23.06.2013
Witam, wczoraj jakoś się na relację nie złożyło...
Cały poprzedzający bieg tydzień wszystkim doskwierały upały...
Testowo w słońcu 30*C dałem radę tylko 7km przebiec bez zatrzymywania się...
Wiedziałem, że będzie ciężko....
W sobotę wieczorem, żona zrobiła mi niespodziankę i kupiła mi pas biodrowy ProTouch z bidonem...
Spakowałem do niego żelki, wodę i muzykę...
W niedzielę miałem jechać wcześniej, żeby zdążyć odebrać pakiet...
Rano obudził mnie grzmot....deszcz...myślę sobie....oooo to może nie będzie tak ciężko....
Jednak uśmiech znikał z twarzy tak szybko jak intensywniejsze stawały się opady...
Po dojechaniu na stadion okazało się, że bieg będzie godzinę później...padać już przestało...była taka przyjemna chłodna podeszczowa bryza...
Czytając wasze blogi, wiedziałem żeby nie dać ponieść się na samym początku...pilnowałem się tego bardzo....
Mając w głowie "motywujące" rady rodziców, żeby nie jechać bo nie dam rady...siły rozkładałem o wiele bardziej zachowawczo...
1km...na zegarku 6 minut...myślę biegnę swoim tempem....oby tak dalej....drugi tak samo...z wodopoju jeszcze nie korzystam...
Przy oznaczeniu 3 km miałem wrażenie, że biegnę za szybko....poczułem lekkie ukłucie w piszczelu...ale było znośne i szybko przeszło....
Gdzieś ok 5km skorzystałem z wodopoju....a przy 7 tabliczce na zegarku miałem 41 minut...przecież ja tyle robię 6 km....
Cały czas wrażenie, że za szybko...ale biegło mi się dobrze....
Gdzieś w tym czasie mijaliśmy się z liderem wyścigu...co za tempo !
Na lubelskiej gdzie coraz więcej biegaczy zaczęło nas mijać było mega sympatycznie, każdy bił sobie brawo machał....ekstra!

Na połowie dystansu miałem godzinę...potem ta pętla z okropnie nierównym asfaltem przy lotnisku...zacząłem czuć kolana...
To samo kłucie co na treningach...od 15 km nasilało się...jednak było znośne....
Jak już widziałem stadion i w dalszym ciągu nie opadłem z sił...byłem zadowolony...już blisko, już tylko kawałek....
Jednak organizator zrobił nam psikus i było parę pętelek tuż przed metą...
Wbiegając na stadion...na miękką już nawierzchnię....widząc tą zgraję ludzi....lekko przyspieszyłem...
Chyba dwie osoby opadały już całkowicie z sił...jednak 3 osoba, zerknęła w tył i przyspieszyła mocno...
Ja też, nie dał się wyprzedzić....razem wskoczyliśmy na metę
Bardzo fajne uczucie....nogi jak z waty....medal na szyi....ja chcę jeszcze !
2:06:41
Jak na debiut jestem zadowolony....szedłem tam, żeby dobiec do mety, ewentualnie ukończyć...
Pogoda zrobiła niespodziankę....klimat zawodów także...sam siebie zaskoczyłem...
Bardzo się cieszę
Wygrałem sam ze sobą...
Bieganie stało się jeszcze większą przyjemnością....
Coraz mniej boję się dystansu maratonu...
Nogi mnie już nie bolą...pozostało jeszcze lekkie uczucie kłucia, przy schodzeniu ze schodów...
I mój pierwszy pakiet startowy
