nieprzewidzianą był grad wielkości orzechów laskowych. Bolało. Przemoczona, obolała i szczęśliwa wróciłam do domu. Lubię letnie burze . Gdyby nie to, że miałam jechać do Rudawy, to pobiegałabym.
Zaciągnięte chmurami niebo utrzymało się do rana. W Krakowie było 20 stopni. W Rudawie zaledwie 15. Wymarzona pogoda na bieganie. Na starcie spotkałam się z koleżanką, z którą biegłyśmy Półmaraton Marzanny i postanowiłyśmy to powtórzyć. Bardzo lubię z nią biegać, bo mamy podobny poziom. Przy czym ona jest nieznacznie lepsza ode mnie. Zaczęłyśmy powolutku. Przez pierwsze kilometry trochę pogadałyśmy. Później zmęczenie nie pozwalało. Kilometry leciały bardzo szybciutko. Pierwszy raz w życiu biegłam w takim tłumie. Od początku do końca miałam wokół siebie mnóstwo ludzi. Wyprzedzanie było trudne. To rwane tempo, zawiązywanie buta gdzieś na 15 km i głód sprawiły, że odcięło mi paliwo na 20 km. Gdyby nie Beata, nie dałabym rady utrzymać tempa. Jednak jej towarzystwo dodawało mi skrzydeł i dociągnęłam do końca. Nie miałam jednak już siły na finisz i na 100 metrów przed metą zaczęto mnie wyprzedzać. Wkurzyło mnie to. I wykrzesałam jeszcze odrobinę sił. Jednego z mężczyzn, którzy mnie wyprzedzili, wzięłam tuż przed metą a innemu się nie dałam . Czas 1:56:03 (netto). To mój drugi czas na półmaratonie . Miejsce 797/1232. A wśród kobiet 56/137.
Dumna jestem z naszej forumowej koleżanki Moniś. Poszalała i zajęła 3 miejsce w swojej kategorii wiekowej .
KOMENTARZE
VI Jurajski Półmaraton
Próbowaliście kiedyś zmoknąć? Miałam na to wielką ochotę. Wczoraj wieczorem zaczęło grzmieć, więc wyciągnęłam męża na spacer. Chodziliśmy, chodziliśmy i nic. Ludzie otwierali parasole lub uciekali, a my chcieliśmy zmoknąć (w sumie Wojtek nie bardzo chciał zmoknąć, ale dzielnie mi towarzyszył) i jakoś nas deszcz omijał. Zaledwie parę kropel na nas spadło. Wróciliśmy do domu. Byłam niepocieszona. Nagle usłyszałam, że leje więc szybciutko zbiegłam na dół i wyszłam na podwórko. Stanęłam, i nic. Słyszę, że leje, ale krople mnie omijają. Stwierdziłam więc, że pewnie mam za małą powierzchnię i poszłam przed siebie, żeby jak najwięcej tych kropel nałapać. Oddaliłam się już sporo od mieszkania, gdy usłyszałam dziwne i niepokojące dźwięki. Jakby ktoś co jakiś czas rzucał kamieniami w samochody. Troszkę obleciał mnie strach, mimo że nikogo dookoła nie było. A może właśnie dlatego. Zaczęłam zawracać. Wtedy rozpętała się burza. Zmoczyło mnie kompletnie w ciągu jednej minuty. I o to mi chodziło, ale atrakcją nieprzewidzianą był grad wielkości orzechów laskowych. Bolało. Przemoczona, obolała i szczęśliwa wróciłam do domu. Lubię letnie burze . Gdyby nie to, że miałam jechać do Rudawy, to pobiegałabym.
Zaciągnięte chmurami niebo utrzymało się do rana. W Krakowie było 20 stopni. W Rudawie zaledwie 15. Wymarzona pogoda na bieganie. Na starcie spotkałam się z koleżanką, z którą biegłyśmy Półmaraton Marzanny i postanowiłyśmy to powtórzyć. Bardzo lubię z nią biegać, bo mamy podobny poziom. Przy czym ona jest nieznacznie lepsza ode mnie. Zaczęłyśmy powolutku. Przez pierwsze kilometry trochę pogadałyśmy. Później zmęczenie nie pozwalało. Kilometry leciały bardzo szybciutko. Pierwszy raz w życiu biegłam w takim tłumie. Od początku do końca miałam wokół siebie mnóstwo ludzi. Wyprzedzanie było trudne. To rwane tempo, zawiązywanie buta gdzieś na 15 km i głód sprawiły, że odcięło mi paliwo na 20 km. Gdyby nie Beata, nie dałabym rady utrzymać tempa. Jednak jej towarzystwo dodawało mi skrzydeł i dociągnęłam do końca. Nie miałam jednak już siły na finisz i na 100 metrów przed metą zaczęto mnie wyprzedzać. Wkurzyło mnie to. I wykrzesałam jeszcze odrobinę sił. Jednego z mężczyzn, którzy mnie wyprzedzili, wzięłam tuż przed metą a innemu się nie dałam . Czas 1:56:03 (netto). To mój drugi czas na półmaratonie . Miejsce 797/1232. A wśród kobiet 56/137.
Dumna jestem z naszej forumowej koleżanki Moniś. Poszalała i zajęła 3 miejsce w swojej kategorii wiekowej .
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
15 czerwca 2010 (wtorek)
11,400 km
5:39/km
+GR +GS
W sumie jeszcze się nie pochwaliłam moim nowym nabytkiem. Grubo przed maratonem obiecałam sobie, że jeśli uda mi się go przebiec, to w nagrodę kupię sobie buty. I nie będę patrzeć na cenę . Maraton przebiegłam - obietnicę trzeba było spełnić. Poszłam do sklepu biegacza i prawdopodobnie przeraźliwie umęczyłam sprzedawcę . Po długiej rozmowie, badaniu stóp, oglądaniu starych butów i przymierzaniu różnych nowych - wyszłam ze sklepu z Nike Lunarglide. Nie są co prawda tak piękne, jak te poprzednie, ani nawet jak model męski, ale zdecydowanie można o nich powiedzieć, że są ładne. W przeciwieństwie do różnych innych butów biegowych. Są lekko szare, prawie białe i mają malinową podeszwę. Ja wiem, że nie uroda jest najważniejsza, ale jestem kobietą i lubię mieć buty, które mi się podobają . Na dodatek są wygodne i ładnie pracują ze stopą. Może to sugestia, ale czuję, że nie pozwalają mi na wykrzywianie stóp podczas przetaczania. Jak się okazuje, jedna stopa mi pronuje, a druga supinuje, więc wybór butów chyba najlepszy z możliwych. Są też twardsze od tych poprzednich więc chyba długie wybiegania będę robiła jeszcze w tamtych.
Bieganie, po ostatnim półmaratonie, nie było super lekkie. Jakaś ociężałość w nogach została. Komary więc miały świeżą kolację z dostawą. Nie byłam im dłużna i sama ze dwa połknęłam. A może to muszki były. Jedno coś wleciało mi też do oka. Czas się nauczyć biegać z zamkniętymi ustami. Trudniej będzie zamknąć oczy .
Jednakże niezbyt wysoka temperatura, lekki jak mgiełka deszczyk, no i nowe buty - sprawiły że bieg zaliczam do udanych.
A w domu, oprócz rozciągania, zaniedbana ostatnio gimnastyka siłowa.
KOMENTARZE
11,400 km
5:39/km
+GR +GS
W sumie jeszcze się nie pochwaliłam moim nowym nabytkiem. Grubo przed maratonem obiecałam sobie, że jeśli uda mi się go przebiec, to w nagrodę kupię sobie buty. I nie będę patrzeć na cenę . Maraton przebiegłam - obietnicę trzeba było spełnić. Poszłam do sklepu biegacza i prawdopodobnie przeraźliwie umęczyłam sprzedawcę . Po długiej rozmowie, badaniu stóp, oglądaniu starych butów i przymierzaniu różnych nowych - wyszłam ze sklepu z Nike Lunarglide. Nie są co prawda tak piękne, jak te poprzednie, ani nawet jak model męski, ale zdecydowanie można o nich powiedzieć, że są ładne. W przeciwieństwie do różnych innych butów biegowych. Są lekko szare, prawie białe i mają malinową podeszwę. Ja wiem, że nie uroda jest najważniejsza, ale jestem kobietą i lubię mieć buty, które mi się podobają . Na dodatek są wygodne i ładnie pracują ze stopą. Może to sugestia, ale czuję, że nie pozwalają mi na wykrzywianie stóp podczas przetaczania. Jak się okazuje, jedna stopa mi pronuje, a druga supinuje, więc wybór butów chyba najlepszy z możliwych. Są też twardsze od tych poprzednich więc chyba długie wybiegania będę robiła jeszcze w tamtych.
Bieganie, po ostatnim półmaratonie, nie było super lekkie. Jakaś ociężałość w nogach została. Komary więc miały świeżą kolację z dostawą. Nie byłam im dłużna i sama ze dwa połknęłam. A może to muszki były. Jedno coś wleciało mi też do oka. Czas się nauczyć biegać z zamkniętymi ustami. Trudniej będzie zamknąć oczy .
Jednakże niezbyt wysoka temperatura, lekki jak mgiełka deszczyk, no i nowe buty - sprawiły że bieg zaliczam do udanych.
A w domu, oprócz rozciągania, zaniedbana ostatnio gimnastyka siłowa.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
17 czerwca 2010 (czwartek)
11,400 km
5:32/km (w tym 6x100m przebieżki)
+GR +GS
Zaczęło się przygnębiająco. Jakiegoś doła złapałam i tak sobie biegłam i rozmyślałam o przemijaniu czasu, o zmarszczkach itd. Nagle zobaczyłam świetlika. W pierwszej chwili nie uwierzyłam. Bo jak to? Świetliki i centrum dużego miasta? Ale zaraz był następny i następny. I nagle przeniosłam się w czasie o 30 lat. Jechałam wtedy z babcią do Kębłowa do cioci staruszki. Zupełnie nie wiem czemu ją zapamiętałam jako staruszkę, bo to była siostra dziadka, a przecież dziadek staruszkiem nie był. Kębłowo też pamiętam, jako jeden samotny dom pośrodku lasu, a dziś czytam, że to duża wieś. Wysiadłyśmy w autobusu i ruszyłyśmy w las. Jaka to była przygoda dla sześciolatki! Same, nocą, w lesie... Po kilku metrach otoczyły nas świetliki. Było ich mnóstwo. Czarny las i te srebrno-zielonkawe światełka. Widziałam je po raz pierwszy w życiu. I były one dla mnie magiczne. Wspomnienie to przegnało nastrój depresyjny .
Z uśmiechem na ustach pokonywałam następne kilometry. Dużą radość sprawiało mi wyprzedzanie rolkarzy . Gdy wyprzedziłam kolejne dziewczyny, jedna z nich powiedziała do koleżanek: ja tak szybko nie biegam. W głosie pobrzmiewał lekki podziw. A ja uniesiona jej słowami zaczęłam przebieżkę, której w ogóle nie planowałam. Bo ja przecież też tak szybko nie biegam . Przebieżek wyszło sześć. Potem schłodzenie w kierunku domu.
Na kilometr przed domem otoczył mnie zapach lip. Cudny i słodki. Zapach wakacji.
Kocham bieganie! Za to, że z domu wybiegła smutna i przygnębiona starsza pani, a wróciła pełna radości i energii młoda kobieta .
KOMENTARZE
11,400 km
5:32/km (w tym 6x100m przebieżki)
+GR +GS
Zaczęło się przygnębiająco. Jakiegoś doła złapałam i tak sobie biegłam i rozmyślałam o przemijaniu czasu, o zmarszczkach itd. Nagle zobaczyłam świetlika. W pierwszej chwili nie uwierzyłam. Bo jak to? Świetliki i centrum dużego miasta? Ale zaraz był następny i następny. I nagle przeniosłam się w czasie o 30 lat. Jechałam wtedy z babcią do Kębłowa do cioci staruszki. Zupełnie nie wiem czemu ją zapamiętałam jako staruszkę, bo to była siostra dziadka, a przecież dziadek staruszkiem nie był. Kębłowo też pamiętam, jako jeden samotny dom pośrodku lasu, a dziś czytam, że to duża wieś. Wysiadłyśmy w autobusu i ruszyłyśmy w las. Jaka to była przygoda dla sześciolatki! Same, nocą, w lesie... Po kilku metrach otoczyły nas świetliki. Było ich mnóstwo. Czarny las i te srebrno-zielonkawe światełka. Widziałam je po raz pierwszy w życiu. I były one dla mnie magiczne. Wspomnienie to przegnało nastrój depresyjny .
Z uśmiechem na ustach pokonywałam następne kilometry. Dużą radość sprawiało mi wyprzedzanie rolkarzy . Gdy wyprzedziłam kolejne dziewczyny, jedna z nich powiedziała do koleżanek: ja tak szybko nie biegam. W głosie pobrzmiewał lekki podziw. A ja uniesiona jej słowami zaczęłam przebieżkę, której w ogóle nie planowałam. Bo ja przecież też tak szybko nie biegam . Przebieżek wyszło sześć. Potem schłodzenie w kierunku domu.
Na kilometr przed domem otoczył mnie zapach lip. Cudny i słodki. Zapach wakacji.
Kocham bieganie! Za to, że z domu wybiegła smutna i przygnębiona starsza pani, a wróciła pełna radości i energii młoda kobieta .
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
20 czerwca 2010 (niedziela)
17,200 km
5:42/km
+GR
Nadal bolało, ale już nie tak intensywnie, więc wieczorkiem wyszłam z domu. Postanowiłam pobiegać wolniutko i spokojnie. W tempie 6 min na kilometr. Zaczęłam z Błoń. Niestety, była tam jakaś impreza i koncert. Absolutnie nie moje klimaty. Drżenie powietrza od tej muzyki przyprawiało mnie o mdłości. Pewnie, gdybym była w normalnym stanie, to nie przeszkadzałoby mi to, ale było jak było. Stwierdziłam, że nie będę się katować i biegnę nad Wisłę. Uderzenia powietrza ścigały mnie aż do Salwatora. Chwila ciszy i dopadło mnie disco polo. Z deszczu pod rynnę . Było to jednak o tyle łatwiejsze, że nie było tych uderzeń. Biegłam więc sobie powolutku i podziwiałam okoliczności przyrody. Biegaczy dużo, turystów mało. Pogoda dżdżysta. Dobiegłam do oznaczenia 32 km z Cracovia Maraton i zawróciłam. Dalej sobie powolutku tuptałam. Mijałam barki, na których były imprezy. Dochodzące z nich okrzyki trochę mnie peszyły, ale tuptałam dalej. Niestety, jedna z barek zaczęła płynąć, jak obok niej przebiegałam. I tak sobie koło siebie sunęłyśmy w równym tempie. Grillowe zapachy (byłam głodna) i komentarze (miłe, ale jakoś nie jestem medialna). Tego było za wiele. Przyspieszyłam. Jak się okazało przyspieszenie było dość znaczne, a barka została gdzieś w tyle. Wróciłam na Błonia i tam spotkałam Flądrę. Bardzo mnie to ucieszyło, bo pomimo tego, że lubię samotność biegacza, to nie pogardzę dobrym towarzystwem . Planowałam skończyć przy samochodzie, ale pobiegłam z Basią jeszcze jedno kółko. Trening wyszedł całkiem niezły.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda nam się razem pobiegać .
KOMENTARZE
17,200 km
5:42/km
+GR
Nadal bolało, ale już nie tak intensywnie, więc wieczorkiem wyszłam z domu. Postanowiłam pobiegać wolniutko i spokojnie. W tempie 6 min na kilometr. Zaczęłam z Błoń. Niestety, była tam jakaś impreza i koncert. Absolutnie nie moje klimaty. Drżenie powietrza od tej muzyki przyprawiało mnie o mdłości. Pewnie, gdybym była w normalnym stanie, to nie przeszkadzałoby mi to, ale było jak było. Stwierdziłam, że nie będę się katować i biegnę nad Wisłę. Uderzenia powietrza ścigały mnie aż do Salwatora. Chwila ciszy i dopadło mnie disco polo. Z deszczu pod rynnę . Było to jednak o tyle łatwiejsze, że nie było tych uderzeń. Biegłam więc sobie powolutku i podziwiałam okoliczności przyrody. Biegaczy dużo, turystów mało. Pogoda dżdżysta. Dobiegłam do oznaczenia 32 km z Cracovia Maraton i zawróciłam. Dalej sobie powolutku tuptałam. Mijałam barki, na których były imprezy. Dochodzące z nich okrzyki trochę mnie peszyły, ale tuptałam dalej. Niestety, jedna z barek zaczęła płynąć, jak obok niej przebiegałam. I tak sobie koło siebie sunęłyśmy w równym tempie. Grillowe zapachy (byłam głodna) i komentarze (miłe, ale jakoś nie jestem medialna). Tego było za wiele. Przyspieszyłam. Jak się okazało przyspieszenie było dość znaczne, a barka została gdzieś w tyle. Wróciłam na Błonia i tam spotkałam Flądrę. Bardzo mnie to ucieszyło, bo pomimo tego, że lubię samotność biegacza, to nie pogardzę dobrym towarzystwem . Planowałam skończyć przy samochodzie, ale pobiegłam z Basią jeszcze jedno kółko. Trening wyszedł całkiem niezły.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda nam się razem pobiegać .
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
22 czerwca 2010 (wtorek)
10,200 km
5:24/km
+GR
Dziś był szybszy bieg. Dobieg na Błonia i powrót lekko, a same Błonia dość szybko, ale z luzami . Fajnie było.
Jak już pisałam u Moniki, kiełkuje we mnie pomysł, żeby pobiec Test Coopera. W zasadzie już wykiełkował i mocno urósł. Zapisałam się. No i teraz zastanawiam się, jak się biega taki test. Wiadomo, najpierw rozgrzewka, ale potem... Jak szybko zacząć? Jak szybko skończyć? Jak nie umrzeć po drodze? Na dodatek bieżnia ma to do siebie, że ma zakręty. Jak dużo osób biegnie, to może być tłok. Nie lubię się rozpychać i boję się, że nie podołam psychicznie. Ale tak, czy inaczej strasznie jestem ciekawa, jakie mam możliwości.
KOMENTARZE
10,200 km
5:24/km
+GR
Dziś był szybszy bieg. Dobieg na Błonia i powrót lekko, a same Błonia dość szybko, ale z luzami . Fajnie było.
Jak już pisałam u Moniki, kiełkuje we mnie pomysł, żeby pobiec Test Coopera. W zasadzie już wykiełkował i mocno urósł. Zapisałam się. No i teraz zastanawiam się, jak się biega taki test. Wiadomo, najpierw rozgrzewka, ale potem... Jak szybko zacząć? Jak szybko skończyć? Jak nie umrzeć po drodze? Na dodatek bieżnia ma to do siebie, że ma zakręty. Jak dużo osób biegnie, to może być tłok. Nie lubię się rozpychać i boję się, że nie podołam psychicznie. Ale tak, czy inaczej strasznie jestem ciekawa, jakie mam możliwości.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
24 czerwca 2010 (czwartek)
10,200 km (w tym 8x100 m przebieżki)
5:41/km
+GR
Spokojne pobieganie, bo przecież w weekend zawody. Do tego kilka przebieżek. Zrobiłam je inaczej niż zwykle. Czyli nie pięknie i elegancko tylko małe kroczki i szybkie przebieranie nogami. Śmiesznie się czułam i pewnie jeszcze śmieszniej wyglądałam, ale ciekawe to było doświadczenie. Szybkość chyba była, a oddechu bez problemu starczało. Na pewno jeszcze kiedyś tak spróbuję .
Wakacje! Nareszcie wakacje! Wiem, pracuję i mnie wakacje nie dotyczą (co najwyżej urlop), ale fajnie, że w końcu nadeszły. Nie będzie odrabiania lekcji, nie będzie wczesnego wstawania, nie będzie odprowadzania na różne zajęcia dodatkowe. Jednym słowem - luzik!
KOMENTARZE
10,200 km (w tym 8x100 m przebieżki)
5:41/km
+GR
Spokojne pobieganie, bo przecież w weekend zawody. Do tego kilka przebieżek. Zrobiłam je inaczej niż zwykle. Czyli nie pięknie i elegancko tylko małe kroczki i szybkie przebieranie nogami. Śmiesznie się czułam i pewnie jeszcze śmieszniej wyglądałam, ale ciekawe to było doświadczenie. Szybkość chyba była, a oddechu bez problemu starczało. Na pewno jeszcze kiedyś tak spróbuję .
Wakacje! Nareszcie wakacje! Wiem, pracuję i mnie wakacje nie dotyczą (co najwyżej urlop), ale fajnie, że w końcu nadeszły. Nie będzie odrabiania lekcji, nie będzie wczesnego wstawania, nie będzie odprowadzania na różne zajęcia dodatkowe. Jednym słowem - luzik!
KOMENTARZE