Dziś chciałam opisać, jak to wtopiłam ze swoimi pierwszymi butami, po prostu źle je dobrałam pod kątem rozmiaru (do siebie więc tylko mam zastrzeżenia, a nie do butów, rzecz jasna). Była to naprawdę super okazja w Deca#&lonie aż żal było nie skorzystać, a były to adidasy response cushion 18. Od razu, kiedy je ubrałam, wiedziałam, że to właśnie "te" buty i jakie wielkie było moje zaskoczenie, jak poduszkowo w nich się porusza, miałam wrażenie, że chodzę po chmurkach

, wiecie, jak to u nowicjusza wszystko jest nowe i ciekawe

Trochę w nich przebiegałam, w sumie to całą zimę i trochę wiosny i nagle przy zbiegach zaczęły mnie boleć dwa palce w lewej stopie, ale co to był za ból, jakiś tam "bólik", tak nikły, że w sumie to ignorowałam go przez dłuższy czas, aż pewnego dnia obudziłam się rano z dwoma czarnymi paznokciami- palucha wielkiego i przedostatniego

. Na początku się trochę przestraszyłam, pomyślałam, że może mam jakąś martwicę czy brak krążenia w nodze i w panice zaczęłam wertować net, na szczęście nie miałam żadnych innych objawów dziwnych chorób a na forum biegowym znalazłam posta o czarnych paznokciach i trochę mi ulżyło

Tylko że kurczę jak to, moje kochane buty są za małe?? Po takim czasie? Nie chciało mi się jakoś w to wierzyć! Paznokcie czarniały coraz bardziej i bolały jak cholera, najgorsze, że rosły i nie było szans, żeby je obciąć lato się zaczęło i wyglądało to średnio... No ale sprawdziłam, faktycznie, w moich butach, kiedy je ubiorę, nie ma umownego wolnego miejsca, były za bardzo spasowane... buuuu...
Trzeba było się zacząć rozglądać za nowymi butami.
Nowa okazja zakupów butów pojawiła się na Maraton Metropolii- jak to na tego typu imprezach biegowych, pełno stoisk z butami i różne zniżki dla zawodników.
Miałam szczęście, bo było stoisko adidasa, (przepraszam, uznaję tylko adidasa jeśli chodzi o buty biegowe, dlatego, że pierwsze buty bardzo się sprawdziły i spełniły wszystkie moje oczekiwania i nie miałam ochoty eksperymentować z inną firmą), zanabyłam nowe butki adidas traxion, które są zarąbiste, jednak po przebiegnięciu paru km nie do końca nie mogę się zgodzić z opinią, że są one również dobre do asfaltu, jak mnie zapewniał sprzedawca, ale o tym napiszę może innym razem.
Tak czy siak pora opisać mój jak do tej pory chyba największy wysiłek fizyczny w życiu, a więc mój pierwszy maraton na rolkach (mam nadzieję, że się nie pogniewacie, że trochę opiszę rolkową przygodę, postaram się nie przeginać :D)
XXIX MARATON METROPOLII 2011
Mój pierwszy maraton...nie do końca byłam przekonana, że powinnam w nim startować, tak naprawdę niewiele było czasu na przygotowania na rolkach po zimie, udało się zrobić z takich solidnych treningów jakieś 2-3 o dużym kilometrażu, raz prawie 40km i w sumie wyszło, że całkiem niezły uzyskałam czas na treningu jak na mój pierwszy tak długi dystans, nawet zaplanowałam sobie zmieścić się w 2h30 minut, ale jaka byłam głupia zakładając to sobie to zaraz napiszę.
O czego zacząć? Chyba zacznę od tego, że jestem typowym człowiekiem-biegunką, a więc w sytuacji stresu od razu mam sraczkę. Kocham wszystkie zawody i starty w nich, ale za każdym razem przed dopada mnie taki mega stres, że przed startem objawia się to wręcz utratą logicznego myślenia, nie mogę spać, nie mogę jeść i naprawdę nie wiem, z czego to wynika. Przecież nie żyję pod presją zawodowca, niczego nie muszę, a moim głównym założeniem było, żeby po prostu dojechać do mety, ale i tak...
Przed maratonem właściwie nie spałam przez dwie doby z rzędu. Byłam naprawdę piekielnie zmęczona, ale nie mogłam zasnąć, za cholerę..
Rano przed zawodami żołądek ściśnięty w "chińske S", więc na siłę jadłam ten dżem i batoniki po drodze... i to był mega wielki błąd. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło, tak po prostu spanikowałam, może dlatego, że to był mój pierwszy maraton w życiu??
Pogoda- dla rolkarza-masakryczna, czyli padało przez cały czas... Nie boję się deszczu i nie o to chodzi, ale na rolkach trzeba w czasie deszczu bardziej uważać, bardzo łatwo o glebę, ja do tego wszystkiego jeszcze noszę okulary, no niestety okularnicy sami wiedzą, jak się widzi w okularach, kiedy pada deszcz :D. Więc miałam do wyboru- zdjąć je i nie widzieć nic, albo założyć i widzieć "conieco" przez zalane okulary żeby się na tym cholernym asfalcie nie zabić!!! Na początku nie było tak źle, jechałam z bardzo sympatycznymi dziewczynami chyba z Torunia czy też z Bydgoszczy, już nie pamiętam, rozmawialiśmy po drodze i było ok. Tylko nie bardzo miałam koncepcji jak rozłożyć siły- myślałam, kurde, pojadę za szybko- stracę całą moc pod koniec, pojadę za wolno, to mnie zgarnie autobus z napisem "game over"..
Zresztą większość część trasy bałam się, żeby się nie zabić, widoczność niewielka, trasa nieznana, asfalt MASAKRA. Jechać trzeba było poboczem, które oddzielone było pachołkami od jezdni, po której jeździły samochody. To jeszcze nie było takie najgorsze, tyko k#2wa mać, akurat pobocze było z najgorszego chropowatego asfaltu, który nie dość, że mokry, to jeszcze tak drętwy, że rolki wogóle po nim nie chciały jechać... Jechałam więc grzecznie tym poboczem (potem się dowiedziałam, że rolkarze olali ten wyznaczony fragment pobocza i cisnęli asfaltem (normalnym, gładkim).
Tak czy siak większość towarzystwa odcedziła mnie i pozostałam sobie samotna wśród biegaczy.... jechałam tak i jechałam, mijały mnie kolejne tabuny biegaczy (ich obecność bardzo dodawała mi otuchy-bo-myślałam sobie- kurde, oni muszą to przebiec i dają radę to ja na rolkach nie dam???). Niestety nie miałam sił, jakby ktoś mnie odciął od prądu... wniosek nr 1- trzeba jeść jeść jeść, 2-trzeba się wyspać!!!!
Ja to wiedziałam od początku no i co z tego...?? Kwestia w moim przypadku leży w psychice.
Jechałam i jechałam i odliczałam tylko kolejne tabliczki z kilometrażem, najgorzej było po 35 kilometrze, byłam cała przemoczona, za mną żadnego rolkarza, sami biegacze i pan z obsługi zawodów stojący na poboczu, który krzyknął: co tak późno????
To retoryczne pytanie rozwaliło mnie na maksa i zachciało mi się beczeć. Ale myślę sobie: kurde, nie mogę zacząć ryczeć, bo całkiem stracę resztki sił na ten płacz, muszę spiąć poślady i dotrwać do mety!!!
Był moment, że chciałam zejść z trasy, ale znowu pomyślałam sobie: nie po to jechałam tu taki kawałek drogi, żeby teraz zejść, za dużo znajomych wie, że biorę udział w maratonie i nie będę robić obciachu i poza tym co im powiem, że zrezygnowałam??
I to nie chodzi o to, że ja fizycznie nie dawałam rady, nie bolały mnie żadne mięśnie, nie miałam żadnej zadyszki, po prostu nie miałam sił życiowych w sobie, spaliłam je nie śpiąc dwie doby z rzędu i nie jedząc śniadania.
Więc tak: wiedziałam, że jestem ostatnim rolkarzem na trasie (skoro pan z obsługi zadał mi to pytanie, było to dla mnie oczywiste, potem się okazało, że to nieprawda, a ja zakładając, że jestem ostatnia miałam już wszystko gdzieś XD). Wyznaczałam sobie nagrody od tabliczki do tabliczki ale z kilometra na kilometr było mi coraz słabiej... wreszcie.... napis 40km!!!!
Meta tuż tuż... aż tu nagle.... KOSTKA BRUKOWA!!! Pan z obsługi mówi: proszę skręcić na kostkę a ja na to-to chyba jakiś żart??? Jakieś wspaniałe małżeństwo dodało mi otuchy swoimi okrzykami, że to już ostatnia górka (dzięki

) , a że zmęczenie materiału było takie a nie inne człapałam po tej kostce z klocka na klocek w wyczerpaniu, wkur@@%niu, deszczu i nogi z tego wszystkiego odmówiły posłuszeństwa i zaczęły się niemiłosiernie trząść, zasmarkana, nic nie widząca przez te zachlapane okulary i przemoczona do suchej nitki,,, ech, to nie użalanie się nad sobą, o nie, po prostu opisuję, jak mi było XD
Dobra, przeszłam kostkę, jest asfalt, jadę jadę , widzę, że za ostatnim zakrętem meta, zaczyna do mnie Jarek dzwonić na komórkę (minęły 3 godziny a mnie ani widu, ani słychu), zaczął się martwić, gdzie jestem i czy czasem nie zrezygnowałam, ale widzę go za zakrętem (nie potrafię opisać, jak się wtedy ucieszyłam, kiedy go zobaczyłam!!), pomaga mi niesamowitym dopingiem do finiszu, który też pod delikatną górkę, a na finiszu, a na mecie TADAAAM! Kostka brukowa część II
Chce mi pomóc ale mówię NIE, chcę sama (w myślach- choćbym miała zdechnąć i nigdzie więcej nie pojechać)...
Jest WRESZCIE MEEETA JEEEEST!!
Trochę nie wiem, gdzie jestem, telepie mnie z przemoczenia, Jarek szybko pomaga mi się doczłapać do samochodu, wytrzeć i przebrać w suche ciuchy...zresztą widać na zdjęciach jak wyglądałam
Czas: 3h05 minut, czas na treningach na podobnym dystansie: 02h15....
Co to stres potrafi zrobić z człowieka....
Koniec końców, okazało się, że nie byłam ostatnia, a przedostatnia i tu moje serdeczne uściski i pozdrowienia dla ostatniej zawodniczki, że wytrwała, bo to musiała być niezła mordęga, wiem jaka :D tak więc szacun!
Ale więcej w tej imprezie jako rolkarka udziału nie wezmę-organizacyjna porażka, nie będę się tu rozwodzić nad tematem, bo było, minęło a życie płynie dalej i trzeba się zacząć szykować do Maratonu Sierpniowego w Gdańsku :D
Jutro plan spokojne wybieganko 1h-1:20h i oby kolano nie dawało popalić, bo się wścieknę
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ace ... dc031.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/604 ... 2fc38.html