Nazywam się Rafał i biegam od dwóch miesięcy .... no dobra, zabrzmiało jak na wstępie spotkania AA.
A na poważnie: lat 33. Waga 95 kg przy wzroście 177 cm (wg stanu na dwa miesiące temu).
Trochę historii:
NIENAWIDZĘ BIEGANIA!!!!! Ta myśl towarzyszyła mi zawsze- w-f-iarz w podstawówce darł sobie włosy z głowy gdy przybiegałem jako ostatni na 1km z czasem pow. 6 min. Jeżeli chodzi o uprawiane w życiu sporty i aktywności to była głównie siłownia (aeroby były bleeee), sporty walki, pływanie, czasami charatało się w gałę na podwórku, od 3 lat narciarstwo zjazdowe. Zawsze się zastanawiałem co ludzie w tym bieganiu widzą. Ot, lecisz bez sensu przed siebie- strata czasu.
Do swojej wagi docierałem sukcesywnie przez ostatnie lata dzięki: biurowej pracy, mało "higienicznym" łykendom, szybkim fudom itp.
Dlaczego postanowiłem coś z tym zrobić. Otóż, mam jeszcze jeden fajny sport: paintball. Zdecydowałem się na wzięcie udziału w 3 dniowych manewrach. Miały być za ok. 2 miesiące, obawiając się ostrego wycisku chciałem się do tego przygotować wydolnościowo (choć trochę). Oj przydało się to przydało.
Ze względu na fakt, iż jestem raczej zapracowanym człowiekiem, nie bardzo mam czas na regularne ćwiczenia w godzinach popołudniowych. Jak nie pracuję, to spędzam czas z dziećmi itp. W związku z powyższym uznałem, że chwilowo regularną aktywność mogę uprawiać wyłącznie po 6 rano.
I tak trafiłem na stronę poświęconą bieganiu. Znalazłem program treningowy dla świeżaków, kupiłem buty do biegania i pulsometr (zawsze byłem gadżeciarzem

Zasady treningów są następujące:
Biegam 3-4 razy w tygodniu (wtorek, środa, piątek, sobota).
Pobudka 5.15 i natychmiast lekki węglowy posiłek: banan, musli i takie tam.
6.15- rozgrzewka (w międzyczasie prasowanie koszul i oglądanie powtórki "Rozmów w toku"

6.30- biegamy.
Parę minut po siódmej: śniadanko, prysznic i do roboty
Dieta: no cóż, nie i jeszcze raz nie. Żyję po to żeby jeść, a nie jem po to żeby żyć. Ograniczyłem/wyeliminowałem szybkie żarcie. Ale jak mam ochotę na karkówę z grilla z piwem lub czymś mocniejszym- nie odmawiam (dlatego trening sobotni czasami nie dochodzi do skutku). Próbowałem różnych diet, jak latałem na siłowni, od tego czasu na kurczaka mam uczulenie, a od ryżu torsje. Dlatego jem to na co mam ochotę, staram się nie najadać do oporu.
Tydzień 1
1 minuta biegu, 5 minut marszu - 5 powtórzeń. Bieg- za mocno powiedziane (trucht to maks). Maksymalne tętno coś koło 220 z tego co pamiętam, dystans ok. 4 km (co poniżej)
Pierwszego dnia na 3 piętro na którym mieszkam myślałem że nie dojdę. Ci co biegają 0,5 godziny to cyborgi, maratończycy nie są z tego świata. Normalny śmiertelnik nie ma szans czegoś takiego zrobić.
Drugi dzień - walka z zakwasami, ale biegniemy- oj bida bida. Wyplułem płuca, serce wyskakuje z piersi.
Po dniu przerwy biegnę- jest jakby lepiej- oddycham.
Tydzień 2
2 minuty biegu, 4 minut marszu- 5 powtórzeń.
Dalej jest ciężko bardzo, a jeszcze nie daj Boże jak się pojawi jakiś podbieg w momencie gdy biegnę, a nie maszeruję.
Po co mi to było. NIENAWIDZĘ BIEGANIA
Tydzień 3- przerwa- dopada mnie alergia. Efekt biegania w poprzednim tygodniu za miastem polną drogą

Tydzień 4
3 minuty biegu, 3 minuty marszu- 5 powtórzeń.
Noooo jestem kozak połowę z całego czasu treningu biegnę. Wydolnościowo jest coraz lepiej- średnie tętno spada. Maksymalne nie przekracza 170- 180.
Tydzień 5
5 minut biegu, 2,5 minuty marszu- 4 powtórzenia. Nie jest lekko ale daję radę. Biegam tylko 2 razy, bo w tym tygodniu mam manewry. Gdyby nie to bieganie, na bank padłbym tam na jakiś zawał

Tydzień 6
7 minut biegu, 3 minut marszu - 3 powtórzenia. Ten pulsometr ma chyba więcej zastosowań niż lans i odmierzanie czasu treningu. PRawdę mówiąc zaczynam pękać. Mam coraz więcej satysfakcji z każdego przebiegniętego kilometra.
Tydzień 7
8 minut biegu, 2 minuty marszu- 3 powtórzenia. Biegania jest tylko minutę więcej niż w poprzednim tygodniu. Daję radę. Choć z utęsknieniem czekam na zakończenie 8 minutowego czasu biegu.
Tydzień 8
9 minut biegu, 1 minuta marszu- 3 powtórzenia. Jest ciężko. Naprawdę. Minuta na regenerację sił to zbyt mało jak dla mnie. Ale na koniec tygodnia eureka!!!!! Już wiem o co chodzi z tym pulsem, zaczynam biegać świadomie. W głowie spokój, jest czas na liczne przemyślenia, ułożenie planu dnia.
Tydzień 9- trwa
13 minut biegu, 2 minuty marszu- dwa powtórzenia. Obawiałem się, że wydłużenie okresu biegania o 4 minuty może okazać się masakrą. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu- 4 minuty upływają nieodczuwalnie. Maksymalne tętno oscyluje nieco poniżej 150. Marsz traktuję jako zło konieczne próbując maszerować w takim tempie, aby nie dopuścić do nadmiernego zmniejszenia tętna. Niestety spada ono do około 120. Z niecierpliwością czekam na drugie powtórzenie.