Alexia - mimo wszystko :)

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

3 kwietnia 2010 (sobota)

Obrazek

9,250 km
6:36/km
+GR


To był krosowy bieg. Stary poligon obudowany już ze wszystkich stron blokami. Trochę mały jak na moje potrzeby, ale blisko domu rodziców. Jedna pętla, którą wydłużyłam najmocniej jak się dało, miała niecały kilometr. Mnóstwo ludzi z psami, żadnego biegacza. Chociaż nie. Jeden pan, jak nikt nie widział, to z tym swoim pieskiem biegał. Trzysta metrów biegu i powrót spacerkiem.

Bieg po nieznanym terenie (nieznanym biegowo) ma tę wadę, że nie mam pojęcia jak szybko biegnę. Na Błoniach, to na pierwszym zakręcie mogę skorygować tempo, a w obcym terenie nie mam takiej możliwości.

Mimo wszystko biegało się fajnie :).

KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

4 kwietnia 2010 (niedziela)

Obrazek

18,350 km
5:59/km
+GR


Ośmielona tym, że jednak nadmorskie okazały się bezpieczne, długie wybieganie postanowiłam zrobić właśnie tam. Podjechałam samochodem do Brzeźna i ruszyłam w stronę Gdyni. Nie wzięłam ze sobą picia ani żelu, więc postanowiłam biec powolutku, żeby się nie zmęczyć ;). Mijałam kolejne wejścia na plażę i czułam się naprawdę świetnie. W Łazienkach Północnych odkryłam ze zdziwieniem, oprócz ścieżki rowerowej, ścieżkę rolkową :). Biegłam i biegłam i nagle pokończyły się alejki i zaczęła się plaża. Jeszcze kawałek pobiegłam plażą (to była już Gdynia) i zatrzymałam się. Nie mogłam się oprzeć. Poćwiczyłam trochę na plaży. Ponapawałam się widokami. I powoli zawróciłam. Koło samochodu okazało się, że trochę za krótki ten bieg więc zrobiłam rundkę wokół Brzeźna. Piękne wspomnienia z dzieciństwa wróciły (kilka lat tu mieszkałam)... Trasa okazała się mimo wszystko trochę krótsza niż zakładałam, ale co tam!

Zapach morza i lasu iglastego - ach, będzie mi tego brakowało.

KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

6 kwietnia 2010 (wtorek)

Obrazek

0 km


Plan był, ale nie dałam rady. Cały dzień z dziećmi w pociągu. Jak już dojechałyśmy do domu, zjadłyśmy kolację, położyłam dziewczyny spać, to byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko o ciepłej kąpieli i łóżeczku.

KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

7 kwietnia 2010 (środa)

Obrazek

11,200 km
5:25/km


Dzisiaj szybciutki trening. Włożyłam moje śliczne, już nie nowe, Nike (w Gdańsku biegałam w starych Kalenji) i samo się tak pobiegło :lalala: . Dodatkową motywacją były dzieci, które zostały same w domu. Niby już dość duże i rozumne, ale z dziećmi to różnie bywa. Dom zastałam w całości. Dzieci i koty również :oczko: .

KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

11 kwietnia 2010 (niedziela)


Od środy do dziś nie przebiegłam żadnego kilometra.

Od piątku do dziś Ukraina. Lwów. Miał to być radosny, pełen anegdotek wpis. Fragmenty składały się i czekały na zapisanie. Jednak nie potrafię. Będzie inaczej. Może zbyt osobiście. Może zbyt patetycznie. Ale muszę to napisać.

W piątek znalazłam się we Lwowie. Był to wyjazd szczególny. Kilkanaście osób z różnych miejsc Polski postanowiło uczcić w ten specyficzny sposób śmierć Jacka Kaczmarskiego (10 kwietnia była 6. rocznica). Miało być zwiedzanie, wspominanie, śpiewanie. No, i "picie do obłędu".
W sobotę rano byliśmy w restauracji na śniadaniu. W pewnym momencie do J. (dziennikarka) zadzwonił telefon. Zbladła, siarczyście przeklęła i poinformowała nas, że samolot rządowy się rozbił. Nic więcej. Zaczęły się spekulacje, żarty i tak naprawdę nikt w to nie uwierzył. Dalej planowaliśmy atrakcje dnia. Powoli zaczęły spływać do nas sms-y. Krótkie informacje. "Czuję jak blednie moja twarz błazeńska, właśniem przeczytał o stracie Smoleńska, ale gdzie Smoleńsk, gdzie Kraków" - ktoś zanucił. "Byli - i nie ma ich, ach - cóż za wielka strata!" - ktoś inny. Ciągle traktowaliśmy to, jakby nie działo się naprawdę. Radio w restauracji zaczęło nadawać wiadomości. Poderwaliśmy się i rzuciliśmy do głośnika. Uprzejma pani widząc nasze zainteresowanie, ze zdziwieniem podgłośniła. Ani słowa o katastrofie! Rozeszliśmy się, każdy zaczął realizować swoje plany. Moja podgrupa zajęła się zwiedzaniem. Zaczęły napływać sms-y z nazwiskami. Ciągle to wszystko nierealne. Zwiedzamy, pada, wracamy do hotelu. Okazuje się, że część osób wróciła do Polski. Inni dzień spędzili w kafejce internetowej. Są pełniejsze relacje. Zaczyna do mnie powoli docierać, co się stało. Jedziemy na Cmentarz Łyczakowski. W kasie jest telewizor i relacja po polsku. Nie umiem już zwiedzać. Z P. idziemy na spacer. Rozmawiamy o wielu sprawach. Wśród starych polskich grobów oswajamy się z tym wszystkim. Zapalamy znicz.
Postanawiam wrócić do Polski jak najszybciej się da. Mam głębokie wewnętrzne przekonanie, że muszę być z moimi dziećmi. Porozmawiać z nimi. Wytłumaczyć. Dać lekcję historii i patriotyzmu.
W niedzielę o świcie wsiadam w tramwaj, potem w marszrutkę. Każdy, kto zorientuje się, że jestem Polką, składa kondolencje. Wyrażają szczere współczucie i niedowierzanie. Niektórzy oskarżają Rosjan o sabotaż.
W Przemyślu, podczas oczekiwania na pociąg, idę na spacer. Pod pomnikiem Jana Pawła II palą się znicze. Ciągle ktoś przychodzi. Modli się. Dostawia kolejny znicz.
Nie ma żadnych gazet.
Dopiero w Krakowie mam dostęp do informacji. Lista osób jest porażająca. Nie wszystkich lubiłam, nie wszystkich szanowałam. Ale to wszystko byli tylko ludzie. Pełni wad i słabości. Ludzie. Mam nadzieję, że nie poczuli śmierci. Że się nie cierpieli.

Nikt już nie będzie pamiętał, że 10 kwietnia zmarł Jacek Kaczmarski...


KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

12 kwietnia 2010 (poniedziałek)

Obrazek

10 km
5:49/km


Znowu biegam :). Powolutku. Dla przetarcia.

Bieganie uratowało mi życie. A przynajmniej zdrowie. Do Lwowa zabrałam cały ekwipunek biegowy. Wyobraźcie sobie, że mój plecak pomimo wypchania biegowymi rzeczami (w tym dodatkowymi butami) i eleganckim strojem do opery (w tym butami), był mniejszy niż plecaki niektórych chłopaków, którzy nawet nie mieli w planach pójścia do opery. W jaki sposób można wypełnić 70 litrowy plecak, wybierając się na weekend do cywilizowanego miasta? Cóż oni tam mogli wieźć? Ale wracając do tematu. We Lwowie padało. W piątek było jeszcze w miarę ładnie, ale wieczorem się popsuło i przemoczyłam pierwsze buty. W sobotę padało już konkretniej i bardzo szybko przemoczyłam drugie buty. Postanowiłam więc wyciągnąć buty do biegania. Trochę się martwiłam, bo je łatwo przemoczyć, ale nie mogłam się oprzeć. Chwila w suchych butach wydawała mi się pełnią szczęścia. Jak niebo zobaczyło moje śliczne Nike, to od razu przestało nam dokuczać. Gdyby nie bieganie, z całą pewnością byłabym teraz chora. Sport to zdrowie :oczko: .


KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

13 kwietnia 2010 (wtorek)

Obrazek

10,6 km
5:25/km
+GR +GS


Dziś szybciej. Cały czas rozmawiając. Nie była to całkiem swobodna rozmowa, więc z całą pewnością było to WB2. Oprócz tego około 1,5 km truchtu przeplatanego spacerkiem. Nie zapisuję tego do kilometrażu. Powolny powrót do domu spowodowany był tym, że założyłam ciepłą kurtkę, która podczas treningu leżała w samochodzie koleżanki. W ciepłej kurtce ciężko się przyspiesza :oczko: .

Nie nadrobię już niewybieganych kilometrów. Niestety. Mam wrażenie, że zbyt wiele sobie podczas tych przygotowań odpuściłam. Trochę mi wstyd. Czasu wydawało się tak dużo. A zostały niecałe dwa tygodnie. Boję się. Była tu gdzieś dyskusja o bieganiu 30 km. Uważam, że dla mnie przebiegnięcie tego dystansu było ważne. Daje mi to mocniejszą psychikę. Bez tych 30 km i tego blogu, chyba bym zdezerterowała. Czuję się trochę jak przed trudnym i ważnym egzaminem. Człowiek wie, że dużo włożył pracy w przygotowania, ale też wie, że nie zrobił wszystkiego. Mieszanka różnych emocji i oczekiwanie na godzinę zero. I na łut szczęścia.

Ach, i jeszcze mały sukces :). Po raz pierwszy podczas treningu udało mi się pobiec trzy okrążenia Błoń poniżej godziny (00:57:24). A jeszcze nie tak dawno, nieprzytomnie się cieszyłam, jak osiągałam na tym dystansie 1:15:00 :hej: .


KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

15 kwietnia 2010 (czwartek)

Obrazek

10 km
5:45/km
+GR +GS


Dziś było ciężko. Bardzo. Nogi jak z ołowiu. Są trzy prawdopodobne przyczyny tego stanu rzeczy. Po pierwsze wczoraj oddałam krew (hemoglobina się wspięła na wyżyny :usmiech: ). Po drugie ciągle jeszcze miałam pełen żołądek, mimo że obiad jadłam cztery godziny przed treningiem. Po trzecie od dziś jestem na diecie przedmaratońskiej. Nie wiem jak ja dam radę bez słodyczy, makaronu i ryżu.

Wczoraj, w związku z wolnym dniem w pracy, postanowiłam iść na zakupy. Za półtorej tygodnia (dzień przed maratonem) idę na ślub i wesele. Sukienkę na tę okoliczność już mam. Letnią i cieniutką. Ciekawe jak ja w niej wystąpię w tę pogodę. Brakowało mi butów. Naturalne jest, że jak człowiek idzie do sklepu po coś konkretnego, to tego właśnie nie ma. Półki uginają się pod ciężarem butów, ale wszystkie są nie takie. Za ciasne, za luźne, za szerokie, za wąskie, na zbyt wysokim obcasie lub po prostu brzydkie. Te ostatnie zdarzają się najczęściej. A ja naprawdę nie jestem wybredna. W sklepie ostatniej szansy znalazłam buty ładne i idealnie dopasowane do mojej stopy. Jedyna ich wada, to obcas. Co prawda niewielki, ale już się zastanawiam, jak ja to przeżyję. Mam nadzieję, że nie skręcę kostki. Będę może na tym weselu grzecznie siedziała za stołem i jadła makaron...


KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

17 kwietnia 2010 (sobota)

Obrazek

5,200 km
6:09/km
+GR


Poddaję się. Bez węglowodanów się nie da. Dziś ledwo biegałam, a "ściana" dopadła mnie po 5 km. Już raz robiłam tę dietę. W zeszłym roku, przed debiutem na półmaratonie. Ale jak się okazuje (sprawdziłam sobie to w dzienniczku), tydzień przed zawodami w ogóle nie biegałam. Wtedy było ciężko, ale teraz jest masakrycznie ciężko. Rezygnuję. Szkoda się zamęczać. Nie jestem zawodnikiem bijącym rekordy. Jestem zwykłą kobietą, która chce przebiec maraton na miarę swoich możliwości. Nie warto się katować.
Dziś trening był fatalny. Wolno, bez mocy, siły i chęci. Mimo, że byłam ubrana, na krótko, potwornie się spociłam i umęczyłam. Ostatnie 200 metrów, to była droga przez mękę. To jak się dziś czuję, mogę śmiało porównać do treningu, w którym pobiegłam 30 km. Chociaż wtedy było chyba lżej. Po doświadczeniach Patatajca, który źle się poczuł, jak skończył Poweride i moich dzisiejszych, śmiem przypuszczać, że "ściana" to brak węglowodanów. Tak więc na maraton biorę picie na plecy, żelik w garść i nie daję się!
A od dziś stosuję dietę "same węglowodany". Należy mi się po tej męce.


KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

18 kwietnia 2010 (niedziela)

Obrazek

13,500 km
5:37/km
+GR


Odzyskałam siłę i radość biegania. Wróciły makarony, wróciły i siły. Z tego wszystkiego pobiegałam chyba zbyt szybko, ale z lekkim sercem :).
Jeszcze dwa treningi przede mną. Muszę się mocno pilnować, żeby było powolutku.
Nie do wiary, jak ten czas szybko zleciał.


KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

20 kwietnia 2010 (wtorek)

Obrazek

około 11,5 km
około 6/km


Przedostatnie bieganie przed maratonem. Spokojnie i relaksacyjnie.

Zaprowadziłam Asię na trening. Wytłumaczyłam, że jak skończy, to ma wrócić na dziedziniec szkolny i zaczekać na babcię i na mnie. Ma pamiętać o wzięciu tornistra, siatki i mojej kurtki. Pobiegałam i wróciłam do parku, gdzie był trening. Ludzie już się zbierali a Asi nie było. Dowiedziałam się, że babcia ją zabrała. Biegnę więc na dziedziniec szkolny, bo pewnie na mnie czekają. Nie ma nikogo. Biegnę tam, gdzie zazwyczaj teściowa parkuje. Nie ma samochodu. Zostałam bez kurtki. Nie byłoby w tym nic złego, bo ciepło było, ale w kurtce miałam dokumenty, portfel, komórkę i klucze do domu. Marszotruchtam do domu i zastanawiam się co właściwie mam zrobić? Wrócić do domu i liczyć na to, że mąż jeszcze nie wyszedł na trening? Iść do sąsiadów? Lecieć do teściowej? Z zamyślenia wyrwał mnie okrzyk: MAMA! Ależ miałam szczęście. Dziewczyny właśnie ruszały samochodem spod sklepu. Odzyskałam kurtkę i jej zawartość :). Przez to kluczenie nie wiem jaki w sumie dystans przebiegłam.

Wróciłam do domu a tam czekał mąż ze srogą miną. Obiecałam mu, że kupimy dziś dla niego buty na to sobotnie wesele. Zupełnie o tym zapomniałam. Szybko się więc przebrałam i bez rozciągania byłam gotowa do wyjścia. W pośpiechu ściągnęłam zegarek. Odkładając na półkę, przycisnęłam zerowanie czasu. Stąd i czas jest orientacyjny.

Biegło się fajnie. Znowu w towarzystwie. Lubię samotne bieganie, ale plotkowanie też jest miłą odskocznią ;).

Na Błoniach już są oznaczenia kilometrów.


KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

22 kwietnia 2010 (czwartek)

Obrazek

0 km


Miał być ostatni trening przed maratonem. Nie było. Strasznie zmarzłam w ciągu dnia. Jak przyszłam do domu, to miałam dreszcze i źle się czułam. Sama myśl o wyjściu na zewnątrz bolała. Zaaplikowałam sobie serię wzmacniaczy i poszłam spać. Dziś już czuję się dobrze. Całe szczęście! Byłoby strasznie, gdybym się teraz rozchorowała.

Jeśli wyrobię się z czasem, to może jutro chwilkę pobiegam.

Pakiet startowy odebrany.

Ależ jestem zestresowana...

Ależ chce mi się biegać!

Może usadowię gości weselnych przed telewizorem i dziś wieczorkiem chwilę potruchtam...


KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

23 kwietnia 2010 (sobota)

Obrazek

0 km


Tańce, hulanki, swawole... ;)
Powrót do domu o przyzwoitej godzinie dzięki dzieciom.

KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

25 kwietnia 2010 (niedziela)

Obrazek
Cracovia Maraton 2010


Nie wiem jak zacząć i co napisać. Tyle myśli kłębi się w głowie.

Aż trudno uwierzyć, że to już koniec.

Prawie dwa lata temu na innym forum napisałam: "Dla mnie maraton jest nieosiągalny...". I naprawdę tak myślałam. Wtedy jeszcze nawet nie przyszło mi do głowy, że będę startować na takim dystansie. O półmaratonie myślałam jak o Mount Everest.

W ostatnim tygodniu stresowałam się ogromnie. Postanowiłam więc, że nie będę myśleć o maratonie tylko zmniejszę dystans do półmaratonu. A półmaratonów przebiegłam już kilka, więc czego się bać? Ostatni trening zrobiłam we wtorek. To też mnie martwiło, ale jak wiecie w czwartek źle się czułam, a potem zabrakło czasu. Stresował mnie też ślub i wesele. Wolałabym w sobotę pospacerować po Błoniach, poczytać Skarżyńskiego (zawsze mnie świetnie motywują te książki) i psychicznie się przygotować. Zamiast tego miałam w domu weselnych gości, potem kościół i noszenie kwiatów do samochodu, no i wesele. Wszystko na, niewysokich co prawda, ale obcasach. Powrót, całe szczęście, wczesny. O 23.00 byłam już w łóżku. Ogromnie zmęczona poszłam spać. Sen miałam lekki. Słyszałam jak po kolei goście wracają. O 6.00 byłam już na nogach. Zjadłam, przebrałam się i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Stres wielki, ale to przecież tylko półmaraton, dam radę, nie ma co się bać - pomagało ;).

Dotarłam na spotkanie przedstartowe. Było bardzo miło poznać osobiście osoby, które znam z blogów. Fajni wszyscy jesteście. :taktak:

Linia startu (to tylko półmaraton). Ustawiłam się z grupą na 4:15. Na kilka minut przed startem zachciało mi się iść do toalety. Okropne uczucie. Gigantyczne kolejki do toi toi. I myśl, czy to stres, czy rzeczywiście muszę skorzystać. Zostałam. Wystrzał startera (to tylko półmaraton) i do przodu. Po pierwszym kilometrze uświadomiłam sobie, że muszę iść do toalety. Pierwsza była zajęta. Jakaś pani z dzieckiem (jak oni mogli mi zająć ;) ). Drugi kilometr. Wpadam do toi toi. Prosto na jakiegoś pana. Całe szczęście, już wychodził. Opróżniłam z ulgą pęcherz i zajęłam się mozolnym doganianiem mojej grupy. Cały czas, gdzieś w oddali migały mi zielone baloniki. Nogi niosły, ale bałam się zbyt szybko biec. Po kilku kilometrach zrównałam się z grupą. I już się ich trzymałam. To była fajna grupa. Początkowo biegłam za "zającami", ale podczas biegania lubię mieć przestrzeń przed sobą. Zrównałam się więc. Niestety, na różnych zakrętach ciężko biegło się w rządku, więc troszkę ich wyprzedziłam. Cały czas ktoś tam w grupie rozmawiał, więc trzymałam się ich na słuch. Kilometry leciały bardzo szybko. A ja się cały czas hamowałam, by być z grupą. Około 18 km już byłam wykończona tym ciągłym hamowaniem się i stwierdziłam, że trudno, ale nie dam już rady tak biec. Nieznacznie przyspieszyłam, osiągając swoje tempo. Pomaleńku zaczęłam zostawiać grupę za sobą. Długo ich jeszcze słyszałam. Stuknął półmetek. No, to jeden półmaraton mam za sobą, czas się wziąć za ten drugi.

Po drodze miałam kibiców, którzy mieli za zadanie wspomagać mnie energetycznie. Tu mieli podać powerride, tam żelik. Fajne to było. Takie punkty żywieniowe tylko dla mnie. Chociaż na ilość punktów nie mogę narzekać. Na Cracovia Maraton 2008 było ich zdecydowanie mniej. Tym razem było ich naprawdę pod dostatkiem, choć raczej z nich nie korzystałam. Tylko wodę po polewania się brałam. Były banany, były pomarańcze. Woda w dużych ilościach i poweride (dostępne całe butelki lub kubki). Stoły były bardzo długie więc (poza pierwszymi) bez przeszkód i tłoku można było skorzystać z dobrodziejstw.

Zaczął się drugi półmaraton. Kilometry nadal szybciutko się pojawiały i znikały. Zaczęłam wyprzedzać. Co jakiś czas ktoś się podczepiał i biegliśmy razem. Czasem pięćset metrów, czasem kilometr. I zostawał w tyle. Nie wiem, w którym momencie zaczęłam biec z jakimś chłopakiem. Biegliśmy ramię w ramię. Pierwsze słowa między nami padły po kilku kilometrach wspólnego biegu. Kolejne po następnych kilometrach. W sumie zamieniliśmy ze trzy-cztery zdania. I przebiegliśmy kilkanaście kilometrów. Dobrze się z nim biegło nie odpuszczał ani na chwilę i razem trzymaliśmy tempo, do samej mety. Ciągle bałam się słynnej ściany i ładowałam w siebie żel i poweride. Gdy znalazłam się nad Wisłą, to poczułam się jak w domu. Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów. Ludzie opalali się na trawce, a my zmęczeni i oblani potem. Chociaż wcale im nie zazdrościłam. Gdzieś tam były ze dwa małe podbiegi. Ludzie na nich stawali. Ja zamykałam oczy i po bólu. Minęliśmy Wawel. Dwa lata temu, podczas maratonu na rokach, najtrudniejszy moment miałam na odcinku z Bulwarów na Salwator. Delikatny podbieg (wtedy podjazd), na którym myślałam, że te rolki odepnę i wrócę pieszo. Zaczęłam się psychicznie nastawiać na to miejsce. Bez rolek okazało się ono bezproblemowe. Minęliśmy Salwator i już krótka prosta w kierunku Błoń. Tam spotkałam Patatajca. Trzymał się za nogę. Miał skurcz :(. Niestety, zanim przetworzyłam informacje i uświadomiłam sobie, że to był Krzysiek, już byłam dalej. Przykro mi, że go nie klepnęłam w ramię, nie pocieszyłam i nie dodałam otuchy. Błonia. Tyle razy tu biegałam. Tyle okrążeń zrobiłam. Jeszcze tylko niecałe dwa. Gdzieś pięćdziesiąt metrów przed sobą zobaczyłam Flądrę. Biegła już to drugie okrążenie. Ona przekraczała metę a ja zaczynałam ostatnie trzy i pół kilometra. Skrzydła mi rosły. Meta, meta już niebawem. Jeszcze kawałek pod wiatr i już ostatni kilometr w wiatrem. Pięćset metrów. Dwieście. I wyścig na ostatnich metrach. Wbiegliśmy równocześnie. 4:11:56 brutto (netto będzie około 4:10). Zadanie wykonane z nawiązką.

Prawie się rozpłakałam ze szczęścia. Gratulacje. Medal. Zdjęcia. Oszołomienie. To już? Już koniec?

Byłam zmęczona. Bardzo. Ale nie masakrycznie. O wiele gorzej się czułam po pierwszym półmaratonie. W sumie, jakby ktoś kazał, to mogłabym biec dalej.

Maraton ma słodki smak. Zbyt słodki. Dosłownie. Szybko do ust nie wezmę żadnego soku ani tymbardziej poweride.

Po maratonie spotkaliśmy się u Basi. Takiej pysznej kiełbaski, to ja w życiu nie jadłam. Patatajec, Mimik i Flądra wyglądali, jakby to był zwykły dzień. Jakby nie przebiegli maratonu. W ogóle nie było widać na nich zmęczenia. Jesteście wielcy! Gratuluję. Szczególnie Krzyśkowi, za to, że mimo skurczu dał radę i zameldował się na mecie. Następnym razem będzie lepiej :). Bo przecież będzie następny raz, prawda? Musisz pobiec, chociażby po to, by jeszcze raz się spotkać na tak pysznej kiełbasce. :)

Kończę, choć wszystkiego nie udało mi się napisać. Pewnie jeszcze będzie okazja. Zastanawiam się, co dalej. Czas troszkę odpocząć i obrać jakiś nowy cel. Może korona?

Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca. I dziękuję Wam za wsparcie w różnych momentach. Bardzo mi pomogliście.

KOMENTARZE
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
Awatar użytkownika
Alexia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1296
Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

Obrazek

META!
Jak widać, radość ze mnie, aż tryska. Obok biegacz, który towarzyszył mi przez te najtrudniejsze kilometry. I jeszcze się pościgał na końcu. Może tu gdzieś jesteś Andrzeju i ukrywasz się pod jakimś dziwnym nickiem?

Zastanawiam się nad kolejnym celem biegowym. Bez celu to jakoś dziwnie jest...

Edit:
Nie wiem jak zrobić, żeby to zdjęcie było odrobinę większe, bo w sumie nie widać tej radości.
"Ja biegnę beztrosko, bieg biorę za żart
Lecz ci co żartują zostają gdzieś w tyle."

Blog treningowy

Obrazek
ODPOWIEDZ