Hej ludziska !!!
Dawno mnie nie było tutaj. W tym czasie wiele się działo w moim życiu biegowym. Udało mi się ukończyć maraton wrocławski choć nie z takim skutkiem o jakim marzyłem. Na 3 miesiące przed maratonem rozpoczęła się moja fatalna seria kontuzji. Zaczynając od skręconego stawu skokowego kończąc na bólu pachwiny. Te kontuzje dość mocno wpłynęły na mój plan treningowy, co wpłynęło (chyba) na mój wynik w maratonie. Te całe kontuzje sprawiły, że moje "życie" na blogu zamarło. Dziś wracam ponownie i na tym blogu będę przygotowywał się do Wrocław Maraton 2015 oraz Półmaratonu Ślężańskiego.
Może z racji tego, że nie opisałem mojego pierwszego razu z maratonem opiszę go tu teraz

Może zacznę od nocy poprzedzającej start. Była to dłuuuuga noc bo może 3 godziny spędziłem w fazie snu. Rano już o 7:15 wstawiłem się we Wrocławiu (start 9:00). Chwila odpoczynku w aucie po 8:00 wyszedłem na rozgrzewkę. Po rozgrzewce wstawiłem się w mojej strefie czasowej. Odnalazłem pacemakera, porozmawiałem z nim co do taktyki rozegrania maratonu i ustawiłem się za nim. Nastąpił START. Początek to wielka radość i wielki ścisk. Już na 5 km zrozumiałem, że pacemaker za szybko biegnie jak na te 4 godziny. Na kilometrze potrafił zamiast 5:41 min/km biec 5:20. Ja twardo chciałem gonić za nim i już po 10 km czułem, że nie dam rady tego tempa utrzymać dodatkowo temperatura zrobiła swoje, na jednej z dróg na telebimie pokazywało 29,5 stopnia. Kolejne kilometry mijały a moja prędkość spadała. Zdarzały się krótkie marsze. Bieg dla mnie zakończył się na 28km. Skurcze nie pozwoliły dalej biec. Każdy krok to była obawa o to aby skurcze mnie nie wykończyły na trasie. Modliłem się w sobie, żeby było mi dane jakoś doczłapać do mety. Zatem tak jak napisałem od 28 km rozpoczął się marsz. Bardzo smutny marsz. Serce wyrywało do przodu lecz każda próba zerwania się do biegu obfitowała w uczucie skurczu w nodze. Doczłapałem do mety z żenującym czasem 5:43:01. Nawet nie byłem w stanie przebiec mety, po prostu przeszedłem przez nią. Tego dnia popełniłem masę błędów początkującego biegacza maratończyka. Byłem zły na siebie.
Następnego dnia dopiero dotarło do mnie co zrobiłem. Wtedy dopiero poczułem szczęście i dumę, której brakowało po przekroczeniu mety.
Przygotowując się do maratonu trenowałem z książki Billa Rodgersa. Niestety plan tam zawarty nie spełnił moich oczekiwań.
Po Rodgersie przyszła pora na Skarżyńskiego. Plan na 4:00 już przestudiowany (29 tygodni).
Od maratonu biegam bez planu. Są to spontaniczne biegi. Coś muszę wybrać. Myślę może nad jakimś planem na 10 km.
Od marca zaczynam ten plan, także do marca mogę tłuc tą dychę
Dzisiaj zrobiłem podbiegi 8x100m
1 :22.4
2 :24.5
3 :22.6
4 :21.8
5 :21.8
6 :21.2
7 :21.5
8 :21.1