W szkole WF skutecznie zniechęcił mnie do biegania (tylko sprawdziany, zero nauki jak biegać – na pewno to znacie).
Za bieganie zabrałam się w 2009 roku – słabo wyszło, kilka wyjść w wakacje – ale chemii między mną a bieganiem nie było.
W tym roku coś się jednak zmieniło.
Zaczęłam bardzo nieśmiało koło marca, w maju jakaś kontuzja kostki, przerwa.
Marszobiegi jakieś, kondycja zero

Miłość zrodziła się z pierwszym śniegiem – świadomość pokonania chęci zostania pod ciepłym kocykiem w zimowy wieczór – dodała mi tyle sił jak nic innego.
Pierwszy bieg wieczorem po ośnieżonych ulicach sprawił że włączyły się pozytywne myśli i wiara we własne siły.
TAK MOGĘ pokonać swojego lenia i JESTEM W STANIE WYJŚĆ i biegać w zimie!!

Hmm - coś nowego.
Zrodziła się myśl – Czy jestem w stanie „przebiegać” całą zimę?
No dobra – „przetruchtać”.

Stawiam sobie więc pierwszy cel – przetruchtam zimę.
Jako że jest to moja pierwsza biegowa zima – biegowa dziewica zimowa postanowiła założyć bloga.
Jako że jestem stara i zachciało mi się zabierać za sport w wieku 31 lat – mile widziane będą Wasze wskazówki w komentarzach - może się nie zabiję
