szymon - 37:xx na 10k na pełnym luzie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

Czołem!

Kiedyś, dawno temu, miałem już swój blog treningowy, ale od tej pory w moim bieganiu zmieniło się chyba wszystko, więc zakładam nowy. A co!

Mam 28 lat,
187 cm
78 kg (tu spore wahnięcia)

A to moja historia. Trochę wyszła przydługa, więc w razie czego proponuję przejść od razu do pointy :hej:

Jakoś w grudniu 2009 roku zacząłem biegać, a w grudniu 2010 przestałem. Historia bardziej niż oklepana: na początku pierwszy, z trudem, zipaniem i charczeniem przebiegnięty kilometr, potem kolejne. Coraz więcej kilometrów, coraz większe prędkości. W maju 2010 pierwszy maraton, potem przetrenowane lato i maraton we wrześniu. Plan wykonany prawie co do joty, nieraz wstawanie o 5 rano, żeby tylko nie przepuścić treningu. Gdzieś po drodze zgubiłem kilogramy, przyodziałem oddychające ciuchy, wskoczyłem w buty z systemami... ech jak ja sunąłem przez pola... Po drugim maratonie roztrenowanie i spory optymizm przed kolejnym sezonem. Moją głowę zaprzątały rozterki, czy próbować łamać trójkę już na wiosnę, czy raczej jesienią.
A w grudniu kontuzja i konkluzja. Nie każdy jest stworzony, by klepać 80 kilometrów w tygodniu. I tyle.

Przestałem biegać, zacząłem delikatnie śmigać na rowerze. Gdzieś tam w tzw. międzyczasie pojawiły się próby powrotu, ale nieudane. Robiłem sporo ćwiczeń, byłem u lekarzy. Tylko, że popełniałem podstawowy błąd - próbowałem wrócić do mojego starego biegania.

Jesienią 2011 roku wystartowałem na 15 km bez przygotowania biegowego. No dobra wyszedłem 4 razy żeby pobiegać. Bazy trochę zostało sprzed roku, trochę dawał rower (jeżdżę na nim do pracy). Starczyło, żeby utrzymać tempo ~4:30/km. Jak dla mnie bomba.

Na początku 2012 roku, jakoś tak założyłem stare buty i poszedłem potruchtać. W lutym urżnąłem w nich piętę. Potem przywiozłem sobie decathlonowe szybkobiegi i nieudolnie podążyłem za yacoolowym vademecum. Zacząłem chodzić na basen. W niedziele rekreacyjna siatkówka. I tak od słowa do słowa przebiegałem ponad dwa miechy.

W połowie marca doznałem kolejnej kontuzji, tym razem kręgosłupa. Parę dni bez chodzenia, tydzień bez roweru, prawie dwa tygodnie bez biegania. Teraz powoli wracam i sonduję jak będzie. Mam nadzieję, że się wyłgam, zobaczymy.

POINTA

Mój plan jest prosty:
- biegać nie więcej niż 40-45 km w tygodniu (na razie mniej)
- bez długich wybiegań (na razie maks to ~9 km)
- startować najwyżej na dychę, ewentualnie na 15, a półmaraton to bardzo być może, bo akurat od tego roku będzie u mnie w mieście (choć wolałbym po staremu 15 KM)
- utrzymywać różnorodność: rower, basen, bieganie (przez całą zimę jeździłem wszędzie na rowerze, wychodziło średnio 15-20 km dziennie)
- żadnych ciężarów, siła tylko w terenie
- rozciąganie, stability core, kijek, ogólnie higiena mięśni
- nie tracić głowy przy kontuzjach

Cel:
- zejść na dychę poniżej 40 minut [edit:] zrobione, teraz 37:xx

wot tak!
Ostatnio zmieniony 14 lis 2012, 14:44 przez szymon_szym, łącznie zmieniany 2 razy.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

22 III

7 km (4:30/km)

Dzisiaj się nie liczy. Ogólnie nie biegam tak szybko, ale: miałem półtora tygodnia przerwy + założyłem krótkie ciuchy (pierwszy raz w tym roku) + las obsechł i nie ma już zmagań z błotem.

Zawsze można zakwalifikować ten trening, jako bieg z prędkością maratońską. Niech to, że nie biegam maratonów, nikogo nie zmyli. W moim arsenale środków treningowych główne miejsce zajmuje bieg spokojny. Ale będzie jeszcze okazja o nim napisać, mam nadzieję.

Trochę bolą mnie ręce, bo staram się jakoś udanie je włączyć do harmonijnej pracy z całym ciałem. Informację zwrotną uzyskiwałem dziś od swojego cienia. Straszna z niego pokraka, nie ma co...

Jutro zależnie od odczuć w plecach:
na pewno rower (do pracy), może basen, może bieganie.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

24 III

9.09 km - 44:56 (średnia 4:56)


Wczoraj jedyną aktywnością było przemieszczanie się na rowerze po mieście.

Dzisiaj zanosi się na całodzienne lenistwo, bo długo spałem, potem pętelka po lesie, a na 16 grill w Kortowie, jak za starych dobrych czasów. Mam sporo pracy, ale mój wewnętrzny przymus jakoś osłabł przygłuszony wiosennym słońcem.

Do rzeczy. Dzisiaj biegło mi się bez lekkości. Czasem mam takie dni. W międzyczasach nie widać tego tak jasno, bo różnice wynikają też z terenu, ale około połowy lekki bunt organizmu. Mam na myśli utratę pełnego komfortu, na którym bardzo mi zależy. Ostatnie dwa kiloski znowu prawie frunąłem nad polbrukiem, ale na twardym w ogóle biegnie się łatwiej i szybciej (końcówkę biegnę przez osiedle). Gorsze odczucia składam na karb odżywiania. Jakoś ostatnio niezbyt dużo sypałem do pieca, ale wynikało to z półtoratygodniowej przerwy, której nie chciałem przypłacić wzrostem wagi. O perypetiach z moją masą napiszę więcej innym razem.

kolejne kilometry:
1 4:53
2 5:00
3 4:59
4 5:02
5 5:07
6 4:50
7 4:56
8 4:56
9 4:55

Staram się raczej utrzymywać równą intensywność i nie patrzę jakoś specjalnie na tempo.
A oto profil mojej traski:
Obrazek

Na pierwszy rzut oka wygląda niemal górsko, ale jak spojrzy się na skalę... Tak czy siak jest pofałdowana, leśna, kręta, czyli fajna.

Jutro dobiorę trening zależnie od ilości i rodzaju spożytych dzisiaj płynów. Na razie swobodne bieganie, może w przyszłym tygodniu skuszę się na jakiś akcent.

Plecy i kolano, odpukać, w porządku.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

26 III

8,98 km - 42:12 (4:42/km)


1 4:44
2 4:44
3 4:45
4 4:40
5 4:47
6 4:36
7 4:41
8 4:41
9 4:29

Dzisiaj całkiem swobodnie. Już jak wracałem do domu po pracy na rowerku czułem, że jest lepiej niż w sobotę. Czasy dokładnie to oddają. W zasadzie zmiana tempa pokrywa się dokładnie z podbiegami, więc cały czas biegłem z taką samą intensywnością. Moje łydki nieco buntowały się pod koniec treningu. A już myślałem, że mam to za sobą i, po pierwszych zeszłomiesięcznych zakwasach, mogę swobodnie korzystać z ich usług. No nic, pewnie to sprawa przerwy w bieganiu..

Swobodne wybieganie robię w ten sposób: zakładam buty i biegnę swobodnie. Odkrywcze, nie? :hej: Po drodze spoglądam na garmina jeśli mam jakieś wątpliwości co do tempa, tzn. żeby nie przeholować na początku i nie stanąć w drugiej połowie. Staram się pilnować spokojnego oddechu, chociaż jak zaczynam o nim intensywnie myśleć to mam problemy i muszę przestać, żeby się nie udusić :hahaha:
Czasem mam wątpliwości, czy nie przesadzam z tą swobodą i biorę na trasę pulsometr. Ostatnio miałem średni puls 141 (8km tempo ~4:50). Z drugiej strony to zabawne, że posiłkuję się elektroniką, żeby ustalić czy aby na pewno biegnie mi się swobodnie :hej:

Czasem nachodzą mnie takie oto myśli: dobrze byłoby schować wszystkie urządzenia do szuflady, zapuścić brodę i ruszać nieskrępowanie o świcie by przedzierać się przez zroszone knieje. Dzisiaj w jednej z przecinek spotkałem łanię. Stała głupia jakieś 20 metrów ode mnie i się gapiła. Porównanie nasuwało się samo. Ona - swobodna, nieskrępowana, naturalna; ja - ubrany w syntetyczne ciuchy z gpsem na ręku. Ona - biega po lesie bez planu; ja - trzymam się przetartych ścieżek i pilnuję tempa. Ona - podgryza sobie wiosenne pędy; na mnie czeka w domu pyszne mięsne risotto. Ją - zastrzeli zapewne w końcu jakiś łowczy; ja - na wiosnę zrobię życiówkę na dychę. Mniej więcej w tę stronę ulatywały moje myśli gdy po tym spotkaniu biegłem ku cywilizacji :hej: Chociaż życzę napotkanej łani jak najlepiej oczywiście!

Poza tym nie nadaję się do modelu biegacza naturalnego, bo za cholerę nie chce rosnąć mi broda :bum:
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

27 III

1 km rozgrzewki (5:10/km)

6x800 m przerwa 1'

i do domu 1,7 km (5:02/km)



No i wreszcie pobiegałem tak zwany akcent.
Paradoks biegania niedużej liczby kilometrów polega na tym, że trudno zrobić jakiś sensowny trening interwałowy tak, żeby nie wyrósł on nagle do 20% tygodniowego kilometrażu. Chociaż z drugiej strony bez przesady z tą higieną, bo jak próbowałem się trzymać książkowych 8% to wyszła mi zabawa biegowa, która kończyła się elementami typu 30 sekund w tempie 3:55 i przerwa 15 sekund. Ciągle musiałem patrzeć na zegarek, bo za cholerę nie wiedziałem czy mam teraz rest czy nie. I pod koniec biegłem na przekór komunikatom zrozpaczonego garmina, który tłumaczył mi, że teraz to mam odpoczywać :hej:

Dzisiaj poszczególne odcinki pobiegłem w tempie/km:

3:35 (lekki falstart, w dodatku po płaskim i nawet z górki)
3:59 (odtąd już w lesie)
3:55 (ze skokiem przez zwalone drzewo, ale gdzież mi do gracji Kulawego...)
3:57
3:56
3:52

Jestem bardzo zadowolony z tego treningu, bo po kryzysie w połowie zebrałem siły i dociągnąłem do końca. Chociaż po głowie chodziły myśli tego typu: napiszę na blogu, że miały być cztery odcinki, nikt się nie zorientuje :hej: Ostatnie dwa kawałeczki nawet całkiem swobodnie.
No właśnie, bo pod koniec czwartego kawałka złapała mnie kolka i z minutkę się porozciągałem dodatkowo. Takie małe oszustwo.

Jeśli wszystko będzie w porządku to 15 IV pobiegnę w Morągu na dychę. W takim razie zrobię jeszcze raz siłę (10x130m podbieg), raz tempo (bo ja wiem, 20-30' z 4:10/km?), i raz interwały. Niekoniecznie w tej kolejności. Poza tym normalne bieganie.
Start potraktuję czysto testowo, żeby zorientować się na jakim jestem poziomie i dobrać tempa treningowe... jasne :bum: ... pewnie, że chce pobiec jak najszybciej i dam z siebie wszystko. Czyli na razie obiektywnie niedużo, ale chcę się wybiegać.

Łydki się narobiły dzisiaj i jeszcze zostały potraktowane kijkiem. Ciekawe, czy się nie zbuntują...
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

29 III

8,26 km - 39:24 (4:50/km)


1 5:06
2 5:01
3 4:47
4 4:43
5 4:50
6 4:46
7 4:49
8 4:40

Dzisiejszy napięty harmonogram i jutrzejszy wyjazd do Gdańska wygnały mnie na trening o 6 rano. Kiedyś była to dla mnie norma, a nawet, po takim porannym rozruchu, czułem się niezwykle rześko przez cały dzień. Ale chyba mi przeszło.
Wstałem bez problemów, zjadłem banana i ruszyłem w długich ciuchach. Pierwszy kilometr ziewałem, na drugim się obudziłem, ale daleko było do pełnego luzu. Potem już równo, na piątym nawrót i do domu. Prysznic, jajecznica i na rower, żeby dojechać na angielski. Przed wejściem znowu szybki banan, po drodze jakaś kawa, ale mojego stanu nie sposób było nazwać rześkością... Przez połowę zajęć byłem raczej w stylu "Do you speak English? Yes I doesn't" :bum:
Potem mi przeszło, ale byłem zamulony cały dzień w pracy i dopiero gdy piszę te słowa duży harnaś z Lidla pomógł mi nieco przejrzeć na oczy.
Zdecydowanie wolę bieganie po południu.
I bardzo brakuje mi rytuału spokojnego rozciągania po bieganiu: dane z garmina niespiesznie spływają do SportTracksa, krew krąży już powoli, ale ciepłe jeszcze gnaty z lekkością poddają się naciąganiu w różnych pozycjach, w głowie układa się kolejny wpis na blog i kiełkują już plany następnego treningu... ech :hej:

Jako że jutro będę w Gdańsku, zajdę na pewno do Decathlonu. Szkoda, że ekideny nie mają numeracji co pół numeru, bo moje obecne są ciut za luźne. Zresztą wątpię, czy udałoby mi się drugi raz pod rząd jakoś w miarę je wyciąć.

W sobotę test Coopera.
W sobotę zajęcia.
Nie zdążę po BBL pojechać do domu, a chętnie machnąłbym taki 12-minutiwy akcent i to w doborowym towarzystwie olsztyńskich biegaczy. Jeszcze pomyślę co z tym fantem zrobić...

"Rześki"... jak to dobrze, że przeglądarka sprawdza błędy. Nie macie nawet pojęcia na ile sposobów starałem się napisać to słowo :bum:
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

31 III

11,6 km 55:39 (4:48/km)


1 5:07
2 4:44
3 4:42
4 5:05
5 4:59
6 4:57
7 4:49
8 4:37
9 4:52
10 4:37
11 4:30

Zrezygnowałem z porannego Coopera, bo po bieganiu na deszczu musiałbym się jakoś ogarnąć przed zajęciami, a nie miałbym za bardzo gdzie. Następnym razem.

Trochę liczyłem na to, że dzisiejszy wpis będzie opiewał heroiczną walkę człowieka ze śniegiem, ale przestało padać zanim ruszyłem na trening. Dopiero pod koniec trochę kaszy się posypało. W sumie to bardzo przyjemna pogoda.
Sięgnąłem po buty z bieżnikiem, ale i tak łapałem na błocie niezły poślizg. Obyło się bez gleby.

Niech będzie, że zaliczę dzisiejszy trening jako bieg długi :hej:

Z Gdańska przywiozłem sobie koszulkę. Bardziej więc niż z umiarem podszedłem do zakupów :hej:

W ciągu tygodnia nabiegałem zawrotne 37,66 km. Do tego około 75-80 km na rowerze do pracy i z powrotem w tempie spacerowym (pewnie ok. 20km/h). Nie wiem ile dokładnie, bo licznik mam tylko w jednej maszynie.

Jutro pewnie nic. Tym bardziej, że dzisiaj idę pograć z kolegą w szachy :bum:
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

2 IV

8,44 km 40:59 (4:51/km)


1 4:55
2 4:53
3 4:52
4 4:51
5 4:48
6 4:50
7 4:52
8 4:52

profil trasy:
Obrazek

Zawsze w poniedziałek biega mi się ciężko. Kiedyś myślałem, że wiąże się to z niedzielną siatą, ale od jakiegoś czasu nie chodzę na salę (boję się jeszcze o plecy) i nic się nie zmienia. Czyli poniedziałek sam w sobie jest złem. Zresztą to oczywiste.

Dzisiaj zabrałem na trening pulsometr. Średnie tętno wyszło 145, na wykresie wyglądało równiutko. W zasadzie to nie wiem po jaką cholerę sprawdzam takie parametry, skoro i tak z nich nie korzystam przy układaniu treningu. Chyba po prostu nachodzi mnie czasem czarna myśl, że oto biegam na jakichś kosmicznych tętnach, a uczucie luzu jest li tylko majakiem, przez co w czasie zawodów wyzionę ducha po trzech kilometrach. Czy wynik rozwiał moje wątpliwości?

Kiedyś, jak zaczynałem biegać, starałem się kierować właśnie tętnem. Tylko że u amatora nie sposób wyznaczyć stref z automatu. Często bowiem okazuję się, że to przysłowiowe 75% Hrmax jest lekkim truchtem. Był o tym niezły artykuł na bieganie.pl, jak znajdę to podlinkuję. Trzeba znać swój całkiem osobisty max (u mnie pokrywał się z tabelkowym, czyli ~196 uderzeń) i swój całkiem osobisty min (nie mam nigdy głowy, żeby rano robić jakieś testy z paskami, ale dziś przed treningiem przysiadłem, z minutkę pooddychałem spokojnie i zszedłem do 50 uderzeń). Z czasem porzuciłem sterowanie treningiem za pomocą tętna i przeszedłem na tempo - zdecydowanie łatwiejsze i wygodniejsze dla początkującego mnie.

Tak czy siak moje tabelkowe 75% Hrmax to właśnie 144-145 uderzeń. Tylko czy coś mi to mówi? Tętno wyszło przyzwoite zważywszy na dyspozycję dnia i specyfikę trasy. I co z tego?

Jakoś dawno nie byłem na basenie. Może w środę się uda... Tylko że jutro liga mistrzów, a to nie sprzyja porannemu wstawaniu (na basen chodzę przed pracą)...

W tygodniu zrobię tempo lub siłę. W sobotę mam nadzieję wreszcie dotrzeć na BBL.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

4 IV

3,5 km (5:02/km)
2x2x50m skip A
9x70m bieg pod górkę
40 grzybków
2 km (5:10/km)


Dzisiaj pogoda nie zachęcała do dłuższych wojaży po lesie. Zresztą przed Morągiem zamierzałem z raz zrobić coś jakby siłę.
Zazwyczaj robiłem podbiegi na asfalcie na odcinkach po 130 m., ale tym razem chciałem zakosztować również innych wygibasów, a wśród ludzi nie czuję się zbyt swobodnie. Leśna ostoja wydaje się być miejscem idealnym dla tego typu rozkoszy.
Na początek rozgrzewka w poszukiwaniu dobrej górki. Pierwszy kilometr w poślizgach na błocie, potem dobiłem do wydeptanego duktu i jakoś poszło. Odkryłem też ogromny wpływ okularów (a raczej ich braku) na krok biegowy. Za cholerę nie widziałem po czym biegną, w sensie czy to jeszcze suchy ląd, czy już bajoro. I z tym bajorem to nie taka znowu przesada - wracając prawie rozdeptałem pływającą kaczkę. WTF?! Chyba kwiecień... Tak czy siak musiałem zabawnie wyglądać.
Nigdy nie umiałem robić prawidłowo skipów, a już na pewno nie miałem zamiaru wymachiwać kolanami jak oszalały. Korzystając z tego, że żyjemy w czasach postmodernizmu dopuściłem się więc pastiszu, czy raczej parodii, dobrych wzorów. Pomijając różnice w technice, ćwiczyłem jedną kończynę naraz. Czyli 50m lewa, 50 prawa itp. Muszę przyznać, że poczułem :D
Potem podbiegi. Tu skupiałem się na tym, żeby zmęczyć nogi a nie płuca. Tak nie na maksa, ale pilnując postawy, pracy rąk itp. Starałem się biec ze sporą kadencją. Jak wyszło tak wyszło. Miało być więcej, ale kręgosłup coś jakby dał lekko o sobie znać, więc nie chciałem ryzykować.
Na koniec słynne grzybki. Wcześniej robiłem tylko wypady "stacjonarnie", ale ta wersja bardzo przypadła mi do gustu. Na początek zebrałem tylko 40 sztuk, z czasem będę dodawał, robił serie czy coś.

I rano zrobiłem wreszcie morfologię. Wszystko w porządku, czyli nie ma na co zwalić słabszego samopoczucia. Jakieś przesilenie pewnie.
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

6 IV

9,29 km - 43:32 (4:41/km)


1 4:50
2 4:39
3 4:33
4 4:46
5 4:47
6 4:44
7 4:43
8 4:37
9 4:35

Dzisiaj od rano miałem ochotę na trochę swobodnego autostratowego biegania. Dlatego gdy tylko wróciłem z pracy odziałem od dawna nienoszone zenki (na błoto niezbyt się nadają, chociaż biega się w nich wtedy niezwykle zabawnie) i ruszyłem na trasę szosową. Zamiast skierować się jak zwykle do lasu, wybrałem podolsztyńskie wąskie drogi gminne wijące się wśród zieleniejących pól. Za tydzień próbuję swoich sił na dyszkę, więc wypadało przyzwyczaić nieco stopy do tego wstrętnego asfaltu, od którego zdążyły już odwyknąć. Bieg na pełnym luzie, kapitalna pogoda, świeże powietrze, mało samochodów. Aż nie jestem pewien czy wypada przeżywać dzisiaj tak miłe chwile :bum:
Bardzo dobrze, że wybrałem się na asfalty, bo trochę lepiej muszę kontrolować tempo. A tu na 3. kilometrze za bardzo mnie poniosło, a potem na łagodnym, prawie kilometrowym zbiegu (5. km) biegłem wolniej niż po nawrocie pod górkę (6. km) :hej:

Wczoraj udało się wreszcie popluskać w basenie.

Jutro BBL. Skoro ma być test Coopera to może akuratnie wykorzystam to, żeby pobiec coś a la tempo run. Byłoby idealnie.

Następny tydzień w rozjazdach - siłą rzeczy wyjdzie wyostrzenie przed niedzielą :hahaha: Może uda się potruchtać po sławnym mieście Sosnowcu :hej:
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

7 IV

ok 2 km rozgrzewki
test Coopera (12' w tempie ~3:42/km)
ok 2 km schłodzenia




Miałem zrobić spokojny trening tempowy (tak z 4:00/km), ale rzadko zdarza się możliwość pobiegnięcia w tak silnej grupie. Dzięki temu mogłem utrzymać tempo niedawno jeszcze dla mnie kosmiczne. Szybko zapomniałem o międzyczasach, dlatego łapałem co kółka dwa, a ostatnie w ogóle trzy na raz. Wyszło tak:
kółka:
1 1:29
2-3 3:06
4-5 2:59
6-8 4:26
(Do ostatniego trzeba dodać jeszcze te ~50 metrów. Chociaż może raczej 30 :hej: Co za różnica)

Biegło mi się fantastycznie. Przez pierwszy kilometr nie czułem zmęczenia, właściwie nic nie czułem, aż zacząłem się niepokoić. To chyba przez chłód. Potem zacząłem charczeć jak należy, więc wszystko było w porządku. Pierwszy zawodnik, dużo mocniejszy szybko zostawił naszą czwórkę i pozostało nam motywować się nawzajem. Super się ułożyło, że wyszły prawie równe kółka, dzięki temu na finiszu łatwo było wizualizować sobie metę.
Po teście schłodzenie w nie mniej doborowym towarzystwie. Chociaż wybiegałem się do końca, to po paru minutach czułem lekkość. Na rowerze wracało mi się bardzo swobodnie :D
Momentami udawało mi się złapać pełen komfort jeśli chodzi o rytm biegu. Wiece, takie uczucie, że stopa tylko muska tartan. Ale z boku pewnie nie wyglądało to tak zgrabnie. To jak z rozwianymi włosami na wietrze - czujecie się jak Pocahontas, a wyglądacie jak ptaki ciernistych krzewów :bum:
Zenki spisały się świetnie.

Dzięki wielkie ekipie z BBL!

I dzięki Księżnej za doping :hej:
Fajnie się spotkać na żywo i przetruchtać wspólnie kółeczko lub dwa :hej:

Wesołych Świąt wszystkim!
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

10 IV

11,13 km - 51:08 min (4:36/km)


1 4:57
2 4:57
3 4:31
4 4:41
5 4:29
6 4:36
7 4:29
8 4:30
9 4:25
10 4:30
11 4:30

Trening, który określiłbym mianem mocnego krosu. A co mi tam! :hej:
Na pierwszych dwóch kilometrach spotkałem kolegę i trochę pogadaliśmy. Potem rozdzieliliśmy się każdy poszedł swoim tempem.
W założeniu miało być spokojne dłuższe (jak na mnie) wybieganie w pofałdowanym terenie, coby nogi nie przyzwyczajały się do luksusów płaskiej bieżni. Pogoda przepiękna, nogi niosły, z tyłu głowy siedział imperatyw odpokutowania diety wysoko-czekoladowej, no i wyszło jak wyszło.
Po Cooperze nie chciałem robić już nic mocniejszego przed dychą w niedzielą, ale nie ma dramatu. Dużym plusem nieprzygotowywania się do maratonu jest to, że często można biegać docelowy dystans na zawodach. Nie uda się w tę niedzielę, to uda się za miesiąc, lub nawet szybciej. Poza tym bardzo dobrze się czuję biegając to na co mam ochotę. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Jutro ruszam na południe. Pewnie z raz poszuram tam po parku z siostrą. W sobotę wracam, zjadam miskę makaronu i w niedzielę jadę pozwiedzać Morąg :hej:

W zeszłym tygodniu ok. 32 kilometry.
W tym wyjdzie mniej, ale ze startem.

I jeszcze fotka z BBL. Drugie kółko, to jeszcze się uśmiechałem :bum:
Obrazek
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

[to napisałem byłem jeszcze w sobotę, ale coś mnie tam na południu internet nie polubił, więc się nie wysłało]

13 IV

8 km 38:30 min


Ale brzydki ten Sosnowiec :bum:
Mi przynajmniej nie przypadł do gustu. Co innego ludzie w Sosnowcu! I w Katowicach :hej:

Swobodny rozruch. Mało brakowało a w ogóle nie znalazł bym sił, żeby pobiegać. Dzień wcześniej balet do nocy. Od rana na nogach. Kiedyś byłem przyzwyczajony do biegania w warunkach ogólnego zmęczenia organizmu alkoholem... Ale, gdzie mi teraz do mojej formy z Moskwy, gdy robiłem życiówkę na dychę na lekkim kacu.

Tak czy siak trochę już odpocząłem. W sobotę pół dnia w pociągu. A jutro zobaczymy na ile mnie aktualnie stać

Jutro będę też uważnie zerkał w stronę Łodzi, Rotterdamu, Wiednia... Trzymam kciuki za naszych (i narodowo i forumowo :)

[a to już świeże]

Obrazek

15 IV

I Bieg Szlakiem Morąskich Zabytków


Mam nową życiówkę na ok 9,6 km :hej: taki urok zawodów tego typu. Tak czy siak fajna impreza i bez wątpienia warto było pobiec.

Jeśli chodzi o wynik, to tu sprawa jest skomplikowana. Najpierw po ok 500 metrach zreflektowałem się, że wyłączył mi się garniak. Od razu odpaliłem go znowu, ale nie patrzyłem już na czas, tylko na tempo. Wobec tego mam zapis 9 kilometrów z kawałkiem. A wbiegając na metę, nawet nie spojrzałem na zegar, bo akurat się ścigałem :hej:

Nie ma jeszcze wyników, ale będą kosmiczne (przez te brakujące ~400 metrów).
Tak czy siak miałem średnie tempo 3:51/km na dystansie 9,6 km (początek nawet szybciej pewnie). Na dychę daje to czas 38:30. Ten wynik potraktuję sobie jako "roboczą życiówkę" :bum: Na szczęście nie wybieram się na igrzyska, więc nie mam presji na oficjalną :ble:

Te wszystkie wyliczenia są po to, żeby stwierdzić na jakim jestem poziomie. I wychodzi z nich, że na niezłym, jak na mnie :hej:

Gdy przerwałem bieganie półtora roku temu miałem życiówkę na poziomie 41:xx. Teraz zszedłem z niej o prawie trzy minuty. Kosmos. Mam swoje podejrzenia dlaczego tak się stało. Poukładam jeszcze myśli i napiszę o tym następnym razem, gdyż w tym miejscu wypada jeszcze powiedzieć słów parę o samym biegu.

I Bieg Szlakiem Morąskich Zabytków. Impreza robiona przez pasjonatów. Zero wpisowego. Ciekawa trasa, dość kręta (sporo zakrętów o 90 stopni i lepiej), cztery pętle. Pogoda idealna. Relatywnie mało górek. Po drodze bufet z wodą, na mecie medal. Super impreza!

Ja z założenia pobiegłem mocno (jak na mnie rzecz jasna). Pierwsze koło jeszcze swobodnie, ale potem była już walka ze sobą i z organizmem. Na drugiej pętli złapała mnie kolka, więc biegłem przez 2-3 km z gracją Quasimodo. Ale każdy kryzys kiedyś mija, więc się pozbierałem i dociągnąłem do mety z uśmiechem na twarzy. Kilometr przed końcem już wiedziałem, że będzie super. I było :hej:

Wygląda, że na razie trening idzie w dobrą stronę :hej:
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

17 IV

8,42 km - 42:43 min (4:56/km)


Już dawno nie czułem się taki wymemłany. Sporo rzeczy na głowie, lekkie przeziębienie i totalne wyczerpanie po niedzielnym biegu. Czuję się jak po maratonie :bum: Ledwo przebieram obolałymi nogami. No kurcze, bez przesady!

Dzisiaj zmyliło mnie słońce i za lekko się ubrałem. Dlatego teraz leżę oparty o kaloryfer i ledwo zerkam na mecz. Ale co tam Reale i Bayerny! Jutro gra Stomil Olsztyn z Puszczą Niepołomice. To chyba jedna z najbardziej czadowych nazw zespołu jakie znam :bum:

W tym tygodniu raczej będę sobie biegał swobodnie. Po niedzieli pomyślę o czymś mocniejszym. Na razie odpuszczam basen, bo i tak zasnąłbym w jacuzzi :hej:
Awatar użytkownika
szymon_szym
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1763
Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3:52:14

Nieprzeczytany post

19 IV

pętelka po lesie


Jakoś ostatnio mam w życiu nieco mętliku. I jest to ten rodzaj mętliku który bywa męczący, odbiera apetyt, spokojny sen i nieproporcjonalnie wzmaga siłę kuszenia jakiejś zapomnianej połówki ukrytej za woreczkami z lodem pod ścianą zamrażarki.

Tym razem naprawdę potrzebowałem odpoczynku. Dlatego zostawiłem garmina w domu, ubrałem się ciepło (w identycznym zestawie biegałem przy -10C!) i ruszyłem. Zabawne, bo parę razy złapałem się na tym że chciałem zerknąć na tempo.
Biegło się tragicznie, ciężko, ospale, ślamazarnie, męcząco. I nagle, po paru kilometrach stało się coś, co nie zdarzało mi się chyba od początku biegania. Stanąłem. Nie żeby się porozciągać, nie żeby zwalczyć kolkę, nie żeby czemuś się przypatrzeć. Po prostu nie chciało mi się biec. I tyle.
Trochę się przespacerowałem. Potem dobiegłem do domu już zupełnie swobodnie. A teraz, gdy po rozciąganiu siedzę sobie na podłodze czuję się super. Chyba przez parę dni pobiegam sobie w ten sposób. Jeszcze zdążę potrenować na poważnie :hej:

Przejrzałem krótki filmik z biegu z Morągu i trochę się przeraziłem. Czeka mnie jeszcze duuużo pracy nad techniką....
ODPOWIEDZ