wisnia - biegi - słońce, wiatr czy śniegi :D

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

zacznę od informacji, że zmieniłam nick - powoli się tu zadamawiam i stwierdziłam, że wpisany na szybko nick "nie" się nie nadaje - jest zbyt pesymistyczny, a okazało się, że to forum jest pełne optymistów i entuzjastów :) a Wiśnią zwą mnie także w realnym świecie ;)


Obrazek

imię: Ola
rok urodzenia: 1990
wzrost: 163 cm
waga: 62 kg :ojnie:

biegam od: maj 2011

zaczynałam bez konkretnego planu, od 40-minutowego biegu w tempie pewnie coś ponad 7.30 min/km, na dzień dzisiejszy biegam tempem plus-minus 6.30 min/km, co drugi dzień, w uogólnieniu wygląda to tak:

Obrazek

1. standardowy trening 1h/ 10 km
2. wolne/ inny sport (rekreacyjnie) - w zależności od czasu, chęci i pogody.
3. bieg krótszy - 50 min
4. wolne/ inny sport
5. interwały - kilka-kilkanaście szybszych przebieżek w przeciągu 50 minut. zauważam postępy - przebieżki są coraz dłuższe i mniej się męczę :)
6. wolne/ inny sport

i tak w kółko.

Obrazek

1. BIEGAĆ! regularnie!
2. 10 km w 1 h
Obrazek
3. przebiec 15 km
4. schudnąć
5. pobiec w biegu ulicznym

1. moim pierwszym, zasadniczym i długdystansowym celem jest: biegać. bieganie wakacyjne jako alternatywa dla siedzenia przed telewizorem całkiem się sprawdza, jednak kto wie co ze mną będzie kiedy zacznie się semestr zimowy - dzień krótki, spędzony w większości w murach uczelni, a jak już wrócę to mam ochotę tylko coś zjeść i iść spać - a tu jeszcze a to jakieś sprawozdanie do zrobienia, a to projekt... albo przyjdzie ta okropna jesień, albo (na samą myśl mam ochotę zapaść w zimowy sen) ZIMA! nie mam pojęcia, nie widzę wtedy siebie w adidasach. Boże dopomóż.
na liczby i czasy przyjdzie jeszcze pora, mam nadzieję. żeby do tego doszło najpierw muszę z czystym sumieniem nazwać siebie biegaczką. :) chciałabym bardzo, dlatego założyłam tego bloga - żeby się pilnować i motywować, a w razie niepowodzenia wstydu narobić.
2. no ale skoro już biegam - stopniowo zwiększać kilometraż, cały czas się rozwijać oczywiście, zwiększać szybkość i wytrzymałość - i tu mogę się pochwalić, że niedawno zrealizowałam swój pierwszy cel, tj. 10 km w godzinę. pochwalę się, a co!
3. przebiec 15 km i nie umrzeć na mecie ;)
4. chudnąć - z tym jest ciężko, bo lubię jeść, pichcić i próbować, apetyt mi dopisuje i odkąd biegam zamiast schudnąć, przytyłam.
5. bieg uliczny - najlepiej na razie na ok. 10 km. jeśli trafi się jakiś w okolicy - zapisuję się od razu. doszły mnie słuchy, że fajna sprawa.

tyle w ramach wstępu, zapraszam do czytania i komentowania tego, co będzie pojawiać się poniżej.

pozdrawiam i mam nadzieję, że trochę się tu tych stron nazbiera. :)

KOMENTARZE
Ostatnio zmieniony 21 sie 2011, 22:12 przez wisnia, łącznie zmieniany 1 raz.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

środa, 17.08.2011

Obrazek
[statystyki dzięki zestawie telefon + Obrazek]

dystans: 7.85 km
czas trwania: 50m:20s
średnia prędkość: 6:25 min/km
kalorie: 480 kcal

ostatnio coraz częściej zdarza mi się wychodzić na trening przed południem zamiast po - ma to niewątpliwie swoje plusy dodatnie. poniekąd zmuszona okolicznościami przeszłam ostatnio z trybu nocnego na dzienny i całkiem dobrze sobie radzę. :)
trochę się bałam bo była godzina 11.00, słońce zaczęło już mocno świecić ale temperatura z balkonu wydawała się dosyć znośna. ubrałam więc swoją jeszcze nie śmiganą w biegu czapkę, potruchtałam, rozgrzałam się i ruszyłam swoją ulubioną trasą, która podczas takiej pogody jaka panowała ostatnio jest w dużej części nieprzejezdna (istnieje jakiś zamiennik tego słowa dla biegaczy?) ze względu na dość spory odcinek polnej drogi, z której przez deszcz robi się bagno. jest trasą trudniejszą i wolniejszą od tej "deszczowej", bo są górki i nierówne podłoże, ale za to nie biegnie się po chodniku obok drogi...
na dzisiaj miałam zaplanowany spokojny, relaksujący bieg - należało mi się po ostatnim morderczym treningu 10km/1h, a potem interwałach zrobionych w jeszcze lepszym tempie, tym bardziej że dopiero co przestała się odzywać moja łydka... trochę się buntowała ostatnimi czasy, ale już przywołałam ją do porządku. :hej:
mimo grzejącego słońca biegło mi się bardzo dobrze, i chyba czułam się najlepiej od dawna pod względem psychicznym. byłam wprost zachwycona otoczeniem - nie mogłam się nacieszyć pięknym sierpniowym przedpołudniem, błękitnym niebem z małymi, kształtnymi chmurkami, widokiem pól i drzew tętniących życiem, brzęczeniem owadów (grzechem byłoby w tych warunkach mieć słuchawki w uszach), śpiewem ptaków i innymi okolicznościami przyrody... nawet nie wiem kiedy zrobiłam się TAKA, brzmię jak jakaś stara baba, przepraszam :bum: ale naprawdę było pięknie, a jeżeli dołożę jeszcze do tego zapach... przyrody w lecie? myślę, że wiecie o co mi chodzi :) powróciły obrazy z dzieciństwa i pomyślałam sobie, że jak byłam mała lato było jakieś bardziej udane i takie dni były na porządku dziennym. przynajmniej tak mi się teraz, po latach, wydaje.

pozachwycałam się, pozachwycałam, a teraz idę zjeść moją ulubioną zupę pomidorową!
mam nadzieję, że reszta dnia będzie równie udana jak przedpołudnie. :taktak:

KOMENTARZE
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

czwartek, 18.08.2011

Obrazek
24 km na rowerze, rekreacyjnie. pogoda dopisywała, szkoda było siedzieć w domu.
ale kalorie se wypiszę :P
kalorie: 405 kcal

piątek, 19.08.2011

Obrazek
dystans: 9.95 km
czas trwania: 1h
średnia prędkość: 6:02 min/km
kalorie: 610 kcal

dla zainteresowanych: sinudoida czasów okrążeń (wtf?!)

odwołuję mój poprzedni post :lalala: jaką mamy ostatnio pogodę każdy wie. więc gdzieś pomiędzy zastyganiem masy na cieście a posypaniem gotowego wypieku cukrem pudrem znalazłam czas na godzinny bieg. ubrałam koszulkę, pory (pory = spodnie w gwarze poznańskiej ;)) i poszłam - pierwsze okrążenie (prawie 5 km) biegło mi się zadziwiająco lekko, prawie jak w moich snach o bieganiu (miałam kiedyś taką fazę że śniły mi się biegi, maratony, a w nich ja - finiszująca 5 min/km bez jakiegokolwiek wysiłku. raz nawet czytałam w biegu "Pana Tadeusza" :niewiem: ).
potem było już tylko gorzej. gdzieś w okolicach 6 km było już tak gorąco i duszno, że przeklinałam - już nawet nie w myślach, ten cholerny sierpień. pod koniec, kiedy zobaczyłam, że muszę biec jeszcze przez 6 minut, miałam ochotę się rozpłakać... zero cienia, rozpływam się, a jeszcze muszę biec :ojnie:
dobiegłam... ledwo bo ledwo ale jak na te warunki czas i tak dobry.
zaraz potem zrobiło się ciemno, pogrzmiało, popadało i już cały dzień było chłodniej :wrrwrr:

jak później usiadłam w domu to czułam się jak wyrwana z paszczy lwa - siedziałam wpatrzona w jeden punkt (to był całkiem duży punkt, dokładniej 40-calowy), a każdy ruch, nawet niekulturalne ułożenie nóg na stole (:D) było dla mnie nie lada wysiłkiem. tak mnie ten trening wymęczył.

a dzisiaj jest dziwna pogoda :niewiem: niebo bezchmurne, w słońcu gorąco, ale jak wiatr zawieje (jakiś taki arktyczny chyba) to można poczuć jesień. nie rozumiem tej pogody... myślę, że najlepiej interpretują ją starsze panie (m.in. moja babcia, podsłuchałam też wczoraj rozmowę jakiś pań na straganie), które wszystkie jak jeden mąż twierdzą że to co się dzieje teraz to zapowiedź końca świata.
pewnie w Fakcie wyczytały.

BTW, mam wrażenie, że na razie to chyba bardziej blog o pogodzie niż bieganiu...

Obrazek

jak już wspomniałam piekłam wczoraj ciasto, migdałowo czekoladowe. jeśli Wiśnia coś kombinuje w kuchni i zabrania tykać to wiedz, że albo jest to sernik nowojorski albo coś się dzieje ;> tu akurat coś się działo, dokładniej urodziny kumpeli, a przy okazji jeszcze pożegnanie drugiej, jadącej na Erasmusa (swoją drogą do Strasburga - tu pozdrawiam forumową koleżankę :)), więc było co świętować. ale sernik też był (tylko nie by me), była też bagietka z masłem (pyyyyyszna, nie jadłam takiej wieki, ciemne pieczywo to zuo :grr: ), kolorowe napoje z wkładką, dużo wkładki... ale też rewelacyjna sałatka. wszystko byłoby dobrze gdyby nie zdecydowanie za duże i za częste porcje.

a ona mi się... szyderczo dynda z tyłu...

ale ogólnie udaje mi się ostatnio pilnować z jedzeniem (nawet przez cały dzień spędzony w Krainie Dobrobytu i Dostatku, czyli u babci ;)), oby tak dalej. jak z takim menu znowu przytyję to nie wiem... to znaczy, że wolę zjeść raz dziennie batonika niż mieć szczupłe uda. :| :grr:

KOMENTARZE
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

niedziela, 21.08.2011

Obrazek
dystans: 8.15 km
czas trwania: 52'
średnia prędkość: 6:25 min/km
kalorie: 500 kcal

dzisiaj interwały. leniwa niedziela, podczas której mój jadłospis wyglądał następująco: śniadanie, obiad, 2x lody, babka, ciastka, paluszki, owoce. ostatecznie w końcu wyszłam na trening w okolicach 20:30. to znaczy - wyszło moje ciało, bo zamroczona glukozowym narkotykiem głowa została w domu. :lalala:
biegłam przed siebie kompletnie obojętna, od czasu do czasu zmieniając tempo coby chociaż przypominało to przebieżki... wyglądało to mniej-więcej tak: biegłam odcinek szybszy, zwalniałam, po czym zapominałam, ze już odpoczęłam i mogę znowu przyspieszyć. prawie w ogóle się nie zmęczyłam, zastanawiam się czy w ogóle traktować to jak trening, bo ja po prostu wybiegłam z domu po zrobieniu kilku podskoków i gdzieś tam byłam prowadzona przez nogi... nie mogłam nawet porozmyślać na mój ulubiony temat (pogoda :hejhej: ) bo było już ciemno. pierwszy raz tak miałam, byłam totalnie wyłączona. endorfiny chyba też miały dzisiaj ustawioną opcję "off".
ale jest jeden plus takiego stanu - nie było wewnętrznego marudzenia "ale jestem zmęczona, muszę stanąć", "zaraz umrę", "ile jeszczeeee????" ani się nie obejrzałam, już byłam z powrotem w domu. ;)

aha, bym zapomniała - był jeden pozytywny aspekt tego treningu. dobra, może nie mieszkam w metropolii ale spotkałam po drodze... pana wyprowadzającego kucyka :szok: tzn., ja nie wiem czy on go wyprowadzał ale tak sobie pomyślałam jak go zobaczyłam... ledwo powstrzymałam się przed parsknięciem śmiechem :D bo to wyglądało mniej-więcej tak jak ludzie stoją sobie z psem, który akurat załatwia potrzeby fizjologiczne - teren zabudowany, malutki skrawek z trawą i stoi pan z eee... kucykiem.
:bum:

pozdrawiam,
Obrazek
Wiśnia.
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek, 23.08.2011

Obrazek
dystans: 12 km
czas trwania: 1h 23min
średnia prędkość: 6:55 min/km
kalorie: 735 kcal

tak jak zaplanowałam - nadszedł czas na wolne 12 km. cały dzień wczoraj czekałam na normalną temperaturę i doczekałam się na całkiem sprzyjające prawie 1.5-godzinnemu biegowi warunki w okolicach 19-20.
wolne tempo od początku, za wolne, ale powstrzymywałam się żeby nie przyspieszyć ;) bo z tego co się orientuję powinno być tak, że na dłuższych treningach biega się wolniej niż na krótszych, tak? tylko właściwie nie wiem czemu, skoro mogłabym biec 6:30 i też bym dała radę bez wypluwania płuc. chętnie posłucham tłumaczenia kogoś wtajemniczonego :)
co nie zmienia faktu, że biegło mi się świetnie. było trochę schizowo jak odbiegłam od cywilizacji a było już ciemno, ale akurat na tym odcinku całą moją uwagę przykuła pomarańczowa poświata gdzieś w oddali... cały czas zastanawiałam się co to jest - pierwsze co brałam pod uwagę pożar ale mimo że to było dość daleko, byłoby słychać jakąś straż pożarną? przez krótki odcinek udało mi się zobaczyć przyczynę tej poświaty - żółto-pomarańczowy punkt, coś jak ogień, ale ja jakaś taka nieżyciowa jestem i nie mam pojęcia co to mogło być. może ufo jakie albo co :niewiem: mimo wszystko, zajmowało mnie to przez jakieś 3 km najgorszego, najmroczniejszego odcinka, za co dziękuję! :ble:
oprócz tego trochę wiało nudą - moja komórka w końcu wylądowała serwisie, biegałam z telefonem pożyczonym od ojca więc muzyki nie uświadczyłam (i tak w tych ciemnościach wolałabym mieć słyszące uszy), za to miał ustawione powiadomienia głosowe, więc pani co kilometr mówiła "lap tajmy". ze dwa razy nawet się jej wystraszyłam ;) ale mimo wszystko biega się lepiej jak się człowiek nastawi na dłuższy bieg - wie, że te najbliższe 1.5 h spędzi po prostu biegnąc przed siebie, przyjmuje się to na klatę i bez dyskusji.

a tak poza tym, obraziłam się na świat bo zaplanowałam sobie na dzisiaj wycieczkę nad jezioro. rowerem, ok. 12 km, czyli idealnie. pojechałabym wczoraj, pogoda była w sam raz na rowerową wycieczkę nad jezioro ale oczywiście wczoraj nie mogłam. i teraz siedzę rozebrana jak do rosołu, za oknem ciemno, burza i pada. świetnie, po prostu świetnie - więc korzystając z wolnego przedpołudnia piszę ten post... za chwilę pewnie spędzę ekscytujące chwile przed telewizorem. :nienie: obejrzę tylko jeden zaległy program, a potem zabiorę się za coś sensownego bo szkoda dnia :taktak:
mam nadzieję, że pogoda nie popsuje się na dłużej i wyjdzie to jezioro jutro lub pojutrze...
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

środa, 24.08.2011

Obrazek
dystans: 1.1 km / 2.22 km / 2 km
czas trwania: 7m:40s / 12 min / 13m:10s
średnia prędkość: 6:52 / 5:25 / 6:37
kalorie: 325 kcal

test Coopera - 2200 m (dobrze)

zrobiłam sobie własny, prywatny test Coopera. wyszło w sumie spontanicznie, więc pewnie przeprowadziłam go nie do końca w dobry sposób, ale postanowiłam zrobić coś nowego zamiast standardowego treningu.
najpierw 1 km rozgrzewki, po "teście" 2 km powrotu do domu. łącznie trochę ponad 5 km. wynikiem testu jestem zawiedziona bo w moich "personal bests" na endomondo widnieje piękne 2360 m, czyli lepiej wypadłam na 12 minutach podczas któregoś z treningów niż teraz... po cichu liczyłam na pobicie tego wyniku, więc jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że przebiegłam tylko tyle :lalala: bądź co bądź, właśnie od 2200 zaczyna się "dobrze" dla mojego przedziału wiekowego, więc chociaż to. :bleble:
nie wiem czemu, chyba przez tą pogodę zaczęły mnie ostatnio obcierać uda (biegam w krótkich spodenkach). muszę coś na to zaradzić, a dłuższych spodni nie mam...

czwartek, 25.08.2011

Obrazek
rower, 25 km.
kalorie: 425 kcal

jezioro się udało! chociaż pogoda mogła być lepsza, taka jak dzisiaj jest idealna na wypad nad jezioro a nie siedzenie w domu -_- ale dzisiaj wolne od sportu, nadrobiłam za to trochę zaległości w innych dziedzinach ;)
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

sobota, 27.08.2011

Obrazek
dystans: brak danych (ok. 4.5-5 km)
czas trwania: 30 min
średnia prędkość: brak danych (+- 6:20)

tak jak wspominałam - komórka w serwisie, więc jeśli akurat nie mogę pożyczyć to biegam bez "licznika". ale nie szkodzi - fajnie jest tak po prostu wyjść z domu i biec przed siebie, nieograniczona czasami i cyferkami (może z wyjątkiem wskazówek na zegarku - ale na tarczy mojego zegarka akurat nie ma cyfr :P). jestem amatorką, więc właściwie potrzebne mi jest to na razie dla informacji, udokumentowania postępów i ewentualnej satysfakcji z tegoż, więc przez te 2 tygodnie bez dokładniejszych danych nic mi się nie stanie.
aż się zastanawiam czy jak już będę miała komórkę z powrotem to nie biegać częściej bez niej... ale z drugiej strony chyba jestem zbyt uzależniona od dokładnego monitorowania swoich treningów, a szkoda :bleble: ale z ciekawości i dla w miarę rzetelnego zestawienia na moim endomondowym profilu wprowadziłam sobie trasę ręcznie (w tym wypadku mniej-więcej bo nie pamiętam kiedy dokładnie zawróciłam), ale i bez tego mogłabym powiedzieć, że w 30 minut przebiegłam jakieś 4.5 km.

przechodząc do meritum - to był ten najbardziej upalny dzień - ŻADNEJ chmury na niebie, warunki istnie plażowe, nie biegowe. masochistką nie jestem więc w przeciwieństwie do mojego taty (który też biega) nie zamierzałam ruszyć tyłka przed 19.00.
ale chmurzyć się i wiać zaczęło już w okolicach 17.00, aczkolwiek ja wtedy byłam w centrum miasta, w krótkich spodenkach, cienkiej bluzce i sandałkach... i wracając z niego po 19. trochę zmarzłam (dla nie zamarznięcia i przyspieszenia biegłam po drodze, w ogóle ile ja tego dnia przebiegłam w tych sandałach składających się z podeszwy i 3 cienkich paseczków - do biegania gorsze są chyba tylko buty na koturnach :hahaha: ).
na trening wyszłam (wybiegłam) zaraz po wejściu do domu - tyle co poruszałam w drodze do domu rękoma i głową (musiało to dziwnie wyglądać ale co tam...), nie przebiegłam 15 minut i musiałam zawrócić bo pomijając mżawkę (która akurat mi nie przeszkadzała) i wiatr, zaczęło się błyskać. wolałam się nie wyrywać na wiochę i zostać tam samotna, "zaskoczona" przez burzę, więc przyjęłam taktykę "do domu i w razie dobrych warunków kółeczka wokół osiedla", ale na ostatnich metrach zaczęło już mocno padać, więc kółek wokół osiedla nie było.
wyszło równe pół godziny (z planowanych 50'). niby się cieszyłam, że już koniec ale jednocześnie zastanawiałam się czy nie mogłam dalej biec... wyrzuty sumienia opuściły mnie jak tylko usłyszałam te grzmoty - i ustąpiły miejsca uldze, że jestem w domu - cała i bezpieczna. :bum:

niedziela, 28.08.2011

Obrazek
dystans: brak danych (ok. 8 km)
czas trwania: 52 min
średnia prędkość: brak danych (ok. 6:20)

dzisiaj postanowiłam dokończyć trening z wczoraj (a były to interwały). zastanawiałam się jak to rozegrać aż w końcu stwierdziłam, że nie będę się bawić w jakieś 30' tylko zrobię cały, porządny trening. a dla wynagrodzenia organizmowi trzech dni treningowych pod rząd (jutro też zamierzam iść) i tych ostatnich wybiegań z domu bez rozgrzewki, przyłożyłam się do rozgrzewki i pierwszy raz od dawna rozciągnęłam od razu po treningu. :hej:
pogoda super - lekko chłodno, pochmurno ale nie ponuro ;-)
dobrze mi się biegło, nawet głowa zaczyna się przyzwyczajać do braku muzycznych bodźców i już nie myślę cały czas o tym, że biegnę i się nudzę. nie jest to może szczyt moich filozoficznych rozmyślań jaki osiągam przed zaśnięciem albo w wannie (głowa szkolona od małego, że wtedy jest wolna i może puścić wodzę wyobraźni), myślę raczej o pierdołach i mało ważnych rzeczach (i oczywiście o pogodzie i natrze - chyba dzięki bieganiu odkryłam, że lubię zapuścić się gdzieś w las i porozmyślać o drzewach, ptaszkach itp. :bum: ) ale taki stan też jest przyjemny.

PS. gdzie są wszyscy biegacze? dzisiaj się zorientowałam, że coś ich ostatnio wcięło. miesiąc temu w przeciągu godzinnego treningu potrafiłam spotkać pięciu, a teraz jak się jeden trafi to jest dobrze. :niewiem:
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

poniedziałek, 29.08.2011

Obrazek
dystans: ok. 8.15 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: ok. 6:08 min/km

krótki, szybki bieg. tak się zmęczyłam, ze miałam wrażenie że biegnę poniżej 6:00, ale po wprowadzeniu trasy wyszło niby ok. 6:08. nie jest źle. bo tempo konwersacyjne to to raczej nie było ;) chyba wolę biegać dłuższe dystanse wolniej niż krótsze szybciej.

środa, 31.08.2011

Obrazek
dystans: ok. 13.4 km
czas trwania: 1 h 30 min
średnia prędkość: ok. 6:44

pierwszy raz biegłam 13 km. było dobrze, 10 km przebiegłam na luzie, potem nogi zaczęły robić się trochę cięższe (jednak rzadko biegam dłużej niż godzinę). ale trzeba się trenować w tym kierunku :> no i niby pogoda była dobra, ale cały czas "czułam" moje uda i bałam się, że zaczną się otarcia. ale obyło się bez urazów, chociaż co chwilę w biegu poprawiałam spodnie ;) potem cały dzień czułam to 13 km w postaci "zmęczenia materiału", ale na szczęście mogłam cały dzień się lenić więc takie wymęczenie było nawet przyjemne.

pogoda biegowo coraz lepsza ale zastanawiam się nad strojem. jako że jestem początkująca nie mam zbyt dużego wyposażenia. wiem że na stronie jest poradnik co i jak ubrać na jaką pogodę ale może ktoś z własnego doświadczenia coś poradzi.
mam krótkie spodenki, koszulkę z krótkim rękawem, koszulkę z długim rękawem zapinaną pod szyją na zamek. powinna na razie wystarczyć, ale zastanawiam się ze spodniami. na razie w krótkich jest jeszcze ciepło ale nie wiem jak długo... chcę sobie kupić długie spodnie i teraz pytanie: czy można kupić długie spodnie jednocześnie na jesień i zimę? czy nie, bo w takich jesienią będzie mi za ciepło a zimą za zimno? :P

pozdro
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek, 2.09.2011

Obrazek
dystans: ok. 9.4 km
czas trwania: 1 h
średnia prędkość: ok. 6:23 min/km

miało być 10 km w godzinę. przed wyjściem wyznaczyłam sobie 10 km trasę i pobiegłam. biegnę, biegnę, zostało jeszcze 10 minut, a ja w polu... postanowiłam więc skrócić sobie trasę bo nie chciało mi się już biec :P cóż, to był ten dzień kiedy z godziny na godzinę robiło się coraz cieplej więc na końcu trasy słońce już ostro dawało. do dzisiaj nie wiem jak ja kiedyś pobiegłam poniżej 6:00 min/km w niemiłosiernej duchocie :lalala: cóż... a że nie należę do ludzi z kategorii "po trupach do celu" to po prostu, po godzinie, skończyłam trening. i też było ok. :)

i było słychać i widać, że już wrzesień - zawsze rozgrzewam i rozciągam się przy szkole, przez te dwa miesiące zapomniałam już jak to jest jak w środku i na zewnątrz są dzieci :bleble: teraz muszę się przenieść trochę dalej od okien, bo nie chcę być atrakcją dla uczniów na jakieś nudnej lekcji np... historii :hahaha:

niedziela, 4.09.2011

Obrazek
dystans: ok. 8.2 km
czas trwania: 53 min
średnia prędkość: ok. 6:28 min/km

interwały... postanowiłam niedawno, że zacznę robić dłuższy ten trening bo niestety, nadszedł ten moment kiedy postępy są coraz mniejsze. ale, jak to w niedzielę, nie chciało mi się robić go w ogóle. ale poszłam! i zostałam miło zaskoczona przez mój Organizm, który po szalonym i zakręconym weekendzie (m.in. zdążyłam zgubić i odzyskać komórkę, pominę okoliczności tego wydarzenia ;)) poczuł się w biegu, o dziwo, chyba lepiej niż na kanapie! na pierwszym kilometrze powiedziałam do niego "mam pomysł! jak tak dobrze ci się truchta, to może pobiegniemy sobie po prostu w tę i z powrotem, bez pośpiechu, dla przyjemności!". Organizm przytaknął, rozluźnił się i nagle postanowiliśmy wspólnie, że jednak przyspieszymy... raz, drugi, a jak nie będzie się chciało trzeci to nie, ale spróbujemy. ostatecznie plan treningu interwałowego został wykonany w 100 % :spoczko: obyło się bez negocjacji, poszło nadzwyczaj gładko.
pod koniec zrobiło się już prawie ciemno, ja oczywiście zapomniałam wziąć ze sobą odblasku - ale i tak nie chciało mi się robić tego dłuższego treningu. następnym razem postaram się pobiec 55' albo 1h i bardziej zmęczyć, a przede wszystkim mieć lepsze tempo. zobaczymy...
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

środa, 7.09.2011

Obrazek
dystans: ok. 8.2 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: ok. 6:10 min/km

trening miał być dzień wcześniej ale chyba pogoda sprawiła, że po obiedzie musiałam zafundować sobie drzemkę. po przebudzeniu nie czułam się na siłach wyjść na zaplanowany trening, więc musiałam nadrobić następnego dnia.
szybsze 50 minut - szybsze jak szybsze, ale ostatnio bez dokładniejszych pomiarów na endomondo tak naprawdę nie wiem jakie było moje tempo, mogę je tylko oszacować. wiem jedno: w moim odczuciu się wlokłam, zwalniałam żeby potem trochę przyspieszyć, potem przyspieszałam bo byłam zmęczona (jak źle mi się biegnie mam ochotę stanąć, ale zamiast tego wybieram chociaż lekkie przyspieszenie - pomaga :hahaha: )...

czwartek, 8.09.2011

Obrazek
dystans: ok. 9.6 km
czas trwania: 1 h
średnia prędkość: ok. 6:13 min/km

od samego początku biegu walczyłam ze sobą, żeby się nie zatrzymać i nie rzucić tego biegania w cholerę :sss: co jest dziwne, bo zazwyczaj bywa tak, że nie chce mi się wyjść, a jak już wyjdę to jakoś się biegnie. teraz wyszłam, ale dopiero podczas treningu perspektywa jeszcze całej, jednej godziny biegu zaczęła mnie przytłaczać. jak zazwyczaj, prowadziłam wewnętrzny dialog z... tym razem nie Organizmem ale Umysłem bo to on się buntował najbardziej. jako Umysł Myślący buntował się przeciw temu całemu bieganiu skoro przecież i tak nic ono nie daje mojemu Ciału. uda są jakie były, ba, nawet są jeszcze większe niż 4 miesiące temu. wszystkie spodnie jakieś ciasne, uda ocierają się tylko o siebie w tych krótkich spodenkach, po co to komu?

spotkałam się z koleżanką po wakacjach i prześcigałyśmy się w tym, która z nas więcej przytyła i więcej zjadła przez te wakacje. w końcu stanęło na remisie, tzn. w obu przypadkach opięte spodnie i stres przed kucaniem w nich :hahaha: śmieję się, ale to nie ona biegała całe wakacje regularnie, co drugi dzień... trzeba być mną. tak, zdecydowanie.

Ciało chce już końca wakacji, Organizm wie, że już długo tak nie pociągnie, a biedny Umysł... cieszy się ostatnim tygodniem niemyślenia i nie przyjmuje do wiadomości, że czas uczyć się do poprawki <chlip>

kolejny trening... dzisiaj. znowu 3 dni pod rząd ale nie wiem jak będę wyglądać z czasem jutro i w niedzielę, więc wolę dmuchać na zimne.
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek, 09.09.2011

Obrazek
dystans: ok. 8.45 km
czas trwania: 55 min
średnia prędkość: ok. 6:30 min/km

trening dzisiaj był, jak tak zapowiadałam. wkurzona niemożnością dokładnych pomiarów treningowych (czy ja tu niedawno pisałam, że podoba mi się bieganie bez sprzętu pomiarowego...? :jatylko:) dzisiaj wyruszyłam, dokładnie (chociaż raczej nie-dokładnie bo zegarek ze wskazówkami i bez cyferek nie może być dokładny) o 18:30 spod szkoły. i wiem też dokładnie gdzie skończyłam i było to po (prawie)dokładnie 55 minutach.
wkurzona na swoje uda i ostatnimi bylejakimi treningami stwierdziłam: przykładam się dzisiaj do interwałów :sss: mam się zmęczyć i poczuć, że żyję i że trenuję!

1. udało mi się zrobić zaplanowane niedawno 55'
2. biegłam dłuższe niż zawsze szybsze odcinki (przynajmniej tak przypuszczam)
3. zmęczona byłam po nich jak dzik ;), ale o to chodziło
4. samopoczucie treningowe: pozytywnie :)
5. pozytywne mimo ud, które zaczęły się odzywać w okolicy 30', a ostatnie 5' ledwo dobiegłam. ostatecznie obrażenia nie są ciężkie choć najcięższe jakie dotychczas miałam... specjalnie dzisiaj założyłam stare spodenki ale jak widać nic to nie dało, było nawet gorzej. na dodatek nie włożyłam do kieszeni pomadki ochronnej do ust, albo - jak kto woli - ud (co czyniłam przez ostatnie dni i ani razu się nie przydała!) do ewentualnego "naoliwienia" w drodze, ale ponieważ stare spodnie nie miały kieszonki na zamek więc nie wzięłam... ironia losu :bum:
+ do obrażeń: odcisk, taki z płynem w środku, na małym palcu. już kiedyś mi się tam zrobił ale się wygoił, teraz znowu - w tym samym miejscu, na tej samej nodze, druga w porządku. :niewiem: najgorsze jest to, że z każdym treningiem będzie się powiększał.

więc:
po wprowadzeniu ręcznym mojej trasy i wpisaniu czasu wyszło tempo 6:30 :( czemu tak wolno? wydawało mi się, że biegnę szybko, takie było też moje założenie: mieć dobre tempo, jak to na interwałach... pewnie ostateczna średnia wyszła słaba przez odcinki odpoczynku, które były jednak dłuższe niż tzw. sprint więc zaniżyły średnią. ale i tak wydawało mi się, że nie biegnę ich tak wolno... cóż. liczby liczbami, ważne jest to że jestem zadowolona z tego treningu, zrobiłam go z sercem i wiem, że się do niego przyłożyłam.

ostatnia rzecz: pytanie.
co sądzicie o moim treningu interwałowym (bo wiem, że są różne szkoły, sama muszę jeszcze trochę o tym poczytać)?:
ok 1 km rozgrzewki
dystans: zazwyczaj ponad 8 km
w tym: ok. 7-9 odcinków szybszych (z tego co dzisiaj "mierzyłam" były one ok. 300-metrowe ale dzisiaj robiłam wyjątkowo długie. jak się mniej staram wychodzą pewnie ok. 200 m)
jak staram się robić: przyspieszam i biegnę szybko, nie najszybciej jak mogę ale po kilkudziesięciu metrach i tak nie mogę biec już szybciej więc jest to bieg prawie na maksa choć gdyby gonił mnie dzik, jakiś zapas by się znalazł.
to samo z oddechem, tzn. dotychczas kończyłam jak się zmęczyłam ale mogłam jeszcze biec, raczej kończyłam z lenistwa ;) dzisiaj założyłam, że będę kończyć jak już się naprawdę zmęczę... i tu pojawił się problem. bo nogi jakoś bardzo się męczą ale oddech daje o sobie znać. więc jak się zatrzymuję to zipię jak stary trabant ale wiem, że gdyby jednak za mną biegł ten dzik to bym pewnie jeszcze kilkanaście metrów mogła uciułać :bleble: po prostu trochę mam problem z tym wyczuciem czy już się dostatecznie zmęczyłam czy mogę się jeszcze bardziej zmęczyć. :bum:
no i ostatnia rzecz, tzn. kiedy zacząć następne przyspieszenie. tu stosuję zasadę "jak będę wypoczęta" ale to kwestia tak samo umowna jak z tym zmęczeniem... biegnę sobie wolno, "na luzie" i nogi już mogą przyspieszyć ale oddech nadal trochę szybszy. z drugiej strony myślę że przecież podczas biegu nigdy nie będę miała całkiem normalnego oddechu... więc przyspieszam jak myślę, że już jestem w stanie wykonać następną przebieżkę o takiej samej długości i jakości co poprzednia - co jest przecież istotne w interwałach. no i właśnie, ale skąd mogę mieć pewność, że tym razem nie zmęczę się tak, że już nie dam rady wykonać następnej tak długiej i dobrej?

[boże, moje nocne filozoficzne wywody, pewnie nikt tego teraz nie przeczyta :P]
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

poniedziałek, 12.09.2011

Obrazek
tam... szkoda pisać. odcisk na palcu przez dwa dni nie zdążył się zagoić i dzisiaj stał się powodem przedwczesnego zakończenia treningu. wyszłam z planem co najmniej 10 km, jak nie 12 (chociaż było już późno więc sama jeszcze nie wiedziałam), założyłam znalezione w swojej szafie legginsy ze sztucznego materiału bo nadal boję się krótkich spodenek. niby się całkiem dobrze spisywały. ale... spadały mi podczas biegu i musiałam je co chwile poprawiać bo na wysokości ud nogi znowu zaczynały się stykać i ocierać.
ech... tak naprawdę był to całkiem przyjemny trening :) gdyby pominąć wszelkie przeszkody to biegło mi się bardzo dobrze, poza tym dawno nie biegałam wieczorem, a dzisiaj stwierdziłam, że jednak jest to moja ulubiona pora na trening (i w ogóle ulubiona pora).

to teraz znowu trochę ponarzekam ;) zaczyna mnie mocno denerwować brak komórki (gdzie ona jest, chyba już dwa tygodnie temu ją oddałam?!). po wpisaniu trasy i czasu na endomondo wyskoczyło mi tempo 7:15, w co ja nie wierzę bo mimo, że prawie połowę trasy biegłam z bolącym odciskiem to nie wlokłam się tak od początku mojej kariery... ale kto wie, może jednak? niby na początku był plan na długi wybieg więc specjalnie się nie spieszyłam. ostatecznie i tak długo biegałam - wyszło prawie 50 minut... chyba, bo poza tym miałam problem z zegarkiem i w końcu się pogubiłam o której ja tak naprawdę wyruszyłam.
za każdym razem jak rozważałam czy może jeszcze nie wykręcić kółka palec się odzywał... po powrocie do domu okazało się, że tam się zrobił odcisk na odcisku i na nim jeszcze odcisk, czy jakoś tak :bum: nie, żebym się nad sobą użalała ale kurna nie wiem co teraz z tym fantem zrobić... żadna maść chyba nie pomoże, to po prostu samo musi pęknąć i się zagoić, a bieganie powoduje tylko powiększanie się tego.
biegać, nie biegać? fakt faktem, skarpetek do biegania nie mam, ale próbuję też zakładać różne - cienkie i grubsze - nie wiem od czego to zależy.

znowu czas na pozytywy - spotkałam dzisiaj parę biegaczy chyba wracających z treningu, potem jeszcze jednego (jedną? nie wiem) gdzieś w krzakach w oddali i biegaczkę. było już ciemno (widziałam tylko figurę, która oczywiście była godna pozazdroszczenia :nowiesz:), więc bałam się, ze nie zobaczy mojej ręki wyciągniętej w geście powitania ale zobaczyła, odmachała... bardzo mnie to ucieszyło bo zatęskniłam za mijaniem kogokolwiek. :)

Obrazek
dziwnym trafem od rana po głowie chodziło mi to, co z uwagi na teledysk (nie rozumiem go, ale zdecydowanie są to poturbowani ludzie ubrani na sportowo) raczej nie było przypadkiem... może to był jakiś sygnał z zaświatów pt. "nie wychodź dzisiaj na trening!", a ja go zignorowałam i teraz mam :bum:

ale tak naprawdę muzycznym bohaterem, nie tylko treningu ale i całego dnia jest Gotye z pięknym singlem "Somebody I used to know", który na pewno jest znany słuchaczom Trójki bo wałkują go tak bardzo, że aż musiałam przesłuchać całej płyty ;) na co dzień preferuję damskie wokale ale pan ma baaardzo fajny głos, chwilami łudząco podobny do Stinga. ale to tylko moje spostrzeżenie, jeszcze go z nikim nie konsultowałam... :ojoj:
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

środa, 14.09.2011

Obrazek
dystans: ok. 13.1 km
czas trwania: ok. 1 h 23 min
średnia prędkość: ok. 6:16 min/km :hej:

wreszcie jestem zadowolona z treningu!!! :)
zmęczyłam się, to fakt. ale miałam już dosyć tych biegów tempem starej babci. jednocześnie mam dosyć ciągłego narzekania na tym blogu, a to na otarcia, a to na bąble... więc powiem tylko, że za radą Kanas bąbel przebiłam i zaplastrowałam bo stwierdziłam, że jak nie przebiję, woda może się jeszcze bardziej gromadzić i powiększać go. pomogło :D paluszek ani pisnął. w kwestii ud pomogły jeszcze inne spodenki, więc tylko pod koniec biegu trochę zaczęły pobolewać.
dręczyło mnie i męczyło to niezrealizowane długie wybieganie ale w pewnym momencie bałam się, że znowu się nie uda... zasnęłam po południu przy nauce do egzaminu, więc jak się dobudziłam byłam w takim stanie, że zwątpiłam w zaplanowany trening :trup: ale dobudziłam się przez godzinę i wyszłam dobudzać się dalej na trasie. co prawda prawie od początku chciało mi się pić bo zdałam sobie sprawę, że jedyne, co dzisiaj wypiłam to kawa :lalala: nadal zapominam o piciu... gdybym miała przy sobie telefon, zadzwoniłabym do domu, żeby ktoś wyszedł do mnie przed dom z butelką wody bo w połowie przebiegałam w pobliżu (osiedlowy punkt odżywczy :bum: ) a że nie miałam to byłoby za dużo roboty z otwieraniem drzwi itp. za to jak już dobiegłam do domu przyssałam się do butelki ;)

po wprowadzeniu danych bardzo się ucieszyłam z dobrego tempa :) bałam się, że zła passa nadal się mnie trzyma i mimo zmęczenia i wrażenia, że było dobrze, znowu wyjdzie jakieś beznadziejne tempo.
ale żeby nie było znowu ZA wesoło, powiem wam, że przeżyłam też chwile grozy. w pewnym momencie wybiegłam na totalne zadupie gdzie nie uraczyłam już żadnego oświetlenia i... prawie wpadłam do studzienki na chodniku. tzn. przypuszczam, że to była studzienka bo nie zatrzymałam się, zresztą i tak nie byłoby nic widać. całe szczęście, że nadepnęłam na to miejsce tylko jedną nogą i mogłam odepchnąć się drugą gdy poczułam, że się zapadam. :orany:

Obrazek
planuję pierwsze zawody! cel: pobiegnąć. może poniżej godziny?
http://www.lubonskibieg.losir.eu/
do 11 listopada jeszcze trochę czasu, ale dobrze. może perspektywa wpłaconego 25 zł wpisowego będzie kolejnym motywatorem do biegania do tego czasu :P
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek, 16.09.2011

Obrazek
dystans: ok. 7.7 km
czas trwania: ok. 50 min
średnia prędkość: ok. 6:27 min/km

tak mi się wydaje, że dużo ostatnio robię tych 50 minutówek ale to jest taki standard jak nie mam inwencji by wymyślać coś innego i chęci na dłuższy trening. poprzedniego wieczoru niestety wypiłam dużo więcej niż planowałam (naprawdę chciałam już iść do domu :grr: ) ale nie było zmiłuj - trening musiał być i to jeszcze przed obiadem.
nie oszukujmy się - szału to tam nie było ;) był oczywiście wewnętrzny dialog z panem O., który najpierw chciał mnie przekonać by jednak może zawrócić po 15 minutach (co dałoby 30 min biegu), potem po 20 minutach, ale z każdym upłynięciem 5 min całościowo trening wydłużał się o 10 minut... więc tak biegłam, za każdym razem mówiłam sobie "jeszcze 5 minut" i osiągnęłam założony czas (nie mogło być inaczej!) :) pod koniec zrobiłam jeszcze 4 przebieżki, żeby trochę pobudzić organizm.
a wieczorem domówka i dużo pysznego jedzenia. boże, obżarłam się tak, że na końcu już tylko siedziałam i myślałam, że pęknę. :hahaha:

niedziela, 18.09.2011

Obrazek
trening francuski polecony przez Strasb :hejhej:

5 minut rozgrzewka
10 x 30s szybko/ 30s wolno
5 minut trucht
10 x 30s szybko/ 30s wolno
5 minut schłodzenie

wychodziłam z domu autentycznie ciekawa jak mi pójdzie - czy będę zmęczona, a może jednak nie będzie tak źle skoro w sumie to tylko 30 minut biegania?
technicznie w ogóle nie byłam przygotowana. potrzebowałam czegoś, co dokładnie i widocznie w ciemności odmierzałoby czas co do sekundy - :niewiem: ostatecznie wzięłam stoper, na którym były dość duże cyfry - ale i tak miałam problem z odczytaniem czasu bo w terenie, na którym biegałam było dużo małych odcinków nieoświetlonych. ale ostatecznie jakoś dałam sobie radę.
wyglądało to mniej-więcej tak: pierwszy szybszy odcinek - "już minęło 30 s? przecież ja się jeszcze nawet nie zdążyłam rozpędzić!". trzeci - "no, całkiem wymagający ten trening", szósty "jeszcze cztery?! biegnę dopiero 14 sekund?!", dziewiąty "jeszcze tylko jeden, dam radę! ...chyba" :bum:
nieźle mnie wymęczyłaś, Strasb :hahaha: oczywiście z każdym następnym odcinkiem bieg był coraz wolniejszy... właściwie był to mój pierwszy w życiu trening z przyspieszeniami bez pełnego wypoczynku między nimi (pomijając jakieś lekkie przebieżki ale to nic) i to dało mi mocno w kość. dyszałam jak stary trabant, co musiało być śmieszne dla ludzi obok których przebiegałam akurat podczas robienia tego wolniejszego odcinka - prawie szłam, a oddech miałam jakbym co najmniej maraton zrobiła ;)
jak stanęłam strasznie zaczęły boleć mnie łydki i prawa piszczel (która odzywała się już podczas biegu), ale po rozciąganiu było już ok.

chciałabym ten trening wprowadzić na stałe do mojego planu bo po dzisiejszym boję się go ale jednocześnie skoro mnie tak męczy to jest dla mnie wyzwaniem :P ale muszę to przemyśleć - robić go co tydzień i całkiem zrezygnować z tych moich długich "interwałów", czy może jakoś na zmianę?

PS. jestem głodna jak wilk... niech już będzie rano :trup:
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek, 20.09.2011

Obrazek
dystans: 8.7 km
czas trwania: 1 h
średnia prędkość: 6:59 min/km
kalorie: 532 kcal

nieudany trening #1. może to lakoniczna rozgrzewka, może fakt, że zaczęłam zbyt szybko - tak, zaczęłam zdecydowanie za szybko (1 km 5:37) i po 1.5 km strasznie zaczęły mnie boleć nogi. piszczele i trochę powyżej kostek, na całym obwodzie... 3 razy musiałam stanąć i iść, a potem biec musiałam żółwim tempem żeby ból znowu się nie nasilał. czułam się jakby ktoś przymocował do moich nóg obciążniki :( ostatecznie z 50' zrobiła się godzina bo pod koniec nogi już tak bardzo nie dawały się we znaki, a dystans miałam marny więc postanowiłam dodać jeszcze 10'.

czwartek, 22.09.2011

Obrazek
dystans: 7.45 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: 6:43 min/km
kalorie: 456 kcal

nieudany trening #2. miałam dzisiaj czas, więc zaplanowałam długie wybieganie. miało być 1.5 h biegu, które następnie przekształciło się w 10 km, a potem w 50'. ale dłużej nie dałabym rady... znowu bolały mnie nogi, co prawda nie tak bardzo jak przedwczoraj ale musiałam biegać wolno. potem doszło zmęczenie, jakby brak sił :niewiem: ledwo przebiegłam to 50 minut. do tego dochodzi niezagojony od ostatniego czasu bąbel na palcu, pod którym już robi się następny - plaster mi się zsunął i była... dupa. uda też otarte, ja już nie wiem w jakich spodniach mam biegać...

generalnie jestem podłamana bo ostatnio co chwile jest coś nie tak na treningach... pierwsze 2.5 miesiąca przebiegałam bezusterkowo, a teraz co chwile coś się napatoczy. odechciewa mi się tego wszystkiego bo jak każde wyjście łączy się ze zmaganiem z bólem to ja dziękuję - wolę siedzieć w domu i cieszyć się "zdrowiem". teraz jest już lepiej ale podczas biegu miałam myśli, że rzucę to wszystko bo na razie nie widzę zdecydowanie więcej strat niż korzyści.

na razie mam plan, żeby dać spokój do poniedziałku z treningami. może mój organizm potrzebuje jakieś dłuższej regeneracji, bo ogólnie czuję się dobrze, jestem zdrowa w przeciwieństwie do wielu blogowiczów ;) a jak wyjdę na trening to jest kiszka.
od poniedziałku zaczynam semestr więc ten tydzień i pierwsze tygodnie października będą dla mnie tygodniami testowymi pod względem tego jak, gdzie i kiedy będę mogła biegać.

przepraszam za mało pozytywny wpis, też takich nie lubię ale co zrobić... :tonieja:
ODPOWIEDZ